Forum Tokio Hotel
Forum o zespole Tokio Hotel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Latte+
Idź do strony 1, 2, 3 ... 19, 20, 21  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania Archiv
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
*stove*
Gość






PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 20:46    Temat postu: Latte+

To są te starsze części, które niestety usunęli mi niedawno ( i nadal nie mam pojęcia jak, gdzie i czemu) ale postanowiłam (za namową innych Grey_Light_Colorz_PDT_42 ) że jednak mimo wszystko będę kontynuowała moje pisanie...
Mimo plagiatu i mimo tego usunięcia...

Nową część dodam za chwilę... (ale teraz nie liczcie na jakiś przebłysk talentu, bo mam ciężkie dni... nic mi nie wychodzi... Grey_Light_Colorz_PDT_46 )

Pozdrowienia dla wszystkich z tego forum, którzy są mi bliscy... Wink


1.
Delikatnie zanurzyłam pędzel w farbie i spojrzałam na smukłą kobietę o prostej postawie, wpatrującą się we mnie z zawadiackim uśmiechem.
Zostawiła mnie na pastwę losu. Samą. Tak bez żadnego ostrzeżenia znikła z mojego życia.
A ja, mimo iż czułam, że coś się stanie, mimo, iż dręczyły mnie koszmary zapowiadające jej śmierć, śmiałam się ze swoich głupich myśli, ukazujących mi ją w małej trumnie.
Myślałam, że tak się nie może skończyć, że jest jeszcze za młoda, żeby mnie zostawiać... Jednak mimo wszystko, odeszła…
A ja teraz siedziałam w jej pracowni i malowałam jej portret.
Tak smutny, lecz przepiękny.
Każde spojrzenie, które rzucałam w jego kierunku, było pełne żalu, bólu, łez…
A te bez najmniejszego skrępowania spływały mi po zarumienionych od zmęczenia policzkach. Siedziałam już tam drugi dzień, drugą noc, bez jedzenia, picia, odpoczynku i malowałam jej portret, żeby nigdy nie zapomnieć tych delikatnych rysów twarzy, mocno czerwonych ust, ciepłych oczu…
Położyłam rękę na płótnie, przejeżdżając opuszkami palców po jej policzku.
-Mamo… nie zostawiaj mnie… - szepnęłam i po raz kolejny pędzel wypadł mi z rąk spadając na ziemię, a ja włożyłam twarz w ręce i zaczęłam gorzko płakać.
Wstałam z wysokiego krzesła, ustawionego przed sztalugą i zaczęłam kończyć jej portret na stojąco. Wszystko już mnie bolało. Czułam się tragicznie… Nie mogłam już dalej siedzieć.
Wymieszałam róż z żółcią, brązem oraz bielą, spojrzałam na mamę i kolejny raz przejechałam pędzlem po jej smukłym policzku, uwydatniając jej kości policzkowe.
W końcu, gdy po trzech godzinach każdy nawet najmniejszy kawałek płótna był zamalowany, spojrzałam na małą kopertę leżącą na stole obok palety z farbami.
Była lekko zżółkniała z małymi kwiatuszkami narysowanymi przez mamę, a na niej widniał tekst napisany czarnym atramentem wprost z jej ulubionego pióra… „Dla Amelii”.
Poczułam lekkie ukłucie w sercu.
Dlaczego nie powiedziała mi o tym wcześniej?
Czemu wciąż okłamywała mnie, że ojciec zginął?
Że wyszedł z domu i już nie wrócił?
Dlaczego nie powiedziała mi, że ten mieszka na drugim końcu Niemiec?
Rozpłakałam się jeszcze głośniej. Czułam się taka samotna… puste ściany, które i tak będę musiała niedługo opuścić. Dlaczego? Ze względu na długi…
Malarstwo nie przyniosło mamie większych zysków, a wciąż przychodziły rachunki za prąd, wodę, gaz, mieszkanie…
Napisała w liście, że rozmawiała z ojcem przed jego wyprowadzką i powiedziała mu o swojej chorobie… Poprosiła go o zaopiekowanie się mną, gdy jej już na tym świecie zabraknie.
Nie chciałam sprzeciwiać się ostatniej woli matki, więc postanowiłam, że posłucham jej i udam się do Magdeburga, żeby poznać tego, który mnie tak bezczelnie zostawił…
Poznać go i uprzykrzyć mu życie…

Rzuciłam się na łóżko. Tym razem już nie płakałam. Czułam w sobie tylko coś, co ja określiłabym pustką… Zero uczuć… Tak jakbym nie leżała w domu gapiąc się w sufit, lecz latała w obłokach, czując jednak smutek, zamiast niepohamowanej radości.
To był ostatni dzień pobytu w tym domu… Chciałam go zapamiętać…
Wszystkie wspomnienia wiązały się właśnie z nim, a ja go musiałam po prostu opuścić…
Gdyby ktoś mi o tym powiedział jakiś miesiąc temu, roześmiałabym się mu w twarz.
A teraz… Teraz nie było mi do śmiechu.

Wyrzuciłam z plecaka wszystkie książki i postanowiłam je sprzedać, żeby mieć więcej
pieniędzy na pociąg. Właściwie to matka zostawiła mi tylko 50€, a to mało jak na podróż na drugi koniec kraju.
Myślałam, że dzięki sprzedaży książek, będę miała trochę więcej pieniędzy, żeby bez żadnych problemów dostać się do domu ojca.
Tylko, kto w środku roku szkolnego kupiłby ode mnie takie szmatławce?
Nie byłam bogata, więc większość rzeczy miałam kupione od innych, a te były przeważnie już używane, więc mało która osoba chciała zapłacić mi za coś, co rozleci się w pół miesiąca.
I rozumiałam ich… rozumiałam ich dokładnie… Ale, co ja miałam teraz zrobić, gdy starczało mi na tylko jedną przesiadkę?
Razem były dwie. Czyli potrzebowałam trzech biletów, z których każdy kosztował połowę tego, co miałam. I na dodatek musiałam coś jeść, gdzieś spać…
W końcu nie znałam nawet adresu ojca, więc mogłam tygodniami błąkać się po tym mieście…

Postanowiłam jednak nie marnować czasu i spakowałam do plecaka szkolnego potrzebne rzeczy oraz coś, co mogłabym sprzedać.
Wiele tego nie było…
Łańcuszka po matce nie oddałabym nikomu.
Został tylko pozłacany zegarek, który nie działał już, kiedy miałam osiem lat.
Czy ktoś będzie chciał takie coś ode mnie kupić?
Mimo wszystko, wyszłam z pokoju z plecakiem i przywiązanym do niego obrazem, po czym ruszyłam w stronę oddawania makulatury, by wzbogacić się choć trochę.
Dostałam ledwo, co 4 €.
U jubilera, sprzedawca roześmiał się na widok zegarka i wyrzucił mnie ze sklepu, głośno przeklinając.

Minęły dwie godziny, a ja czekałam na pociąg siedząc na stacji kolejowej z biletem w ręce.
W oddali zobaczyłam dwóch chłopaków z chytrym uśmieszkiem zwróconych w moją stronę.
Odruchowo złapałam za plecak, mając złe przeczucie, że oni chcą mi coś ukraść, albo może zgwałcić i zostawić bez niczego na dworcu.
Poczułam lęk, gdy obaj nagle podeszli do mnie, siadając obok na ławce.
-Cześć mała… - szatyn z krótkimi włosami postawionymi na żel i z czarną koszulką, wyszczerzył zęby w moją stronę.
-Czego? – Burknęłam w odpowiedzi kładąc plecak na kolana i nie patrząc w ogóle w ich stronę. Nagle poczułam rękę na swoim policzku i momentalnie odwróciłam się do nich.
-Mała księżniczka ucieka z domu? – Roześmiał się drugi, blondyn ze szparą w zębach.
Poczułam, że jednak mimo wszystko nie jestem tam bezpieczna, więc wstałam i odrzekłam w ich stronę:
-Nie jestem małą księżniczką, więc nie kładź swoich brudnych łap na moim policzku… I nie mam zamiaru z wami rozmawiać… Do widzenia… - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie, zostawiając ich w tyle.
Był kwiecień, miesiąc, który wywoływał w moich rudych włosach blask… A na twarzy zawsze wtedy gościł uśmiech… Lecz nie teraz…
Tym razem nie uśmiechnęłam się ani razu… W oczach nie było już tego błysku, a ja cała, byłam przygnębiona i… bezradna.
Teraz liczyło się tylko to, żeby wsiąść do tego durnego pociągu i jak najszybciej znaleźć się u ojca… wiedziałam, że jeśli już tam będę, on mimo wszystkich moich chamskich odzywek nie wyrzuci mnie z domu… Więc czułam się jeszcze pewniejsza jeśli chodzi o poważną rozmowę o nas i tym co stało się szesnaście lat temu.
Usłyszałam cichy stukot i odwróciłam się w drugą stronę. Zza zakrętu wyjeżdżał pociąg, którym za chwilę miałam pojechać w stronę Magdeburga…
Wręcz pociąg do przyszłości…


2.
Weszłam do środka. Zapach papierosów unoszący się w ciemnym dymie krążącym po przedziałach… Odgłos gwaru, ludzie zajęci sobą, obojętni na innych…
Postanowiłam zlekceważyć to i poszukać przedziału, którego numer widniał na bilecie. Omijałam zupełnie mi obce osoby, co chwilę przypadkiem szturchając którąś w ramię, albo nadeptując jej na nogę, a w tłumie dało się słyszeć tylko poszczególne ciche jęki, lub błagalne ‘przepraszam’ powtarzane w nieskończoność.
Przymknęłam oczy w bólu słuchając tych wymian słów, aż dotarłam do pożądanego przedziału.
Siedziała tam grubsza około sześćdziesięcioletnia kobieta w różanym kapelusiku na głowie, obdarzonym małym, za pewnie sztucznym, żółtym kwiatuszkiem.
Na jej twarzy nie było widać szczęścia, a wręcz przeciwnie, naburmuszona wpatrywała się w jakiś punkt nad oknem, ściskając małą torebkę w lewej ręce.
Obok niej siedziała szczupła brunetka o morderczym spojrzeniu, które momentalnie padło w moją stronę, świdrując mi dziurę w brzuchu, co spowodowało nagłe spuszczenie wzroku na dziewczynkę siedzącą na jej kolanach. Ta była równie mroczna jak jej opiekunka. Wzdrygnęłam się na myśl o wychowywaniu dzieci w ich domu i zajęłam miejsce naprzeciw nich.
-Dzień dobry się mówi panienko! – Odrzekła czarnowłosa poprawiając okulary na nosie i ze złością wlepiła swoje ciemne oczy w moją osobę.
-Zapamiętam… - warknęłam cicho w odpowiedzi, a ona zmrużyła powieki i znów spojrzała w gazetę udając, że kompletnie jej nie obchodzę.
Więcej w przedziale nikogo nie było, a mimo to czułam się tak, jakbym wśród tłoku nie mogła nawet ruszyć ręką. Tylko wykonałam choćby malutki gest, czarnowłosa momentalnie podnosiła wzrok znad prasy, by tylko przyjrzeć się dokładniej moim ruchom.
Westchnęłam głośno i położyłam się na siedzeniu, opierając głowę o plecak.
Zamknęłam oczy, myśląc, że skoro do tej pory nie zasnęłam, już nic nie zachęci mnie do snu, lecz niewiadomo kiedy, nieświadomie przeniosłam się do ciemności, otaczającej moją głowę, gdzie każda godzina wydaje się być ułamkiem sekundy.
Nie śniło mi się nic. Czarna pustka, która tylko koiła moje zmysły i doprowadzała mnie do właściwego stanu…

