|
Tokio Hotel Forum o zespole Tokio Hotel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
YaNoU
Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Pod LaTaRnIą <3
|
Wysłany: Poniedziałek 25-09-2006, 15:52 Temat postu: |
|
|
UH. Tak szczerze to ja też (podobnie jak Falka) dzisiaj coś nie najlepiej sie czuję. Nie wiedziałam w ogóle czy dam rade przeczytac nowa notkę bo jestem taaka zmęczona, że nie za bardzo co moge w ogóle mówić! Przebiegłam dziś na WF jakieś 4 km. (autentycznie!) nogi mi odpadaja, łeb boli po matematyce, a raczej dwóch godzinach, sprawdzianie z biologii, i przynudzania na polaku..Szkoda gadać...Cos się za bardzo rozpisałam, nie na temat opka:
SPROSTOWANIE:
Opowiadanie jak zwykle G-E-N-I-A-L-N-I-E!!
Coraz lepiej...To znaczy coraz ciekawiej. Naprawde teraz to już nie wiem o co chodzi tym diablicom... Dziwne jakieś one są o_O Lol xD
Nic więcej nie napisze bo na "innego" rodzaju słowa mnie w tym momencie nie stać. Dzięki!
YaNoU
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lbn
|
Wysłany: Wtorek 26-09-2006, 16:49 Temat postu: |
|
|
Tom nie mógł w to uwierzyć. Jeszcze godzinę temu fruwał gdzieś pod niebem, szczęśliwie zakochany i wolny od doczesnych problemów, a teraz jego nastrój tak diametralnie się zmienił. David jeszcze nigdy ich nie zawiódł, wręcz przeciwnie – zawsze zaskakiwał trafnymi decyzjami i słynął z niesłychanego zmysłu do udanych inwestycji, a tu nagle wpakował ich wszystkich w takie bagno…
Wytłumaczył to niby dokładnie, ale Tomowi nadal nie mieściło się w głowie, że ich menadżer popełnił takie głupstwo. Otóż niecały miesiąc temu skończył się ich kontrakt z obecną wytwórnią. Tym razem podpisywali na pół roku, nie cały rok, bo mieli nadzieję znaleźć coś lepszego. No to David zaczął szukać i trafił nagle na jakąś fantastyczną okazję. Stało się to całkowicie przypadkowo: usłyszał po prostu rozmowę jakiejś pięknej dziewczyny ze słynnym producentem i wyciągnął odpowiednie wnioski. Zakręcił się potem wokół tej dziewczyny zresztą, a ona zdradziła mu w tajemnicy jeszcze kilka przydatnych szczegółów, więc bez zastanowienia podpisał odpowiednie papiery i tym samym wkroił ich nieprawdopodobnie.
Na pozór wszystko wyglądało wspaniale; mieli zarabiać naprawdę sporą forsę od samej wytwórni, a dodatkowo przysługiwał im wysoki procent od koncertów, gadżetów i wystąpień telewizyjnych. Po prostu bajka, żadna inna firma nie oferowała tak dobrych warunków. Szybko okazało się, że bajek nie ma.
Tom nie znał się na mechanizmach rynkowych, to David był od tego. Szkoda tylko, że za jego błąd płacić musieli wszyscy. To podobno nie był nawet osławiony „drobny druczek”. Wszystko w tej umowie stało czarno na białym: „wytwórnia zastrzega sobie prawo do natychmiastowej zmiany warunków kontraktu, nawet bez powiadomienia zleceniobiorcy”. Jedno zdanie, a oznaczało, że ta cholerna wytwórnia przez następny rok będzie ich nieprawdopodobnie wręcz doić i na dobrą sprawę nic za swoją ciężką pracę nie zarobią.
David próbował wszystkiego, żeby to odkręcić, ale było za późno. Odpowiednie podpisy były na każdym egzemplarzu umowy, żaden sąd nie przyznałby im racji. Jak mieli to zresztą argumentować? „Bo ja nie doczytałem…”?! Całe cholerne prawo było przeciwko nim, a David, choć się kajał i załamywał, był teraz całkowicie bezsilny.
W całej tej sytuacji można było tylko usiąść i zacząć płakać. Tom znowu był w wynajętym mieszkaniu sam. Mama już dzwoniła, współczuła i pocieszała, ale to nic nie dało. Bill od razu poleciał do swojej Entice. Bardzo chciał zadzwonić do Rage, wyrzucić z siebie cały żal i wściekłość, położyć głowę na jej ramieniu…Tylko że Rage wyjechała na cały dzień do totalnego pustkowia bez telefonu i zasięgu na komórce, jeszcze sam ją rano żegnał. Jasna cholera!
Tom ukrył twarz w dłoniach i siedział tak przez kilka minut. Posiedziałby i dłużej, gdyby nie zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz: Georg.
- Cześć stary…
- No cześć. Mam dość wszystkiego, wiesz? – głos Georga wyraźnie się łamał. – Jedna opcja tylko jest: upijmy się solidnie. Możesz dzisiaj?
- Nawet w tej chwili – westchnął Tom do słuchawki. – Ściągnij Gustava, a ja spróbuję złapać Billa.
***
Było dopiero popołudnie, nawet nie wieczór, a oni już siedzieli w podrzędnym, ciemnawym barze. Na dworze szalało słońce, był kolejny upalny dzień. Ale oni nie mogli spojrzeć słońcu w oczy, nie mogli wystawić twarzy do jego promieni. Podświadomie szukali mroku, zanurzenia się w cieniu i zniknięcia z oczu świata choć na jedną, ulotną chwilę.
Wewnątrz było ciemno i duszno. Grupa łysych dwudziestolatków popijała piwo przy stoliku obok i ze złośliwym rechotem komentowała wchodzące do baru kobiety. Jakaś odziana na biało kobieta o smutnych, szklistych oczach, siedziała przy barze i wpatrywała się w pustkę. Dym papierosowy otaczał wszystko dookoła ciężką, szarą chmurą. Nieciekawe miejsce generalnie, ale za to nie przychodziły tam tłumy rozkochanych w Tokio Hotel małolat, więc nie było niebezpieczeństwa, że ktoś ich rozpozna i zacznie nudzić o autografy czy numery telefonów.
Georg bawił się zapalniczką, a Gustav siedział na miejscu pod ścianą, jakiś nieobecny. W sumie nic dziwnego, wiadomości Davida były dla nich sporym szokiem. Billa nie było. Tom westchnął i sięgnął po trzeci już kufel piwa.
- Co my teraz do cholery zrobimy? – spytał bez sensu, byle tylko coś powiedzieć i przerwać to męczące milczenie. Dobrze wiedział, że żaden z chłopaków nie da mu na to pytanie odpowiedzi. Spojrzał w bok i napotkał smutne spojrzenie tej kobiety w bieli.
Georg popatrzył na niego spode łba i zapalił papierosa. Z ulgą zaciągnął się sinym dymem, potrzymał go chwilę w płucach i wypuścił długim, cienkim strumieniem.
- Dlaczego nie ma tu Billa? – spytał po chwili.
- Dzwoniłem do niego – odpowiedział Tom, nie podnosząc głowy znad piwa. – Powiedział, że jest zajęty i że nie ma ochoty na wypad do baru.
- Powinien tu być – wściekł się Georg. – To sprawa nas wszystkich, wszyscy powinniśmy o tym dyskutować i coś wymyśleć!
Tom parsknął sztucznym śmiechem.
- Wymyśleć?! Georg, tu nic nie da się wymyśleć! Możemy się najwyżej schlać do nieprzytomności. Jesteśmy bezradni jak głuche nietoperze! Kto się będzie liczył z takimi gówniarzami?!
Georg zasępił się na nowo i wpatrzył uparcie w dopite do połowy piwo. Nie pamiętał, które to już. Nie miał głowy do liczenia. Bo rzeczywiście: kto się będzie z nimi liczył? Tylko on jest w tym gronie pełnoletni, ale nawet nie skończył szkoły, bliźniaki wyglądają jak para przebierańców na Halloween, a Gustav przypomina warzywo.
- Może David cos wykombinuje…
- Nie rozśmieszaj mnie – przerwał mu z irytacją Tom i machnął do barmana, zamawiając kolejne piwo. Kobieta w bieli wyraźnie patrzyła mu prosto w oczy.– Słyszałeś, co mówił. Zostało nam tylko zacisnąć zęby i przetrwać ten rok.
- Mimo wszystko wolałbym, żeby Bill tu był. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, pamiętacie? – basista uśmiechnął się kpiąco. – Mieliśmy się trzymać razem, a on wybrał jakąś pannę…
- Daj mu spokój, i tak jest załamany…
- Wnerwia mnie to. On ma nas wszystkich gdzieś ostatnio – upierał się Georg. – Zespół już prawie nie istnieje, nie mamy prób, nie spotykamy się w klubach...
Tom zmarszczył brwi.
- Mówisz, jakbyś sam był bez winy! Uganiasz się za tą zimną flądrą całymi dniami i wypominasz nam nasze randki?!
Georg opanował się powoli. Nie chciał, żeby kumple zauważyli, że cała ta sprawa z Calamity tak go boli. Nigdy nie był załamany z powodu dziewczyny, więc i tym razem nic nie da po sobie poznać. Odetchnął głęboko.
- Masz rację stary…Ale przyznaj, te baby narobiły chaosu…
- Kretyn jesteś! – wyrwało się Tomowi. Nie chciał tego powiedzieć tak naprawdę, ale obraz delikatnej twarzyczki Rage i trzy piwa krążące w jego krwioobiegu zrobiły swoje.
Z przerażeniem obserwował teraz, jak twarz siedzącego naprzeciwko Georga zmienia się powoli i wypływają na nią wszystkie jego myśli. Bardzo dokładnie widział każdą obelgę, cisnącą się chłopakowi na usta, widział też wyraźny zawód, ale jednak się nie odezwał. Pozwolił Georgowi bez słowa wstać i wyjść z baru, zostawiając po sobie wyłącznie obłok papierosowego dymu. A najdziwniejsze było to, że Gustav podczas tej całej wymiany zdań w ogóle się nie odezwał! Nawet w tym momencie siedział sobie spokojnie i patrzył przed siebie, jakby w ogóle nie docierało do niego nic z zewnętrznego świata.
Ktoś otworzył drzwi baru i do środka wpadło pasmo słonecznego światła. Położyło się na blacie stolika, wypełniło fragment powietrza i dotarło do twarzy siedzącego perkusisty. Kobieta w bieli odwróciła głowę. Może to pod wpływem szumiącego w głowie alkoholu Tom dokonał fascynującego odkrycia: w tym świetle wszystko było widać dużo lepiej. Czyste z pozoru powietrze okazało się być wypełnione wirującym dymem, na gładkim blacie stolika ujawniły się długie, głębokie rysy…Tom spojrzał w twarz kolegi.
Przeraził się tak bardzo, że wszystkie procenty niemal natychmiast wyparowały z jego głowy. Gustav miał oczy lalki. Oczy pieprzonej, szmacianej zabawki. Puste i szklane, bez cienia życia. Nawet nie drgnęła mu powieka, gdy ostre słońce wdzierało się pod jego tęczówki.
Tom poderwał się i chwycił Gustava za ramiona. Potrząsnął nim tak gwałtownie, że głowa kolegi poleciała bezładnie do przodu i do tyłu.
- Gustav! – darł się, zdjęty nagłym lękiem. – Gustav do cholery!!!
W końcu na niego spojrzał, ale drzwi już zamknięto i Tom nie mógł ocenić, czy odzyskał już przytomność na dobre. Grunt, że jakaś oznaka życia była, bo przez chwilę naprawdę przemknęło mu przez myśl, że Gustav może być martwy. Oczywiście natychmiast skarcił się w duchu za głupotę, ale ten moment wystarczył, żeby totalnie się wystraszyć.
- Stary, co z tobą? – spytał, pełen najlepszych intencji. Może Gustav ma doła i potrzebuje rozmowy czy coś…
Spojrzał na niego nadal nieco nieprzytomnie, po czym bez słowa wstał i rozejrzał się po barze, jakby sprawdzał, gdzie właściwie jest. Ruszał się jak cholerne zombie! Tom ze zdumienia nie mógł wydusić z siebie słowa. Patrzył, jak znany od lat kumpel zmienia się w robocopa, jak mechanicznie lustruje wnętrze baru i zatrzymuje wzrok na niektórych z siedzących ludzi, a wszystko to w sztywnej, stojącej pozycji z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała. Nagle Gustav poruszył się i krokiem lunatyka poszedł ku wyjściu. Tom zawołał za nim dwa razy, ale nie doczekał się żadnej reakcji: Gustav nie obrócił się ani na moment, a po chwili zniknął za drzwiami.
Przez chwilę nie mógł pozbierać myśli. Co, do jasnej cholery, dzieje się na tym świecie?! Czy to on zwariował, czy jednak reszta zespołu? Co robić???
Podszedł do baru i zamówił setkę czystej wódki. Barman spojrzał na niego podejrzliwie, ale chęć zysku chyba przewyższyła poczucie moralności, bo bez słowa nalał mu alkohol do kieliszka. Tom wypił wszystko jednym haustem i aż się zachłysnął. Poczuł mocne palenie w przełyku, spływające do żołądka i rozlewające się po całym ciele gorąco. Jeszcze raz to samo. Tak. Może to pomoże.
Kolejna smuga światła wdarła się do baru, kiedy Tom wychylał trzeci kieliszek. Robiło mu się niedobrze, więc nie odwrócił głowy, usiłując uspokoić kołatanie serca i mdłości. Jeszcze nigdy nie czuł się tak podle i źle. Podparł głowę rękami i siedział tak przez moment.
