|
Tokio Hotel Forum o zespole Tokio Hotel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Maka
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dąbrowa Górnicza
|
Wysłany: Sobota 01-04-2006, 20:35 Temat postu: |
|
|
Kill you!! Jak cie kiedyś Diuś dorwę, to uduszę żywcem... I wtedy nie będzie miał kto dalej pisać Dia!! Apeluję do Ciebie<jakoś to hasło mi się z Lepperem kojarzy:PP>!! Wklej dzisiaj!! Plisssss... A tam. Przeciez czekanie wzmaga chęci i radość z nowej części.
A więc odpocznij sobie:)
Ja dzisiaj głupoty gadam%)
P.S. A może to wina nowego monitora z TV<szpan8)>
P.S. 2 Idę sobie pomarudzić) I pamiętaj, że wciąż czekamy na new parcika:D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nemi
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Sobota 01-04-2006, 20:35 Temat postu: |
|
|
Naskrobała? W tych warunkach? Z rozpiszczonymi 6 latkami? O matko, róż, róż, wszędzie lalki Barbie
Aaaah, ratunku, co ja tu robie, mamo do domu!?
Dwójka 14 latków usiłuje mi wmowić, ze to pedały. Jeden symuluje gorączke bo "maaamo, ona weszła na forum o tych... o tych... o nich! AAh, ja mam alergię, powiedz jej, zeby sie przestała smiac do ekranu, nooo "
Pfff...
Ah Dia, dałaś mi nadzieję. Jak dożyję jutra to przeczytam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
avi
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 1577
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sobota 01-04-2006, 22:20 Temat postu: |
|
|
no wlasnie czopie xP Co ty sobie wyobrazasz.. Opo raz dwa trzy mi tu i koniec!
Przeszlo mi przez mysl, ze to przeze mnie.. Niewyspana Dia, to zla Dia buehe
Sensowny Czlowieq no!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Divalecorvo
Dołączył: 26 Sty 2006
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Królestwo Ciszy
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 11:26 Temat postu: |
|
|
Dia to chyba jasne ze sie spodoba.. czekamy:p
Lea biedactwo:* chyba ten koszmar sie jzu skonczyl co? wazne ze silnie przezylas to pieklo xD:p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martoHa
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 781
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 12:22 Temat postu: |
|
|
aaa Dia prosze powiedz że będzie dziaiaj.. prosze Cie zrób to dla nas...
dopóki nie powiesz to sie skupić nie bedę mogła xD
więc oszczędź mi troche czasu ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dia
Gość
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 13:59 Temat postu: |
|
|
Dobra, oświadczam, najpóźniej za pół godziny będzie Mniam
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lettie
Gość
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:08 Temat postu: |
|
|
No to super. Czekamy. Kocham to opo!
|
|
Powrót do góry |
|
|
SeLeNe
Dołączył: 01 Kwi 2006
Posty: 308
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z NiEbA =]
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:10 Temat postu: |
|
|
Dia jestes wspaniała! Kochamy Cie! Czekamy, czekamy. Nie przerywaj sobie kochaniutka!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tajniaczka
Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 2638
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: Kraków *.*
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:12 Temat postu: |
|
|
ej minęła już godzina i nie ma co to ma byc nooo miało być najpoźniej za pół godzinki... czekam :>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ashleyka
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 1588
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: ...
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:16 Temat postu: |
|
|
oo..no właśnie już godzina i kilkanaście minut minęło
Czekam dalej...może się doczekam
ale moja ciekawość wzrasta z każdą minutą..pfu nawet sekundą więc nie wiem ile jeszcze wytrzymam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dia
Gość
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:20 Temat postu: |
|
|
Może zamiast opa dam Wam małe korki z matmy Godzina 14:59 to prawie 15:00. A jest 15:19. Więc mineło 20 min, a nie ponad godzina... Ale zaraz daję.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maka
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dąbrowa Górnicza
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:22 Temat postu: |
|
|
Diaaaa!! Ty potworzyco!! Jesssssuuuuuu... Ja już nie mogę... Ale korki z matmy to się przydadzą... Lubisz funkcje?? Nio to wal do mnie:PP
Czekamy!!)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ewlina
Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Pruszków
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:27 Temat postu: |
|
|
Ej! kiedy dasz next parta!? Już miineła godzina z groszami! Rządam następnej części! nodobra nierządam tylko proszę!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SeLeNe
Dołączył: 01 Kwi 2006
Posty: 308
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z NiEbA =]
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:28 Temat postu: |
|
|
Ja też sie pisze na korki z funkcji
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tajniaczka
Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 2638
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: Kraków *.*
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:29 Temat postu: |
|
|
uch masz racje bo tu na 4um jest nie zmieniony o godzine zagarek!!! to dlatego nam sie wydaje że minęło już tyle... ktoś powinien zmienić godzine bo sie wszystko myli
_____________________________________________________________
DIAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!! PROSZE!!!!!!!!! NIE KATUJ JUSH
_____________________________________________________________
Funkcje... bleeee:/ nienawidze ich... moga byc te korki, mi pasuje;p
Dobra przyniosłam sobie historie i zabarykadowałam się przy kompie z kocykiem i kawką... bede czekac nawet do nocy ...:> ALe dodaj jush part, dobra?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Tajniaczka dnia Niedziela 02-04-2006, 14:50, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ashleyka
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 1588
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: ...
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:47 Temat postu: |
|
|
No fakt....ktoś by mogł te godziny pozmieniać
a korki z matmy sie przydadzą...a szczegolnie funkcje ktorych nienawidze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-DiaBollique
TH FC Forum Team
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świdnik
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:52 Temat postu: |
|
|
Co do godziny, to każdy musi ją zmienić w swoim profilu tj. z Polska czas zimowy na Polska czas letni. I już będzie ok.