Obudziłam się następnego dnia rano.
W przedziale już nie było kobiet, z którymi zdążyłam zapoznać się wzrokowo poprzedniego dnia, jednak nie byłam tam sama. W drugim rogu pomieszczenia siedział wysoki mężczyzna przyglądający mi się z uwagą. Podniosłam się z pozycji leżącej i wolno spuściłam nogi na ziemię, zasłaniając usta w głębokim ziewnięciu.
-Czemu pan tak na mnie patrzy? – Zwróciłam się do mężczyzny, a ten wstał i podał mi swoją rękę zupełnie zmieniając temat:
-Jakiś dwóch chłopaków wybiegło na ostatnim przystanku z pieniędzmi w rękach, zobacz, czy nic ci nie zabrali… - spojrzałam na niego z dziwnym wyrazem twarzy, tak jakbym nie była pewna, czy to byli ‘jacyś chłopacy’, czy dziwnym przypadkiem on.
-Czemu pan myśli, że akurat MI mieliby coś zabrać? – Spytałam z lekką drwiną w głosie, patrząc z uwagą, na jego wciąż mocno zaciśniętą dłoń na moich palcach.
Momentalnie mnie puścił i siadając powrotem na swoim miejscu, wyjął paczkę papierosów z teczki, zapalił jednego i bezczelnie wypuszczając dym prosto w moją twarz, odrzekł:
-Ponieważ leżałaś tu sama, na dodatek śpiąc… czemu nie miałyby być to Twoje pieniądze? – Założył nogę na nogę, przyglądając się z zadowoleniem nowo wypastowanym zamszowym butom, zupełnie ignorując moją obecność.
-Skoro tak się pan o mnie martwi, dlaczego pan nie zrobił niczego, żeby odzyskać te pieniądze? – Parsknęłam śmiechem jednocześnie dla własnego bezpieczeństwa, odpinając plecak, żeby sprawdzić czy banknoty są na swoim miejscu.
-Kochanie… - zaczął, kolejny raz zaciągając się dymem… co sprawiło, że przeszłam ze zdziwienia przez złość, do wręcz stracenia panowania nad sobą.
-Tylko nie kochanie… - mój głos stał się twardy i niemiły, lecz nic dziwnego, skoro nie pałałam do niego sympatią…
-No dobrze… słonko… - ‘poprawił się’ a ja walnęłam pięścią w fotel i posłałam mu mordercze spojrzenie, mając nadzieję, że zrozumiał. Jednak chyba nie mógł chwalić się ilorazem inteligencji, bo kontynuował. – Ponieważ nie interesuje mnie niesienie pomocy ludziom, takim jak ty… - zmarszczyłam brwi i spojrzałam do plecaka.
Rzeczywiście, biletów nie było! –Jeśli zrobisz mi mały numerek, opłacę Ci dojazd do domu… - odrzekł spokojnie, a ja podeszłam do niego, walnęłam go w twarz, zostawiając na jego policzku czerwoną smugę i warknęłam:
-Marzy pan… - po czym wyszłam głośno szurając zniszczonymi już trampkami po podłodze.

*

-Którędy do Magdeburga? – Spytałam wysokiej kobiety podlewającej ogródek.
Piętnaście minut wcześniej opuściłam dworzec, bez żadnego nawet najmniejszego centa i starałam się wbić w siebie myśl, że uda mi się samej dotrzeć do celu.
Ale czy to było prawdopodobne? Ani trochę.
Gdyby nie ukradli mi tych pieniędzy, teraz jechałabym drugim pociągiem i za trzecim razem łatwiej by mi było przejść krótki odcinek pieszo, a tak? Dwa razy dłuższa droga do pokonania. Setki kilometrów, których nawet nie byłam w stanie przejść.
Kobieta wybuchła śmiechem.
-Idź w tą stronę, może za dwa lata dojdziesz… -to mnie jeszcze bardziej zdołowało.
Czy każdy człowiek, którego spotkam, musi mi się bezczelnie śmiać w twarz?

Minęło pięć godzin, a ja wręcz doczołgałam się do autostrady.
Rozejrzałam się dookoła i widząc, że chwilowo nikt nie jedzie, usiadłam na poboczu, wyczekując jakiegoś samochodu, który w tym momencie uratowałby mi życie.
Chłodny wiaterek muskał delikatnie moją twarz, a słońce raziło mnie, zupełnie nie pozwalając skupić się na żadnej myśli. Wreszcie odpoczywałam, po długiej, męczącej, pieszej wędrówce. Zamknęłam oczy i znów zobaczyłam przed sobą matkę, uśmiechającą się promiennie w moją stronę.
-Mamo… czemu muszę tak cierpieć? Jesteś pewna, że dobrze robię? Nie lepiej byłoby, gdybym popracowała najpierw dla Państwa spłacając długi, a potem wylądowała w domu dziecka? – Szepnęłam do siebie, wciąż nie mając pojęcia, co robić…
Wreszcie usłyszałam warkot silnika. Poderwałam się na nogi, łapiąc torbę i widząc z lewej strony nadjeżdżający samochód wystawiłam rękę machając nią błagalnie.
Samochód zwolnił i stanął przy mnie, a zza przyciemnianej szyby, wyłoniła się głowa jakiejś kobiety, o jasnej cerze, mocnych rysach twarzy i ciemnych włosach.
-A gdzie to panienka się wybiera? – Spytała zakładając sobie kosmyk włosów za ucho.
Przyjrzałam się jej i widząc po jej minie, że nie ma chyba złych zamiarów, odparłam:
-Do Magdeburga… -Kobieta uśmiechnęła się z troską i odwracając się do tyłu, otworzyła mi tylne drzwi.
-To wsiadaj, ale podwiozę Cię tylko do połowy drogi… - skinęłam głową i posłusznie wsiadłam do środka. Na siedzeniu obok mnie zobaczyłam dziewczynę, odwróconą do mnie tyłem, która wpatrywała się w jakiś punkt za oknem, widocznie nie bardzo zadowolona z mojego pobytu.
Nie przejęłam się tym, bo przecież nie chciałam zdobywać tu przyjaciół, ale dotrzeć do ojca… I oby tak się stało…

3.
Jechaliśmy trzy godziny…
Ja, pochłonięta w rozmyślaniu o przyszłości…
Kobieta za kierownicą, spokojnie prowadząca samochód, lecz niespokojna na fakt, iż wiezie osobę, o której nic nie wie…
I dziewczyna, zapewne córka kierowcy, nadal zapatrzona w jakiś punkt za oknem.
Może to było niebo, może kawałek wciąż uciekającej drogi, a może trawy, drzewa, łąki…
Nie miałam najmniejszego pojęcia.
Zignorowałam je i dalej rozmyślałam o matce, ojcu, Magdeburgu… Co ja tam będę robić? Zapisze mnie do szkoły, wyśle na zakupy, da osobny pokój i co? Będzie mnie kochał? Roześmiałam się drwiąco w myślach.
Kochał…
A czy on w ogóle wie, co to słowo znaczy?! Zostawił nas… Gdybym wywoływała u niego jakieś głębsze uczucia, zostałby ze mną… Opiekowałby się nami… A teraz nie jechałabym autostopem, żeby go znaleźć… Tak bardzo nienawidziłam go za ten brak jakiegokolwiek przywiązania do mamy… Brak szacunku wobec rodziny… Brak miłości… a bez niej był nikim… Pustym człowiekiem bez najmniejszej wartości, zapatrzonym tylko i wyłącznie w swoje męskie ego.

W końcu dotarliśmy do jakiegoś małego miasteczka, skąd miałam już sama wyruszyć dalej.
Pożegnałam się z kobietą, nie zwracając uwagi na dziewczynę i podążyłam we wskazanym kierunku. Plecak ciążący na moich ramionach, coraz bardziej przeszkadzał mi w swobodnym poruszaniu się. Co jakiś czas na drodze pojawiał się samochód, na co już instynktownie reagowałam wystawiając rękę i z nadzieją czekając na reakcje kierowcy. Niestety bez skutku. Widocznie tylko raz ma się szczęście, a potem przychodzą chwilę zwątpienia. Taka też właśnie zagościła w moim sercu.
Załamałam się, płacząc po raz kolejny tego tygodnia i przeklinając wszystko, co się tylko da, jednak wciąż idąc dalej…
Teraz już nie było sensu się cofać…
Głód… od przedwczoraj nie miałam nic w ustach…
Zmęczenie… Tyle drogi już przeszłam…
Chęć poddania się… W końcu nie miałam pewności, czy ojciec nadal tam będzie mieszkał… I to mnie martwiło najbardziej. Jeśli okaże się, że przeniósł się w inne miejsce, będę zmuszona do podzielenia losu wielu bezdomnych, głodnych i opuszczonych…
Niedawno jeszcze z obrzydzeniem patrzyłam na ludzi śpiących na dworcach, od których czuć było jedynie alkohol… a teraz… mogłam się stać jedną z nich…

Znalazłam się w kolejnym małym mieście. Okazało się, że był tam ‘dzień targowy’, co ucieszyło mnie niezmiernie.
Ludzie zbierali się ze wszystkich pobliskich wsi, żeby móc trochę zarobić na owocach, własnych wyrobach, ubraniach…
Zobaczyłam ogrodzony plac, pełen osób kupujących, sprzedawców, gapiów…
A gdy przechodziłam obok wypolerowanych starannie jabłek, soczystych gruszek, krwistoczerwonych wiśni, mój głód stał się jeszcze potężniejszy.
Poczułam, że nie wytrzymam ani chwili bez czegoś w ustach, więc zagadując sprzedawczynię, chwyciłam jedno jabłko i chowając je do kieszeni, uciekłam jak najdalej, żeby móc nacieszyć się boskim smakiem zwykłego owocu.
Zachłannie odgryzałam coraz to nowy kawałek, ciesząc się tą chwilą jak żadną inną.
W końcu wyrzuciłam za siebie ogryzek i znów wyruszyłam w poszukiwaniu nowych ‘zdobyczy’.

Godzinę później w kieszeniach miałam już paczkę dropsów, pomidora, gruszkę, garść rodzynek i pomarańczę.
A gdy opuściłam miasteczko, wszystko wylądowało w plecaku, który przez to stał się jeszcze cięższy. Z każdym krokiem wydawałam z siebie ciche jęki, żaląc się swoim myślom z własnego niepowodzenia, lecz jednocześnie ciesząc się, że będę miała co jeść.

Nastał wieczór, zrobiło się ciemno… Moje ciało zaczął ponosić strach.
Każdy szelest liści, każde skrzypnięcie czy trzask wywoływało u mnie panikę.
Jak ja bardzo chciałam być w domu… Wejść do wanny i zanurzyć się w gorącej wodzie pełnej piany… Albo położyć się do łóżka i nie wstawać do południa…
Marzyłam o tym, żeby wszystko było tak jak kiedyś, żebym mogła przytulić się do mamy i uśmiechnąć się na widok jej rozpromienionej twarzy.