Ukojenie poczuł powoli. Jego ciało uspokajało się, zaczęło oddychać jakby świeższym powietrzem. Przed oczami zamajaczył mu obraz lasu, paproci i konwalii. Wszystko było piękne i czyste, jakby niedawno spadł tam deszcz, a teraz zajaśniało słońce. Gdzieś w pobliżu musiała być woda, bo ta świeżość aż uderzała w płuca.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to wszystko było spowodowane zapachem, który wyczuwał gdzieś blisko. Z hałasu głosów i brzęku szklanek wynikało jasno, że ciągle był w tym zaplutym barze, ale coś tu pachniało po prostu pięknie, napełniając jego serce spokojem i bezpieczeństwem. Zmusił się do otwarcia oczu i rozejrzenia po barze.
Siedziała tuż przy nim, opierając łokieć na barze, a głowę na dłoni. Uśmiechała się lekko, kpiąco, ale życzliwie. Znał ten uśmiech: pojawiał się on zawsze, gdy przychodził do niej, żeby wyznać, że znów popełnił jakieś głupstwo i otrzymać rozgrzeszenie. W ciepłych oczach widział pokrzepienie i współczucie. Już wiedział, czemu zapachniało mu konwaliami.
- No i co ty wyrabiasz? – spytała kpiąco, ale w jej głosie usłyszał nutkę zmartwienia.
- Nabroiłem Laurel…- spuścił głowę. Z ulgą uświadomił sobie, że nie czuje już tego ciężaru, który uciskał go dziś od jakiegoś czasu. – Skąd wiedziałaś, że tu jestem?
- Anioł stróż wie takie rzeczy – roześmiała się dźwięcznie. – Spotkałam Georga w drodze do sklepu, o wszystkim mi opowiedział. Kiepsko trochę, co?
- No raczej… - powiedział, ale mimo wszystko poczuł się znacznie lepiej.
- Chodźmy stąd. To nie jest dobre miejsce na taką chwilę – wstała z barowego stołka.
Pewnie poszedłby za nią. Już przecież wstawał i zabierał rzuconą niedbale bluzę. Tak, poszedłby na pewno, gdyby nie miękki dotyk dłoni na jego ramieniu. Obrócił się szybko i przed oczami stanęła mu piękna, złocista twarz Lewd, otoczona chmurą ciemnorudych włosów. Nie widział jej już ponad tydzień, zapomniał nawet trochę, bo w głowie do reszty zamąciła mu Rage, ale teraz, gdy znów miał ją na wyciągnięcie ręki, wszystko wróciło. Poczuł gwałtowną falę pożądania, ciało zadrżało mu pod wpływem dreszczu jej spojrzenia. Powolnym ruchem wysunęła koniuszek języka i oblizała górną wargę, a on natychmiast przypomniał sobie, do czego te fantastyczne usta były zdolne. Nic nie pomogło wspomnienie niewinnej Rage, nie pomogło też zawiedzione spojrzenie Laurel. Już wiedział, że pójdzie wszędzie, gdzie tylko zaprowadzi go Lewd.
- Chodźmy…- szepnęła zmysłowo, prosto w jego ucho.
Poczucie przyzwoitości kazało mu obrócić się w stronę Laurel i przeprosić. Jednak słowa uwięzły mu w gardle, gdy tylko na nią spojrzał. Była bardzo blada, czegoś jakby przestraszona…Wpatrywała się wielkimi oczami w Lewd i stała bez ruchu.
- Ty też? – wyszeptała nagle, pobladłymi ustami. Nie wiedział, do kogo to powiedziała, do niego czy do Lewd. Pewne było tylko, że nie oczekiwała odpowiedzi, bo odwróciła się nagle i wyszła, rzucając na siedzących w barze ostatni promień złotego słonecznego blasku.
***
Gustav szedł przez park nieco otępiały. Nie widział, dlaczego właściwie tędy idzie ani dokąd zmierza. Otrząsnął dopiero pod którymś z drzew, bo zobaczył znajomo wyglądającą sylwetkę. Dziewczyna była jakieś kilkanaście metrów od niego, biegła. Miał wrażenie, że płakała, bo w pewnej chwili otarła policzek wierzchem dłoni, nie przerywając biegu. Kiedy na chwilę odwróciła głowę, wiedział już, że o pomyłce nie mogło być mowy. Tak, to Lauren, była dziewczyna Billa. Widział ją tylko kilka razy, spotykał ich czasem na spacerze, a czasem odprowadzała Billa na próbę i cmokała w policzek na pożegnanie. Czasem do nich wszystkich machała i przesyłała Tomowi roześmianego całusa w powietrzu, po czym gdzieś znikała. Bill mówił, że jest tancerką i idzie na trening albo coś takiego. Zapamiętał ją jako bardzo sympatyczną i zawsze uśmiechniętą młodą kobietę. Miała w sobie taki trochę dziki wdzięk, może dlatego, że bardzo miękko się ruszała. Dziś po raz pierwszy widział ją płaczącą. Miał nawet ochotę dogonić ją i zapytać co się stało, ale już zniknęła mu z oczu. No trudno.
Rozejrzał się po parku. Widok Laurel jakby go przebudził. Ostatnio coraz częściej zdarzały mu się białe plamy, luki w pamięci. Na przykład nagle zdawał sobie sprawę, że jest w sklepie, chociaż w ogóle nie pamiętał, żeby wychodził z domu. Czasem z kolei wiedział dokładnie, gdzie jest, ale wszystko widział jak przez mlecznobiałą mgłę, nawet dźwięki dochodziły do niego jakby z daleka. No i coraz częściej miewał takie dziwne sny, sny o pływaniu, szybowaniu, wolności…Czuł, jak unosi go jakiś chłodny prąd, a on całkowicie się temu poddaje, jeszcze nawet pomaga ruchami rąk i tułowia. W sumie to lubił, ale zdawał sobie sprawę, że te sny były odrobinę niezwykłe. Przede wszystkim dlatego, że jakąś ich część przenosił za sobą do rzeczywistości i nawet na jawie zatracał się w tym szybowaniu i mglistej poświacie.
Jedyne, co naprawdę dobrze pamiętał, to spotkania z Yonder. Miał poczucie, że ona przeżywa to wszystko razem z nim i czuje się tak samo. Dzięki temu nie było między nimi tej bariery, która coraz bardziej oddzielała go od reszty świata. Rozumiała go tylko Yonder, widział to w jej oczach, czuł w jej dotyku. Czasami zatracali się w sobie do tego stopnia, że niejako oboje przenosili się w ten jego świat, oboje pływali w gęstej mgle i starali się dotrzeć do jasnego światła gdzieś ponad nimi. Wreszcie spotkał dziewczynę, przy której mógł powiedzieć wszystko i być całkowicie sobą, a jej to odpowiadało.
Przez moment przyszło mu na myśl, że jego ostatnie przeżycia nie są do końca normalne. Przypomniał sobie biegnącą z płaczem Laurel. Przecież życie nadal się toczy, gdzieś tam są ludzie, którzy kochają, tęsknią, płaczą…po prostu czują. A on od tego ucieka, zatraca się w iluzyjnej mgle. To może być nawet niebezpieczne…
- Już jesteś? Długo czekasz? – usłyszał za sobą delikatny, cichy głos i poczuł jak mglista fala znowu go zalewa, daje poczucie lekkości.
Odwrócił się i wziął Yonder w ramiona. Poszybowali oboje.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annette
Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 741
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Wtorek 26-09-2006, 17:28 Temat postu: |
|
|
Część świetna
Co te dziewczyny z nimi robią?
Każdy zachowuje się dziwnie..
A Laurel? Anioł stróż? To by nawet pasowało.
Podobają mi się te twoje zagadki
Czekam na następny part,
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Wtorek 26-09-2006, 19:16 Temat postu: |
|
|
Świetna część. Strasznie się cieszę, że dodajesz tak często
Uwielbiam to opowiadanie, piękne napisane i z każdym partem wciąga mnie coraz mocniej.
Mam nadzieję, że to się dobrze skończy.
Czekam tylko aż pojawi się Famine. Ciekawe co ona nabroi
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
YaNoU
Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Pod LaTaRnIą <3
|
Wysłany: Wtorek 26-09-2006, 19:47 Temat postu: |
|
|
Znaczy się, juz mi się nieco rozjaśnia- chociaz w sumie od dawna już wiedziałam, że to jakies diablice, albo przynajmniej diablice z piekłą rodem ( a czy to nie to samo? xD)
One z nich robia warzywa..(To znaczy z Tokio Hotel) Sama nie wiem..Pożyjemy, zobaczymy..
A ty kochana, wiedz, że będe z tobą i opkiem FOReVER!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
reinigen
Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lbn
|
Wysłany: Środa 27-09-2006, 17:00 Temat postu: |
|
|
Wiem, że trochę za szybko dodaję części, ale po pierwsze nie cierpię dzielic opowiadań, bo uważam, że to zbrodnia na literaturze (choćby tak wątpliwego wdzięku jak moja twórczość), a po drugie niedługo wyjeżdżam i nie będę miała dostępu do komputera, więc chciałabym zdążyć dodać wszystkie części przed październikiem. Mam nadzieję, że dotrwacie do końca...
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze, są dla mnie ogromną radością.
Cichy, ciepły wieczór. Przedziwna pora, kiedy to dzień i noc jeszcze przez chwilę ze sobą walczą, żeby wreszcie pogodzić się z naturalną koleją rzeczy i przyznać prymat łagodnemu zmrokowi. Z tym, że w lecie ta walka jest nieco bardziej łagodna. Natura chwyta słońce i trzyma je w sobie tylko po to, aby w nocy uwolnić całe ciepło i stworzyć namiastkę letniego dnia. Powietrze nadal jest przesycone słodkim zapachem kwiatów i ziół, a liście szumią, jakby nic wokół się nie zmieniło. Spacer w takim otoczeniu jest przyjemnością samą w sobie. A co dopiero, kiedy serce ulatuje w górę jak uwolniona z ognia iskra i szybuje do gwiazd. Tak właśnie czuł się Bill po każdym spotkaniu z Entice. Odprowadził ją już i wracał teraz powolnym krokiem do domu, chociaż wcale nie miał na to ochoty.
Tom na pewno będzie przygnębiony z powodu tej całej afery z kontraktem. Przejął się tym bardzo, bo faktycznie wyglądało to niewesoło. Ale Bill znał lekarstwo na wszystkie problemy tego świata: Entice. Zapomniał o kłopotach, gdy tylko ujrzał jej uśmiechniętą twarzyczkę. Bez znaczenia wydał mu się wtedy fakt, że stracili mnóstwo pieniędzy, że ich okradziono i oszukano i że brat potrzebował jego wsparcia. Cały zespół potrzebował zresztą, bo przecież Tom dzwonił z prośbą o spotkanie, ale musieli zrozumieć, że on teraz nie będzie miał dla nich tyle czasu, co kiedyś. Nie są dziećmi ostatecznie, poradzą sobie. Pewnie usłyszy zaraz porcję wyrzutów z ust brata, ale trudno, w końcu trzeba stawić czoła nieprzyjemnej rzeczywistości.
Bill z niechęcią pomyślał o Tomie i kolegach z zespołu. Zachowywali się tak samolubnie, nie dawali mu spokoju, żeby mógł nacieszyć się obecnością Entice. W ogóle go nie rozumieli, obchodziły ich tylko własne problemy. Zawsze im przecież pomagał, był przy nich i leciał na każde zawołanie, więc chyba należy mu się odrobina prywatności?! A żeby ich…
Złorzeczenia przerwał mu dzwonek komórki.
- Słucham?! – rzucił wściekle do słuchawki, nie sprawdzając nawet, kto dzwoni.
- Zefir…posłuchaj… - Laurel brzmiała, jakby bardzo się przed chwilą przestraszyła. – Przepraszam, że dzwonię i pytam, ale…jesteś sam?
- Tak – odpowiedział zgodnie z prawdą, całą uwagę przenosząc na telefon. – Coś się stało?
Przystanął przy najbliższej ławce i położył na niej stopę, pochylając tułów lekko do przodu. Tak było mu się łatwiej skupić. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio do niego dzwoniła. Chyba wtedy, jak jeszcze byli razem, potem zupełnie zerwali kontakty. On sam tyle razy chciał zadzwonić, przepraszać, ale…nie mógł się na to zdobyć. Słyszał ją w słuchawce pierwszy raz od dwóch miesięcy.
- Niby nic, ale…dzieje się coś niedobrego Zefirze…nie potrafię tego wytłumaczyć. Boję się bardzo.
Tu go zaskoczyła. Laurel zawsze była nieustraszona. Silna i zdecydowana, twierdziła, że nie ma sytuacji bez wyjścia, że wystarczy podążać dobrą drogą i żyć w zgodzie z samym sobą, a wszystko samo się ułoży, nie ma się czego bać. Prawa i uczciwa aż do bólu, nigdy nikogo nie okłamała i nie prowadziła z nikim żadnych gierek. Sumienie musiała mieć czyste jak łza, bo – jak mówiła – tego nikt nigdy nie zdoła kupić. Za żadną cenę. Dlatego wiedział, że teraz też nie kłamie.
- Czego się boisz Laurel? Co się dzieje? – spytał spokojnie, starając się tonem głosu uspokoić także i ją.
- Nie wiem właśnie. To jest wszędzie, ciągle atakuje…Zefir, gdzie jesteś?
Gdyby to był ktokolwiek inny, pomyślałby, że zwariowała. Ale to była Laurel. Za dobrze ją znał, żeby wysnuć takie wnioski.
- Wychodzę z parku i idę do domu. Przyjść do ciebie?