Dobra, new part. Cały tydzień nie miałam zupełnie pomysłu, ni chęci. Mam nadzieję, że się to nie odbije na tekście. W sumie mam wrażenie, że moja pisanina choć troszkę dojrzewa. Aj, duże słowo, ale tak czuję. I nie zdziwię się, jeśli nieraz się tej części pogubicie. Przypominam, że czcionką pochyłą pisane są wspomnienia i teksty piosenek. Wątpię, czy wiele z Was zwraca uwagę na zagraniczne teksty, ale one też dużo znaczą w moim opie, co więcej czasami nawet sygnalizują, w jakim kierunku dlaje potoczy się akcja Ale paplam. Dede dzisiaj poza forumowe
Dla Kotka. Tzn., nie mojego kotka ani nic, tylko chłopaka o takim przezwisku. Bo z dnia na dzień zaskakujesz mnie pozytywnie i udowadniasz, że są jeszcze chłopacy, którzy naprawdę chcą się czegoś o TH dowiedzieć, żeby mieć podstawy do wyrobienia swojego zdania.
Aga: ach, Ty... Stary koniu... Co tu dużo mówić, wiadomo o co chodzi. A te szpilki są wyFFajniusie w kosmos *.* i trzymam Cię za słowo
Monia: jak dobrze, że istnieją ludzie, którzy pamiętają za mnie o sprawdzianach, kartkówkach i opłatach za wycieczki i ubezpieczenie do tego odrabiając prace domowe z gegry, nie żądając niczego w zamian Mua Słońce:*
Izka: kobieto, nie mam do Ciebie siły. To co ostatnio robisz, to przekracza wszystkie granice.
Aśka: dla mnie Ta Rozmowa może nie była najważniejszą w życiu, ale jedną z tych najważniejszych na pewno. Fajnie wiedziec, że obok Ciebie jest ktoś, kto tak samo czuje.
Oraz dla:
Eweliny, Pauliny (zdrowiej!) i Żaby <lol> dobrze chłopie robisz
_________________________________________________________
Rozdział 23. "Uberall gut, zu Hause am besten"
Spojrzałam niepewnie na strażnika. Walizka przejechała spokojnie, niczego nie zauważyli.
- Proszę pani, mogę jeszcze raz zerknąć na pani bilet?
Odetchnęłam, czując jak ciężar w żołądku gdzieś zniknął. Wszystko poszło zgodnie z planem.
- Oczywiście - podałam mu szary plik papierów. Obejrzał je uważnie.
- Wszystko w porządku. - oddał je i wskazał na otwarte przejście. Weszłam, poprawiając na ramieniu krótką, obszerną torbę "bez dna" - mój bagaż podręczny. Podążałam wzdłuż sklepów w strefie wolnocłowej, gdy nagle tknęło mnie, że nie mam żadnych pamiątek "z tego uroczego kraju". Kupiłam parę drobiazgów z myślą o siostrze i rodzicach. Zajrzałam też do orientalnego butiku z ubraniami dla osób będących w nagłej potrzebie. Moją uwagę przykuła błękitna sukienko-bluzka, idealnie współgrająca ze śnieżnobiałymi szerokimi spodniami i turkusowym paskiem z owalnych korali. Na manekinie leżały znakomicie. Ciekawe, jakby wyglądały na mnie...?
- Ile to kosztuje? - spytałam, dotykając lekkiej tkaniny sukienki o nieregularnym brzegu.
Sprzedawczyni wymieniła cenę, o dziwo nawet niezbyt wysoką.
- To jest komplet? - kiwnęła głową w odpowiedzi.
- Można też je kupić oddzielnie. Chce pani przymierzyć...?
- Trochę mi się śpieszy, zaraz mam lot... - westchnęłam, oglądając pasek, którego regularne linie odciskały się mocno na bieli spodni.
- Jaki nosi pani rozmiar? - Sprzedawczyni wyczuła okazję.
- Hm... 36? - raczej spytałam, niż oznajmiłam. Skinęła głową i zaczęła szukać na półce owego rozmiaru. Złapałam ubrania i weszłam do przymierzalni.
Bluzka pasowała idealnie, ale spodnie były za luźne w pasie.
- Nie ma pani mniejszych...? - wychyliłam się zza kotary.
- Sekundę... - odwróciła głowę. - Niestety nie, mamy tylko drugą parę w rozmiarze 36. - przyznała przepraszająco. Spojrzałam na spodnie i pacnęłam się w głowę.
- To jest 38. - powiedziałam oskarżycielsko.
- Jak to? - zmarszczyła brwi, biorąc ode mnie spodnie. - Rzeczywiście... Przepraszam bardzo - skruszyła się. - Te będą dobre - podała mi następną parę.
- Biorę - powiedziałam zdecydowanie, wyciągnąwszy portfel. Wszystko leżało całkiem nieźle. Opłacało się oprzeć "podtuczaniu" Billa.
- Jedz, jedz... - zachęcił czarnowłosy, rozpakowując kolejną czekoladkę i wyciągając ją w moim kierunku.
- Nie chcę - zaprotestowałam - za słodko mi już, zaraz zacznę wymiotować - zajęczałam.
- Jedzie pociąg... - pomachał ręką, w której trzymał kokosową słodkość. - Za mamusię... za tatusia.
- Nie chcę - zacisnęłam usta.
- Bądź grzeczną dziewczynką... Tylko ta jedna - poprosił, przysuwając czekoladkę.