Samochód.
Reflektory rozświetlające drogę… Co mi szkodzi?
Nie jechał zbyt szybko, więc mogłam spokojnie wykorzystać swój nie do końca mądry spryt.
Wyszłam na drogę. Pisk opon, głośny trzask, ja leżąca na jezdni, udając zupełnie nieprzytomną.
A jednak mimo wszystko, czułam ból, który coraz mocniej dawał o sobie znać od głowy po zmęczone stopy.
Byłam ranna, ale nic poważnego się nie stało.
Trzask otwieranych drzwi i głośny jęk jakiegoś mężczyzny, który ze strachem podbiegł do mnie.
Otworzyłam oczy i wykrzywiłam usta w grymasie, oznajmiającym mu, że wszystko mnie boli.
-Ni Ci nie jest? – Spytał niskim głosem, klękając tuż obok mnie.
Zmrużyłam oczy i przekręciłam się na bok.
-Nie, jasne czuje się świetnie, nic mnie nie boli, a to uderzenie to był tylko debilny żart, pacanie… Oczywiście, że coś mi jest! – Wybuchłam i powoli starałam się podnieść z asfaltu, ale on złapał mnie za ramiona i odrzekł:
-Chodź, w samochodzie mam apteczkę, opatrzę Cię… - podniósł mnie i zaniósł do samochodu, po czym położył na tylnym siedzeniu i zaczął przemywać wodą utlenioną moje rany. Głośno syknęłam, przymykając oczy, żeby nie patrzeć na krew swobodnie spływającą po łokciu.
Jeśli chłopak okaże się być dobrodusznym, zabierze mnie do domu i pozwoli zasnąć w swojej sypialni…
Błagałam żeby tak było.
-No, już… - odezwał się czule, a ja udałam, że zasnęłam. –Och… No dobrze, skoro tak… - jego głos nabrał nutę ironii i po chwili słychać było ponowne zatrzaśnięcie drzwi, a samochód ruszył.
Odetchnęłam z ulgą i tym razem naprawdę przeniosłam się do krainy snów.

Obudziłam się w małym zagraconym pokoju, gdzie każda rzecz wydawała się być starociem przyniesionym ze strychu babci, a mimo to, było tam bardzo przytulnie…
Przetarłam oczy, wstałam z łóżka i powoli wyszłam z pokoju. Trafiłam na uśmiechniętą twarz około trzydziestoletniego mężczyzny, która przybrała chytrego wyrazu widząc mnie.
-Co ja tu robię, hę? –Wytrzeszczyłam oczy, patrząc prosto w jego zielone tęczówki.
-A skąd ja mogę wiedzieć?! To ty mi wpadłaś pod samochód!
-Przepraszam bardzo, ale nie ja wpadałam pod samochód, tylko samochód wpadł na mnie… Do widzenia… - odrzekłam, w myślach dumna z siebie i chwytając plecak, leżący na starej, lakierowanej komodzie z mosiężnymi klamkami, otworzyłam pierwsze lepsze drzwi. Łazienka. Za sobą usłyszałam głupkowaty śmiech, należący z pewnością do mojego „wybawcy”.
Zmarszczyłam brwi.
-Gdzie tu się wychodzi?! –Ten uśmiechnął się jeszcze szerzej i wskazał dużą klamkę umieszczoną w materiale opinającym drzwi wyjściowe.
Posłałam mu mordercze spojrzenie i wyszłam, a gdy drzwi za mną się zamknęły, zorientowałam się, że buty i bluza zostały w środku…
Chwyciłam za klamkę, szarpiąc nią. Nic. Zadzwoniłam dzwonkiem. Nic. Zapukałam. Nic… W końcu zaczęłam walić pięściami w drzwi, żeby tylko mi otworzył…

…Na próżno…

4.
-Ty pieprzony padalcu, otwieraj!! – Wrzasnęłam nie przerywając uderzania pięściami w drzwi, co miało spowodować zachęcenie go do oddania mi moich własności. Na próżno.
Czy byłam świadoma, że on to zrobił ze względu na moje niezbyt miłe zachowanie wobec niego? Oczywiście, ale fakt ten doprowadzał mnie do jeszcze większego szału…
Czemu facetem w tym samochodzie musiał się okazać taki bezuczuciowy drań?
A czy ja byłam ‘uczuciowa’?
Nie… Lecz mimo wszystko miałam do niego pretensje…
Po piętnastu minutach odpuściłam, widząc jego roześmianą minę w jednym z okien.
-Bawi cię to… - warknęłam i usiadłam na schodkach prowadzących do jego jednorodzinnego domku.
Zapach soczystej trawy, woń kwitnących kwiatów, chamski śmiech dochodzący zza okna… Bajka… Tylko, czemu musiałam być Czerwonym Kapturkiem trawionym właśnie przez najedzonego mną wilka?
Drzwi się otworzyły, a Brunet usiadł koło mnie. Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona ze złości, tak, że w zupełności mogłam zostać tym Kapturkiem.
-Coś za coś… - odparł spokojnie –Dasz mi buziaka, a ja dam ci buty i bluzę… - Parsknęłam śmiechem pokazując mu wyrazem twarzy, że totalnie zwariował.
Po chwili jednak, spojrzałam na swoje skarpetki i już zrezygnowana przymierzałam się do pocałunku w policzek, gdy ten wypalił:
-Nie-e… tak by było za prosto… - Wstałam i poszłam do furtki, otwierając ją wściekła i nie zważając na to, że nie mam butów wyszłam z ogródka kierując się w lewo. –A ty, chociaż wiesz, gdzie idziesz? – Odezwał się, mówiąc do moich pleców.
-NIE I NIE WIEM CZY W OGÓLE DOJDĘ, BO MOŻE JESZCZE NIE ZAUWAŻYŁEŚ, ALE NIE MAM BUTÓW!!! – Wrzasnęłam, kopiąc z całej siły puszkę leżącą na chodniku.
Myślałam, że zaraz rozerwę się na strzępy, rozwalę pierwsze, co stanie mi na drodze, albo jeszcze lepiej, zatłukę wałkiem głupiego chłopaka, śmiejącego się ze mnie do łez…
-Zauważyłem… - jego ton był zdecydowanie bardziej opanowany, co doprowadziło mnie do jeszcze większego napadu furii. W pewnym momencie zastanowiłam się, czy on przypadkiem nie jest narkomanem, skoro w przeciwności do mnie jest taki opanowany i spokojny. –To, co? – Spojrzał na mnie z cwanym uśmieszkiem.
Wróciłam do ogródka, podeszłam do niego i gdy już miałam zbliżyć się, żeby go pocałować w usta, chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi do domu, wchodząc do środka.
Teraz to ja byłam górą i to ja mogłam mu się śmiać w twarz.

*

-Żegnaj… - powiedziałam beztrosko, machając mu przed nosem swoją bluzą. Włożyłam buty i posyłając brunetowi buziaka wyszłam z ogrodu idąc w stronę mocno grzejącego już słońca.
Południe. Żar lejący się z nieba w połowie kwietnia. Przecież to jest nienormalne.
Kolejny raz przetarłam rękawem czoło, głośno wzdychając.
Jeśli przez następne kilka dni będzie tak samo, nie zdołam dojść do ojca żywa.
Upiekę się, jak jajko sadzone na patelni.
Po pół godzinie wyjęłam z plecaka pomarańczę i obdzierając ją ze skórki, zanurzyłam zęby w soczystym lekko kwaskowatym miąższu. Tym sposobem zaspokoiłam swoje pragnienie na jakiś niedługi czas… Ciesząc się, że w ogóle miałam jakiś płyn w ustach.

Wreszcie stanęłam przy jakiejś autostradzie. Teraz mogłam iść w stronę Magdeburga, z nadzieją, że weźmie mnie ktoś do swojego samochodu… A nadzieja ta była tak duża ze względu na plecak, ciążący mi na barkach…
Co chwilę wystawiałam rękę w stronę jezdni.
Tylko dlaczego wszyscy kierowcy zachowywali się tak jakby mnie w ogóle tam nie było?
Czemu ignorowali moje ‘wołanie o pomoc’?

Wielka niebieska tablica z nazwami miast, które pojawią się niedługo…
Magdeburg… Magdeburg… Magdeburg… JEST!
Czekało mnie jeszcze kilkaset kilometrów i wreszcie dojdę tam, gdzie nikt o mnie nie pamięta, gdzie ludzie będą z pogardą patrzyli na takiego rudzielca idącego ulicą w poszukiwaniu własnego miejsca na Ziemi, a ja byłam wręcz pewna, że go tam nie znajdę…
Ojciec w końcu musiał mnie przygarnąć, ale co będzie, jeśli mnie nie zaakceptuje?
Pewnie dawno już znalazł sobie inną partnerkę, ma dzieci i duży dom z ogrodem, psa…
Tylko czy wśród tego ciepła ogniska rodzinnego, znajdzie się miejsce dla mnie?
A nawet, jeśli… On mnie przecież nie zna! Nie wie, co lubię jeść, pić, w co się ubieram, czego słucham, jak żyję, jak myślę, co czuję… Nie będzie mógł być moim OJCEM, jeśli nie będzie nawet wiedział jak mam na imię… A może jednak… Może zapamiętał? Może mama mówiła mu o mnie?

-Hej! Zawiozę Cię gdzie tylko chcesz, jak sprzedasz mi ten obraz, który masz przymocowany do plecaka – Obróciłam głowę w lewo i zobaczyłam samochód, ( który najwidoczniej musiałam przeoczyć, w tym zamyśleniu) a w otwartym oknie kobietę uśmiechającą się do mnie promiennie. Parsknęłam śmiechem.
-Nie… przykro mi… - spuściłam głowę, dalej idąc przed siebie.
Słyszałam tylko warkot silnika, wiatr obijający mi się o uszy i cichy jęk kobiety, która z zawodem na twarzy dalej prowadziła samochód tuż obok mnie.
-A gdzie idziesz? – Spytała jakby nigdy nic, mając nadzieję, że jednak skuszę się, wiedząc, jaka odległość jest jeszcze do pokonania…
-Szukać swojego miejsca na świecie… - odparłam patrząc przed siebie i idąc dalej.
Chciałam ją jak najszybciej spławić, lecz ta nieugięta, widocznie bardzo zainteresowała się moją ‘twórczością’, bo dalej nie ustępowała.
-Podwiozę Cię tam… wskakuj… - powiedziała rozpromieniona, a ja po raz kolejny spojrzałam w jej kocie oczy, szukając w nich, choć odrobinę wyższości. Nic.
-Nie… sama trafię… ale dziękuję… -uśmiechnęłam się z przymusem i poprawiłam plecak na ramieniu.
Bordowy pojazd odjechał, a ja ze złością wlepiłam w niego oczy, odprowadzając go aż do zakrętu, za którym zniknął. Odetchnęłam.
Za nic w świecie nie oddałabym niczego związanego z mamą.
To była jedyna osoba na świecie, do której tak bardzo się przywiązałam.
Nie mogłam sprzedać największej pamiątki, w którą wsączone były moje łzy…

*

Wieczór.
Zapadał zmrok, a ja wciąż szłam przed siebie, widząc już miasto, które było moim celem. Małe światełka, delikatnie mrugające do mnie z takim uczuciem… Blaskiem…
Przymknęłam oczy, a te białe plamki rozszerzyły się tworząc długie smugi światła, rozpraszające się przez rzęsy.
Zapach spalin, chłód powodujący drżenie mojego ciała, wiatr, zachodzące słońce… No i ból w psychice, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej dokuczliwy.
Ojciec, matka, ja…
To wszystko teraz kłębiło mi się w głowie, nie pozwalając mi normalnie myśleć.
Minęła godzina. Ciemność zalała wszystkie pola znajdujące się naokoło mnie… Gdyby nie autobus przejeżdżający drogą i kobieta, która zapłaciła za mój bilet, teraz byłabym jeszcze daleko, daleko w tyle…
Cieszyłam się jak małe dziecko, gdy miła staruszka, powiedziała, że ma dziś urodziny i stawia mi bilet, bo tak bardzo przypominam jej ją, jak była młoda…
Nierealne? A jednak…
-Witamy w Magdeburgu… -szepnęłam do siebie, przecierając rękawem łzy sączące mi się po policzkach. –W pieprzonym Magdeburgu…