- Nie, idź prosto do domu i porozmawiaj z Tomem. Spotkajmy się jutro, dobrze?
- Jutro, tak. O której?
- Zadzwonię jeszcze i ci powiem. Idź do domu jak najszybciej i uważaj na siebie. Dobranoc.
Odłożyła słuchawkę. Dziwne to wszystko.
Bill rozejrzał się po parku, bo po plecach przeszedł mu dziwny dreszcz. Nikogo nie było, wszędzie tylko cisza i ciemność, oświetlana nikłym błyskiem latarni. Zdjął nogę z ławki i pospieszył do domu, co jakiś czas oglądając się za siebie. Dotarł na miejsce, czując się trochę jak uciekinier z manią prześladowczą, ale złe przeczucie nie opuszczało go w dalszym ciągu. Okna ich mieszkania były ciemne jak grobowiec.
***
Do mieszkania Lewd dotarli dopiero o zmierzchu, bo krążący w żyłach Toma alkohol nie pozwalał mu iść szybko, plątał nogi i mieszał w głowie, a do przebycia mieli jednak spory kawałek. W końcu jednak Lewd otworzyła drzwi dużym, mosiężnym kluczem i wprowadziła go do „miodowego” pokoju, w którym zwykle ze sobą sypiali. Tom nigdy nie stronił od drinków, ale tym razem widocznie przeholował, bo nadal nie mógł wytrzeźwieć. Żółte ściany pokoju tańczyły przed nim jak zwariowana karuzela, wzmagając tym samym poczucie odrealnienia całej sytuacji. Czuł się jak we śnie.
Lewd zmysłowym ruchem zdjęła z siebie białą, męską koszulę, która okrywała falbanki dziewczęcej sukienki w kolorze czerwonego wina. Jej złote ciało rozbłysło, rozjaśniając cały pokój. Tom siedział wygodnie w fotelu i obserwował cały ten spektakl z rozanieloną miną zachwyconego widza. Poczuł swoje narastające pożądanie i stłumił w wyobraźni widok twarzy Rage. Pragnął Lewd tak bardzo, że nie mógł się temu oprzeć, całe jego ciało parło do przodu, choć zdawał sobie doskonale sprawę, że za chwilę zdradzi swoją prawdziwą ukochaną. Lewd rozbierała się dalej, powoli i kusząco, a on zaciskał palce na oparciach fotela, aż bielały mu knykcie. Ciszę przedarło piknięcie komórki. Prawdopodobnie dałby sobie spokój, bo w takiej chwili prawie nic nie było w stanie oderwać jego wzroku od rozbierającej się w tańcu kobiety, ale w jego otumanionym umyśle nagle błysnęło poczucie, że musi, ale to po prostu musi przeczytać tego smsa.
Szybko wyciągnął z kieszeni zgrabny aparacik i wcisnął odpowiedni przycisk. Na wyświetlaczu pojawił się numer Laurel i tylko trzy słowa: „Nie rób tego”.
Nie mogła wiedzieć, gdzie on teraz jest i co tak naprawdę ma zamiar zrobić. Pewnie myślała, że nadal siedzi gdzieś w barze i pije kolejnego drinka, dlatego tak napisała. Gdyby znała prawdę…
Tom potrząsnął ciężką głową. Gdyby znała prawdę, to pewnie napisałaby to samo. A może nawet coś więcej, może próbowałaby go odwieść od seksu z Lewd jeszcze intensywniej. Chociaż zaraz – niby dlaczego? W końcu to jego życie, jego decyzja. Laurel była dla niego nikim właściwie, tylko znajomą i byłą dziewczyną jego brata, czemu miałaby się wtrącać w jego życie i próbować go od czegokolwiek odwodzić. Przecież on jest szczęśliwy tu i teraz, mając na wyciągnięcie ręki piękną, cudowną kobietę. Taki szczęśliwy…
Ponownie spojrzał na Lewd i stwierdził, że stoi przed nim teraz całkiem już nago i nadal zmysłowo kręci biodrami. Ciepłe światło lampy z pomarańczowym abażurem wydobywało cały blask jej idealnej skóry, delikatne, smukłe palce muskały fragmenty ciała. Szalał z pożądania. Uklękła przed nim i powoli rozpięła mu spodnie. Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, momentalnie odrzucając myśli o Rage, Laurel i wyrzutach sumienia, zatracił się w jej dotyku i we własnej rozkoszy…
***
O dziewiątej rano na ulicach Magdeburga panował już spory ruch. Samochody pędziły po rozgrzanym asfalcie, zatrzymując się od czasu do czasu na skrzyżowaniach ze światłami, ludzie szybkim krokiem wydeptywali chodniki, a przekupki na straganach głośno zachwalały swój towar. Pełne słońce wywabiało mieszkańców miasta z domów i gnało w ocienione, miłe dla oka miejsca. Matki prowadziły mniejsze i większe dzieci na spacery, dźwigając ze sobą wypchane po brzegi piknikowe kosze i kraciaste pledy, aby zjeść śniadanie na świeżym powietrzu i trawie magdeburskiego parku. Największym powodzeniem cieszyły się jak zwykle miejsca w pobliżu stawu, który – choć niebezpieczny ze względu na sporą głębokość i cementowe dno – dawał jednak poczucie miłej izolacji od miejskiego zaduchu. Gwar rozmów młodych, śmiejących się i wymieniających ploteczki kobiet uzupełniany był świergotem rozochoconych słońcem ptaków i szumem wysokich topoli, spadzistych wierzb oraz majestatycznych klonów. Piękny dzień.
Bicie starego zegara na magdeburskim ratuszu zastało każdego z członków zespołu Tokio Hotel w innej sytuacji. Bill krzątał się już po zalanej słońcem kuchni, przygotowując sobie śniadanie i robiąc plany na dzisiejszy dzień, w którym zmieścić mu się miało spotkanie z Laurel, randka z Entice i odnalezienie brata, który znów przepadł gdzieś na całą noc i nie odpowiadał na telefony. Georg stał w łazience i dokonywał porannej toalety, bowiem umówił się na dziesiątą z Calamity i tym razem postanowił ją wreszcie zdobyć, choćby nie wiem ile to kosztowało. Gustav leżał jeszcze we własnej pościeli z rękami pod głową i zastanawiał się nad tym, czy to już jawa czy też nadal śni, gdyż nie opuściło go jeszcze uczucie lekkości i braku grawitacji, towarzyszące mu zawsze podczas nocnego szybowania.
Tom natomiast ewidentnie się już przebudził, bo powiedział mu to wprost potworny ból głowy. Skacowany jak nieboskie stworzenie, leżał wciąż w piaskowej pościeli, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek gwałtownego ruchu. Obok niego drzemała jeszcze Lewd, zwinięta w uroczy kłębek i otulona pianą satyny. Patrzył właśnie w jej całkowicie spokojną twarz, kiedy dotarło do niego, co on wczoraj najlepszego zrobił. Zdradził, trzeba to nazwać po imieniu. W dodatku Rage na pewno już wróciła i pewnie zaraz zadzwoni z propozycją spotkania, a on poważnie wątpił, czy uda mu się zwlec z łóżka i dosięgnąć komórki. Co robić, co robić? Spotkać się z nią i wszystko wyznać? A może skłamać i ukryć straszliwą prawdę?
Na pewno nie chciał jej zranić, a przecież „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”. Jednak czy wystarczy mu siły, żeby przez całe życie brnąć w kłamstwa i egzystować tak, jak dotychczas, dusząc w sobie poczucie winy i wyrzuty sumienia? Po cóż on wczoraj tyle pił??? Alkohol zamroczył mu umysł i jeszcze spowodował ten okropny ból głowy i uczucie suchości w ustach, a dziś przyjdzie mu przecież zmierzyć się z rzeczywistością i to okaże się na pewno jeszcze gorsze.
Komórka pisnęła cicho, ale był to tylko znak wyczerpującej się baterii. To jednak przypomniało mu o jedynej osobie, która mu w tym momencie pozostała. Laurel. Pisała mu wczoraj, żeby tego nie robił. Obojętne, co miała na myśli, teraz już wiedział, że powinien był jej posłuchać. W tym momencie tylko ona mogła tu cokolwiek poradzić. Znów przyjdzie do niej skruszony i pognębiony, będzie prosił o radę, a ona uśmiechnie się smutno, współczująco i powie…właściwie to Tom doskonale wiedział, co powie Laurel. Nawet nie musiał do niej z tym wszystkim iść. Dla Laurel zawsze istniało tylko jedno rozwiązanie: prawda. Doradzi mu, żeby powiedział o wszystkim Rage, przeprosił i raz na zawsze skończył swoje skoki w bok, jeśli rzeczywiście zależy mu na tej dziewczynie. Na pewno mu tak powie, ale czy on odważy się to zrobić? W jego umyśle coraz bardziej rozwijało się przekonanie, że Rage nie zrozumie tej sytuacji, każe mu się wynosić do diabła, a jej piękne, jeżynowe oczy wypełnią się łzami. I w ten sposób, przez własną głupotę, on straci coś najpiękniejszego w życiu.
W tym momencie Tom podjął ostateczną decyzję: nie powie Rage o niczym i sam też spróbuje o tym zapomnieć. Tak będzie najlepiej. A teraz trzeba wstać i iść…
***
Przez całe przedpołudnie nic się nie działo. Toma nadal nie było widać, Laurel nie zadzwoniła, a z Entice umówili się dopiero na piątą trzydzieści, bo wcześniej była zajęta. Ale przed chwilą odebrał od niej telefon i mówiła, że szykuje na dziś coś specjalnego. Powiedziała to takim tonem, że od razu zachciało mu się wieczoru.
Do dwunastej zapełniał sobie czas jakimiś bzdurami: to pooglądał telewizję, to posprzątał trochę w mieszkaniu. Poszedł nawet do pokoju muzycznego, ale jakoś nie miał nastroju na śpiewanie ani pisanie piosenek. Powoli zaczynał mieć dosyć zespołu, sławy i obowiązków. Zwłaszcza że zespół oznaczał pracę z chłopakami, a ostatnio wszyscy go straszliwie irytowali. Gustav był bezwolnym mięczakiem, czego najlepszym dowodem był jego brak reakcji na ostatnie wieści Davida. Tom miał wstrętne podejście do życia, wiele dziewczyn na niego leciało, przez co Bill podświadomie odczuwał zagrożenie z jego strony. Wolał nie myśleć, co by się stało, gdyby Entice na niego przeniosła swoją uwagę. Georg natomiast nieustannie się wymądrzał, a jak coś nie było po jego myśli to od razu wpadał w szał. O uwielbianym dotychczas menadżerze Bill wolał nawet nie myśleć. Wkroił ich nieprawdopodobnie, a kto wie, czy nie wyciągnął z tego jakichś korzyści dla samego siebie.
Bill zmarszczył brwi, odganiając od siebie złe myśli. Wolał się skupić na jedynej prawdziwie czystej i wspaniałej istocie, jaką była Entice. Dla przyzwoitości wyjrzał jeszcze przez okno, wypatrując marnotrawnego brata i spojrzał na komórkę, w razie, gdyby Laurel dzwoniła, a on tego nie usłyszał, po czym ułożył się wygodnie na kanapie i pozwolił swoim myślom odpłynąć w kierunku Entice. Marzył o ich dzisiejszym spotkaniu, kiedy w drzwiach zazgrzytał klucz i do mieszkania wszedł Tom.
Był strasznie wyniszczony. Po oczami zrobiły mu się sińce, dredy sterczały żałośnie na wszystkie strony, a koszulka była wywrócona na lewą stronę. Powlókł się od razu do kuchni i po chwili Billa dobiegł szelest otwieranej lodówki i bulgoczący dźwięk, zwiastujący, że brat znów pije sok prosto z kartonu, co Billa zawsze i nieodmiennie wściekało. Sok potem szybko kwaśniał i kiedy on sam chciał się napić, to pozostała w kartonie ciecz okazywała się już kompletnie niezdatna do spożycia. Tysiące razy mówił Tomowi, żeby tak nie robił, ale do tego człowieka nic nie docierało. Zawsze był niechlujem. Teraz też, proszę bardzo, nawet nie zauważył, że mieszkanie jest czyste i wysprzątane, tylko cisnął koszulkę gdzie popadło i bez słowa poszedł do łazienki.
Niby miał z nim porozmawiać, obiecał Laurel wczoraj, ale Tom od razu na wstępie tak go zdenerwował, że Bill czuł wyraźnie: nic z tej rozmowy nie będzie. Tylko się pokłócą znowu. No ale dobra, spróbuje.
- Gdzie byłeś? – odezwał się szorstko, nieprzyjemnie.
Tom podniósł na brata zmęczone oczy, w których wyraźnie odmalowywało się zdziwienie i zaskoczenie napastliwym tonem brata. Więc nawet nie wie, o co mu chodzi, świetnie!
- Byłem…nieważne. Już wróciłem – odpowiedział, oczywiście niczego nie wyjaśniając.
- Nieważne?! Spójrz, jak ty wyglądasz! – naskoczył na niego Bill, dając upust całej swojej złości. – Znowu nie wróciłeś na noc! Co ty ze sobą robisz?! Myślałem, że po poznaniu tej panny trochę zmądrzejesz! A może ona jest taką samą latawicą jak ty, co?
Od razu wiedział, że przeholował. Zniszczone oczy Toma zalśniły wściekłością, a jego ciałem aż wstrząsnęło. Przez chwilę miał wrażenie, że brat rzuci się na niego z pięściami, ale jakimś cudem Tomowi udało się opanować i opuścił podniesione już do góry ręce.
- Zamknij się. Nikt cię nie prosił, żebyś mi matkował. Zaraz znowu wychodzę – odwarknął tylko i wrócił z powrotem do łazienki.
Bill wściekł się na dobre i gniewnie opadł na kanapę, krzyżując ręce na piersi. To sobie pogadali. Jak widać z braterskiej więzi pozostało tylko toksyczne przyzwyczajenie, potrzebowali od siebie odpoczynku. I świetnie się składa, bo wobec tego całą swoją uwagę on będzie mógł poświęcić Entice, a Tomem nie zamierza się już przejmować.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Środa 27-09-2006, 17:58 Temat postu: |
|
|
Ja się bardzo cieszę, że tak często dodajesz notki. Uwielbiam to opowiadanie i nie mogę się doczekać zakończenia. Mam nadzieję, że Bil zejdzie się z powrotem z Laurel. A te wszystkie dziewczyny pójdą do diabła
Świetna część, jak zwykle bez błędów, cudne opisy i ta tajemniczość
Piękne...
Pozdrawiam i czekam na następną część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annette
Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 741
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Środa 27-09-2006, 18:31 Temat postu: |
|
|
Bardzo mi się podobało
Ta Laurel to jest naprawdę jakis anioł stróż?
A tamte siostry to jakieś diablice z piekła rodem
Ciekawa jestem jak to się rozwiąże
Czekam na następną część
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
YaNoU
Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Pod LaTaRnIą <3
|
Wysłany: Środa 27-09-2006, 19:01 Temat postu: |
|
|
Nie no..brak mi słów. coraz lepsze, coraz bardziej wciągągające i interesujące..To sa na serio DIABLICE. Nic nie mówię, ale one naprawdę robią z nich warzywa....
<Lol xD
YaNoU
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonia
Dołączył: 27 Kwi 2006
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Środa 27-09-2006, 19:55 Temat postu: |
|
|
Czy mi się zdaje, czy Gustav coś bierze, albo Yonder go odurza?
No, ale ja nadal nic nie wiem. Kim jest Laurel i co ona ma wspólnego z sisotrami?
Kurczę, pisz szybko bo chcę się tego dowiedzieć
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tuszka
Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Japan^^
|
Wysłany: Środa 27-09-2006, 20:52 Temat postu: |
|
|
No jak pisałaś te jest nawet lepsze od tego popszedniego.
Też piękne
Z coraz to nową częścią odczuwałam tak jakby strach i ciekawość w jednym.
Wiem dziwne , ale na serio ciągle bałam się co zaraz mogę przeczytać.
Wydaję mi się, że te dziewczyny są kimś w rodzaju Aniołów Śmierci. Na co mam dowód! Jak Lewd zabiła tą muche (wiem jestem mądra, wywnisokołalam to sama!), albo Etnice, jak chciała zabić tego maluszka w jeziorku.
No, ale o co im do cholery chodzi? Może one chcą ich ze sobą skłócić? Albo doprowadzić do tego, by ich zespół się rozpadł... A może po prostu chcą, żeby chłopaki przszli tak jakby na ich stronę, stronę zła. A jeszcze mam jedną teorię... Wydaję mi się, że one mogą też chcieć ich jakoś otumanić, tortury czy cuś takiego, a potem zabić? Trochę to wszystko pogmatwane. Na początku nie umiałam się skapnąć co do imion, tak jak do teraz wiem tylko że Femine to ich siostra, a na początku myślałam, że taka jakby opiekunka.Ah, w ogóle nie wiem po co one się mieszają, a może...
ZEMSTA?!
NO skoro ich ojciec je do tego tak jakby zmusił...?
Nie to chyba zły trop, z tego co mi się wydaje to one już wykonywały tego typu zadania. Co nie?
A tak poza tym...
Głupi menażer! Jak on mógł ich wpakować w takie gó**no?
Biedny Tomuś, ma mętlik w głowie.
Żałosny Billuś, nic nie widzi poza swoja Etnice...
Niepocieszony Georguś...Biedactwo, wydaje mi się, że tylko on tam aż tak bardzo nie stracił główki.
A Gustav...tak normalnie warzywko! Jemu chyba się najgorzej trafiło co nie?
Tylko nie wiem czy :
a) Tom widzi oczy jak u lalki...
Czy może :
b)Gustav ma oczy jak u lalki.
Ale myślę, że a).
Wiesz, na początku myślałam, że to będą jakieś Anioły Stróże, ale już po pierwzej części (no może drugiej) domyśliłam się, że one nie mają dobrych zamiarów.
Zaczęłąm je nie lubić, chociaż na początku nic do nich nie miałam. Wredne jedne to takie...że ehh...
Przynajmniej ta Laurel...Ona to chyba jest tym Aniołem Stróżem...
Mówiąca prawdę, pocieszająca wszystkich, dziewczyna, która się niczego nie boi i nigdy nie kłąmie, która widzi coś czego nie widzą inni... Na pewno wiem, że ona może ich jeszcze uratować. Ale nie wiem czy jej się to uda. Ją na prawdę lubię. Szkoda, że Bill już jej nie kocha... Przecież to taka fajna osóbka.
W ogóle nie wiem, dlaczego oni nic nie podejrzewali od początku?
Wszyscy poznali w jednym dniu dziewczyny, które są piękne, mają dziwne imiona i mają dość dziwny wygląd. Bije od nich tak jakby poświata... No może byli tak zaślepieni, że tego nie zauważyli? Chyba tak. One wszytsko ukartowały, ale mam nadzieję, że Laurel im we wszytkim przeszkodzi.
Oby tak było... Mam nadzieję, że chłopaki szybko przebudzą się z tego letargu. Zatrzymią się na chwię, odetchną i popatrzą na rzeczy otaczające ich dookoła. Każdy myśli tylko o swojej dziewczynie, jeżeli je tak można nazwać.
Czekam na dalsze cześci, może wtedy się wszystko wyjaśni Napisz mi czy miałam w jakiejś kwesti rację, jakbyś mogła.
Pozdrawiam i kocham,
Tuszka.
P.S. Poglądałam sobie kilka stron o Aniołach...Już wiem skąd wzięłaś imię mUriel Chciałabym kiedyś spotkać takiego Anioła, chociaż niekiedy czuję tak jakby mnie ktoś obserwował albo dotykał. A nawet kiedyś słyszałam jak ktoś chodził w moim domu, a potem wszedł do pokoju i dotknął mojego ramienia... (wiem trchę to dziwne, ale stało się na prawdę!) A najdziwniejsze jest to, że wcale się tego kogoś nie bałam... Chciałabym wiedzieć jak wygląda mój Aniołek... Ah, te marzenia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
reinigen
Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lbn
|
Wysłany: Piątek 29-09-2006, 11:09 Temat postu: |
|
|
Przepraszam kobiety drogie moje, ale nie udzielę teraz odpowiedzi na żadne pytanie:) Za to obiecuję, że wszystkiego dowiecie się w ostatniej części, a to już bardzo niedługo, bo teraz dodaję przedostatnią. Mam nadzieję, że nie będziecie zawiedzione...
Georg wszedł do swojego pokoju, tłumiąc trzęsący nim gniew. Powinien był dać sobie spokój z tą dziewczyną już dużo wcześniej. Przecież to jakaś wariatka!
Poszedł dziś na spotkanie z nią wyświeżony, pięknie ubrany i z kwiatami. Na miejscu był punktualnie, nawet jeszcze przed dziesiątą. Czekał prawie piętnaście minut. Musiał wyglądać jak idiota: pod krawacikiem w taki upalny dzień, z tym cholernym bukietem, zerkający na zegarek co dziesięć sekund. Od razu wszyscy widzieli, że jakaś panna znalazła sobie jelenia i koncertowo go wystawiła.
Ale nie, przyszła. Zobaczył ją już z daleka i momentalnie się wściekł, bo szła spokojnym, spacerowym krokiem, w ogóle się nie spiesząc, jakby wcale nie spóźniła się o cholerny kwadrans. Na szczęście, zanim doszła, zdołał zdusić w sobie złość i na powitanie zachowywał się zupełnie normalnie. A ona?! Wzięła kwiaty, podziękowała nawet, ale obrzuciła go takim kpiącym spojrzeniem, że odechciało mu się normalnie wszystkiego. Na ulicy było cholernie gorąco i już dawno pożałował, że wziął ze sobą marynarkę, ale nie musiała go od razu dobijać. I tak wyglądał śmiesznie przy jej leciutkiej, zwiewnej sukience, zrobionej z materiału, który przypominał firankę. Jak zwykle była ubrana na ciemnozielono, co rzeczywiście doskonale podkreślało kolor jej oczu, ale mimo upału na jej sukience nie było widać ani śladu potu, podczas gdy jemu od razu porobiły się ciemne plamy pod pachami koszuli. Dlatego nie zdejmował teraz marynarki, tylko szedł w niej jak wiejski głupek. Zaprowadziła go do parku, usiedli na ławeczce i zrobiło się nawet miło, bo wreszcie mógł usiąść w cieniu i odpocząć od tego męczącego słońca. Próbował poprowadzić rozmowę, wymyślał jakieś fantastyczne tematy, a ona patrzyła na niego jak na nieciekawy okaz fauny i nie zadawała sobie nawet trudu, żeby odpowiedzieć. Wyglądało na to, że on ją szczerze nudzi. Już wtedy mógł jej podziękować za spotkanie, wstać i odejść, zapomnieć o niej i tych wszystkich upokorzeniach. Nie zrobił tego ze względu na swoją głupią ambicję i dumę. Postanowił, że nie da się pokonać byle jakiej panience. Gdyby mógł to teraz odwrócić, cofnąć czas…
Potem postanowili się przejść. Jedno dobre było to, że widział zazdrosny wzrok innych facetów, którzy patrzyli na piękną dziewczynę u jego boku. Faktycznie – Calamity przebijała urodą wszystkie dziewczyny w parku, biła je na głowę po prostu. Bez zbędnego makijażu i wymyślnych ciuchów wyglądała o niebo lepiej niż wszystkie te wyfiokowane lasencje z rozpływającą się po twarzy tapetą. Jednak nawet te spojrzenia nie dawały mu prawdziwej uciechy, bo wszyscy faceci od razu zauważali, że on wdzięczy się do niej jak pies, a ona go solidnie olewa. Dostawał piany na ustach, kiedy tylko widział skierowane w swoją stronę ironiczne uśmieszki tych wszystkich pseudo–macho. Nienawidził śmieszności.
Najgorsze jednak było wciąż przed nim: spacerowali sobie oto parkowymi alejkami, aż natrafił się po drodze jeden taki bubek. Znał go jeszcze ze szkoły, zawsze ze sobą rywalizowali i byli zaciekłymi wrogami. Czasem wygrywał jeden, czasem drugi, ale nieźle dawali sobie w kość złośliwymi komentarzami i gnębieniem drugiego. Jakby tego było mało – ten sukinkot szedł pod rękę z jego własną, byłą laską! I to akurat tą, która zdecydowała się go rzucić sama, wcale nie chciał tego zerwania. Lena była co prawda brzydsza od Calamity, ale przytulała się do cwaniaka takim czułym gestem, o którym w wykonaniu Cal on sam mógł tylko pomarzyć. Postanowił jednak nie dać się pognębić: wyprostował się dumnie i pewnym siebie gestem objął ramiona Calamity.
Wtedy się zaczęło. Calamity fuknęła na niego jak dzika i strząsnęła jego rękę ze swoich ramion. Powiedziała przy tym parę mocnych słów, które tamci dwoje z pewnością usłyszeli, po czym obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Zdezorientowany, pogonił za nią truchcikiem, wywołując salwy śmiechu u mijanej pary, po czym nagle potknął się o jakąś cholerną zabawkę i runął jak długi…
Jego wróg i była dziewczyna aż przystanęli, dusząc się ze śmiechu. Ludzie w parku spojrzeli w jego stronę zaciekawieni, zrobiło się małe zbiegowisko. Ale najgorsza była reakcja tej zimnej suki: Calamity podeszła bliżej, stanęła nad nim i patrząc z góry, zimno wycedziła:
- Wiesz Georg? Może spotkamy się wieczorem w tym samym miejscu, co? Będziesz miał czas, żeby pozbierać się do kupy i chociaż trochę…- w tym miejscu pociągnęła wymownie nosem. - …odświeżyć. To pa!
I poszła! Zostawiła go tam potłuczonego, zlanego potem, gmerającego nogami po ziemi i czerwonego ze wstydu. Marynarka rozdarła się akurat na plecach, a spodnie miały całą nogawkę poszarpaną. Do domu wrócił jak ofiara wojenna.
Wiedział już, że wcale mu nie zależy na tej dziewczynie. Nie czuł do niej nic prócz nienawiści i nie chciał mieć z nią nic wspólnego, ale pozostało jeszcze jedno do zrobienia. Nie da z siebie zrobić wała, o nie… Niech ta dziwka wie, że na niego nie ma mocnych. Po ziemi nie będzie sobie bezkarnie chodził ktoś, kto go tak skompromitował…
***
Tom wyszedł, wściekle trzaskając drzwiami. No i dobrze. Wreszcie jest czas dla siebie, czas, żeby spokojnie pomyśleć o Entice. Już prawie druga, do wieczora coraz bliżej. Coś dla niego przygotowała…co to może być? Jeszcze nigdy nie błysnęła inwencją, zawsze to raczej on proponował miejsca spotkań i randek. Może chce go zabrać na romantyczną kolację przy świecach albo na piknik nad stawem. A może wymyśliła coś innego…
Komórka wdarła się w jego rozmyślania tak gwałtownie, że Bill aż podskoczył. Melodyjka dzwonka nie pozwalała skupić myśli, więc niechętnie zwlókł się z kanapy i podszedł do komody. Coś mu mówiło, że to nie Entice, dlatego nie spieszył się zbytnio. W rezultacie doszedł do aparatu akurat wtedy, kiedy ten już przestał dzwonić. Ale skoro już wstał, postanowił sprawdzić połączenia nieodebrane.
Hmm, to Laurel. Z tego wszystkiego kompletnie o niej zapomniał. Jeszcze wczoraj był ciekaw, co ma mu do powiedzenia, ale dziś miał w głowie tylko spotkanie z Entice i rozmyślania o możliwościach wieczoru. Nie będzie oddzwaniał, jeśli to coś ważnego, to Laurel spróbuje jeszcze raz. A jeśli nie, to da mu spokój i będzie jeszcze lepiej.
Wrócił na kanapę, na wszelki wypadek biorąc ze sobą telefon. Ledwie przyłożył głowę do poduszki, aparat rozdzwonił się po raz kolejny. Tym razem odebrał.
- Cześć Laurel, jak tam?
- Rozmawiałeś z Tomem? – ta dziewczyna od razu przechodziła do konkretów.
- Taaak, rozmawiałem – niby powiedział prawdę, ale czuł się z tym jakoś niewyraźnie.
- I co?
- No nic, co ma być. Był zdenerwowany i trochę niewyspany, więc rozmawialiśmy krótko. Ale chyba wszystko u niego w porządku – powiedział bez przekonania.
- Gdzie on teraz jest? – spytała, czymś jakby zdenerwowana.
Bill zastanowił się uczciwie. Nie przypominał sobie, żeby brat mówił mu, gdzie idzie. Powiedział tylko „wychodzę” i nie podał żadnych konkretów, ale Bill mógłby się założyć, że poleciał do Rage.
- Nie wiem, nie powiedział. Ale pewnie poszedł do swojej dziewczyny, Rage.
- Takiej rudej? – tym razem o pomyłce nie mogło być mowy, wyraźnie usłyszał w jej głosie zaniepokojenie.
- Nie, z rudą to bujał się jakiś czas temu, ale potem poznał Rage i szybko mu przeszło. Rage ma inne włosy, takie…fioletowe… - zawahał się, bo to zdanie nagle zabrzmiało absurdalnie. Fioletowe włosy. No ale tak było, Rage cała była fioletowa. Nosiła fioletowe ciuchy, malowała się na fioletowo i jeśli go pamięć nie myliła to w oczach też pobłyskiwał jej jakby fiolet…Cholera, fioletowe oczy?! – Kurczę, Laurel, nie wiem jak to wytłumaczyć. Może je farbuje, ale na pewno jest fioletowa.
- O Boże…Zefir, spotkajmy się dziś, dobrze? O szóstej.
- Nie mogę dziś, jestem umówiony.
- To naprawdę ważne. Nie możesz tego odwołać? Zależy mi, bo czuję, że dziś wydarzy się coś złego…
Bill przewrócił oczami. Znowu jej przeczucia. I on ma niby przez to odwołać randkę z Entice? TAKĄ randkę?! Nigdy.
- Poważnie nie mogę Laurel. Czy to nie może poczekać?
- Mam nadzieję, że może, Zefirze. Mam taką nadzieję. Skoro nie możesz…to jeszcze moja ostatnia prośba: miej przy sobie włączony telefon, dobrze?
- Dobra – obiecał niechętnie. – To na razie.
Odłożył telefon na półkę i włączył telewizor. Trzeba jakoś przetrzymać te parę godzin.
***
Chyba jednak zbierało się na burzę, bo powietrze robiło się coraz cięższe, wiatr gdzieś zniknął, a z południa nadciągały kłęby sinych chmur. Może to i dobrze, upał dla skacowanego człowieka jest najgorszą z możliwych rzeczy. Głowa trzaskała go okrutnie, przy każdym kroku czuł w niej bicie dzwonów i uderzenia młota. Zapomniał wziąć czegoś przeciwbólowego, a przecież po to poszedł do domu. No nic, słońce co prawda, jeszcze wysoko, ale w parku na pewno będzie chłodniej.
Zobaczył ją, zanim jeszcze doszedł do umówionego drzewa. Stała już na miejscu i też go widocznie rozpoznała, bo podskoczyła i zaczęła machać, roześmiana i śliczna. Jego serce wykonało gwałtowny przewrót, ale w żołądku poczuł nieprzyjemny ucisk. Ostatnia chwila na decyzję: powiedzieć jej czy nie?
- Jesteś! – rzuciła mu się w ramiona, a on z ulgą wtulił nos w jeżynowe włosy. – Stęskniłam się…niby to tylko jeden dzień, a jednak tak długo, prawda?
- Prawda – potwierdził i mówił to bardziej szczerze niż przypuszczała. – Rage…
Zwróciła wielkie, ufne oczy w jego stronę i zamarła z pytającym wyrazem twarzy. Teraz albo nigdy. Wziął głęboki oddech, zebrał się w sobie i…podjął ostateczną decyzję.
- Chodźmy nad staw, kochanie. Też za tobą tęskniłem…
Roześmiała się i wzięła go za rękę. Poszli w stronę stawu. Przez całą drogę on był milczący, a ona ze śmiechem zdawała mu relację z pobytu u jakiejś rodziny czy czegoś tam. Nie słuchał jej specjalnie, bo walczył ze szczególnie silnym atakiem bólu głowy. Słońce doprowadzało go do szału, miał już mroczki przed oczami.
Nad stawem oczywiście okazało się, że wszystkie ocienione miejsca są już pozapychane do ostatniego centymetra. Nie było wyjścia – musieli usiąść na pełnym słońcu, chociaż Tom miał już ochotę drzeć palcami ziemię. Ból głowy przybrał anormalne wręcz rozmiary. Mimo to, starał się czynnie uczestniczyć w rozmowie, składać sensowne zdania i wtrącać je od czasu do czasu. I chyba mu się udawało, bo Rage nic nie zauważyła i kontynuowała wesoły monolog.
Nie wiedział, ile czasu tak wytrzymał. Chyba długo, bo słońce padało już pod innym kątem. Liczyło się jedno: jak najszybciej to przerwać. Wyraźnie czuł, że światło słoneczne go zabija, a ta cholerna burza nie chciała nadejść. Gorączkowo myślał nad sposobami łagodnego pożegnania Rage i umówienia się z nią na jakiś inny termin. Ból głowy był już nie do zniesienia, a dodatkowo musiał przed sobą przyznać, że nie umie sobie poradzić z wyrzutami sumienia. Patrzenie na nią, taką niewinną i niczego nie świadomą, sprawiało mu dodatkowy ból. Nie potrafił normalnie z nią rozmawiać, skupić się na jej słowach. Czuł do siebie wstręt.
- Rage, przepraszam cię, ale nienajlepiej się czuję…- zaczął nieśmiało. Od razu odwróciła głowę w jego stronę i spojrzała mu w oczy, zmartwiona i przejęta. – Chyba się czymś zatrułem…
Cóż, w sumie to nawet nie skłamał, alkohol to potworna trucizna.
- Biedactwo…- pochyliła się nad nim. – To co, chcesz wrócić do domu?
- Tak kochanie, jeśli nie masz nic przeciwko temu…
- Ależ skąd! – zaprzeczyła gorąco i potrząsnęła śliczną główką, aż fioletowe kosmyki opadły jej na twarz. – Mam pójść z tobą? Może potrzebujesz pomocy?
- Nie, nie! – przeraził się Tom. – Dam sobie radę, naprawdę…zresztą w domu jest Bill, pomoże mi.
Przekonał ją w końcu, choć jeszcze przy wyjściu z parku widział, że miała ogromną ochotę mu towarzyszyć. Obrócił się więc i pomachał jej na pożegnanie, idąc dla pozoru kawałek w stronę domu. Miał już dosyć kłamstw, ale przecież nie mógł jej teraz powiedzieć prawdy. Kiedy tylko zniknęła z horyzontu, zawrócił i szybkim krokiem skierował się do baru. Poczuł ulgę już po pierwszym, zbijającym z nóg drinku.
***
Georg wyszedł z domu o piątej, ale najpierw upewnił się, że ma ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy. Wszystko było na miejscu, więc powolnym, na siłę nonszalanckim krokiem wydostał się na zewnątrz. Ta burza zapowiadała się już od kilku godzin, ale wszystko wskazywało na to, że czas rozwiązania jest bliski. Niebo było pochmurne, ciężkie i obrzmiałe, chmury kłębiły się w dzikim splocie. Gdzieś nad nimi na pewno świeciło słońce, bo przez siny kolor próbowało przedrzeć się światło, co powodowało wrażenie pomarańczowej poświaty; jak ze snu, całkowicie nierealnej. Świat zamarł w oczekiwaniu na deszcz.
On sam też czuł się jak we śnie. To, co za chwilę miał zrobić, wydawało mu się nierealne, ale decyzja już zapadła i nic nie mogło jej cofnąć. Nie było wiatru, powietrze stało w miejscu. Ludzie trwożnie uciekali do budynków w obawie, że za chwilę z nieba lunie potok deszczu i nie zdążą się schować. Chyba tylko on jeden szedł w stronę parku, reszta ludzi z niego wychodziła. Nie przejmował się tym i z pozoru spokojnie dotarł na wyznaczone miejsce. Z pozoru, bo serce dudniło mu tak głośno, że chwilami słyszał tylko jego bicie.
Stanął pod umówionym drzewem i rozpoczął oczekiwanie. W myślach jeszcze raz przebiegł przez cały swój plan, dopracowywał ostatnie szczegóły. Był już pewien, że to zrobi. Czasem przychodzi taki czas, że trzeba wykazać swoją wartość. Analizował wszystko przez całe pół godziny czekania i przez cały ten czas była tylko jedna chwila wahania: wtedy, gdy zobaczył u wejścia parku smukłą, dziewczęcą sylwetkę. Wyglądała znajomo, choć z całą pewnością nie była to Calamity. Dokładnie w momencie, w którym ją ujrzał, zerwał się wreszcie silny, choć ciągle ciepły wiatr. Szarpał włosy stojącej dziewczyny, odciągał je w jedną stronę… Przedburzowa poświata wzmogła się jeszcze i Georg w końcu zobaczył twarz dziewczyny.
Laurel stała z rękami w kieszeniach, spokojna, choć targana wiatrem. Nie uśmiechała się. Przeciwnie – cała jej twarz wyrażała bezbrzeżny smutek. Co najdziwniejsze: patrzyła prosto na niego, dokładnie w jego oczy. Przez chwilę pomyślał nawet, że jest smutna, bo skądś wie, co on ma zamiar zrobić. Odgonił tę myśl jako chorą, ale po plecach przebiegł mu dreszcz, kiedy dostrzegł, że Laurel lekko i powoli, prawie niezauważalnie, a jednak bardzo wyraźnie pokręciła głową. Zupełnie jakby mówiła „nie”. Odwrócił twarz myśląc przez chwilę, że ona patrzy na kogoś poza jego plecami, ale za nim nikogo nie było. Park był wyludniony jak pustynia i poza nimi dwojgiem drzewa nie osłaniały już żadnej innej osoby. Gdy z powrotem spojrzał w stronę Laurel, ona już odchodziła. Zgarbiona jak nigdy, z rękami dalej wbitymi w kieszenie, szła pod wiatr, uchylając głowę od bijących w nią ziarenek piasku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Piątek 29-09-2006, 13:28 Temat postu: |
|
|
Cudowna notka. JA się po prostu nie moge doczekać co będzie na końcu, a ponieważ poprowadziłaś akcję, że niby wszystko wiadomo, a jednak tak naprawdę niczego nie jestem pewna, to w mojej głowie kłębi się teraz mnóstwo rozwiązań tej historii.
Juro, niestety mnie w domu nie będzie od czwartej rano (mamo ratunku!!!) aż do późno w nocy, więc pewnie przeczytam w niedzielę, tą ostatnią część.
Mam nadzieję, że będzie bardzo długa i tak samo intrygująca jak wszystkie poprzednie
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonia
Dołączył: 27 Kwi 2006
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Piątek 29-09-2006, 14:19 Temat postu: |
|
|
Czy to ma być koniec Tokio Hotel? Wielka męska przyjaźń skończy się przez kilka dziewczyn? Będziesz trzymać mnie w wielkiej niepewności, aż do następnej części, niestety już ostatniej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
YaNoU
Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Pod LaTaRnIą <3
|
Wysłany: Piątek 29-09-2006, 16:52 Temat postu: |
|
|
Ta notka sprawiła, że juz zupełnie mi sie pomieszało..Teraz już kompletnie nie wiem co , jak, gdzie i kiedy...Pozostaje tylko czekac na ostatnią i zarazem wszystko wyjasniająca część. A co do notki to jak zwykle śliczna....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-songulek
TH FC Forum Team
Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Piątek 29-09-2006, 20:07 Temat postu: |
|
|
pierwszy moj komentarz chociaż czytam opowiadanie od samego początku...i muszę powiedziec, że opowiadanie jest cudowne i bardzo tajemnicze co strasznie mi się podoba, Z niecierpliwością wyczekuje ostatniej( niestety) części, gdzie wszystko się wyjaśni, mam nadzieję, że szybko dodasz tą częsc a w tej części jest chyba mała pomyłka tutaj "Tom wyszedł, wściekle trzaskając drzwiami. No i dobrze. Wreszcie jest czas dla siebie, czas, żeby spokojnie pomyśleć o Entice." nie powinien byc Bill zamiast Tom?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Piątek 29-09-2006, 20:30 Temat postu: |
|
|
Nie powinien, bo narracja jest pisana z punktu widzenia Billa. Też się na to nacięłam za pierwszym razem:D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-songulek
TH FC Forum Team
Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Piątek 29-09-2006, 20:44 Temat postu: |
|
|
a no faktycznie jak teraz czytam to zdanie, to już rozumiem, przecież to Bill mówi:D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
reinigen
Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lbn
|
Wysłany: Sobota 30-09-2006, 22:44 Temat postu: |
|
|
No więc ostatnia część...mam nadzieję, że opowiadanie nie rozczaruje Was jako całość. Osobiście lubię łączyć doznania, więc przy czytaniu ostatnich "trzech gwiazdek" polecam 2 utwory (do wyboru): Tiamat "Divided" albo jeszcze lepiej Therion "The Wondrous World of Punt". No i dziękuję za uwagę
Były pewne rzeczy, o których Gustav, pomimo swego stanu, pamiętał. Nigdy nie zapomniał na przykład o umyciu zębów, o zjedzeniu czegoś po przebudzeniu ani o godzinie spotkania z Yonder. Dziś umówili się na wpół do szóstej, w parku. Co prawda, zbierało się na burzę, ale raczej zdążą się spotkać zanim lunie, więc szybko gdzieś pobiegną. A jeśli nawet – przecież ciepły, letni deszcz nic im nie zrobi. Na wszelki wypadek ubrał długie spodnie i ciężkie, nieprzemakalne buty, łupiące martensy. Na grzbiet wystarczyło naciągnąć koszulkę i już mógł wychodzić.
Pogoda była wspaniała. Wszystko stało w miejscu, powietrze zupełnie się nie ruszało, a spoza chmur przebijało się słońce, odrealniając krajobraz do tego stopnia, że zaczęło mu to przypominać jego sen. Tam było niemal dokładnie tak samo. Nie zdziwiłby się, gdyby nagle zabrakło grawitacji i odleciałby w powietrze.
Gustav poczuł się w tym wszystkim miło i bezpiecznie. Uradowany, pobiegł jak na skrzydłach w ich miejsce nad stawem.
***
Bill już miał wychodzić, gdy telefon znowu zadzwonił.
- Tak Laurel?
- Zefir, tak bardzo się boję…- jej głos brzmiał, jakby przed chwilą zobaczyła ducha.
- Czego się znowu boisz? – tym razem nie potrafił ukryć zniecierpliwienia. Czas pozostały do jego randki z Entice gwałtownie się kurczył, a ona akurat teraz ma swoje majaki. Naprawdę, nie mogła wybrać lepszego momentu.
- Zefirku, to jest coraz bliżej! Nie mogę być sama, pomóż mi, proszę…
- Laurel, naprawdę nie mam teraz czasu. Wyjdź na dwór, przejdź się, odetchnij świeżym powietrzem, no nie wiem…zrób coś ze sobą! – chciał jak najszybciej skończyć tę rozmowę. Czuł, że dziewczyna bardzo się czegoś boi, ale nie miał teraz ochoty tego roztrząsać. – Może wpadnę do ciebie wieczorem.
- Dobrze, pójdę…dziękuję…
Rozłączyła się nareszcie!
Wybiegł z klatki wielkimi krokami, bo bał się spóźnić na spotkanie. Do parku niemal dobiegł, ale na szczęście Entice jeszcze nie było. Stanął sobie spokojnie w umówionym miejscu i zajął się obserwacją burzowego nieba. Jeśli jego dziewczyna planowała piknik, to raczej nic z tego nie będzie, zaraz nieźle lunie. Za to jego mieszkanie jest teraz puste, ciepłe i przytulne…Może pójdą właśnie tam i może wreszcie między nimi dojdzie do czegoś większego niż tylko pocałunki…
- Dzień dobry…- usłyszał za sobą zmysłowy szept.
***
Przyszła wreszcie! Przedziwne, wiał taki wiatr, a na tej dziewczynie wszystko trzymało się bez zarzutu! Sukienka, mimo że lekka i zwiewna, układała się tak delikatnie, jakby dmuchał w nią tylko lekki Zefirek, a czarne włosy leżały grzecznie wokół głowy. Georg, mimo całej nienawiści do tej dziewczyny, nie potrafił powstrzymać westchnienia zachwytu. Była taka piękna…
No nic, jeszcze tylko chwila, jeszcze parę minut i wszystko przybierze inny obrót. Zetrze jej z twarzy ten ironiczny, kpiący uśmieszek.
- Przejdźmy się – zaproponował, usiłując nadać swojemu głosowi całkiem normalną barwę.
Skinęła głową, więc jakby od niechcenia wybrał niby pierwszy lepszy kierunek. Uśmiechnął się w duchu na myśl, że przecież to wszystko jest starannie zaplanowane…
***
Yonder czekała na niego na pomoście, wysuniętym kilkanaście metrów w głąb stawu. Opromieniała ją niebiańska poświata, dzięki czemu jej uśmiech wydał mu się jeszcze bardziej niesamowity. Wyciągnęła do niego białą jak śnieg rękę i przechyliła głowę tak, że srebrne włosy rozsypały się po jej lewej stronie. Czekała na niego. Za chwilkę już, za moment dosłownie zanurzy się w jej perłowoszarych oczach…
***
Tom wychylił kolejny kieliszek i bez zainteresowania spojrzał w okno, a potem na zegarek. Za piętnaście szósta. Wiatr szarpie drzewami wprost nieludzko, miasto opustoszało. Szare budynki zalała przedziwna pomarańczowa poświata, a chmury coraz bardziej ciemniały. Gdyby teraz wstał, to może doszedłby do domu, zanim zacznie padać.
Aż parsknął śmiechem na tę myśl. Cóż go czeka w domu? Natrętny brat i wyrzuty sumienia. Nie, do tego nie miał ochoty wracać, to już lepiej mu było tutaj. Chciał być sam, ale jednocześnie w otoczeniu obcych ludzi. Do szczęścia potrzebny był mu tylko alkohol, a pieniądze jeszcze były.
Komórka pisnęła tak cichutko, że gdyby nie wibracje, to w ogóle nie zauważyłby, że dostał smsa. Wyciągnął ją jednak i odczytał wiadomość. To od Laurel: „Gdzie jesteś?”.
Przez chwilę nawet się zastanawiał, czy nie odpisać, ale szybko z tego zrezygnował. Laurel przyniosłaby tu ze sobą tę całą uczciwość, wobec której nie mógł zachować obojętności. Dostałby jeszcze gorszego kaca moralnego.
- Jeszcze raz to samo – powiedział do barmana.
***
Bill aż oniemiał, gdy tak stanęła przed nim i odchyliła poły błękitnego płaszczyka. Rozejrzał się szybko i z ulgą stwierdził, że nikogo przy nich nie było, park był pusty. Ten widok był tylko dla niego i żadne inne oczy nie mogły go podziwiać.
Bo Entice miała pod tym płaszczem tylko jedwabną, koronkową bieliznę w kolorze najczystszego błękitu. Nigdy jeszcze nie widział jej w czymś takim, więc natychmiast odurzyło go tak szalone pożądanie, że potrzebował chwili na dojście do siebie. Przeniósł zszokowane spojrzenie na jej twarz, ale nie ujrzał tam wstydu czy zażenowania, a jedynie zmysłowy, namiętny uśmiech i zachętę do jakiegoś ruchu.
Bez zastanowienia chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia z parku. Pobiegli łagodnym truchtem, żeby jak najszybciej dostać się do domu. Myśl o tym, co za chwilę ma się stać, opętała go tak totalnie, że nie wiedział jakim cudem zdołał dostrzec stojącego na mostku na stawie Gustava z Yonder. Przez chwilę nawet go coś tknęło i chciał na moment do nich pobiec, ale gdy zatrzymał się, by powiedzieć to Entice, musiał na nią najpierw spojrzeć. I to wystarczyło, żeby zapomniał o innych sprawach. Znów pobiegli przed siebie, nie widząc już zmierzającego w przeciwną stronę Georga i towarzyszącej mu Calamity.
***
Georg za to miał dużo czasu, by uważnie przyjrzeć się Gustavowi. Wyraźnie widział, że kumpel jest jakiś dziwny. Chyba znów wszedł w fazę warzywka, bo stał tak na końcu tego cholernego pomostu i tępo wpatrywał się w toń stawu tuż pod nim. Gdyby nie jego plan, Georg podszedłby pewnie sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku, ale teraz nie miał do tego głowy. Zresztą, jest z nim Yonder, więc nic mu się nie stanie. Ona chyba może go popilnować przez chwilę. A jak będzie wracał, to do nich zajrzy.
Uspokoiwszy w ten sposób sumienie, skierował myśli na tory ważniejszych i bardziej w tej chwili naglących spraw. Poprowadził Calamity w głąb drzew, w rejony, gdzie do samego horyzontu nikogo już nie było widać. Park i tak był pusty, ale nawet gdyby ktoś tu nagle nadszedł, to krzaki skutecznie wszystko zasłonią.
Rozmyślnie odrobinę zwolnił i pozwolił jej wysforować się trochę naprzód. Był tuż za nią, widział ją bardzo dokładnie, choć ona jego widzieć nie mogła. Wyjął z kieszeni ciemne rękawiczki i powoli oblekł nimi dłonie. Już czas.
Nabrał w płuca powietrza i gwałtownym ruchem chwycił dziewczynę prawym ramieniem za szyję, lewą ręką zakrywając jej usta…
***
Do mieszkania dotarli już nieźle przemoczeni i od progu zaczęli się łapczywie całować. Bill szybkim ruchem ściągnął z siebie koszulkę i rzucił ją gdzieś na podłogę, po czym zajął się rozwiązywaniem paska jej płaszcza, ani na chwilę nie odrywając od niej ust. Ściągnął go wreszcie i odrzucił, po czym przyjrzał się uważniej jej cudownemu ciału. Wysunął rękę z zegarka i nieuważnym ruchem odłożył go na półkę.
Już położył ją na łóżko i pożądliwie całował każdy odsłonięty fragment ciała, kiedy zaczęła dzwonić jego komórka. Zignorował cholerstwo, ale ona dzwoniła cały czas, przestając tylko na moment. W końcu ucichła, za to zaczął dzwonić telefon domowy. To nawet lepiej, tam była sekretarka. W razie czego ktoś się po prostu nagra.
Automat odczekał pięć sygnałów, po czym ciche kliknięcie obwieściło początek nagrywania. W całym pokoju rozbrzmiał głos Laurel: „Zefir, błagam cię, tu się dzieje coś bardzo niedobrego! Tak strasznie się boję! Proszę cię, wyjdź na zewnątrz, jestem pod twoim domem prawie. Wiem, że jesteś z nią, dlatego nie wejdę na górę, ale błagam cię, zejdź tu! Chociaż na chwilę, proszę…”. Koniec nagrania.
- Co z nią? – szepnęła pytająco Entice, przerywając pocałunek.
- Nic takiego – odpowiedział Bill, łapiąc oddech. – Zignoruj ją…
***
Wyrywała się tak okropnie, że musiał dość mocno jej przyłożyć i dopiero wtedy leżała względnie spokojnie. Rozerwał jej sukienkę i szybko rozpiął spodnie. Wszedł w nią tak gwałtownie, że aż jęknęła z bólu. Mimo to nie przerywał brutalnych ruchów, a tylko mocniej przycisnął obleczoną w rękawiczkę dłoń do jej ust. Ręce przytrzymał jej nad głową, tak było najwygodniej, a nogi unieruchomił całym swoim ciężarem. Gwałcił ją w sumie krótko, dość szybko osiągnął satysfakcję i puścił obolałe ciało dziewczyny.
Mogła wtedy po prostu leżeć i poczekać trochę na pomoc. Mogła nic nie robić i wszystko byłoby dobrze. Ale nie! Ta suka nawet w takim momencie musiała mieć ostatnie zdanie! Ledwie ją puścił, ledwie oswobodził jej ręce, a już podniosła się szybko i z całej siły trzasnęła go w policzek. Tego znieść nie mógł.
Nie zdążył nad sobą zapanować, jego reakcja była po prostu odruchowa. Chwycił leżący obok kamień, wziął mocny zamach i przygrzmocił jej tym w samą skroń. Trysnęła krew.
***
W tej samej chwili Gustav stał już na samej krawędzi mostka. Łagodne odmęty wabiły go, przyciągały…gdzieś tam w głębi widział jej srebrne tęczówki i perłową mgiełkę…Jeden krok. Tylko jeden krok i wszystko będzie dobrze, zatraci się w cudownie lekkiej poświacie, zapomni o wszystkim…Jeden krok i będzie wolny. Jeden krok…
Zrobił krok do przodu.
***
Samochód jechał szybko, widocznie kierowcy spieszyło się do domu, bo kto chciałby prowadzić w taki deszcz. Strugi niebiańskiej wody lały się z góry w nieprzyzwoitej wprost ilości, mimo wycieraczek widoczność była praktycznie żadna.
Nie wiedział, jaka cholera podkusiła go, żeby jechał akurat tędy, zawsze wracał do domu inną drogą. Tym razem poczuł, że musi jechać tą. Bez sensu, ale cóż, stało się.
Tego uderzenia prawie wcale nie poczuł. Dopiero po chwili zaświtało mu, że mógł kogoś potrącić, ale szybko odgonił od siebie tę nieprzyjemną myśl. Byle do domu, do żony i suchych skarpetek.
***
Tom wymiotował jak chory kot. Było to dziwne, bo jeszcze przed chwilą czuł się mocny i zdolny do wszystkiego, czuł, że może wypić jeszcze drugie tyle. Ale nagle spojrzał na zegarek, którego wskazówki wskazywały idealnie godzinę szóstą i momentalnie go zemdliło. Całe szczęście, że zdążył dobiec do łazienki.
Wymiotował strasznie, miał wrażenie, że zaraz wypluje własne płuca, a mimo to wymiotował dalej. Cała alkoholowa trucizna wyciekała z niego strumieniami. Udręczony żołądek ściskał się raz po raz. Tom przestawał tylko na moment, żeby nabrać oddechu, po czym znów wyrzucał z siebie pozostałe żołądkowe treści. Kiedy wydawało mu się, że już po wszystkim, opierał głowę o zimne kafelki ściany i czekał chwilę, ale zaraz spazmy zaczynały się od nowa.
Trwało to kilkanaście minut i skończyło się równie nagle, jak zaczęło. Był wykończony, ale o dziwo czuł się dużo lepiej niż przed torsjami. Umysł mu się wyostrzył, głowa przestała boleć. Wytrzeźwiał niemal natychmiast.
Gdy tylko wyszedł z łazienki, dorwał go jego własny ochroniarz.
- Jedziemy – usłyszał.
Już nawet nie pytał dokąd.
***
Pukanie było zbyt natarczywe, żeby Bill mógł je zignorować. Niechętnie wstał i owinął się prześcieradłem, rzucając ostatnie spojrzenie na śpiącą słodko Entice.
W drzwiach stał David.
- Ubieraj się – powiedział od razu, gdy tylko obrzucił Billa spojrzeniem.
Bill chciał zaprotestować, odpysknąć, że jest zajęty i nie ma ochoty nigdzie teraz jechać, ale mina menadżera mówiła mu, że to nie czas na kłótnie.
- Co się stało? – zapytał tylko.
- Gustav miał wypadek. O mało nie utonął. Żyje, ale jest w śpiączce – powiedział szybko i ruchem ręki przynaglił chłopaka.
Bill chwycił tylko swoje ciuchy i w rekordowym tempie naciągnął je na siebie. Entice obudziła się i siadła na łóżku, patrząc na niego pytająco, więc wydał jej krótkie instrukcje:
- Zostań tu, przyjadę niedługo i cię odprowadzę. Przepraszam teraz… - nie dokończył, tylko wyszedł za Davidem i zamknął drzwi na klucz.
***
Przy łóżku Gustava stał lekarz i dwie pielęgniarki. Podłączony do najwymyślniejszej aparatury perkusista wyglądał na martwego, ale ciche pikanie z monitorka obok mówiło im, że jego serce wciąż bije. David wprowadził do środka Billa i Toma, którego chwilę po nich dowieźli ochroniarze. Georg był na miejscu, bo – jak się okazało – to on znalazł Gustava i go wyciągnął.
- Poszedł na dno błyskawicznie, pociągnęły go te buty. Ze śladów widać, że się nie szamotał, ale nawet gdyby próbował, to nic by to nie dało. Z takim obciążeniem mógł tylko tonąć – tłumaczył im lekarz. – Jest w śpiączce, prawdopodobnie was nie słyszy, ale możecie próbować do niego mówić.
David zamienił z nim jeszcze kilka zdań, po czym lekarz wyszedł i zostawił ich samych z Gustavem. Za lekarzem wybiegły też pielęgniarki.
Stanęli obok łóżka i spojrzeli po sobie bez słowa. Wszyscy czuli się bezsilni i jakiś sposób…winni całej tej sytuacji. Kiedy tam dochodziło do tragedii, oni zajmowali się swoimi sprawami. Tom pił, Bill zabawiał się z dziewczyną…Tylko Georg zareagował, ale i on nie wyglądał dobrze. Kto wie, może nosił najcięższe brzemię…
Cisza przedłużała się w nieskończoność, gdy nagle…czas się zatrzymał. Na zewnątrz błysnął piorun, ale błyskawica nie zniknęła, tylko trwała nadal, wąska i niebezpieczna. Krople zastygły w powietrzu, zamarł każdy liść na drzewie. Drzwi sali zaś powoli się otworzyły.
Pierwsza weszła Lewd. Miała na sobie długą, sięgającą ziemi suknię w kolorze czerwonego wina. Tren ciągnął się za nią, gdy podchodziła do łóżka Gustava i przy nim stanęła. Żaden z nich nie mógł wydobyć z siebie głosu. Lewd nie była uśmiechnięta, wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle. Poważnie i wyniośle wpatrywała się w drzwi, przez które już wchodziła Ubiquitous w identycznej, tylko złocistej sukni. I ona stanęła przy łóżku, tuż za Lewd. Następna była ciemnozielona Calamity, na widok której Georg zachłysnął się powietrzem. Był pewien, ze zostawił ją tam martwą, sprawdził nawet puls, a teraz na dziewczynie nie było widać nawet zadrapania. Ona jednak nie zwróciła na niego uwagi, tylko z tym samym, wyniosłym wyrazem twarzy stanęła przy tamtych. Po niej do sali weszła Yonder w perłowosrebrnej sukni, a następnie piękna kobieta odziana na biało, której imienia żaden z nich nie znał, ale Tomowi z czymś się kojarzyła. Potem błękitna Entice, a za nią Rage, cała w fioletach.
Wszystkie siedem spojrzały na oniemiałych mężczyzn. Ciszę przerwał Tom.
- To wy…wy się znacie?! – wyjąkał, blady jak ściana.
- Są siostrami – olśniło Billa. Patrzył na siedem kobiet z wyraźną niechęcią i od razu przypomniał sobie słowa Entice wypowiedziane kiedyś, zdawałoby się wieki temu, na ulicy: „Imiona nadawał nam ojciec. Mnie i moim siostrom…ile? Sześć”.
Kobiety spojrzały po sobie i uśmiechnęły się dziwnie, nieprzyjemnie. Tom nie umiał już wydobyć z siebie głosu, ale Bill powiedział:
- Więc Laurel miała rację, gdy pytała „Kim jesteś” Entice…
Entice roześmiała się głośno, ale nie był to już ten srebrny śmiech, tylko okrutna, zła drwina.
- Nie, nie miała racji. Powinna była spytać, kim jest mój ojciec – uśmiechnęła się znowu, obnażając zęby.
- A kim jest? – spytał Bill.
- Biedne chłopaczki… - zadrwiła Lewd. – Sami go spytajcie.
Drzwi znów się otworzyły, tym razem przerażająco wręcz powoli, a po chwili wszedł nimi wysoki, ubrany w idealnie czarny garnitur mężczyzna o długich, hebanowych włosach. Był piękny, ale w jego urodzie chłopcy dostrzegli coś niedobrego, przerażającego…
- Witam – odezwał się głębokim, miłym dla ucha głosem, a córki spojrzały na niego z uwielbieniem. – Chcecie wiedzieć, kim jestem? To proste, wystarczy spojrzeć na imiona moich córek. Jeśli nie wiecie z której strony czytać, to mała podpowiedź: Lewd jest najstarsza. Ach prawda, żaden z was nie zna Famine – spojrzał na odzianą na biało kobietę o smutnej twarzy.
Tom teraz ją skojarzył. Ta kobieta była w barze, kiedy pili po rewelacjach Davida. Oni myśleli o głodzie, nędzy i straconych pieniądzach, a ona przypatrywała się im ciekawie, jakby widziała coś, czego nikt inny nie dostrzegał. Teraz jednak spojrzał na pobladłego Davida, który zbielałymi ustami recytował:
- Lewd, Ubiquitous, Calamity, Yonder, Famine, Entice i Rage…Boże przenajświętszy…
- Noo, teraz to już chyba trochę na niego za późno – roześmiał się Lucyfer. – Trzeba było pomyśleć trochę wcześniej. Ale ja, moi drodzy, jestem z was naprawdę dumny. Zrobiliście wszystko dokładnie tak, jak tego oczekiwałem.
Nie byli w stanie mu przeszkodzić, kiedy podszedł do łóżka nieprzytomnego Gustava.
- Biedny chłopak za bardzo zatracił się w oczach mojej kochanej Yonder – zadrwił. – Spodobało mu się w innym wymiarze i nie chciał stamtąd wracać, w sumie to mu się nie dziwię…ale ostatecznie żaden z was go od tego za bardzo nie odwodził, wszyscy byliście za bardzo zajęci swoimi sprawami, gdy wasz kolega powoli zamieniał się w… „warzywko”. Dobrze mówię?
Spojrzał spod przymrużonych powiek na Georga. Basista zarumienił się gwałtownie, a Lucyfer kontynuował:
- Georg nie mógł znieść myśli, że jakaś kobieta może mu się tak długo opierać. Starałeś się chłopcze, nawet bardzo, przyznaję…Ale przecież w każdym momencie mogłeś się wycofać. Wcale nie musiałeś doprowadzić się do takiego stanu, a ty co? Skończyłeś jako gwałciciel i morderca.
Chłopcy z przerażeniem spojrzeli na pobielałego Georga, który wciąż wpatrywał się w Calamity jak w ducha.
- Policja wejdzie tu, jak tylko my znikniemy. Tak się składa, że w parku odnaleźli ciało młodej, zgwałconej dziewczyny, a wszędzie wokół wala się twoje DNA – roześmiał się w głos Lucyfer. – Posiedzisz sporo czasu, a potem przyjdziesz prosto do mnie…
Wzrok mu płonął, długie białe palce zacisnęły się w pięść, a na twarzy widniała fanatyczna niemal radość. Mówił dalej:
- Davidzie, nie wstyd ci? Bezczelnie wykorzystałeś moją córkę, żeby wynegocjować jak najlepszy dla siebie kontrakt. Przespałeś się z Ubiquitous, bo wiedziała coś, co było ci potrzebne. Na szczęście moja drobna interwencja spowodowała, że to wytwórnia ciebie, a nie ty ją, ma w garści…Ale spróbuj iść do sądu i wytłumaczyć im, że „to diabeł zmienił kontrakt tuż po jego podpisaniu”…no cóż. Ty także będziesz wkrótce mój – wyszczerzył się do struchlałego menadżera i odwrócił wzrok w inną stronę:
- Tom, młody przyjacielu…co ja mam z tobą zrobić? – Tom zbladł i wpatrzył się w twarz szatana. – Pokochałeś kobietę i zdradziłeś kobietę…chociaż miałeś wyraźne sygnały, żeby tego nie robić. Ale nic to, dalej miałeś wyjście…i wybrałeś kłamstwo. Brnąłeś w nie tak długo, aż nie wytrzymało tego twoje ciało. Alkohol jest jednym z lepszych moich pomysłów, chociaż przyznam szczerze, że nie wszystko przewidziałem…miałeś umrzeć drogie dziecko.
Oczy Toma wypełniło przerażenie. Nie wiedział, co powiedzieć, ale w tym momencie odezwał się Bill:
- A czym ja zawiniłem? Tym, że kochałem?!
Szatan wybuchnął nieludzkim śmiechem i przez chwilę trwał w szyderczym rozbawieniu.
- Kochałeś?! Drogi mój, ty kochałeś tylko raz! I to nie była Entice. Moja córeczka jedynie cię uwiodła, ale nigdy jej nie kochałeś! Zresztą, powinieneś doskonale o tym wiedzieć. Otrzymywałeś najwięcej sygnałów. Taaak…
Lucyfer zamyślił się nieco, a Bill zaczął się zastanawiać o co mu do cholery chodzi.
- O co mi chodzi? O jedyną postać, której w całej tej rozgrywce nie doceniłem. Jedyną na tyle silną, żeby mi się przeciwstawić. Laurel.
Bill zarzucił głową gwałtownie.
- Jak to Laurel?! Co zrobiłeś Laurel bydlaku?!
Szatan spojrzał na niego beznamiętnie:
- Ja? Nie, to nie ja…Twoja ukochana Laurel jest tu, z nami – ruchem głowy wskazał otwarte drzwi sali. Przez korytarz pielęgniarze z pogotowia ratunkowego nieśli na noszach przykryte prześcieradłem ciało.
- Zabiłeś ją…- wyszeptał Bill, a po policzku ściekła mu gorąca, słona łza. – Co ona ci szkodziła? Nie była nikim ważnym…
- Tu się mylisz mój drogi. Laurel była Stróżem. Aniołem Stróżem, jeśli tak wolicie.
Bill i Tom podnieśli na niego zaskoczony wzrok.
- Aniołem? Więc jak mogła zginąć, skoro była aniołem?! – wyrzucił z siebie Bill.
Lucyfer uniósł brew do góry.
- Ech, wy ludzie i wasze płytkie myślenie – westchnął.- Anioł kojarzy wam się natychmiast z pulchnym dzieciaczkiem ze skrzydełkami. Ale czy myślicie, że On tworzy anioły w jakiejś fabryce?! Prawdziwych aniołów jest tylko kilka, sam byłem jednym z nich. Stróżami są ludzie.
Chłopcy zamilkli i wpatrywali się w szatana, spijając z jego ust każde słowo. Córki Lucyfera nie ruszały się wcale.
- Każdemu człowiekowi odpowiada jego Stróż – wyjaśniał chętnie. – Często jest to ktoś najbliższy, ktoś z rodziny, ale czasami może to być ktoś zupełnie obcy, obdarzony po prostu szczególnym zmysłem, jeśli chodzi o wyczuwanie niebezpieczeństwa, grożącego tej osobie. Zwykle skutki jego działania odczuwa tylko jego podopieczny, ale w waszym przypadku przeniosło się to jeszcze na bliźniaczego brata…ciekawe, to prawda, ale tak też się zdarza…
Bill patrzył na nieruchome ciało pod prześcieradłem i nie mógł oderwać od niego wzroku. Teraz dopiero poczuł, że kochał Laurel zawsze, całym sercem…otumaniony przez Entice, zostawił ją na pastwę losu, a na pewno była szansa, żeby znowu byli razem. Wystarczyło zadzwonić, przeprosić za tamte kłamstwa, które kiedyś ich rozdzieliły…
- Więc Laurel była moim aniołem stróżem? – spytał drżącymi wargami, nie odrywając oczu od jej ciała.
- Nie twoim. Jego – szatan niecierpliwym ruchem głowy wskazał na Toma. Zaskoczony gitarzysta aż nabrał powietrza w płuca. – Dlatego Tom nie umarł, choć powinien był, jak mówiłem. W ostatniej chwili swojego życia Laurel jeszcze myślała o tym, żeby cię uratować – zwrócił się bezpośrednio do Toma. – Moim zamysłem było, żeby zabił cię alkohol. Odsunąłem od ciebie zdolność czucia, mogłeś pić, ile się dało, a alkohol by cię powoli wykończył. Ale ona spowodowała torsje…Śmieszne, ale wymiotami uratowała ci życie.
Chłopcy spojrzeli po sobie raz jeszcze. Oto jak kończył zespół Tokio Hotel. Jeden leżał w śpiączce, drugi zgnije w więzieniu jako morderca, trzeci nieomal zapił się na śmierć…ale gdzie była wina Billa?!
- Pamiętasz, jak do ciebie dzwoniła? –uparcie wbijający wzrok w martwe ciało Laurel Bill usłyszał szept szatana tuż przy swoim uchu, ale nawet się nie poruszył. Przeczuwał już, o co mu chodzi. – „Zefirze, pomóż mi. Nie zostawiaj mnie samej. Tak bardzo się boję…”. Już wiedziała, co zamierzam z nią zrobić i wiedziała też, że jest tylko jedna osoba, zdolna ją uratować. Ale ta osoba wolała zabawiać się z moją córeczką…Tak Bill, to TY ją zabiłeś. Ty byłeś jej aniołem stróżem…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Annette
Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 741
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Sobota 30-09-2006, 22:58 Temat postu: |
|
|
Boooże..
Cała się trzęsę.. to było jak jakiś horror.
Lewd, Ubiquitous, Calamity, Yonder, Famine, Entice i Rage
Boże święty..
Lucyfer? Gwałt? Samobójstwo? Anioł Stróż?
wdech - wydech
Masz niesamowity dar pisania..
Tak się wczułam w to opowiadania, a najbardziej w tą ostatnią część, że czytałam z zapartym tchem, głośno oddychają.
Jeszcze nigdy tak bardzo nie przeżywałam opowiadania, ani książki.
Najbardziej zdziwiło mnie zachowanie Georga, gwałt i morderstwo? Nie do wiary.
Bill był Aniołem Stróżem Laurel? Nigdy bym się tego nie domyśliła.
Reinigen, czekam na twoje kolejne opowiadania, jeżeli tak fantastyczna jak to które właśnie komentuje.. będziesz musiała pokryć koszty mojego leczenia. Bo nerwowo nie wytrzymam!
Pozdrawiam Cię bardzo bardzo mocno
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kinguś
Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Niedziela 01-10-2006, 9:18 Temat postu: |
|
|
okej zacnijmy od tego nie pisz tak dużo bo sie nie chce czytac ale było super
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kinguś dnia Poniedziałek 02-10-2006, 15:50, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Niedziela 01-10-2006, 10:09 Temat postu: |
|
|
Niesamowite.
Az nie mogę uwierzyc, że to się tak skończyło. Nigdy bym nie wpadła na to, by tak połączyć imiona tych dziewczyn, chociaż wiedziałam, że ten ich ojciec to nie jest jakiś zwykły facet.
Żal mi Laurel. Naprawde polubiłam tą postać.
Cudowne było to opowiadanie i mam nadzieję, że niedługo napiszesz coś nowego
Na pewno przeczytam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaheri
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Niedziela 01-10-2006, 13:01 Temat postu: |
|
|
The end...? Czyżbym się spóźniła? Cóż. SKoro historia dobiegła końca to będę mogła pojechać po całości zamiast zastanawiać się co też autorka może jeszcze wymyśleć... Oby był sens czytania tak ogromniej ( ) ilości partów.
I'll be back!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
YaNoU
Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Pod LaTaRnIą <3
|
Wysłany: Niedziela 01-10-2006, 13:09 Temat postu: |
|
|
Jacie..ale mi serce szybko bije...Mam wrażenie, że mi zaraz wyskoczy z klati piersiowej. Uh.Teraz zostaje mi tylko wykrzyknąć "A NIE MÓWIŁAM??"" Wiedziałam, że to diablice, ale tych imion sie jeszcze nie domyślałam. a tego, że Bill był aniołem stróżem Laurel to już kompletnie..Szkoda, że to się tak skonczyło..Ta Laurel naprawde miło mi się kojarzyła...
Mam nadzieje, że nie na tym opowiadaniu nie poprzestaniesz moja droga, i nie zostawisz nas tu same. Z niecierpliwością czekam na twoje kolejnemam nadzieje, że GENIALNE opowiadanie... Wiedz, że te byó cudowne, naprawde bardzo się nim przejęłam.
Buziole..
YaNoU
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaheri
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Niedziela 01-10-2006, 14:22 Temat postu: |
|
|
Zacznę od tego, że masz wspaniały awatar. Kiedy na niego patrzę coś mnie w środku ściska i mam wrażenie, że przenosi mnie w inną rzeczywistość.
Skoro ten text pojawił się już wcześniej na innym forum, to nie muszę się obawiać literówek i błędów odbierających przyjemność czytania, prawda?
Część I
Uuu... jak miło. Początek zapowiada się interesująco. Trochę bahkowy, trochę fantastyczny klimat. Czyżby czarownice lub inne nadnaturalne stworzenia? A wszystko to w zderzeniu z naszym światem i życiem chłopców.
"Równie dobrze mógłbym siedzieć w hotelu teraz.." <= szyk zdania. Ja bym przesunęła "teraz" przed czasownik.
Ładny język. Plastyczny i naturalny. Obrazowanie jest wciągające, a text nie narzuca się czytelnikowi i nie sprawia wrażenia pisanego na siłę. Aż miło czytać.
"Zdawało mu się nawet, że dostrzega w nich srebrzyste refleksy, zupełnie jak na blask powierzchni jeziora w słoneczny dzień." <= Coś mi tu zgrzyta w gramatyce. Wiem, co miałaś na myśli, ale to też cyba nie do końca, bo nie wiem, gdzie w strukurze zdania mam umieścić ten "blask".
Na początku było tyle opisów dziewczy, ze teraz nie potrafię określić, która z nich spotkała którego z braci. Trochę to przytłaczające.
"uśmiechnęła się do niego tak, że poczuł jak serce po prostu przestało mu bić" <= w tej chwili brzmi to nieporadnie i może nawet prostacko, a przecież można tego uniknąć, zamykając "Po prostu" w przecinkach i traktując to jako wtrącenie.
"Uśmiechnął się do niej szeroko i zaprowadził ją na parkiet." <= możesz pominąć "ją". Oczywiste jest, o kogo chodzi, więc po co ryzykować takie powtórzenie (po "nią")?
Bardzo pryjemna część. Może, gdybym w trakcie czytania nie wyrwała kabla klawietury z komputera i nie musiała go restertować, to nawet by mnie wciągnęło. Jednak tak się nie stało. Dlaczego, skoro wiem, że text mi się podoba i jest ciekawy?
ps. Co oznacza tytuł? I czy skojarzenie z jakimiś bóstwami jest w jego przypadku prawidłowe?
Część II
Zastanawaiłaś się, kiedy wpadniemy na znaczenie imion? Na razie nie czytam dalszych komentarzy, więc pozwól, ze spróbuję się na szybko zastanowić...
Yonder - tam
Calamity - przeciwność, wielkie nieszczęście, niszczące zajście
Ubiquitous - istniejąca lub sprawiająca wrażenie istniejącej wszędzie jednocześnie
Lewd - nieprzyzwoita, pełna żądzy
Entice - przyciągać oferując przyjemność lub nagrodę
Rage - złość, wściekłość
Famine - głód
Czyżby imiona miały zdradzać podstawowe cechy charakteru każdej z bochaterek tak jak w większości amerykańskiej literatury? A może są to określenia nadnaturalnych mocy przyporządkowanych każdej z dziewcząt... Aż jestem ciekawa, jak ma na imię ojciec.
"sami przyjdą niedługo pewnie" <= konstrukcja
"Przeszły jeszcze kilka kroków, tym samym się do nich zbliżając, ale nie dostrzegły widocznie nic" <= czym nie dosięgły? Tego akurat szczegółu nie należało pomijać.
Czytając opis "wybranki" Gustava jestem już zmęczona. Wiem, ze to są różne dziewczyny, ale czuję się, jakbym trzeci raz czytał to samo. Może by tak trochę urozamicenia? Przecież któyś z kolei taki opis można skrócić, inaczej potraktować i przedstawić. Na chwilę obecną jest to nużące, choć wciąż jestem ciekawa, kim te dziewczyny są. Jednak skoro jest tylko osiem części i pewnie wszystkie są mniej więcej tej samej długości, to wiele się o nich nie dowiem. Mogłyby być tematem na całą książkę, a ty je zamknęłaś w kilkunastu (mam madzieję, że choć tylu) tysiącach słów.
O tej części chyba nie mam do powiedzenia nic ciekawego ani dobrego. Poszczególne paragrafy umykają mi w masie paplaniny, przeciągłych, niemal impertynenckich dialogów... Dziewczyno, co się stało !?
I znów wpadłam w piękny opis. Ten text jest tak strasznie nierówny. Wspaniałe obrazy i makabryczne dialogi. Jak ty to robisz?
Podoba mi się, że w opisach jest tyle zdań, które spokojnie można uznać za perełki. Są tak proste i krótkie, a niosą ze sobą ogromną dawkę wrażenia i zaskoczenia...
"spojrzał na zegarek Tom. " <= konstrukcja
Mam propozycję: pozbądź się dialogów dłuższych niż cztery kwestie, bo ich pisanie kompletnie ci nie wychodzi. Albo poproś kogoś o ich pisanie. (Jednocześnie też ćwicz właśnie to, ale raczej nie publikuj tego typu swoich wprawek, dokpóki nie zacznie ci to lepiej wychodzić.) Nie licząc tego szczegółu, jest dobrze. Diewczyny wprowadzają nieziemski klimat, tylko zastanawaim się, czy jeszcze długo będziemy się z nimi zapoznawać, czy może raczej w końcu coś się tutaj stanie... W tej chwili plan wydarzeń można zawrzeć w 4-5 punktach.
Część III
Bałaś się wstawiania długich części... Ja kiedyś dałam 16 stron Worda i było dobrze. Dziewczyny to przełknęły i były zadowolone. To ty jesteś autorką. Ty decydujesz, więc moze trzeba było rzeczywiście nie dzielić. Zwłaszcza, ze ten podział nie trzym się kupy. Widać, ze nie miałąś na to ochoty. Natępnym razem słuchaj serca i licz na to, że wyczujemy i zrozumiemy twoją wolę.
Bez podziału bardziej by mi się podobało. Zwłaszcza, ze i tak chyba dodawałaś kolejną część następnego dnia od poprzedniej ...
Podoba mi się wątek uczuć Billa z poprzedniego związku. Ladnie opisane. Tak jak ten krótki dialog. Pięć kwestii i koiec. To jest dobre. Po co się rozwlekać?
"kopiować błędów" <= nieprawidłowy związek.
"stanowiło bardzo dobre uzupełnienie tej chwili.
Po chwili dopiero zauważył, że" <= powtórzenie
" ławkę na stawem," <= nad
Czyżby Laurel też była, hmmm... powiedmy nie-człowiekiem? Kimś bliższym siostrom niż Billowi... Robi się jeszcze ciekawiej i trochę niebezpiecznie. To dobrze, bo zaczynałam się troszkę nudzić.
Ach, więc Laurel jest człowiekiem... czarownica?
Rozmowa z Lisq właśnie mi coś uświadomiła. To opowiadanie ejst ciekawe, ale mam już dosyć. Gdyby tylko ktoś miły... przystojny... o ciepłym głosie... i umięśniony... czytał mi ten text, byłoby o wiele przyjemniej. I szybciej bym dotarła do końca . A tak, muszę sobie zrobić kolejną przerwę.
Dziwne (choć przewidywalne), ale ten text nagle jakby stracił swoją poetyckość. Wciąż jest piękny i tajemniczy... Zyskał nawet coś w rodzaju duszy, której mi brakowało w pierwszej części... Jednak czytam to teraz, jak zapis jakiegoś serialu, a nie czarujący poemat, tak jak to miało miejsce na początku.
Lekkie znudzenie i zmęczenie materiału? Może, ale to nie zmienia faktu, ze nie mogę się doczekać, żeby poznac dalszy ciąg. I nawet nie przeszkadza mi, ze to dopiero ostatnia część am nadać temu wszystkiemu znaczenie. Dla mnie to już jest ciekawe i pełne różnych znaczeń... choćby siła miłości, która zdaje się tutaj przebijać przez zasłonę magii.
Laurel coś zauważyła w toważyszce Billa, a odkąd to się stało i on jakby wyszedł (choćby w części) spod działąnia uroku.
Widzimy tu też, jak ważna jest rodzina i przyjaźń i jak niebezpieczne może być zerwanie lub choćby naciągnięcie tych relacji.
Pomyślcie... kimkolwiek one są, bawią się ludźmi. To może też dotyczyć nas... Kto nami się bawi? I jak może być potężny ?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gaheri dnia Niedziela 01-10-2006, 16:43, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|