Popatrzyłam na niego podejrzliwie, odchylając głowę do tyłu.
- Ostatnia?
- Tak... - obiecał z uśmiechem, drugą ręką chowając tradycyjnie wystające ze spodni bokserki. Wyszczerzyłam się pod nosem.
- Co? - spytał, zbity z tropu. Ciemne oczy tak ślicznie mu błyszczały...
- Nic... - odpowiedziałam wymijająco, zaciskając w powietrzu dłoń. Strasznie mnie korciło, żeby potargać mu włosy, ale nie chciałam go denerwować. Choć raz w życiu...
- Ok. - Włożył mi powoli do buzi kulkę z białym nadzieniem, muskając przy okazji wnętrze moich ust. Przesunęłam ją językiem do zagłębienia w lewym policzku i ujęłam jego dłoń, którą mnie karmił. Spojrzał mi w oczy z zainteresowaniem.
Zdjęłam pierścionki, wsuwając je do jego kieszeni na biodrze i oblizałam zmysłowo jego palce, jeden po drugim, słysząc jak pomrukuje cichutko z przyjemności, przymykając oczy. Kolejny czuły punkt na mapie ciała... - zanotowałam sobie w myślach.
- To może jeszcze jedną czekoladkę...? - spytał parę sekund później, uśmiechając się zaczepnie i odejmując od ust moją rękę, którą delikatnie ucałował.
- Nie ma mowy - oświadczyłam zdecydowanie. - Nie został mi przypadkiem gdzieś czarny lakier na zębach? - zażartowałam, szczerząc wyżej wymienione.
- Czekaj, czekaj... - przysunął się - hm... otwórz tą buzię szerzej, bo nie mogę... - polecił, wpatrując się w moje gardło. - W tej pozycji kiepsko widać. Teraz lepiej... - popchnął mnie delikatnie na łóżko.
- I co, jest? - wybuchnęłam śmiechem, który chwilę potem został stłumiony przez język czarnowłosego, który włożył mi go śmiało do ust. Zataczał kręgi na moim podniebieniu, masując lekko wewnętrzną stronę policzków. Z błogością poddawałam się pieszczotom.
- Chcę być ojcem twoich dzieci. - cofnął się i oświadczył nagle, otwierając oczy.
Parsknęłam śmiechem, sądząc że... żartuje? Jest pod wpływem chwili? W każdym razie byłam pewna, że nie...
- ... mówię poważnie. - dodał z naciskiem. Spojrzałam na niego spłoszona i przygryzłam wargę, podświadomie czując, że to jeden z najbardziej wartych zapamiętania momentów w moim życiu.
- Ale chyba jeszcze nie teraz...? - wypaliłam nieśmiało, zdezorientowana raz po raz przewracając oczami.
Wzrok mu zmiękł. Dosłownie czułam, jak się rozpuścił...
- Oczywiście, że nie teraz, głuptasku - uśmiechnął się czule, gładząc mnie po głowie. - Kiedyś, za parę lat...
- Paręnaście... Parędziesiąt! - powiedziałam szybko. Wizja macierzyństwa mnie przerażała. Chociaż taka mała dziewczyneczka o identycznych jak tatuś, ciemnych, ciepło pobłyskujących oczach, wręcz przeciwnie... Bill wybuchnął śmiechem.
- Bez przesady. Dziecko w wieku dziewięćdziesięciu lat? To chybaby się nadawało do Księgi Guinessa. Zresztą nie mam zamiaru tyle czekać - odparł z szatańskimi ognikami w tych swoich oczach, odgarniając mi włosy z twarzy do tyłu. Ujął ją w dłonie, nie dając mi możliwości "ucieczki".
- Kocham Cię - powiedział głośno i wyraźnie. Po prostu czułam, jak powiedział drugi człon "wielką literą". W takich chwilach nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę.
- Ja Ciebie też... Ja Ciebie też... - zapewniłam, wtulając się ufnie w jego ramiona. Przysunął się do mnie tak, że stykaliśmy się całym ciałem. Byliśmy niczym dwa idealne fragmenty układanki, choć oba tak pełne rys, w tej chwili błogosławionych, bo dzięki nim się zazębiały, tworząc jedność. Perfekcyjne kawałki, jakby wycięte diamentowym ostrzem puzzle.
Niekoniecznie z wizerunkiem World Trade Center...
- Razem... Siedemdziesiąt pięć euro. - kasjerka wyrwała mnie brutalnie z zamyślenia. Zerknęłam nieprzytomnie na ekran kasy i wygrzebałam z portfela banknot z dwoma zerami. Zgarnęłam resztę, ubrania i po krótkim "Do Widzenia", wyszłam.
Po kilku minutach obracania głowy na wszystkie strony odnalazłam swój gate i z niepokojem sprawdziłam godzinę. Do lotu było tylko trzydzieści dwie minuty, czyli stosunkowo niewiele, biorąc pod uwagę nasilone środki bezpieczeństwa, przez które trzeba było przejść. Pierwsi pasażerowie zaczęli już ustawiać się w kolejce do wejścia na pokład, ja jednak wolałam chwilę poczekać, miejsce nie Korzeniowski, nie ucieknie na kilka centymetrów przed metą. Zresztą znalazłam ciekawy obiekt do obserwacji, głównego źródła materiałów do mojej analizy ludzkiego umysłu, jakiej z nudów poddawałam przypadkowych ludzi. Przyjaciele byli ostrożniejsi...