5.
Samochód.
Jasne światła kolejny raz rażące moje oczy.
Warkot silnika.
A mi się tak bardzo chciało spać…
Miałam jeszcze raz rzucić się pod samochód? Na myśl o ranach, które poprzedniego wieczora musiały być tak boleśnie przemywane wodą utlenioną, przeszły mnie ciarki.
Ryzykować po raz kolejny? Narażać swoje życie?
Obejrzałam się za siebie.
Jeszcze zdarzę.. – Przeleciało mi przez myśl – Szybciej debilko, szybciej! – Krzyczałam już na siebie, widząc jak samochód coraz bardziej się przybliża. Wyszłam na drogę i myśląc, że to było moim najgorszym ruchem w życiu… zdążyłam przed uderzeniem.
Przeklinałam się w myślach słysząc (tak jak i poprzedniego wieczora) pisk opon, otwierane drzwi i kroki… Dużo kroków… Zdecydowanie za dużo…
-Boże! I co zrobiłeś debilu?! – Usłyszałam jakiś niski męski głos za głową.
-JA?! To, to coś wepchnęło mi się pod samochód!
-Jak to coś?! Kto to w ogóle jest?! Tom przynieś latarkę! Jest pod siedzeniem pasażera…
-Robi się… - odrzekł ‘Tom’ i kolejny raz usłyszałam kroki… tym razem pojedyncze…
-Bill, ten ktoś… ta dziewczyna… jest nieprzytomna… - odezwał się znów głos kierowcy.
-No to, co?!... O NIE! NIGDY!
Oni tam walczyli o moje życie, a ja z zamkniętymi oczami zastanawiałam się, czemu ‘Bill’ się tak przed czymś wzbrania. –Nie, JA nie! Tom jest w tym dobry… - roześmiał się, a ja coraz bardziej rozmyślałam o co im chodzi…
-Ale Tom… O! Tom… -Coś zaświeciło mi w oczy.
Latarka.
-O BOŻE! To przecież…
Usłyszałam głośny oddech osoby zza moich pleców i miałam ochotę poderwać się z piskiem. Co tam się działo, że oni wszyscy byli tacy… DZIWNI?!…
-Bill szybciej! –Nagle światło coś przysłoniło… Zrobiłam się jeszcze bardziej niespokojna…
Co oni tam robią?! Okradają mnie?!

-Weź te usta, zboczeńcu!! – Wrzasnęłam nagle czując oddech na moich wargach i momentalnie podniosłam się do pionu. Metoda usta-usta skutecznie podziałała, z tym wyjątkiem, że ten ktoś nie zdążył mi wepchnąć powietrza do płuc.
-Przepraszam! Myślałem, że jesteś nieprzytomna! – Odezwał się wysoki chłopak z czarnymi włosami do ramion, patrząc na mnie z dziwnym wyrazem twarzy…
-Wyłącz tą latarkę! I w ogóle, co wy tu robicie?! – Wydarłam się zasłaniając twarz ręką, tak, żeby światło nie raziło mnie w oczy.
-A, CO TY TU ROBISZ?! –Spytał chłopak, który wtedy, gdy jeszcze leżałam, kucał za moją głową…
Wstał i podszedł do mnie przytulając się, tak jakbym uratowała mu życie tym, że się tam pojawiłam – Dobrze, że nic Ci nie jest…- Zmarszczyłam brwi i lekko go odepchnęłam.
-Słuchaj koleś, nie znam Cię, ale może byś się trzymał z daleka, co?! –Wszyscy obdarzyli mnie dziwnym spojrzeniem, a ja nadal nie wiedziałam, o co im chodzi.
-Yyy… jutro sobie pogadacie, dziś wracamy do domu… I odwieziemy Cię, kochana, ale dopiero jutro rano ok.? – spojrzałam na blondyna uśmiechającego się do mnie czule i odwzajemniłam jego uśmiech... Potem zastanawiając się dlaczego…
Wszyscy wsiedli do samochodu oprócz mnie i chłopaka trzymającego latarkę, który wciąż nie odrywał ode mnie wzroku…
-Co się stało, że tu jesteś? – Spytał nagle, wciąż wpatrując się w moje rysy.
-Właśnie szłam do ojca… - szepnęłam cicho, podnosząc plecak z ziemi i idąc w jego stronę, by ominąć go i wsiąść do samochodu razem z innymi.
Gdy już lekko otarłam się ramieniem o jego bluzkę, poczułam, że łapie mnie w pasie, nie pozwalając przejść.
Podniosłam jedną brew patrząc na niego z oczekiwaniem. Ten delikatnie zaczął muskać moją szyję wargami, wciąż mocno mnie do siebie przytulając.
Plask!
-Ała! Co Ci się stało?! –Spytał z bólem, masując swój policzek, a ja dopiero teraz zobaczyłam, że pod wielką czapką ma dredy.
-CO MI SIĘ STAŁO?! TO TY SIĘ NA MNIE RZUCASZ, NIE JA! –Wrzasnęłam, po czym wsiadłam do samochodu trzaskając za sobą drzwiami i trafiając na zaskoczone miny pozostałych chłopaków. –Co jest?- Burknęłam patrząc na nich ozięble i oparłam się o swoje siedzenie, zamykając oczy i ciesząc się tą chwilą.

*

Otworzyłam oczy, widząc nad sobą twarz, którą zapamiętałam najlepiej.
Chłopak z kolczykiem w wardze i głową pełną dredów, o orzechowych tęczówkach, wpatrzonych w moje usta. Przygryzłam wargę, a on skierował wzrok na źrenice.
-Dzień dobry… - szepnął i już chciał mnie pocałować, gdy ja odwróciłam głowę i usiadłam podpierając się rękami.
-Cześć… -burknęłam cicho.
-Co się dzieję? Od wczoraj mnie unikasz… - powiedział przygnębiony i usiadł koło mnie.
-Jak to OD wczoraj?!- Spytałam odgarniając włosy z ramion i zakładając je na plecy, a on dotknął mojego policzka i delikatnie przejechał kciukiem po mojej skórze.
Już totalnie gubiłam się w tym wszystkim… Nie rozumiałam ani jednej sekundy…
Gdyby nie to, że teraz czułam jego dotyk, pomyślałabym, że jest to jakiś denny sen, przynoszący tylko totalną pustkę, która rozbestwia się potem w mózgu robiąc w nim bałagan.
-Normalnie… - wstał, podszedł do drzwi, chwycił za klamkę i odwracając się do mnie odrzekł – Twój tato mówił, że nie ma teraz czasu, żeby po Ciebie przyjeżdżać, bo ma dużo pracy na głowie… Powiedziałem, że Cię odprowadzę… Ubierz się i schodź na śniadanie… Kochanie… - uśmiechnął się blado, po czym wyszedł zostawiając mnie totalnie osłupiałą, w (zapewne jego) łóżku. Potrząsnęłam głową, jakbym chciała to wszystko z niej wyrzucić, wstałam chwytając plecak, ubrałam się i wyszłam z pokoju.
Po chwili doszło do mnie, co on powiedział… ROZMAWIAŁ Z MOIM OJCEM?!
Rozejrzałam się po holu. Fioletowe ściany z czarno-białymi zdjęciami chłopaków.
Podeszłam do jednego i zobaczyłam tam blondyna o ciepłym uśmiechu, dzięki któremu poprzedniego dnia opanowałam swą złość, na drugim był ciemnowłosy ‘sanitariusz’, próbujący mnie wczoraj ocucić metodą usta-usta, a obok niego blondyn z dredami. No i jeszcze jeden chłopak, który poprzedniego dnia przytulił się do mnie tak jakbym była jego bliską znajomą.
Uśmiechnęłam się do siebie i zeszłam po schodach na dół.
Salon.
-Ooo… Cornelia! Co chcesz na śniadanie? – Odezwał się blondyn siedzący na kanapie, obok innych.
Cornelia?! Jaka Cornelia?!
-CO TU SIĘ DZIEJE?! – Spytałam po kolei patrząc na każdą zdziwioną twarz skierowaną w moją stronę –O CO W TYM WSZYSTKIM CHODZI?! NIE JESTEM ŻADNĄ CORNELIĄ I JAK MOŻECIE W OGÓLE ZNAĆ MOJEGO OJCA, SKORO JA GO NAWET NIE ZNAM!?– Wybuchłam, a oni zaczęli się śmiać…
-Kotku, musisz odpocząć… - odezwał się chłopak w dredach, po czym chwycił mnie za rękę i mówiąc, że śniadanie zjem u siebie, wyprowadził mnie z domu. Bez słowa szłam za nim, ciekawa, dokąd mnie prowadzi, o co tu w ogóle chodzi i kto to jest?!
Skręciliśmy w inną ulicę idąc dalej, wdychając zapach soczystej trawy, podlewanej zraszaczem, w połowie ogródków tego przedmieścia.
W końcu stanęliśmy przed jakimś dużym dwupiętrowym domem, a on puścił moją rękę i otworzył mi furtkę.
Nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy raczej płakać.
O co tu chodziło?! To jakiś głupi żart?!
-I, kto tu mieszka? – Spytałam patrząc na niego skołowanym wzrokiem, a on przybrał dziwną minę.
-Ty… - odparł jakby miał do czynienia z totalną wariatką, a tym czasem to ON był wariatem, którego powoli zaczynałam się bać.
Ponownie chwycił moją dłoń i zaprowadził pod drzwi, po czym zapukał.
Otworzył nam wysoki, łysawy mężczyzna, o jasnym odcieniu włosów, z lekkim zarostem i promiennym uśmiechem.
-Cześć kotku – pocałował mnie w policzek – I jak tam impreza? – Podniosłam wysoko brwi bojąc się w ogóle odezwać, po czym spojrzałam pytająco na chłopaka w dredach, oczekując od niego wyjaśnień.
-Yyy… CO?! –Spojrzałam na niego tępo. Mężczyzna chwycił moją rękę i wciągnął do środka, żegnając się z chłopakiem i zapraszając go na obiad.
Po chwili zostałam wepchnięta do kuchni i zmuszona, żebym usiadła przy stole.
Dostałam płatki z mlekiem, ale mi nie bardzo chciało się jeść… –Proszę pana.. ja nie rozumiem… - Mężczyzna odwrócił się do mnie przodem i z uwagą spojrzał w moje tęczówki, po czym podszedł i położył mi rękę na czole, sprawdzając zapewne moją temperaturę.
-Cornelio… co się z tobą dzieję? PIŁAŚ! – Walnął ręką w stół i usiadł naprzeciwko mnie wkładając twarz w ręce… - Wiem, że nie jestem najlepszym ojcem, ale ty nie możesz tak cięgle pić… Wiesz, co to robi z człowiekiem…?! – Wyglądał na załamanego, a ja zaczęłam myśleć, że mam sny na jawie.
-Proszę pana… nie piłam… - odparłam cicho, a ten jeszcze głośniej zaszlochał.
Położyłam mu dłoń na głowie głaszcząc ją lekko. Chciałam złagodzić sytuacje i pokazać mu tym, że wszystko będzie dobrze…
Nagle usłyszałam za sobą dźwięk otwieranych drzwi.
-Cześć tato… -rozległo się w kuchni, a ja odwróciłam głowę i zamarłam.



To… To byłam JA!!


6.
-AAAAAA!!! – Wrzasnęłam i momentalnie poderwałam się na nogi, widząc przerażoną minę rudej dziewczyny stojącej naprzeciw mnie i lustrującej mnie wzrokiem. Odskoczyła jak oparzona, opierając się rękoma o blat kuchenny i trzęsąc się ze strachu. –Kim ty jesteś?!
-Raczej, kim TY jesteś?! –Krzyknęła i obie spojrzałyśmy na mężczyznę wpatrującego się to we mnie, to w nią z zaskoczeniem.
Ten podniósł się z krzesła i podszedł do mnie, ujmując moją twarz w ręce i patrząc mi głęboko w oczy.
Poczułam dziwne ciepło, które błądziło po moim ciele od stóp po koniec głowy.
To wszystko już było ponad moje siły… Czułam się wyczerpana i chora psychicznie.
Nie wiedziałam, czy to przypadkiem nie są moje dziwne urojenia, które zaczęły się objawiać podczas długiej i męczącej podróży…
-Amelia? – Szepnął, a po jego twarzy spłynęły łzy.
Spuściłam wzrok na jego usta, które drżały z widocznego zaskoczenia, szczęścia a może i rozpaczy. Ten łysawy człowiek, był moim ojcem.
Ojcem, któremu zarzucałam brak miłości, brak serca… Był dla mnie niczym.
Do oczu zaczęły wpływać mi łzy.
Nie mogłam pokazać mojej bezsilności, mojego cierpienia, strachu…
Wyszłabym na bezbronne dziecko, które płacze za każdym razem, gdy ktoś zabierze mu ukochaną lalkę. A ja byłam silna… mimo wszystko, przyjechałam tu i to nie z własnego wyboru… Nie mogłam się tak po prostu rozkleić i pokazać mu tym jak bardzo mi było go brak, jak potrzebowałam drugiego rodzica, którego nie było przy mnie od urodzenia.
-Tato? – Mężczyzna mocno się do mnie przytulił, wciąż głęboko płacząc. –Tato…, czemu nas zostawiłeś?! CZEMU?! Dlaczego nie było Cię przy mnie, gdy poszłam do szkoły, gdy wypadł mi pierwszy ząb? Dlaczego nie było Cię na obiadach, kolacjach… W nocy… Nie byłeś nawet w momencie, gdy mama umierała… CZEMU?! – Wrzasnęłam płacząc i nie potrafiąc powstrzymać się od tego.
Tak dużo chciałam mu wykrzyczeć prosto w twarz…
Że to przez niego, matka umarła, to dzięki niemu teraz musiałam się męczyć, żeby tu dojechać… Że to wszystko jest JEGO i tylko jego wina.
On jednak ścisnął mnie jeszcze mocniej i odrzekł cicho:
-Przepraszam cię, córuniu… przepraszam… - wyrwałam się z jego objęć.
-Tu nie wystarczy pieprzone przepraszam! – Krzyknęłam i wybiegłam z domu.
Z domu? Z jakiego domu?! Domem nazywa się coś gdzie się czuje dobrze, bezpiecznie, gdzie zawsze się wraca… A tam? Tam był tylko żal… Coś, co tkwiło we mnie od momentu, w którym dowiedziałam się, że ON jednak żyje… Że mieszka na drugim końcu Niemiec, a nawet nie napisał ani jednego cholernego listu do mnie.
Nienawidziłam go…
Czułam do niego taki wstręt… Taki potworny żal… Zapomniał o mnie… Zostawił mnie i mamę na pastwę losu… Wziął sobie tylko moją drugą połówkę… Moją bliźniaczkę…
-Amelia…? – Usłyszałam za sobą. Odwróciłam się.
-Mama umarła i musiałam tu przyjechać… -Rzuciła się w moje ramiona i obie zaczęłyśmy płakać. Nie wiedziałam, dlaczego, ale mogłam tak do końca świata.
Czułam, że ona zna moje myśli… Że teraz tylko z nią będę mogła się dogadać…
-A Tato mówił, że umarła jak byłam mała… - powiedziała przez łzy.
Tym razem rozryczałam się na dobre.
-Mama mówiła to samo…

7.
Siedziałam przy stole, bezmyślnie stukając łyżką w płatki, które wraz z mlekiem zaczęły falować w misce.
Ojciec był w pracy, a Cornelia na górze w pokoju, gdzie zatapiała się w dźwiękach ukochanego zespołu. Tylko ja siedziałam nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Rozmowa po powrocie nie przebiegła tak jak bym chciała i jak się tego spodziewałam.
Tato po prostu powiedział, że powinnam pójść się rozpakować, a jutro pojedziemy po zakupy, żebym miała jakieś „normalnie” ciuchy, a nie stare obdarte łachmany.
Na wstępie zostałam poniżona i wyśmiana.
Dziękuję bardzo za taką resztę życia na tym… przedmieściu…
Pukanie do drzwi.
-Wejść… - wrzasnęłam, nie odrywając wzroku od łyżki zatopionej w moim śniadaniu.
Dźwięk otwieranych drzwi, kroki, ciężki oddech tuż za mną.
-Tylko mnie nie dotykaj… - burknęłam, wiedząc już, kto za mną stoi.
Od razu nie przypadł mi do gustu.
Teraz już wiedziałam, że był chłopakiem Cornelii, lecz wtedy aż mnie złość zżerała, gdy na mnie patrzył takim pożądliwym wzrokiem.
Jak można się zakochać w chłopaku, który myśli tylko o jednym?
Parsknęłam śmiechem, a on usiadł naprzeciwko mnie.
-Pójdziemy dziś gdzieś? – Uśmiechnął się, a ja momentalnie poczułam, że robi mi się niedobrze. Odechciało mi się jeść, choć tak naprawdę w ogóle nie miałam na to ochoty. Wstałam, chwyciłam miskę i odłożyłam do zlewu, po czym odwróciłam się w jego stronę.
-Mnie tu nie ma… jestem na górze i słucham muzyki… -szepnęłam, patrząc na jego roześmianą minę.
-Jeszcze nie doszłaś do siebie? – Podniósł do góry brwi i wstał, podchodząc do mnie i przyciskając mnie całym swoim ciałem do blatu.
Zniżył głowę, żeby pocałować moją szyję, ale położyłam mu palec na ustach i powiedziałam:
-Sprawdź… skoro mi nie wierzysz… - chłopak odsunął się ode mnie i ze zmrużonymi oczami, wyszedł z kuchni idąc w stronę schodów.
-Ja nie zakochałabym się w Tobie… nie jesteś w moim guście… - uśmiechnęłam się z pogardą, a on zatrzymał się na piątym schodku i odwrócił się do mnie.
-Rzucasz mnie?
-Nie gadaj, tylko idź na górę… - warknęłam przez zęby i wróciłam do kuchni.
Zaczęłam grzebać po wszystkich szafkach w poszukiwaniu, czegoś, co zaspokoi mój głód i chęć poczucia w ustach słodyczy…
-JAK TY TO ZROBIŁAŚ!? – Usłyszałam stłumiony głos blondyna, dochodzący z góry.
Parsknęłam śmiechem i zaglądając do jednej z szafek natknęłam się na małą paczuszkę.
Otworzyłam ją, ciekawa, co znajdę w środku.
Kawa.
Wsadziłam nos do opakowania i zaczęłam z zamkniętymi oczami wdychać ten cudowny aromat. Przypomniało mi się, Latte… Które co wieczór robiła mi mama.
To było coś…
Kawa, której nie da się opisać…
Cud, a nie kilka zmielonych ziarenek…
Kolejne łzy w oczach.
-Dość tego… -syknęłam i włożyłam paczuszkę powrotem, po czym mocno stukając stopami o stopnie schodów weszłam na górę i zamknęłam się w łazience. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze, po czym odkręciłam kran i zanurzyłam twarz w lodowatej wodzie.
-Amee… wszystko ok.? –usłyszałam głos bliźniaczki. Zakręciłam wodę, osuszyłam twarz jakimś pierwszym, lepszym ręcznikiem i otworzyłam drzwi.
-Jasne. Twój blondynek już sobie poszedł? –Uśmiechnęłam się z przymusem, idąc w stronę pokoju. Ciemne ściany zlewające się z kolorem wykładziny, ostre kolorystycznie meble, rażące oczy odblaskowymi dodatkami… Zaczęłam gustu siostry nie popierać jeszcze bardziej.
Nie to, że byłam spokojną nastolatką, piszącą wiersze i pijącą herbatę z mlekiem o dwunastej, ale nie podobały mi się wnętrza, w których było tak dość… oryginalnie…
Tam na przykład nie potrafiłam się na niczym skupić…
W przeciwieństwie do Cornelii, która chyba właśnie w takich pomieszczeniach relaksowała się najbardziej.
-Nie… właśnie siedzi w kiblu i układa włosy- roześmiała się i poległa na łóżku, wyciągając się tak szeroko jak tylko pozwalały jej na to kości.
-Kochasz go? – Spytałam obojętnie, udając, że jestem zainteresowana niemieckim Bravo, leżącym na biurku.
Ciekawa byłam czy ona czuła do niego coś więcej?
Czy to była tylko fizyczna miłość…
Opierająca się tylko i wyłącznie na pocałunkach, pieszczotach i seksie.
Jednak patrząc na niego zdawało mi się, że to ONA go kocha, a on znajduje w niej tylko… zaspokojenie…
-O, co ci chodzi? – Spytała patrząc na mnie dziwnie…
Tak jakbym chciała jej go odebrać…
Parsknęłam śmiechem.
-Pytam się… -spojrzałam na nią uspokajającym spojrzeniem, a ona głęboko odetchnęła.
Mama zawsze mówiła, że nigdy nie czuła nic do ojca… Może to, dlatego na twarzy Cornelii wymalowało się teraz zmieszanie… Może to właśnie, dlatego nigdy nie poczułam nic więcej do żadnego chłopaka, który mnie adorował… I może, dlatego ojciec nas zostawił…
-Nie wiem… - spuściła wzrok, a ja usiadłam koło niej i założyłam jej kosmyk włosów za ucho. Dlaczego mama mi nic o niej nie mówiła? Czemu byłam tak perfidnie oszukiwana przez wszystkich naokoło?!
-Rozumiem cię… - szepnęłam.
Drzwi się otworzyły.
-Ja pierdziele… Wy jesteście dwie!! – Wykrzyknął szczęśliwy blondyn, a ja tylko puknęłam się w czoło, pokazując mu, że jest totalnym idiotą i wyszłam z pokoju zostawiając ich tam samych.