- Adrien, zamknij to okno - polecił ostro ojciec rudowłosemu chłopakowi, na oko młodszemu ode mnie dwa, może trzy lata. Chłopak z ociąganiem wykonał polecenie, robiąc miny, świadczące że jego rodzic jest przewrażliwiony nie tylko na punkcie temperatury. - Tu jest zimno jak w lodówce - wzdrygnął się. Mimowolnie obciągnęłam, i tak już długie, rękawy swetra.
- Może byś tato lodów sobie zjadł...? - zażartował nastolatek.
- Aż zawiało chłodem, jak sobie to wyobraziłem - mężczyzna zacisnął szczęki.
- A ja bym zjadł... Choć dla ciebie byłby to mrożący krew w żyłach widok.
- Daruj sobie tę chłodną ironię.
Przerzucali się dwuznacznymi zdaniami jeszcze parę minut, ale już ich nie obserwowałam, zajęta popijaniem czekolady z termosu we wzór mający naśladować szkocką kratę, gdyby całego efektu nie psuły różowe kokardki na każdym rombie. Nath też bywa człowiekiem...
*
Czarnowłosy uderzył złożoną pięścią w otwartą dłoń.
- Długo to będzie jeszcze trwało?? - zapytał ze złością kierowcę. Tamten odwrócił się i spojrzał z lekkim zdziwieniem na "Tajemniczego Chłopaka Spod Krzaka", jak go nazywał z racji noszonych przez niego okularów na pół twarzy i czarnego kaptura, zasłaniającego mu ostatni fragment fizjonomii, wystawiający spod materiału, gdyby nie wysoki kołnierz, o dziwo, białej bluzy oraz tego, że gdy podjechał swoją ukochaną czteroletnią BMW-icą, Bill stał koło żywopłotu.
- Młody... - zawahał się - człowieku, nie ma co się denerwować, jak kocha to poczeka.
- Gorzej jak nie kocha... - mruknął czarnowłosy pod nosem, wyglądając zza szyby.
Kilkanaście metrów przed samochodem ciągnęła się kawalkada oflagowanych ludzi z różnokolorowymi transparentami, wykrzykujących pacyfistyczne hasła, tym razem przeciwko wojnie w Iraku. W przeciwieństwie do znienawidzonej przez Billa Love Parade, ta nie miała w sobie niczego związanego z tą "muzyką garnka i wałka".
"Jak ta Sarah może tego słuchać...?!" - przemknęło mu przez głowę. Rzeczywiście, zdarzało mi się nieraz słuchać techna, co więcej, zmuszać do tego biednego Billa. Za nic nie mógł zrozumieć, że:
"Każda muzyka niesie ze sobą pewne przesłanie!"
"Jasne, każda oprócz tego "Tłuczenia Ewentualnym Cennym Hotelowym Nowym Obcykańcem"
"Uwierz mi, nie wszyscy chcą was słuchać"
"Właśnie!!! A dlaczego?? Bo słuchają tego #%^$"
I bądź tu mądra na taki ośli upór...
Młodszy Kaulitz z gulą w żołądku, do istnienia której nie chciał się przyznać nawet przed samym sobą, z niecierpliwością patrzył na upływające minuty.
- Panie... - zwrócił się do kierowcy, zgodnie z zasadą "Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one" - nie można szybciej... Miłość mi ucieka.
Powiedział to! Powiedział...!
Dopiero w tej chwili zrozumiał, co straci, jeśli nie zdąży. Czasami jednak ma się szczęście w życiu i trafia na właściwe osoby na właściwym miejscu, bo kierowca tylko odrzekł:
- Miłość...? To nie można czekać. Było tak od razu mówić, znam objazd...! - zawrócił z szeregu samochodów, skręcając w wąską uliczkę.
Czarnowłosemu wystarczyło sił jedynie by wznieść oczy do nieba nad rozumowaniem niektórych ludzi. Chociaż w tym wypadku zamiast błękitnego nieboskłonu, przetykanego gdzieniegdzie rozrzuconymi jakby bez żadnego planu obłokami, zobaczył brudnawo-żółte obicie dachu auta. Jednak zjadł w swoim życiu wystarczająco dużo jajek z niespodzianką, żeby pamiętać, że to nie opakowanie świadczy o prawdziwej wartości.
- Może pan trochę uważać...? - naburmuszył się za którymś razem, gdy znowu uderzył głową w zagłówek.
- Chcesz dojechać szybko czy wygodnie? - mężczyzna nawet na niego nie spojrzał, ale w jego głosie nie było sarkazmu.
- Szybko - przyznał wokalista i tylko podwyższył zagłówek, by za chwilę uderzyć w niego z całej siły głową.
- "Zespołowy" czarny, wygodny bus poproszę... - wymruczał nieprzytomnie. - Na wynos czy na miejscu...? - dodał, szczerząc zęby. "Własna głupota jest najlepszym źródłem inspiracji" - znał to hasło od dawna. W końcu był muzykiem...
*
- Pokój... - dredowłosy wpadł do ascetycznego pomieszczenia, aż wspomniane strąki włosów uderzyły go w policzek.
- 217, wiem. Ta, co nie lubi buraczków! - zawołała za biegnącym chłopakiem pielęgniarka.
Tom biegł znajomą już trasą, pochłonięty rozmyślaniami o...
- Właśnie, jak ona ma na imię?? - gwałtownie wyhamował i zawołał do staruszki, konsumującej powoli swój codzienny posiłek. Ta odskoczyła i złapała się za serce. Łyżka wypadła jej z dłoni.
- Ratunku! Szatan! Kyrie Eleison, Chryste Eleison... - zaczęła gorączkowo szeptać słowa litanii.