Latte… tak bardzo chciałam znów poczuć ten smak…

8.
-Mhmm… Ta, to jess so! –Odparłam czując w ustach błogi smak mlecznej czekolady.
W trakcie ponownego przeszukiwania wszystkich szafek znajdujących się w kuchni, wreszcie trafiłam na coś, co nie jest kotletami schabowymi z soji w proszku.
Siedziałam przy stole, swobodnie stukając opuszkami palców po blacie i kiwając lekko głową do jakiejś wymyślonej i znanej tylko mi, melodii.
Było lepiej.
Fakt, iż ojciec był w pracy pozwalał odetchnąć mi z wielką i nieopisaną ulgą.
Nie musiałam znosić jego ciągłych spojrzeń, momentów, w których już chciał coś powiedzieć, ale ja szybko wychodziłam z pokoju, chwil, gdy byłam skazana na przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu. I mimo iż były takie tylko dwie, już nie mogłam się doczekać następnego dnia, gdy znów wyjdzie z samego rana i wróci późnym wieczorem, gdy ja będę udawała, że śpię. W końcu jednak przyjdzie taka chwila, gdy będę musiała mu spojrzeć w oczy i wysłuchać „wyjaśnień”, które i tak wejdą mi jednym, a wyjdą drugim uchem, maskując za sobą pozostałości. I taka chwila miała nadejść za dwie godziny…
Czy się bałam?
Nie… ale czułam, że nie wytrzymam i po raz kolejny wyjdę z domu, trzaskając za sobą drzwiami, żeby potem Cornelia musiała mnie szukać po całym przedmieściu.
Ona, bo on nie dawał sobie z tym wszystkim rady… Nie był silny…
To był naiwny, egoistyczny i płytki dupek, który nie wiedział jak dogadać się z własną córką, a co gorsze, nie wiedział jak doprowadzić do zgody z żoną, po czym uciekł, tak jak ucieka teraz przed rozmowami i kontaktami ze mną.
Uderzyłam otwartą ręką w stół, po czym schowałam czekoladę do szuflady, w której poprzednio się znajdowała i weszłam po schodach na górę.
Zapukałam do pokoju.
Usłyszałam dziwne szmery, zrywanie się z łóżka i ciche przekleństwa.
-Yyy… nie przeszkadzajcie sobie – powiedziałam głośno, odchodząc od drzwi – Chciałam tylko powiedzieć, że wychodzę… - odwróciłam się i postawiłam jedną nogę na stopniu prowadzącym w dół, gdy drzwi się otworzyły, a w nich stanęła roztrzepana Cornelia, zakrywająca się ręcznikiem i uśmiechająca się do mnie blado –Jasne… Mała tajemnica… - szepnęłam i lekko zaczerwieniona zeszłam do przed pokoju.
A jednak. Wykorzystywał ją…
W każdej wolnej chwili oczekiwał od niej tylko jednego, a w niej widział tylko ładną dupę i duże cycki. Zwykły debil, na którego nie warto nawet marnować czasu…
Ale ona tego nie widziała…
Dla niej, był czułym chłopakiem, który znał jej wartość i potrafił jej… zrobić dobrze?
Wzdrygnęłam się na samą myśl wykorzystania Cornelii przez tego dredowatego debila, ale co ja mogłam zrobić, gdy JEJ się to podobało?!
A z drugiej strony… Skoro ona mu się dawała i jeszcze robili to często, to skąd miałam pewność, że to On ją wykorzystuje?
Ha! Śmieszne… Jak kobieta może wykorzystywać takiego faceta…?
No i przecież to on wtedy chciał mnie całować, myśląc, że jestem Cornelią…
Włożyłam glany, potrząsając głową i wyrzucając z niej te wszystkie myśli, które nie dawały mi spokoju. Czułam, że zaraz eksploduje pod nadmiarem wszystkich przemyśleń, trosk i zmartwień.
Wyszłam, czując na twarzy silniejszy podmuch wiatru.
Na dworze robiło się już ciemno…
Niebo miało różany, przechodzący w błękit kolor, a rosa na trawie mieniła się ostro-pomarańczowym zachodem słońca. Przymknęłam oczy coraz głębiej wdychając ten błogi zapach, który po chwili rozpłynął się tak jak kostka czekolady w moich ustach.
Otworzyłam furtkę jeszcze raz spoglądając na Dom, po czym odwróciłam się do niego bokiem i poszłam przed siebie… Tam gdzie nogi mnie poniosą…
-Cornelia… - usłyszałam za sobą i odwróciłam głowę. Za mną szedł chłopak z długimi brązowymi włosami do ramion… Uśmiechnęłam się blado.
-Długo tak za mną idziesz? – Spytałam sucho, widząc jak chłopak dorównuje mi kroku.
-Trochę… - odparł i wyjął z paczki papierosa, zapalając go i wkładając go sobie do ust.
Uniosłam brwi do góry i ponownie spojrzałam przed siebie, zupełnie go ignorując.
Znów zaczęłam się zastanawiać, co by zrobić, żeby ocucić Cornelię z tego omamienia.
-Co tam u Toma? –Spytał obojętnie po chwili.
-Co? U Toma? Jakiego… Ach! Ok… - powiedziałam zmieszana, a on chwycił mnie za ramię i zatrzymał, patrząc w oczy.
-Co jest? – Spytał z dziwną miną.
-Ach… wiesz, co? Tylko nikomu nie mów, bo będę miała przechlapane u niego… Ja go nie kocham… Zakochałam się w… - ściszyłam, a on automatycznie przybliżył głowę do mojej.
Widać, że był totalnym plotkarzem, więc byłam wręcz pewna, że następnego dnia wszyscy będą wiedzieć o mojej nowinie. – W Tobie… - roześmiałam się głośno i odwróciłam się w stronę, z której przyszłam, zostawiając go z rozdziawionymi ustami w tyle. –No chodź KOCHANIE – parsknęłam śmiechem i ruszyłam przed siebie, ciągnąc go za rękę.
Wiedziałam, jaka Cornelia będzie wkurzona, gdy następnego dnia Tom z nią… zerwie.
Ale czy był inny sposób na uratowanie jej ( już zmęczonego – zapewne ) tyłka?

Szliśmy tak w milczeniu piętnaście minut. Przestało się robić duszno, a wiatr coraz bardziej rozwiewał moje rude włosy. Wciąż czułam na sobie jego wzrok, który tak niepewnie błąkał się po moim profilu, wystawionym do wiatru. Stanęliśmy przed furtką.
-I, co teraz zrobimy? – Spytał zatrzymując mnie w jej progu. Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek mówiąc ciche:
-Nie wiem… - po czym odwróciłam się i podeszłam do drzwi, chwytając je za klamkę.
Bum!
-Auć! – Wrzasnęłam masując sobie czoło – Co za idiota otworzył te drzwi?! –Zza nich wyłoniła się zmieszana twarz ‘Toma’, uśmiechająca się do mnie blado.
-Nic Ci nie jest? – Spytał podchodząc do mnie i dotykając mojego czoła.
Syknęłam jeszcze głośniej.
-Pedale! Zostaw mnie i idź do domu! Już dużo dziś zrobiłeś! – Krzyknęłam i zobaczyłam, ze nade mną teraz stoją obaj ‘rywale’, wpatrujący się we mnie z przerażonymi minami.
-Cornelia! Przynieś lód! – Wrzasnął blondyn, na co szatyn walnął go pięścią w ramię.
-Nie dość, że ją walnąłeś z drzwi, to teraz każesz jej iść po lód!? – Po chwili zaczęli się bić, a ja już zupełnie nie wiedziałam, co tam się dzieję.
-STOP!! – Wrzasnęłam. Momentalnie się uspokoili i wlepili oczy w moją skromną postać – Jak masz na imię? – Spytałam chłopaka, któremu jeszcze chwilę temu wyznawałam miłość
-Georg… - powiedział rozbawiony, a ja kiwnęłam głową.
-Georg… -powtórzyłam, gdy nagle z domu wyleciała Cornelia.
Głęboko westchnęłam, a szatyn zaczął krzyczeć.
-WY JESTEŚCIE DWIE!!
-Tak pusty móżdżku, jesteśmy dwie, a ja tzn. ONA niestety Cię nie kocha… Mówiłam Ci to, dlatego, że… - spojrzałam na Toma, który wciąż nie odrywał ode mnie wzroku - …nieważne, dlaczego, ale teraz to już nieaktualne… Tak… dzięki siostrzyczko za lód – przyłożyłam sobie zimny woreczek do czoła i głęboko wzdychając weszłam do domu, szurając za sobą nogami.

Położyłam się na łóżku zakrywając twarz poduszką i zamknęłam oczy.
Zaśnij, proszę Cię spróbuj zasnąć – myślałam, lecz na próżno…
Brak powietrza, które nie dostawało się przez grube pierze nie dawał mi spokojnie odpłynąć.
Odrzuciłam poduszkę do tyłu i zobaczyłam przed sobą, siedzącą Cornelię.
-Wy się… kochaliście? – Spytałam głupio, gapiąc się w sufit.
-Tak… Wiem, że tego nie popierasz…
-Skąd? – Przerwałam jej, wlepiając oczy w końce jej rudych włosów.
-Tak myślę… - powiedziała cicho, a ja znów spojrzałam na sufit. –Ale… to jest moje życie… to ja decyduje, z kim chcę się kochać a z kim nie chcę – burknęła.
Mocno zacisnęłam pięści, powstrzymując się od nagłego ataku złości.
-Ale wiesz, że zachowujesz się jak dziwka?! On tylko tego od Ciebie chce! – Krzyknęłam.
-Nie prawda! On mnie kocha! – Wstała i odwróciła się tyłem do mnie, ścierając z policzków łzy.
-No to w takim razie, co robicie razem? O czym rozmawiacie? – Roześmiałam się bezczelnie, patrząc w jej plecy, które nagle zadrżały.
-A, co cię to obchodzi?!
-Ha! Widzisz!? Nic nie macie wspólnego! Jedyne, co ze sobą robicie to…
-ZAMKNIJ SIĘ! – Wrzasnęła i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.
Co ty robisz idiotko?! Co ty najlepszego robisz?! – Pomyślałam, przeklinając się w myślach, po czym złapałam poduszkę i ponownie schowałam w nią twarz.
Powrót do góry
Volume




Dołączył: 28 Lut 2006
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 21:03    Temat postu:

Stove, mój mistrzu Wink Jak dobrze, że dodałaś to opko... Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Divalecorvo




Dołączył: 26 Sty 2006
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Królestwo Ciszy

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 21:06    Temat postu:

boze forum-sister aj law ju:p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shprot_ka




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 401
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wawa

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 21:15    Temat postu:

też jestem bardzo szczęśliwa, ze zdwecydowałaś sie na wklejenie latte!!!!.....dobrze było sobie jej przypomnieć......a teraz czekamy na c.d......

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Naughty^




Dołączył: 28 Lut 2006
Posty: 349
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie spadają anioły ;)

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 21:17    Temat postu:

Shocked Shocked Nie wierzę Shocked
Ohh... nasze kochane Latte Wink
Noo Stove... nareszcie się doczekałam <juuupi>
i czekam z niecierpliwością na nowy parcik Laughing
Pzdr i życzę weny! Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Demigod




Dołączył: 14 Sty 2006
Posty: 1028
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 21:22    Temat postu:

Stove, strasznie się cieszę, że dodałaś to opko z powrotem... No na razie więcej nie napiszę Wink Czekamy, co nowego wymyślisz! Pzdr.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
stove




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z NASA ;>

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 21:33    Temat postu:

Z dedykacją dla:

Divalecorvo -mojej ukochanej forumowej siostrzyczki (och... żebyśmy tylko bliźniaczkami były ;D ) - i to jest dedykacja na pierwszym miejscu Grey_Light_Colorz_PDT_42

Roxy -dziewczyny, która specjalnie dla mnie zarywa "Wojnę Bliźniaków", żeby napisać mi kolejną część wywiadu... Grey_Light_Colorz_PDT_42

Gall - przepraszam, że jednak dodałam... nie wiem co się stało, ale ja nigdy nie mam cierpliwości i zawsze robie wszystko na szybko... mam nadzieję, że mi wybaczysz....

Volume -ahh... za zaufanie... Boże! Ja nadal nie potrafię tego pojąć!