- Nie, Tom jestem - stwierdził niemniej zdziwiony gitarzysta, patrząc na babcię szeroko otworzonymi oczami, tak jak wtedy, gdy dowiedział się, że zjadł...
- Nie widzieliście takiego pomarańczowego opakowania z nakrętką? - pewnego dnia weszłam zafrasowana do pokoju.
- Ja widziałem - przyznał się Tom
- Gdzie jest?? Bo wszędzie go szukam!
- W śmietniku. - Oznajmił normalnym tonem.
- Jak to w śmietniku? Kto ci pozwolił je ruszać??
- To nie, ja Bill to wyrzucił!
Odwróciłam się do wspomnianego.
- Głowa cię boli? Czemu to wyrzuciłeś??
- No a po co ci to? Kup sobie nowe, zjedz zawartość i będziesz miała to swoje opakowanie.
- Nie będę miała bo... co zrób?? Zjedz? Sam sobie zjedz, głupku! - wkurzyłam się.
- A żebyś wiedziała, że zjadłem - włączył się Tom.
Zaniemówiłam na chwilę i spojrzałam na niego jak na wariata.
- Buahaha, tobie też gorzej...? Ach, przepraszam, to ta wasza niewidzialna pępowina was łączy. Billa swędzi to i Toma swędzi... - klasnęłam w dłonie.
- Bo ciebie zaswędzi... - Bill zmarszczył nos i próbował mnie ściągnąć na swoje kolana. Uchyliłam się zręcznie i pacnęłam go w głowę.
- Dobra, nieważne kogo swędzi, potem mu kupię obrożę przeciwpchielną, ale najpierw mówcie, gdzie to jest.
- No przecież powiedziałem: zjedzone przez Toma.
Dredowłosy kiwnął na potwierdzenie słów brata i potężnie beknął.
- Ty... żartujesz, prawda??
- Nie... - Bill wzruszył ramionami.
- O... Boże... . O... Boże! Tom! - złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą do łazienki. - Masz! - podałam mu wodę mineralną z półki. - Wiesz, co to było?
- Co? - zainteresował się jego bliźniak, dołączając do nas.
- A ty tu czego? Robić sztuczny tłok? - zasyczałam.
- Z tobą zawsze... - wyciągnął ręce, wpatrując się pożądliwie w moją szyję i obnażając zęby niczym Dracula, ale błyskawicznie zasłoniłam się koszem na bieliznę.
- Jak jesteś głodny to idź do lodówki. Warzyw sobie jakichś zjedz... albo owoców, co tam sobie jaśnie pan życzy.
- Mam ochotę na owoce. Konkretnie to na malinki. - oblizał się, nadal nie spuszczając wzroku z mojej szyi. Nienawidziłam, gdy tak wprost pokazywał, że mu się podobam, ale z drugiej strony było to całkiem miłe. No i w "gorących momentach" mogłam na nim wszystko wymóc... - Chociaż na pomarańcze - przesuwał wzrokiem po moim biuście - i na arbuzy - "klaknął" charakterystycznie językiem o podniebienie - również.
Spojrzałam na niego zdegustowana, nagle czując się jak koszyk owoców i porwałam z szafki wielki, puchaty ręcznik. Owinęłam się nim dokładnie, dopiero teraz poczuwszy się pewnie.
- Tom, to był kosmetyk do włosów - stwierdziłam, oddychając głęboko.
Obaj Kaulitze spojrzeli na mnie, identycznie odchylając szyje do tyłu i otwierając usta. Po chwili Tom rzucił się do butelki z wodą, wypił chyba z pół litra i zwrócił zawartość swojego żołądka do toalety.
- Jeny... - zajęczałam przeciągle. - Właśnie zwymiotowałeś 50 euro.
- Taa... Gdzie? - Tom udał, że szuka banknotu w muszli.
- Nigdzie.
- Nigdzie?
- Nigdzie!
- Ale było całkiem smaczne... - Tomowi tylko się odbiło.
Dredowłosy zerknął na staruszkę i wzruszył ramionami. Wyraźnie mama go nie nauczyła dobrych manier, bo odszedł nawet nie przeprosiwszy.
- Jak ona ma na imię...?! - kołatało mu się głowie, gdy wyciągnął rękę, by zapukać do drzwi z numerem którego suma cyfr podzielona przez pięć, pomnożona przez sto dwadzieścia osiem, znowu podzielona, ale tym razem przez sześć, do której później trzeba dodać iloraz dzielenia liczby trzydzieści cztery przez dwa i podzielona w końcu przez pierwiastek kwadratowy z dwustu dwudziestu pieciu dawała jego ulubioną liczbę.
- Przeznaczenie jak nic. - pomyślał.
*
Czarnowłosy wysiadł z taksówki i uprzednio zapłaciwszy za jazdę ("Jakby mnie ktoś pytał, to życie gwiazdy wcale nie jest takie różowe... chociaż ten guz na głowie różowy będzie. Jak przejdzie z koloru sinego przez zielonkawy aż do fioletowego"), pobiegł na lotnisko. Wszedł do hali odlotów i rozejrzał się bezradnie. Gate' ów było w sumie 40 i mogła być w każdym. Po chwili jego oczy wychwyciły tablicę najbliższych lotów.
- Rzym... Paryż... Londyn... Oslo... Bingo! Warszawa...! - odwrócił się, przeczytawszy numer sali, z której miałam wejść na pokład samolotu. Sprawdził czas i zmarszczył brwi. Zostało dziesięć minut do planowanego odlotu. Ruszył do przejścia i klucząc pomiędzy pasażerami, znalazł się w końcu przed szklanymi drzwiami. Popchnął je lekko i zobaczył...