Tess - moja rówieśniczko... narazie dziękuję, że poświęciłaś trochę czasu na przeczytanie Zidentyfikuj mnie, choć nie wiem dlaczego do tego dopuściłam Grey_Light_Colorz_PDT_42

Nemi - skoro Nemi, to Nemi Grey_Light_Colorz_PDT_42 no więc nadal chciałabym, żebyś dała sobie z tym spokój... nie ma po co marnować swojego cennego czasu na takie COŚ...

Cherry - jeśli tą część przeczytasz - nie zabijaj! Grey_Light_Colorz_PDT_42

Maii - och... wiesz co? Grey_Light_Colorz_PDT_42

Oraz:
Grecien, Monis!, F@ith, Mavis, Avi, Princess, djbabcia (;*), martoHa, vaRiOoOtCa, Kawiożyca, Sick, Kermit, shprot_ka, Naughty^, Dalila, Carmen, Magdulister, aluha, Emily, neta, Jolcia, malineczka i dla innych ( o których zapomniałam.... - wybaczcie... )




9.
Zeszłam na dół, powoli stawiając stopy na każdym stopniu schodów.
Pierwszy dzień w nowym domu, a ja już zdążyłam pokłócić się z siostrą, zniszczyć sobie przyszłość i zniechęcić do siebie przyjaciół Cornelii.
Zerknęłam przez poręcz do salonu.
Siedziała tam skulona w kącie kanapy i obejmując rękami kolana wpatrywała się w sufit.
Była zdenerwowana, smutna, zła… Już na progu czuć było, że nie jest w najlepszym humorze, a ja dokładnie wiedziałam, dlaczego.
Zastanawiałam się tylko czy mam podejść do niej bez słowa, włączyć telewizor i udawać, że nic się nie stało, przeprosić i skłamać, że nie wiem, dlaczego powiedziałam, że Tom jej nie kocha i że wcale tak nie uważam, czy może dogadać jej jeszcze bardziej, żeby się do niego zniechęciła i zostawiła go?
Czemu ja taka debilna siostra musiałam zawsze coś spieprzyć?
Gdybym nic nie mówiła, ona teraz szczęśliwa biegałaby ze mną po przedmieściu, albo robiłybyśmy coś razem: grały w Chińczyka, przebierały się, gadały…
Wszystko, tylko nie to, co działo się teraz…
Ale z drugiej strony, on dalej robiłby z nią, co tylko chce… Choć… czy ja miałam pewność, że on jej nie kocha?
Głupia kobieca intuicja, wprawiająca mnie tylko w dodatkowe kłopoty.
Usiadłam koło niej i spuściłam głowę.
-Cornee… - szepnęłam – Ja nie chcę nic Ci wmawiać, bo rzeczywiście… Przesadzam…
Nie znam go, nie wiem skąd się znacie, ile ze sobą jesteście, co on do ciebie czuje…
Nie powinnam się tak zachowywać… Ale proszę Cię… bądź ostrożna… Nie chcę, żeby Ci się coś stało… Żebyś potem cierpiała… - pogładziłam ją po policzku, a ona przytuliła się do mnie, płacząc.
Kochała go, ale widać było, że tak jak i ja miała, co do niego wątpliwości.
-No dobrze… ahh… rozklejam tu się… dziękuję ci siostrzyczko… a teraz… chodźmy już na tą próbę… bo się spóźnimy… - powiedziała odrywając się ode mnie i rękawem otarła łzy.
-Jaką próbę? – Spytałam pomagając jej wytrzeć lewy policzek, a ona uśmiechnęła się blado i chwyciła mnie za rękę, znów prowadząc na górę. –Ej… jaką próbę?! – Powtórzyłam głośniej, jakby myśląc, że poprzedniego nie usłyszała…
Ona tylko uśmiechnęła się tajemniczo i znikła w pokoju.

-Gdzie ty mnie prowadzisz?! – Wrzasnęłam, próbując rozluźnić ucisk jej dłoni na nadgarstku.
-Na próbę… - odparła spokojnie, a ja zmierzyłam ją morderczym spojrzeniem.
Dziękuję bardzo, ciągnąć mnie gdzieś, gdzie nie znam pewnie nikogo i jeszcze będziemy jakieś przedstawienia wystawiać… Kochana siostrunia…
Szkoda, że nie wiedziała tylko jak to jest u mnie z „talentem” aktorskim, którego poziom wynosił: zero.
Ciągnęła mnie za sobą po chodniku, a ja jak małe dziecko, zapierałam się, czym tylko się da, żeby mnie nie zaprowadziła na miejsce.
-Ale ja nie mam talentu aktorskiego! –Wrzasnęłam w końcu, gdy miałyśmy skręcić w boczną alejkę. Ona tylko parsknęła śmiechem i zatrzymała mnie, poprawiając mi włosy.
-A, kto mówił, że masz mieć? To jest próba zespołu muzycznego, a nie jakiegoś przedstawienia… - Moja twarz od razu przybrała dziwną minę, którą niektórzy mogliby pomylić ze zdumieniem, albo wręcz radością. Nie… nic z tego… To był znak, że TO mi się nie podoba jeszcze bardziej, niż kiepski teatrzyk dla bachorów. Westchnęłam i postanowiłam poddać się sile wyższej, którą w tym wypadku akurat była moja siostra.
-No dobra… ale z góry mówię, że potrafię grać tylko na flecie – parsknęłam śmiem, za co dostałam po głowie, jak małe dziecko, które palnie głupstwo przy dziadkach, albo wujkach.
-Nie MY będziemy grać, tylko chłopaki, głuptasie! –Roześmiała się, a ja dziwnie na nią spojrzałam, nic nie mówiąc.
Chłopaki? Czyli ta dziwna czwórka składająca się z płci przeciwnej, która wygląda jak małe stado pedałków? Pewnie tak, bo jak na razie nie zdążyłam poznać tam nikogo innego.
W Duchu miałam cichą nadzieję, że moja siostrzyczka nie posiada tłumów znajomych, których imiona będę musiała zapamiętać w niecały tydzień i wciąż będę musiała odpowiadać na głupawe pytania na temat naszego „podobieństwa”, choć byłyśmy wręcz identyczne… Sama dziwiłam się na tą myśl… Chciałam dostrzec jakąś najmniejszą różnicę…
Ale poza długością włosów ( która i tak się aż tak bardzo od siebie nie różniła)
Nie spostrzegłam nic…
Poczułam mocniejsze szarpnięcie i po raz kolejny stanęłam przed dużym jednorodzinnym domem, charakterystycznym dla przedmieścia, choć „jednorodzinnym” tego nie można było nazwać.
W końcu oni nie mogli być braćmi… Jeden zupełnie różny od drugiego…
-Cześć głąby, przyprowadziłam też siostrzyczkę… -burknęła do małego domofonu, który chwilę wcześniej głośno zabrzęczał pod wpływem wciśnięcia białego guzika.
Rozległ się lekko głupawy śmiech i furtka się otworzyła. -Georg… -odrzekła widząc moją lekko zdezorientowaną minę, a ja potwierdzająco kiwnęłam głową na znak, iż przyjmuję do wiadomości, kto ma najdziwniejszy śmiech, jaki do tej pory słyszałam.
Uśmiechnęła się blado i otworzyła drzwi prowadzące do przedpokoju, w którym już miałam okazję zagościć. Skrzywiłam się lekko na widok białych ścian, z których widać było wejścia do kuchni i salonu oraz wielkie drewniane schody prowadzące na piętro.
Momentalnie przypomniał mi się tamten dzień, gdy wszyscy zachowywali się tak jakbym była Cornelią, a ja uważałam ich za wariatów… Tym czasem zaszło „małe” nieporozumienie, o którym już pewnie nikt, oprócz mnie nie pamiętał… Najgorsze było jednak wspomnienie, gdy obudziłam się tam, na górze i zobaczyłam Toma…
Wzdrygnęłam się lekko i wkroczyłam do środka pewnym krokiem.
-Cześć! – Rzuciłam obojętnie, widząc przed sobą Georga, uśmiechniętego od ucha do ucha.
-Hej… wejdźcie!
-Już weszłyśmy… - burknęłam, zdejmując trampki, a on tylko cicho parsknął śmiechem.
Nie czułam się tam tak jak powinno się czuć, gdy się wchodzi do znajomych…
Raczej tak jakbym zaraz miała dowiedzieć się, czy mnie powieszą, czy jednak utną głowę… Trzeciego wyjścia nie było… Czyli byłam trzema słowami: skazana na śmierć…
Chłopak dostał buziaka w policzek i siostrzyczka szepnęła mu coś na ucho, a on tylko pokiwał głową. Szybko pobiegła do góry, zostawiając mnie z nim sam na sam.
-Poleciała do Toma? –Podniosłam się i bez najmniejszego skrępowania, weszłam do salonu, rozkładając się na kanapie, obok chłopaka, który jeszcze niedawno chciał mnie ratować metodą usta-usta… Bill? Tak, to był Bill… Siedział z pilotem w ręce, co chwilę przerzucając kanały w telewizorze, który w tej chwili był jego jedynym przyjacielem.
Uśmiechnęłam się do niego próbując udać, że jest to sympatyczny wyraz twarzy, bez względu na to, czy miał mnie dotknąć swoimi ustami czy nie…
-Mhm… -odezwał się za moją głową Georg…, po czym usiadł między nami, a czarnowłosy dopiero teraz zauważył naszą obecność. Wystawiłam rękę w jego stronę i cicho mówiąc swoje imię, cofnęłam ją, gdy tylko nasze dłonie się złączyły. Nie chciałam przeżywać bliższych kontaktów fizycznych… Nawet takich jak głupie podanie ręki na przywitanie.
Dlaczego? Nie wiedziałam… Sama ostatnio zastanawiałam się nad sobą i swoim zachowaniem.
-A ty? –Spytałam po dłuższej pauzie. Mimo iż znałam jego imię, nie mogłam dać po sobie poznać, że podsłuchiwałam ich rozmowę w momencie, gdy udawałam nieprzytomną.
Dla niego, wtedy nie kontaktowałam… Więc lepiej choć udawać, że właśnie tak było.
Chłopak momentalnie oderwał wzrok od monitora i wlepił swoje brązowe oczy we mnie, próbując ‘prześwietlić’ mnie wzrokiem. Poczułam na karku milion dreszczy, które spowodowane były lękiem… Czułam się… tak… dziwnie… Jakby znał wszystkie moje myśli… Wiedział, co czuję…
-Nie wiesz? –Spytał unosząc brew i spoglądając na mnie z podejrzliwością w oczach.
Georg zrobił to samo.
Chyba jednak miałam rację, co do tego, że są wariatami…, mimo iż wtedy wcale nie zachowali się tak jakby nimi byli…
-Niestety nie zdążyłam Cię jeszcze poznać, więc nie wiem… -burknęłam, a szatyn lekko popchnął ramię czarnowłosego łokciem i spojrzeli po sobie z dziwnymi minami.
-Nie znasz mnie? Tokio Hotel? Słynny Bill Kaulitz? –Warknął i znów zatopił wzrok w telewizorze.
-Tokio Hotel? –Powtórzyłam, przypominając sobie wszystkie nazwy hoteli, jakie znałam. –A jesteś jakimś właścicielem? –Uśmiechnęłam się niewinnie, a oni jeszcze bardziej wytrzeszczyli oczy. Zaczynali mnie coraz bardziej irytować.
Kim on do cholery takim był, że musiałam go znać?
-Pokazać Ci, co to jest Tokio Hotel? –Spytał wciąż chyba nie wierząc mi, że ZA NIC nie słyszałam o tym „czymś”.
Pokiwałam głową, a on chwycił pilota to poziomu i kolejny raz „pojeździł” po kanałach, trafiając w końcu na Vivę. –Noo… szybciej…- szepnął z naciskiem, ściskając mocniej pilota w dłoni. –O! –Wykrzyknął nagle gdy na ekranie pojawiła się postać trzymająca czarną świeczkę…
Z tym, że ten ni-to-chłopak-ni-dziewczyna, miał grzywkę na lewe oko i krótkie włosy postawione z tyłu lekko na (prawdopodobnie) żel…
-To… jesteś… ty?! –przekręciłam się nerwowo na kanapie, wlepiając wzrok w telewizor.
Po chwili zobaczyłam resztę chłopaków i z niedowierzaniem spojrzałam na czarnowłosego – Wy macie sławny zespół??