Byłam odwrócona tyłem do niego, wpatrzona w jakiś odległy punkt, nieobecna myślami. Podszedł wolno i stanął za moim plecami. Zamiast mnie dotknąć, sygnalizując swoją obecność, czekał aż się obrócę. Po paru minutach nie wytrzymał i wyciągnął rękę. W tej samej chwili odwróciłam głowę.
Otworzyłam szeroko usta i poderwałam się do pionu, odsuwając od niego.
- Co tu robisz?? - spytałam, przerażona.
- Nie możesz wyjechać. - powiedział tylko.
- A to niby dlaczego? - zapytałam ze złością.
- Bo to będzie największy błąd twojego życia.
- Tak sądzisz...? - zadrwiłam.
- Tak. - nie zwrócił uwagi na mój ton.
- Bo...? - ciągnęłam tą bezsensowną rozmowę.
- Bo cię kocham - powiedział, ignorując ludzi, którzy zaczęli się przysłuchiwać. - Chodź stąd. Tu nie można w spokoju pogadać.
- A kto powiedział, że ja chcę z tobą gadać?
- Jeśli nie chcesz, to proszę cię o to. Spełnij moją prośbę. Jeśli się zgodzisz, o nic więcej nie poproszę.
- Zaraz mam samolot.
- Za godzinę jest drugi - poinformował, przypomniawszy sobie tablicę.
- Ale do Krakowa. To inne miasto - zaprzeczyłam.
- No to co...? Może już nie będziesz chciała wcale wracać...
- Co ty tu do cholery robisz? - prawie zajęczałam, chcąc żeby dał mi święty spokój i sobie poszedł. Dlaczego zawsze, gdy stopniowo zaczynam się godzić z rzeczywistością, on znowu burzy mój poukładany świat??
- Chodź... - sięgnął ponad rzędem krzesełek i wziął mnie za rękę. Zacisnęłam zęby i zebrałam się w sobie, żeby ją wyszarpnąć. Nie, że mnie mocno trzymał. Jego dotyk dla mojego ciała był jak narkotyk. Słoń wcale nie chciała mnie słuchać. Żyła własnym życiem i nie miała najmniejszego zamiaru wyswobadzać się z bezpiecznego uścisku.
- Chodź... - powtórzył. Postawiłam nogę na siedzeniu i zaraz byłam po drugiej stronie. Podał mi drugą dłoń i pomógł zejść. Pieprzony dżentelmen.
Szliśmy... właściwie nie szliśmy, on mnie holował. Holował mnie delikatnie, ale zdecydowanie, niczym doświadczony kapitan statek w czasie sztormu.
- Gdzie mnie prowadzisz?
Nie odpowiedział, sam chyba też nie miał pojęcia. W końcu podeszliśmy do drzwi z napisem "Tylko dla personelu".
- Nie możemy tu wejść! - zaprotestowałam, zatrzymując się.
- Możemy - stwierdził. Gdy jest się gwiazdą, niektóre rzeczy wyglądają inaczej. Chociaż ta bezczelność jest chyba wrodzona...
Otworzył drzwi i puścił mnie przodem. Pieprzony, pieprzony dżentelmen!
Znaleźliśmy się w zwykłym, biurowym pokoju, chociaż bardzo dużym. Cały był urządzony w kolorze niebieskim, łącznie z meblami i dodatkami. Bill otaksował go wzrokiem i podstawił mi krzesło, sam siadając na drugim. Poruszyłam się niespokojnie.
- Niewygodnie mi tu - usiadłam na podłodze z niebieską wykładziną. Czarnowłosy nie spuszczając ze mnie wzroku, odstawił krzesło i usiadł po turecku, wyginając na swój pokrętny, charakterystyczny sposób długie nogi.
- Pogadamy...? - zapytał uważnie.
"A po cholerę tu przyszliśmy??" - Cisnęło mi się na język, ale nic nie powiedziałam i tylko zamknęłam powoli powieki. Bezbłędnie odczytał znak i kontynuował.
- Chcę tylko, żebyś mnie wysłuchała. Żebyśmy wyjaśnili sobie wszystko, co każdej stronie leży na wątrobie. Od początku do końca. Żeby sytuacja była jasna. "Nieważne, jaka będzie" - dodał w duchu.
- Ja nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Wszystko już zostało powiedziane. Tamtego wieczoru, na Wschodzie - dodałam, celem przypomnienia. Czułam coś na kształt chłodnej złości, takiej która nie da upustu twoim uczuciom, tylko zżera od środka i powoduje wrzody. - Przepraszam, zapomniałam. Jesteś jeszcze samolubny, egoistyczny, myślisz tylko, że istnieje na świecie tylko "ja i ja", cały czas chcesz, żeby wszyscy traktowali cię jak gwiazdę, ty mała diwo - zaczerpnęłam tchu - afiszujesz się tym swoim brzuchem, jakby to był jakiś ósmy cud świata, wariujesz z włosami i cieniami do oczu, nosisz okulary - wskazałam na zaczepione o bluzę szkła - wielkości satelit NASA, cały czas wyciągasz te bokserki, bo jeszcze ich przypadkiem ktoś NIE zauważy, i w ogóle... - skończyłam dobitnie.
Bill siedział tylko i słuchał. Wiedział, że mam rację, ale to co dla mnie było złe, dla niego było plusem. No, może oprócz tego egoizmu. W każdym razie nie miał zbyt wesołej miny, chociaż wyjątkowo długo nie dał się wyprowadzić z równowagi. Może zrozumiał, że wybuchem tylko udowodni to co powiedziałam.
- Aha i jeszcze - przypomniałam sobie - myślisz, że możesz wszystko, bo jesteś taki cudowny, bo każdy cię kocha, taką pięknotę. Że spojrzysz na mnie czule tymi ślepkami i już jestem twoja. Myślisz, że to wystarczy? Mylisz się! - w tej chwili najzwyczajniej w świecie kłamałam. Bo wystarczyło jedno spojrzenie, żebym mnie utemperować lub zmienić w ostatniej chwili decyzję. Jednak teraz chciałam go zranić. Żeby sobie nie wyobrażał!
Czarnowłosy nadal się nie odzywał. Przewracał oczami i oblizywał machinalnie wargi, ale nie powiedział ani słowa.
- Czy to, że nie jestem idealny, sprawia, że nie mogę cię kochać...? - zapytał cicho. - Nasze wady i zalety giną, gdy oboje czujemy to samo...
Zaniemówiłam, nie spodziewałam się tak pogodnej reakcji. Z drugiej strony zepsuł mi całą strategię!
- Podziwiam cię. Gdybyś ty mi tak powiedział, to... wiesz. - Mrugnęłam.
Pokiwał głową.
- Wiesz, w sumie to jest strasznie wkurzające, że innych to byś się czepiała, a siebie, to... ni czorta - stwierdził niechętnie.
- Bo ja jestem idealna. Chwilami - wystawiłam język. Nabrał powietrza, chyba znowu miał ochotę "wbić mi szpilkę". - A co, może nie...? - zrobiłam słodką, nieśmiałą minkę. Oparł twarz na zgiętym kolanie, popatrzył na mnie paręnaście sekund i powiedział zrezygnowany:
- Jesteś. Jesteś...
- To masz mi jeszcze coś do powiedzenia? Zaraz mój samolot odlatuje. - czasami moja brutalność przerażała mnie samą. Wcale nie miałam zamiaru wsiadać do samolotu. Nie teraz.
Czarnowłosy zerwał się z okrzykiem:
- Nigdzie nie jedziesz!!! Nie ma mowy! - zastawił mi drogę z groźną miną. Nie wytrzymałam i wyszczerzyłam zęby.
- Dobra, niech ci będzie, zostanę... - zawahałam się - do jutra.
- Do jutra? Na zawsze. - Oznajmił to takim tonem, jakbym próbowała podważać oczywistość.
- To dość długo... - droczyłam się.
- Jak dla nas za krótko.
- Dla "nas"? - uniosłam brwi. - To znowu jesteśmy "my"...? - zapytałam ironicznie.
- Cały czas byliśmy. To... na tym koncercie... no, nie myślę tak. Jak powiedziałem. Wybacz...
Mignęła mi w pamięci mina, jaką miał, gdy zobaczył moją reakcję. To nie było miłe. Nie było przyjemne...
- Przepuść mnie. Mój samolot.
- Nie świruj, Sun... - myślał, że żartuję. Jedno poważne spojrzenie wystarczyło, żeby zrozumiał, że się myli. - Kochanie... czy tobie jeszcze coś nie pasuje? Bo myślałem, że już w porządku. - zaniepokoił się.
- Bill, odejdź. Chcę wyjść - ciągnęłam tą farsę.
- Jak to...? - prawie zajęczał, zupełnie nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Doceniam, że chciałeś wyjaśnić to... nieporozumienie, ale... dla mnie już wszystko skończone. - oznajmiłam brutalnie.
- A-ale... ale... ja cię kocham! - krzyknął.
- Do miłości potrzeba dwojga, nie sądzisz...? Przepuść mnie i już sobie idę. - próbowałam go odepchnąć, starając się powstrzymać śmiech na widok jego miny.
- Nigdzie. Nie. Idziesz. - oświadczył i złapał mnie za nadgarstki. Przyciągnął do siebie i wessał w moją szyję. Próbowałam się bronić, odchylając do tyłu. Nic z tego, kiedy chciał, nie było na niego siły. Obsypywał pocałunkami moją twarz, szyję, dekolt, raz po raz odrywając się i oblizując, jakby nie całował mojego ciała, tylko jadł wielkie ciasto z kremem, które zostawiało białą piankę na jego nienasyconych ustach. A czy kiedyś się nasycą...? Wątpię. W każdym razie ja nigdy nie będę miała ich dość.
- Nadal chcesz iść...? - spytał tryumfalnie.
- Tak - spojrzałam mu wyzywająco w oczy. Niech sobie nie myśli!
Mocno ujął moje dłonie i podciągnął koszulkę. Ułożył mnie w pozycji siedzącej i położył się na podłodze, kładąc moje ręce i twarz na własnym podbrzuszu. Zagryzłam wargi, przytulając się do jego płaskiej miednicy. Czułam, jak oddycha i znajomy, doprowadzający do szału wszystkie zmysły, zapach jego ciała. Mogłabym tak leżeć w nieskończoność i on doskonale o tym wiedział. Zaciągnęłam się tym zapachem i przymknęłam oczy. Nie obchodziło mnie to, że teraz już będzie wiedział, że na niego lecę, ani to, że mojej zrażonej dumy nie złagodzi dotyk jego ciała. Liczył się tylko ten kojący zapach i smak jego skóry...
Zaraz, zaraz! Smak...?!
Wysunęłam język i delikatnie polizałam jego podbrzusze.
O tak... I smak...
Do mojego mózgu dotarł stłumiony szmer, narastający z każdą chwilą. Ów szmer był znajomy i pierwsze skojarzenie, jakie mi się nasuwało, to to, że oznacza coś miłego.
- Dziękujemy za udany lot, życzymy przyjemnego pobytu i zapraszamy do korzystania z naszych linii.
Ach, więc to były oklaski. Rzeczywiście coś miłego.
Przepraszam bardzo, jakie oklaski...?
Jaki lot?
Otworzyłam oczy, pewna, że nadal znajduję się na szczupłym ciele pewnego osobnika, a tu, że się tak wyrażę, TAKI <LOL>!
- Gdzie jesteśmy...? - spytałam współpasażera, którego skądś znałam. No, przecież wsiadałam razem z nim do samolotu...
- Już dolecieliśmy, jesteśmy w Warszawie. - oświadczył wesoło. Otworzyłam usta. W Warszawie...?
Czarnowłosy rozejrzał się po pustym holu, jakby liczył, że nagle wyskoczę zza kanapy czy coś w tym stylu.
- Czemu tu jest tak pusto? Czemu nikogo nie ma?? - zapytał pracownicę lotniska, która wyraźnie zbierała się do wyjścia.
- Samolot odleciał, to kto ma tu niby jeszcze być? - roześmiała się.
- Odleciał? Nie rozumiem. Według tej tablicy powinien jeszcze...
- Której tablicy? - zainteresowała się. - Tej na hali głównej? Od poprzedniego tygodnia jest nieaktualna, wczoraj mieli ją zdjąć. Nie rozumiem, dlaczego jeszcze tego nie zrobili... - zaczęła masować powieki. - Możesz wyjść...? Zamykam.
Chłopak wbił wzrok w ziemię, poprawiając kaptur i ciemne szkła przeciwsłoneczne. Tak, żeby nie było widać nadmiernie błyszczących w tej chwili oczu...
___________________________________________________
Dziękuję Kamili, Twoje piosenki naprawdę mi pomogły w pisaniu, zresztą podobały się nie tylko mi A nawet o sam gest chodzi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Madziaa ;**
Dołączył: 14 Lut 2006
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:53 Temat postu: |
|
|
Pierwsza! Biegnę czytać ;**
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Madziaa ;** dnia Niedziela 02-04-2006, 14:53, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
SeLeNe
Dołączył: 01 Kwi 2006
Posty: 308
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z NiEbA =]
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:53 Temat postu: |
|
|
Nareszcie!
Ide czytac
EDIT:
Boże! (może lepiej Dia ) Jesteś wspaniała!
To jest piękne!
Już nie mogę sie doczekać nastepnej cześci!
Kocham Twoje opko =]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez SeLeNe dnia Niedziela 02-04-2006, 15:22, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maka
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dąbrowa Górnicza
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:53 Temat postu: |
|
|
Lecę czytaćP Wrażenia potem<lol>
EDIT:
Łooo... Mój Boże... Czemu to się tak kończy?! Idę się powiesić
Już nawet tabliczka czekolady i słoik nutelli nie pomoże
Rozpoczynamy strajk: "Sun, wróc do Billa!!"
Ja naprawdę już nie wyrabiam:(
A z drugiej strony to właśnie jest to, czego chciałam... Dużo wanili i szczypta pieprzu... No może nie szczypta:)) Cała TONA:))
Och, Diuś! Bo ja się zamknę w sobie i nie otworze...
Czemu ja nie mam takiego talentu??
EDIT2:
No i co zrobiłaś?? Co znowy nabroiłaś?? Wszyscy płaczą
Za tą ilość smutku i nostalgii masz u mnie normalnie ogromnego plusa.
Jestem na"TAK", jakby to powiedział K. Wojewódzki:PP
P.S. Myślę, że nie ma na forum żadnej dziewczyny, która nie przeczytała choć fragmentu tego opka:)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Maka dnia Niedziela 02-04-2006, 15:16, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tajniaczka
Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 2638
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: Kraków *.*
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 14:54 Temat postu: |
|
|
YEAHH! czytam ...
_____________________________________________________________
Uh.........ja....nie...moge..noo....po...prostuu... cudooo:> trudne do zrozumiena to prawda, ale już kapuje... taka melancholia mnie wzieła..yhm... czemu to jest takie cudne?? No czemu?? Ech...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Tajniaczka dnia Niedziela 02-04-2006, 15:24, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
ashleyka
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 1588
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: ...
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 15:10 Temat postu: |
|
|
buuuu....
ide na dwor ale jak wroce to obiecuje że od razu lece czytac:)
pzdr buziaki Dia *
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Madziaa ;**
Dołączył: 14 Lut 2006
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 15:10 Temat postu: |
|
|
Niiiieee ( Dia... Niiiee ( Ale ja jestem cholerną optymistką i mam nadzieję, że on poleci za nią do Warszawy... <chlip> nadzieje matką głupich Błagam... ;(Niech oni się pogodzą ( Pozdrawiam ;**
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ancia
Gość
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 15:15 Temat postu: |
|
|
A ja już przeczytałam.....ale szkoda że mu się nie udalo....rety....ale czy oni będe ze sobą.Musisz koniecznie napisać dalej!!!)Przecierz oni muszą byc razem!!!Bez kitu
PS.A opowiadanie jak zwykle cudo!!!!Kiedy następna część?????????
|
|
Powrót do góry |
|
|
ewlina
Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Pruszków
|
Wysłany: Niedziela 02-04-2006, 15:19 Temat postu: |
|
|
Czy to już koniec czy mi sie tylko tak zdaje? Napiszesz jeszcze pare części, co nie?
Prosze napisz. JAk to czytałam miałam ochote płakać, bo to takie.....smutne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|