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Grecia
TH FC Forum Team



Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 2245
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chełm

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 21:35    Temat postu:

Ohh w końcu kontynuacja Latte Very Happy
Tylko gdzie nowa część? :>

EDIT:
Nie zauważyłam nowej części. Już czytam Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gall Anonim




Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 306
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 21:38    Temat postu:

Pierwsza!
Stove, nie ma sprawy. Skoro chciałaś, to okej.
Kocham Cię ;D.
Super, że nową część napisałaś Smile.

Edit:

Pani Moderator mnie wyprzedziła Twisted Evil .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mod-Grecia
TH FC Forum Team



Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 2245
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chełm

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 21:46    Temat postu:

Gall no widzisz byłam szybsza Twisted Evil

Jeju stove brak mi słów. To jest więcej niż genialne.
Ahh a jakie zdziwienie ją złapało Very Happy mhm


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vaRiOoOtCa




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 545
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: KrakÓw of course XD

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 21:53    Temat postu:

haha XD ona nie wiedziała, że oni są sławni?? dobre <lol2>
hahaha. miała zdziwko dziewuszka... Twisted Evil
a ona ten no będzie coś z Billusiem? RazzRazz
haha. pozdrawiam i dziękuję za dedykejszon XD
czekam na moree!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Volume




Dołączył: 28 Lut 2006
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 21:59    Temat postu:

Stove, dziękuję za dedykację Smile

A część bardzo bardzo bardzo wspaniała Smile Jak zawsze Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
stove




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z NASA ;>

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 22:00    Temat postu:

Nie będzie z Billusiem, bo zakocha się w swojej siostrze... yhmm... Grey_Light_Colorz_PDT_42

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vaRiOoOtCa




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 545
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: KrakÓw of course XD

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 22:01    Temat postu:

no nawet nie żartuj <lol2>
haha, ale w sumie to ciekawy byłby motyw :>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
stove




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z NASA ;>

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 22:03    Temat postu:

noo.. ostatnio lesbijki są w modzie Grey_Light_Colorz_PDT_42

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vaRiOoOtCa




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 545
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: KrakÓw of course XD

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 22:08    Temat postu:

zauważyłam XD
buehehe. lesbijki są wśród nas... ahh

dobra nie robię offtopu.
stove pisz nową notę, szybciutko Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nemi




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Lublin

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 22:08    Temat postu:

Ah dziękuję Pani za dedykację.
Co tu będę mówić?
Bosko, bosko dziewczyno.
A resztę Ci powiedziałam na gadu.
I nie sprzeciwiaj się, bo rybka życie straci Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Divalecorvo




Dołączył: 26 Sty 2006
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Królestwo Ciszy

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 22:09    Temat postu:

lesbijki sa w modzie bla bla bla:p ty siostra bo bede sie bac o ciebie:p a raczej o siebie:p

Jejuhna warto bylo czekac na ta note.. jest piekna i wspaniala... i mimo ze twierdze ze Bill i Amelia sa dla siebie stworzeni xD to cos mi sie wydaje ze ze soba nie beda, ale to juz inna para glanow i nie o tym mialam pisac xD... cos mi sie wydaje ze musze spowortem wrocic do pracy, i uwolnic cie od lenistwa zebys na jutro napisala nowa czesc? xD nie ma sprawy:D

no i dziekuje ze ta wymuszona przez wredna siostre<przezemnie oczywiscie Twisted Evil >:d no i oczywiscie na pierwsyzm miejscu jestem wiadomo nie?:p zartuje:p no a blziniaczkami oczywiscie jestesmy xD a to pare lat dzielacych nasz wiek w pratyce mozemy zmniejszyc do paru minut xD no i podpbijemy serca th nie? noo:p a jak!:p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cherry




Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 343
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z dna szafy.

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 22:37    Temat postu:

Ach... Nie zabiję...
Ale złotem nie obsypię.

Część jest dobra. Jednak stać Cię na odrobinę więcej.

Czekam na rozkwit Twojego talentu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shprot_ka




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 401
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wawa

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 22:52    Temat postu:

Rutyna..........!!!!!!!............znowu świetnie i co ja mam ci napisać??!!
<brak epitetów>.....Very Happy.....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sick




Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 380
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: __potwory wychodzą z szafy !`

PostWysłany: Piątek 03-03-2006, 23:00    Temat postu:

pierwszy post:
Stove!
I ty mówisz, ze nie umiesz pisać jak JA?
Ja nie piszę, nie tworzę. Ja rzeźbię słowami obrazy moich myśli Very Happy
A co do tego opowiadania. O MATKO. Przeczytałam ostatnią notkę i... szok. Musze zobaczyć poprzednie, bardzo mnie wciągnęło. więc wydrukuje sobie wszystko i wtedy ocenie Very Happy
O tak, tak =^.^=
drugi post:
PS: Dziękuje za dedykacje Wink

Dopisek Wink :
Masz może gg?
Moje: 7636368
no. xD
Ehh jest coś takiego jak "Zmień".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
avi




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 1577
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sobota 04-03-2006, 0:09    Temat postu:

huu wlasnie sie zastanawialam gdzie moje ulubiona Latte sie podziewa :]
opo gitas zupas extras Very Happy czekam na moreee Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kawiożyca




Dołączył: 02 Mar 2006
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Sobota 04-03-2006, 0:24    Temat postu:

Jezu wreszcie jest 'Latte'......
Stove dzięki za dedykacje.....widze, że wena wróciła... bo ta część bardzo mi się podoba-z resztą jak pozostałe....
trzymam kciuki za następne części, które mam nadzieję pojawia się niebawem?!
Głowa do góry stove i tak ma być!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
stove




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z NASA ;>

PostWysłany: Sobota 04-03-2006, 10:01    Temat postu:

10.
Rzuciłam garścią popcornu w rozbawionego Billa, który tarzał się ze śmiechu po podłodze, wymachując rękoma i nogami na wszystkie możliwe strony.
Objaw szczęścia?
A może tylko chwilowe zapomnienie o własnych kłopotach, które wciąż bezlitośnie błądziły w mojej głowie? A właściwie, chęć zapomnienia. Tak naprawdę nie myślałam o niczym innym, jak o matce... Chwili, w której ją pożegnałam… awanturą i trzaśnięciem drzwiami.
Co było potem? Nic… Nic nie było… pustka… moment, w którym matka umarła… Zostawiła mnie na pastwę losu…
Chwile, w których chciałam popełnić samobójstwo.
Umrzeć razem z nią… Z najbliższą mi osobą, która była moim ‘rodzicem’ i przyjaciółką jednocześnie. Obwiniałam siebie, nie wiedząc o jej chorobie…, Choć i moja była w tym wina… Zdenerwowałam ją, pozwoliłam, żeby zwątpiła w moją miłość do niej.
„Nienawidzę cię!” – Te słowa wciąż dźwięczące mi w uszach…
Nawet w tej chwili, gdy na mojej twarzy widniał uśmiech… Nawet teraz, słyszałam ten dźwięk, widziałam łzy spływające po jej policzkach, słyszałam zatrzaskujące się za mną drzwi. A potem tylko szum wiatru i głośne bicie serca.
I cichy płacz…
Lecz tym razem nie jej… Mój…
-Co się stało? Amee? –Czarnowłosy przestał się śmiać i przysunął się bliżej mnie, widząc chwilowe zamyślenie na mojej twarzy. Spojrzałam w jego oczy. Brązowe, ciepłe…
On pewnie nawet nie wiedział, co to znaczy „smutek” – szczęśliwy chłopiec, który dzięki sławie miał wszystko… nawet szczęście. W tych czasach w końcu prawie wszystko dało się kupić… On nie wiedział jak to jest stracić kogoś bliskiego, nie wiedział, co to znaczy płacz…
Tak bardzo chciałam zamienić się z nim w tej właśnie chwili… Nie czułabym nic oprócz szczęścia i błogiej radości z życia…
Niestety, ja jednak doświadczałam tylko głębokiej odrazy i niechęci do samej siebie… Gdybym mogła, splunęłabym Życiu w twarz, próbując uciec jak najdalej…
Tam gdzie nikt mnie nie dopadnie… nawet Bóg, w którego podświadomie wierzyłam. Płonące języki nienawiści, żal wplatający się we włosy, płacz w źrenicach… To wszystko różniło mnie od innych, ‘normalnych’ ludzi…
Nawet od mojej siostry, która mimo wszystko powinna czuć to, co ja, a tym czasem…
Pewnie kochała się ze swoim chłopakiem piętro wyżej i zapomniała o całym świecie…
O tym, że jej druga połówka, właśnie zalewa się łzami…
W duchu… Nie fizycznie…
-Ej… co się dzieję? – Chłopak nie ustępował, jednak ja wciąż milczałam. Bez przerwy wpatrywałam się w jeden punkt, widząc Ją… Rudowłosą kobietę stojącą w drzwiach… Zalaną łzami… I siebie… Krzyczącą „Nienawidzę Cię!”… Przymknęłam oczy, a dreszcze po raz kolejny pojawiły się na mojej skórze, drażniąc ją jeszcze bardziej… Czułam coś, czego nie byłam wstanie, a czego nie chciałam nawet opisywać…
Coś, czego tak bardzo się bałam…
‘Mamo… czemu? Dlaczego?’ – Myślałam, nie zważając na zachowanie chłopaka siedzącego obok mnie. A ten stawał się coraz bardziej niespokojny…
Oczy zaszły mi łzami.
Zamiast czarnowłosego, zobaczyłam swoją matkę, która ze zmartwieniem przyglądała się mojej twarzy i delikatnie gładziła mnie po policzku, mówiąc cicho ‘wszystko będzie dobrze, zobaczysz’…
Pierwsza łza…
-Nie mamo… nie będzie dobrze… - szepnęłam, nieświadoma, tego, że powiedziałam to nie do niej, a do Billa. –To nie prawda, że Cię nienawidzę… Kocham Cię… i chcę, żebyś do mnie wróciła… - Druga łza, a jej ręka powędrowała na moje czoło, sprawdzając mi gorączkę.
Kobieta uśmiechnęła się blado i chwyciła mnie za dłoń, ściskając ją mocno.
-Musisz iść do domu… masz wysoką temperaturę… - powiedziała cicho, a ja wyrwałam się i wybiegłam z pomieszczenia, zalewając się łzami…

---*---

krótka, bo krótka, ale powinno wam wystarczyć ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aluha




Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 915
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Deutschland

PostWysłany: Sobota 04-03-2006, 10:04    Temat postu:

Ja się zaraz zabieram za czytanie Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Tokio Hotel Strona Główna -> Opowiadania Archiv Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 19, 20, 21  Następny
Strona 1 z 21

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin