![Forum](http://i38.photobucket.com/albums/e142/8tokio8in8blue8/forum2ed1.jpg) |
Tokio Hotel Forum o zespole Tokio Hotel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
avi
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 1577
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czwartek 08-06-2006, 18:02 Temat postu: |
|
|
ey wyp* od mojego Tomasza xP
on i tak Cie nie pokocha i dobrze o tym wiesz, tylko Ci serce zlamie xP
co do profili, nie polecam mat-info xD Z fizy babol smierdzacy mi 2 postawila, a matma rozszerzona just bardzo sux xD Chociaz lepsza od historii ;D
z Twych podponktow wybralabym manadzerski * * przyszlosciowy zawod, bedziesz MOJA menadzerka jak bede slawna na caly swiat rock chick xD
dawaj chociaz te pol strony bzdur, lepsze to niz nic xP
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subSilver/images/spacer.gif) |
Emily
Dołączył: 22 Lut 2006
Posty: 145
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Piątek 09-06-2006, 9:26 Temat postu: |
|
|
Wyszło na Twoje – komentuję, chociaż nie wiem za bardzo czy ma to sens, bo niestety, ale krytykować nie umiem, więc to co napiszę Cię nie zadowoli. Zresztą właśnie wyszło, że ja nic po polsku nie umiem, bo gÓpie dziecko będzie miało 3 z polaka. Wstyd i hańba.
No to zaczynając mi na przekór wszystkim nie przeszkadza brak duetu Bill&Sarah. Jakoś mi to nie wadzi.
Chociaż za tą Melanie to mi nie pasuje. Nie lubię tego i już. Zresztą do Sarah się dłuuugo przekonywałam. xD
„- Widziałeś Kaziu...?
- Co...?
- O tam, znad tego opustoszałego gospodarstwa, co je ino dobre kilka lat temu Mostowiaki sprzedali, zerwała się wielka chmara ptaszysk... Dziwne, co...?
- Daj 'pokój, pani Lodziu, pewnie lis tam wpadł i stąd cały zamęt...”
A to mnie rozbawiło w jakiś sposób. Przed oczami, jak żywo stanęła mi dziewczyna z mojej klasy naśladująca wieśniaczkę żeby uniknąć mandatu w tramwaju xD I moja prababcia ma na imię Leokadia ^^’ Ale to tylko taka mała dygresja była.
Coś nie idzie mi to pisanie. Potop mi wyżarł mózg. No, ale w każdym razie nadal czytam i czekam na new.
P.S. Też bym chciała zobaczyć jak Bill się całuje z facetem T-T Najlepiej z Tomem ^__^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
Mod-DiaBollique
TH FC Forum Team
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świdnik
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
avi
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 1577
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Piątek 09-06-2006, 22:33 Temat postu: |
|
|
No porsze Dion, alez sie rozpisala... Wiedz tylko, ze napewno nikt by sie nad Toba nie litowal, a przynajmniej ja to nie w moi mniemaniu.. Szkoda, ze musialas przezyc takie 'cos', ale moze dzieki temu jestes kims lepszym, hm? Potrafisz bardziej docenic to, co masz a przede wszystkim jestes cudowna osoba, ktora mimo traumatycznych przezyc zachowala pogode ducha i wiare na lepsze jutro?
luv ya
wrzuc cos z opa noo xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
czosneq_91
Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 362
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: masz lizaka?
|
Wysłany: Sobota 10-06-2006, 14:15 Temat postu: |
|
|
Dia - ja nigdy bym nie pomyślała...
Masz racje, litość jest obrzydliwa, ale co byłoby bez litości? Czy byłoby lepiej? Nie wiem.
I wierzę Ci, wierze, że zaznałaś bólu. Nie powiem Ci teraz, że Cię rozumiem, że wszystko będzie dobrze. Nie.
Jestem pełna podziwu dla Ciebie. To zdarzenie z pewnością nauczyło Cię doceniać te najmniejsze rzeczy. Mimo tego wszystkiego jesteś kimś tak wspaniałym. Padam do stóp Dia.
To nie litość, to podziw i szacunek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
aliss
Dołączył: 11 Kwi 2006
Posty: 230
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany: Poniedziałek 12-06-2006, 16:04 Temat postu: |
|
|
A tu tylko stara aliss (ta od czekania) i informuję uprzejmie, że my tu nadal cierpliwie czekamy na nową notkę, tylko coś to komentowanie nie idzie Buziak wielki i do następnego parta ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/058.gif)
p.s. Wczoraj wyrzuciłam w diabły ,,książkę kucharską Kubusia Puchatka" mojej siedmioletniej siostry. Ona mnie za to ZABIJE.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
ashleyka
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 1588
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: ...
|
Wysłany: Poniedziałek 12-06-2006, 17:52 Temat postu: |
|
|
Boże dajcie już spokoj..
Diuch dawaj new parta..bo ja usycham bez kolejnych twoich wywodow i tych przemyśleń o wszystkim i niczym.Uwielbiam to^^
No. Mam nadzieję ,że w najbliższym czasie się doczkem czegoś
Oo może być na "boże ciało" bo to wolne od szkoły [chociaż i tak się już nic nie robi w sqll..przynajmniej u mnie xP]
no. to mam nadzieję ,że bedzie njuuu
pozdro
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
Kamila
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
Wysłany: Poniedziałek 12-06-2006, 18:06 Temat postu: |
|
|
Co do tego... http://www.thpoland.fora.pl/viewtopic.php?p=152681#152681 To podczas czytania nasunęła mi się myśl co tak naprawdę jest gorsze: litość czy obojętność? Bo człowiek, który się niejako lituje nie jest chyba obojętny na cierpienie innych... Rozumiem, że litość może być męcząca, ale czy jest ona az tak zła?
Cóż, było. To tylko moje myślenie. Nieważne.
Pozdrawiam i czekam na kolejną część.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
SeLeNe
Dołączył: 01 Kwi 2006
Posty: 308
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z NiEbA =]
|
Wysłany: Poniedziałek 12-06-2006, 20:57 Temat postu: |
|
|
Czkema Dia... Ja cały czas czekam :] Tylko co jakis czas o sobie przypominam :]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
Chilli
Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: mam wiedzieć...?
|
Wysłany: Środa 14-06-2006, 16:31 Temat postu: |
|
|
Ja bardzo przepraszam, ale MNIE SIE TU BEZ CIEBIE NUDZI i czekam czekam czekam czekam i wchodze wchodze wchodze wchodze i nic NIC NIC NIC!!!! Tak być nie może..
No więc ja Cię absolutnie nie poganiam, tylko pospiesz się troszkę z tą częścią.........
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
ona1666
Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 643
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z łóżka Bama
|
Wysłany: Środa 14-06-2006, 17:11 Temat postu: |
|
|
OK. Przyznam się. Przeczytałam już dawno ale nie miałam czasu na skomentowanie. Bo ciągle tylko nauka i poprawki (sama wiesz, co to znaczy kończyć gimnazjum). Więc teraz z "czystym" sumieniem napiszę coś od siebie.
Parcik mi się podoba. Cholera! Chyb mój mózg się przegrzał i nie może wymyśleć niczego oryginalnego. Ale dodam, że cieszyłabym się gdyby Billion zszedł się już z Sarah. Niemniej jednak powinni go wykastrować za to jak traktuje biedną Mel. Ach Ci mężczyźni, przepieprzyć(za przeproszeniem) i zostawić...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
Mod-DiaBollique
TH FC Forum Team
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świdnik
|
Wysłany: Czwartek 15-06-2006, 0:38 Temat postu: |
|
|
Dokładnie, przepieprzyć i zostawić...
I've got 2,5 strony. Jeah, sukces xD Ale jutro się biorę do roboty. Chyba zastój mija. Chyba ;)
Swoją drogą, dobry dzień dzisiaj. Mimo przegranej ;( Ok, to ja idę Avi klipa puścić. Długiego. Bo jak Dia nie śpi, to inni też nie będą xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
czosneq_91
Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 362
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: masz lizaka?
|
Wysłany: Czwartek 15-06-2006, 7:58 Temat postu: |
|
|
Dia - Cóż za szczerość z tym spaniem
No i dobrze, że naskrobałaś już te 2,5 strony, oby szybko było wiecej
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
Nemi
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Czwartek 15-06-2006, 11:03 Temat postu: |
|
|
Wiesz co Dia?
Mój brat stwierdził, że nie znosi wszystkich Niemców.
Co do jednego.
I rzucił się do zrywania plakatów ze ścian.
Moich.
Wredny, mały potwór.
Pisz Słońce.
Czekamy.
Gratuluję średniej. xD
Już mam kogoś kto Cię porządnie skoci.
Acha
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
Label
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 1002
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 2/5
|
Wysłany: Czwartek 15-06-2006, 14:09 Temat postu: |
|
|
A ja czekam
Dajcie parcika nooo
Diuś pisz to szybko
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
Mod-DiaBollique
TH FC Forum Team
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świdnik
|
Wysłany: Niedziela 18-06-2006, 14:38 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj wieczorem. Mam nadzieję. Nadzieja matką głupich, a głupi ma zawsze szczęście.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
stokroteczka
Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świdnica
|
Wysłany: Niedziela 18-06-2006, 16:24 Temat postu: |
|
|
ej no to my tu czkemy wszyscy razem i każdy z osobna na nowego parcika
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
Label
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 1002
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 2/5
|
Wysłany: Niedziela 18-06-2006, 18:25 Temat postu: |
|
|
No to czekam.
W skupieniu.
<czeka.>
<w skupieniu.>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
Mod-DiaBollique
TH FC Forum Team
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świdnik
|
Wysłany: Niedziela 18-06-2006, 19:46 Temat postu: |
|
|
Sprawdzam błędy. Nie powinno to długo potrwać. Ale znowu mi wyszedł monstrualny potwór na prawie 11 stron.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
Chilli
Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: mam wiedzieć...?
|
Wysłany: Niedziela 18-06-2006, 19:49 Temat postu: |
|
|
ahh aż 11 stron...
mrrrau....
nareszcie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
stokroteczka
Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świdnica
|
Wysłany: Niedziela 18-06-2006, 20:09 Temat postu: |
|
|
ej ej ile te błędy można sprawdzać! ja juz chce....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
Irys
Dołączył: 10 Maj 2006
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Niedziela 18-06-2006, 20:31 Temat postu: |
|
|
czekam, czekam, czekam. Czy ja się w końcu doczekam!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
Mod-DiaBollique
TH FC Forum Team
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świdnik
|
Wysłany: Niedziela 18-06-2006, 20:31 Temat postu: |
|
|
Dede dla Aviś - Misiuś, Tali_, chociaż ubodła mnie śmiertelnie a pewnie nawet nie wie, o co chodzi, no ja Ci nie powiem xD, Minq, wiem że związek to pasmo poświęceń, wiem że musisz leczyć tez psychikę, ale do cholery jasnej, czuję się porzucona. Proszę, nie mów, że to koniec. Oraz dla Księżniczki Holly Blue, oby uratowała królestwo, tak jak ratuje moją wenę i Reszty Moich Ukochanych Czytelników. Ach, jak cudownie, że nie jesteście pokemonami. To cudowne, że piszę dla wspaniałych ludzi, a nie pokemonów.
Moi parentsi już wrócili z tej mafiowskiej Sycylii i dziękuję, że z nimi nie pojechałam. Oni nawet NIE BYLI na plaży. Dzień w dzień wstawanie o siódmej i codziennie po 15 kilometrów, żeby obejrzeć jak najwięcej starych kolumn.
Początek tej części jest słaby, jak cała reszta. Shizowa. Tylko trochę przekleństw. Ach, jeszcze jedno. Mam nadzieję, że przez to, o czym pisałam w temacie o najgorszych rzeczach, jakie nam się przytrafiły, nie zaczniecie patrzeć na mnie inaczej.
Rozdział 33 i 2/2. "Flugzeuge im Bauch"
- Co to tu robi...? - Otworzyłam usta. Całe szczęście, że nie mogłam siebie widzieć w tej chwili, bo chyba bym umarła ze śmiechu na widok własnych rozdziawionych ust. - Gazeta jakaś... - zauważyłam niezwykle spostrzegawczo. Nagle coś mi ryknęło wprost do ucha:
"Nie ruszaj! Niiiiii! Łapy! Przy sobie! Precz!"
"Nie rozumiem... Tak tylko zerknę..."
"Wynocha! Już mi stąd!"
"Na chwilę!"
"Nie ma mowy! Siooo!"
"Spadaj. Zaraz odłożę! Chociaż nadal nie czaję..."
Odgoniwszy wątpliwości, sięgnęłam niepewnie po gazetę, konkretnie...
- Co to...? - zerknęłam na okładkę. Naturalnie, Bravo... Wszędzie walała się ta gazeta, od kiedy Ośka zaczęła ubóstwiać Tokio, więc dlaczego poddasze miałoby być wyjątkiem...?
Co tam, że to cztery metry nad podłogą i żeby tam wejść, trzeba było ustawić wielką drabinę, którą mógł ruszyć jedynie dobrze zbudowany mężczyzna? I co tam, że to poddasze z prawdziwego zdarzenia, w którym trzeba siedzieć w kucki, a wyjście na dach zasłania łatwa do zdjęcia klapa, a przez to wieje tam jak na Syberii...? Bravo dotrze wszędzie. Podobno zaraza też.
- No chyba, że wujek się zainteresował literaturą popularno - naukową... - wyszczerzyłam się pod nosem. - Ale tu nie ma za dużo obrazków...!
"Możesz spojrzeć tylko na sekundkę! Tylko na chwilę, zrozumiano...?"
"Przecież to tylko brukowiec, nie bomba..."
"A skąd wiesz..."
"Dobra, nie gderaj. Wystarczy, że mi nie dajesz po nocach spać..."
"To ciekawe, że do tej pory nie wyciągnęłaś z tego żadnych wniosków."
"W końcu mamy do czynienia z genialnym umysłem."
"Einstein też był genialny, co nie przeszkadzało mu godzinami rżnąć w karty..."
"Ok, cicho. Otwieram..."
Otworzyłam z wypiekami na twarzy gazetę. Spis treści. Serce zaskoczyło. Strona po stronie. Serce waliło jak szalone. Szesnaście, siedemnaście, osiemnaście. Dziewiętnaście. Urwane BUM - BUM!
- O cholera, znalazłam...! O cholera, kto wyrwał tę stronę...?! O cholera, jednak jest!
"Jesteś pewna...? Trzaśnie cię."
"Co mnie "trzaśnie"?! CIEBIE trzaśnie."
"Zobaczysz, zobaczysz i znowu będę górą...!"
"Albo doliną. Szarap! Chcę to zobaczyć."
"Przecież to tylko kolejna gazeta. Co ci zależy...?"
"A to, że czas się przyzwyczajać. Do tej pory widziałam plakaty, ale bez słów."
- Na tej stronie miał być jakiś wywiad z Billem... - powiedziałam na głos, pochłonięta szukaniem artykułu.
"Co za różnica. Pogada, pogada i tyle. Wiesz, że to ci tylko zaszkodzi na wątrobę bardziej niż poranny Heineken."
"Jaki Heineken? Chyba się halucynek nażarł... eś? ... aś? oś...?"
"Eś. Preferowałbym "eś". Widziałem jak piłaś, mnie próbujesz wykiwać?"
"Nawet jeśli troszkę wypiłam, to co ci do tego. Ok, szukajmy..."
"A to, że świrujesz."
"Niby to jedno piwo, którego zresztą nie było, miało mi zaszkodzić...?"
"Dokładnie tak. To jedno piwo, którego nie było... zresztą... nieważne, najwyraźniej ci zaszkodziło, bo sama pchasz się do roboty i z własnej woli wlazłaś jako ochotnik na ten omszały, brudny strych, na którym zaraz się udusisz, a ja z tobą. Ja nie chcę umieraaaaać! Jestem jeszcze taki młody!"
"Aleś ty wrażliwy. A to piwo, którego oczywiście nie wypiłam, nie mogło mi zaszkodzić, bo aż taka słaba nie jestem, żeby mi jedna puszka uderzyła do głowy. A po alkoholu zwykle myślę trzeźwiej i szybciej niż bez... Dobra, jedziemy z tym..."
"Sto siedemdziesiąt siedem centymetrów czystego seksu! Pięćdziesiąt kilogramów miłości! A do tego podwójny super - bonus, bo ma brata bliźniaka!" - oto tylko parę zdań, jakie słychać ze strony fanek Tokio Hotel! Ci chłopacy porywają tłumy! Na szczególną uwagę zasługuje charyzmatyczny wokalista zespołu, Bill!
"Dla jego ciemnych oczu mogłabym umrzeć...! Jest niesamowity! Jak śpiewa, chce mi się płakać..." - mówi jedna z dziewczyn, stojących w kolejce do wejścia na koncert, ciągnącej się metrami. Te dziewczyny zrobią wszystko, żeby zobaczyć Billa! To właśnie on króluje na większości plakatów i transparentów. "Chcę mieć z tobą dziecko! Ożeń się ze mną" czy także "Zerwałam z moim chłopakiem dla ciebie!". Co jest w tym chłopaku, że tak przyciąga dziewczyny? Czy to sprawa ekstrawaganckiego ubioru i looku, a może jego image wrażliwego, wiernego i kochającego chłopaka sprawia, że fanki mdleją pod jego spojrzeniem?!"
- Dobra, nie przesadzajcie... Wrażliwy, wierny i kochany... Ideał, myślałby kto... - mruknęłam, odstawiając talerz rozgotowanych pierogów ruskich, które pierwotnie miały być z kapustą, ale "komuś worki się pomyliły". - Tfu, co za paskudztwo... - porzuciłam ostatnią próbę wmuszenia w siebie czegoś jadalnego, bo jak stwierdziła babcia, ostatnio żywiłam się głównie powietrzem. - Przeżyję, mogę piętnaście godzin nic nie jeść... - pomyślałam, i nakrywszy talerz bluzą, żeby nie czuć paradoksalnie drażniącego zapachu pierogów, wróciłam do artykułu. Czytałam w ciszy, komentując za to na głos każde zdanie i im bliżej było końca, tym bardziej naśmiewałam się z jego słów.
Najbardziej zafascynowało mnie to, że zupełnie przestały działać. Nic, po prostu zero ścisku w żołądku czy ukucia w sercu. Tak jakbym była ze stali.
Wróciłam do spisu treści. Paznokieć zatrzymał się przy stronie 11 - Trudne Pytania.
- Zobaczmy, jakie to znowu problemy ma dzisiejsza młodzież...? - kartkowałam, szukając odpowiedniej strony.
"Czy pierwszy raz boli...?"... "Czy ogórki działają na trądzik?..."... "Co zrobić, żeby utrzymać opaleniznę...?..."
Przesuwałam wzrokiem po nagłówkach, coraz to krzywiąc się lub unosząc brwi. Ale jeden list mnie zaciekawił.
"No i stało się. Zakochałam się! Jeśli jeszcze tego mało, zakochałam się w chłopaku..."
- Już lubię tą dziewczynę - wyszczerzyłam zęby. Niestety dalszy ciąg listu nie był równie zabawny.
"... Wszystko działo się jak w bajce. Ja kochałam jego, on kochał mnie. Ale po jakimś czasie wszystko zaczęło się psuć. Tak powoli, jak rak. Niewidzialnie, ale wyczuwalnie. Na początku starałam się to igonorować, ot takie przejściowe nieporozumienia, nic się nie dzieje. W końcu jednak nie wytrzymałam!"
- Nie dziwię ci się kobieto... - zamknęłam na chwilę powieki, by dać ulgę zmęczonym oczom. Czytanie przy nikłym świetle, dawanym przez okrągłe okienko w dachu, nie należało do najprzyjemniejszych. Za to jednak nie groziło, że ktoś mnie tu znajdzie i siłą zaciągnie do roboty.
"Pokłóciliśmy się. Bardzo, bardzo poważnie. Najgorsze, że już nawet nie pamiętam, o co...? Pewnie znowu o jakąś nic nieznaczącą pierdołę... W każdym razie nie jesteśmy już razem. Mam wrażenie, że ten związek od początku był bez sensu. To wszystko było zbyt idealne, zbyt piękne... Różniliśmy się mnóstwem rzeczy, ale i mieliśmy mnóstwo wspólnego. Wszystko odważone jak na elektronicznej wadze... Miłość, bliskość, czułość... Ale i szalona pasja, dzikość, namiętność... Czego chcieć jeszcze więcej? Obojgu nam (On też tak uważał) wydawało się, że będziemy razem do końca świata i o jedną wyprzedaż w Media Markcie dłużej... Ale bańka prysła. Dobrze się stało... W takim razie na czym polega mój problem...?"
- Na tym, że za dużo gadasz i zajmujesz za wiele miejsca w rubryce...? - wykręciłam kostki. Momentalnie tego pożałowawszy, bo każdy ruch wzniecał w powietrze wielki tuman kurzu.
"Na tym... że ja... Ja go nadal kocham."
Poczułam nagłe kopnięcie w żołądku.
- Co, w ciąży jestem...? - roześmiałam się na głos, gdy oczyma wyobraźni zobaczyłam siebie z brzuchem wielkości piłki plażowej i... Billem, śpiewającym dziecku niemiecki "Wlazł kotek".
- Nie dajmy się zwariować... - potrząsnęłam głową jak pies wychodzący z wody, by wyrzucić z myśli chorą wizję podsuniętą przez mózg i odłożyłam gazetę. Rzuciwszy okiem na zimne już pierogi, zeszłam po drabinie na dół, zostawiając gazetę tam gdzie była.
- Wszystko w porządku...? - jak spod ziemi wyrosła Ośka. A wraz z nią to głupie pytanie, zadane tonem, jakbym leżała na łożu śmierci i zamiast o ostatnie namaszczenie, poprosiła o martini wstrząśnięte, niemieszane.
- Nie strasz mnie! - złapałam się gwałtownie drewnianego szczebla, wzdrygając się lekko. - Jasne, że tak. Co miałoby być nie w porządku? - spytałam obojętnie i dodałam głosem z pozoru ociekającym lukrem: - Oprócz więzienia na tym zadupiu, naturalnie? - odgarnęłam zachodzące na twarz włosy i dałam jej znak, że chcę przejść.
- Nic... - ostaksowała mnie wzrokiem, zatrzymując się dłużej na twarzy, jakby próbowała mnie prześwietlić na wylot.
- Co się tak gapisz...? - albo przypadkowo, albo z premedytacją zastawiła mi drogę, więc skorzystałam z okazji i usiadłam na najniższym schodku, wiążąc mocniej sznurowadła, zachlapanych farbą w odcieniu "Górskiej Sosny", adidasów. - Wiem, że jestem ciekawym zjawiskiem i ogólnie powinno się mnie w zoo trzymać, ale musisz to tak okazywać... - uśmiechnęłam się krzywo, ściskając drugie sznurowadło, które miało zaraz podzielić los pierwszego, zawiązanego na trzy supły. I pętelkę.
- Daj mi to... - bardziej rozkazała, niż poprosiła, wyjmując z moich rąk zszarzałe paski z licznymi śladami wspomnianej farby olejnej. - To nie łyżwy... krew ci zaraz przestanie dopływać... - poluzowała splot, podciągając przy okazji do góry skarpetki. Jedna była w kolorze niedojrzałej truskawki, na drugiej widniał Garfield, rozciągnięty w poprzek długiej kanapy o soczystym czerwonym kolorze, identycznym jak ta w programie Pauliny Jaskólskiej na MTV, bodajże "Pieprzu". Brew jej podjechała do góry, ale nie skomentowała. Widocznie uznała to za jakiś pokrętny głos poparcia dla działań plemienia Umbe w Ruandzie, którzy sprzeciwiali się jedzeniu białych ludzi. Albo coś w tym stylu. Bo na to, że wolałam poleżeć na twardej, drewnianej podłodze i wgapiać się w sufit, cały obklejony gwiazdkami z Chocapic, które świeciły w ciemności, zamiast wstać pięć minut wcześniej i mieć czas na znalezienie ubioru do pary, nie wpadła.
- Dzięki - skinęłam odruchowo głową.
- Nie ma za co... Ale na pewno wszystko O.K.? - Drążyła, nadal prześwietlając mnie na wylot. Teraz byłam już stuprocentowo pewna, że nie znoszę tego uczucia. To nic przyjemnego mieć wrażenie bycia otwartą księgą. Ale Ośka chyba nic we mnie nie wyczytała, bo opuściła głowę i rozpakowawszy cytrynową Orbit, włożyła ją do ust i zaczęła leniwie żuć. Przez chwilę śledziłam ruchy jej szczęki jak zahipnotyzowana. W końcu wyminęłam ją, zabierając po drodze żółte, gumowe rękawice i ścierkę oraz płyn do czyszczenia nagrobków, który nadawał się też do prac domowych, a już w czyszczeniu kafli, bo to właśnie miałam za zadanie zrobić, nie miał sobie równych.
Ośka zerknęła za oddalającą się sylwetką i ostrożnie weszła na strych.
- I po cholerę wydałam własną kasę...? - Podniosła złożoną na pół gazetę. - Żeby obejrzała i poszła...?! - Mruknęła do siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem, niczym George Bush na wieść, ze po symbolach Nowego Jorku zostały już tylko ruiny.
Tymczasem ja skierowałam się w stronę kuchni, po drodze łapiąc swoje odbicie w lustrze. Nie było zbyt zachęcające, ale czy ktokolwiek wygląda ładnie przy sprzątaniu...?
- Pewnie o to jej chodziło... - uspokoiłam swoje sumienie, do tej pory dręczone powadami nadmiernej troskliwości ze strony siostry.
- Apsik! - Kichnęłam, wzbijając w powietrze trochę kurzu, od miesięcy zalegającego na białych kaflach starego pieca. Psiknęłam płynem na ścierkę i zaczęłam centymetr po centymetrze szorować płytki. Po pół godzinie udało mi się doprowadzić do dawnej świetności AŻ dwa kafle.
- No, właściwie to dwa i pół... - sprostowałam ironicznie. Zmęczenie zawsze wyzwalało we mnie niezrozumiałą, mającą swoje źródło w niewiadomym miejscu, ale potężną, falę złości. Na robotę, na słońce, na wiatr, na strajkujące pielęgniarki. Na cały świat.
Nagle usłyszałam okrzyk ze wnętrza domu.
- Ma bonita, telefon!
- To oni tu mają połączenie ze światem...? - zdziwiłam się i absurdalnie, zamiast iść do kuchni, bo jeśli mnie słuch nie mylił, to właśnie stamtąd dobiegał krzyk, wróciłam do walki z kafelkiem numer 3.
- Telefon!!! - siły ciemności najwyraźniej miały jakiś interes w tym, by ten dom pozostał siedliskiem brudu i kurzu na zawsze.
- To odbierz!!! - odwrzasnęłam, zafascynowana wzorem, jaki pojawiał się na kafelkach, gdy starło się pierwotną warstwę osadu.
- Do ciebie!!! - Najwyraźniej chciał się licytować, kto głośniej krzyknie. Proszę bardzo.
- KTOOOOOOOO?!?! - wrzasnęłam.
- Nie wiem, nie gada po polsku!!! - odpowiedział, a moment potem usłyszałam jak coś się przemieszcza.
- TO SKĄD WIESZ, ŻE DO MNIE???
- Bo akurat "ZAR'AH" rozumiem!!!
- Einfach super. - mruknęłam i rzuciłam szmatę. Jakoś nie byłam ciekawa, kto to.
*
- Auuć...! - Czarnowłosy nie wytrzymał i jęknął przeciągle, gdy kobieta przysłana przez Martina podjęła kolejną próbę opatrzenia chłopaka. - Może pani trochę uważać...?! To boli! - oznajmił tonem męczennika, jakby ta miała zamiar co najmniej przypalać go rozpalonym do czerwoności żelazem.
- Aleś ty delikatny... - odpowiedziała i wyprostowała się, zbierając w sobie. - Zrobimy tak: ty będziesz grzecznie siedział i się nie ruszał, a ja za to obiecam, że przestanie boleć, dobrze? - Spytała zniecierpliwiona.
- A mam jakiś wybór? - Bill zamknął oczy.
- Gotowy? - Parsknęła cichym śmiechem. Chłopak skinął głową i zacisnął mocniej powieki, zagryzając równocześnie wargi.
- Tak. Auuu! - Zerwał się i spojrzał na nią z wyrzutem. - Miało nie boleć!
- Przecież nawet cię nie dotknęłam! - Pielęgniarka oparła ręce na biodrach. Zaczynała nabierać przekonania, że z tym chłopakiem jest z pewnością coś nie tak. Gdyby znała go trochę dłużej, wiedziałaby, że wstręt do sztrzykawek, lekarzy o pielęgniarek, nawet tych najbardziej wydekoltowanych, był u Kaulitzów przekazywany z pokolenia na pokolenie, od kiedy to pradziadek dotkliwie ucierpiał w wojnie z Polską (powszechnie znaną jak Pierwsza, Światowa) z powodu nie tyle ciężkiego zranienienia, co źle opatrzonego małego palca, który zaczął gnić. Niestety zbyt późno zauważono, że do rany wdało się zakażenie i mimo że uniknął najgorszego, musiał mieć amputowaną rękę aż do przedramienia i... męską dumę, co było ciężkim ciosem dla całej rodziny i powodem do zadowolenia władz miejskich, że właśnie w ich okręgu mieszka tak ogromny bohater. Całe szczęście dorobił się do tej pory pokaźnej gromadki dzieci, które miały dzieci, które też miały dzieci, inaczej świat nigdy nie ujrzałby Przeklętych Braci Kaulitz. Chociaż gdyby zapytać kobietę, która miała właśnie "przyjemność" obcowania z, może bardziej dojrzałym, ale czasowo młodszym, potomkiem Hansa Walecznego, to lepiej by było dla tego świata, gdyby ów Hans nie miał dzieci w ogóle. Ale nie miała pojęcia o jednym szczególe, tak znaczącym w tej chwili - oprócz ojca, miał on także matkę, której ród wywodził się od najbrutalniejszego plemienia Franków z Saksonii, których specjalnością było łapanie "tych podłych Normandczyków", o ile któryś śmiał przekroczyć granice ich ziemi. Zazwyczaj ofiarę przywiązywano do dwóch koni i każdego pędziło się w przeciwnym kierunku, lub, gdy nastały czasy głodu, tylko do jednego konia, ale za wywleczone na wierzch jelita biedaka. Jednak czasami, gdy wódz miał dobry humor, bo właśnie udało mu się złupić bogatego podróżnego, wiozącego poselstwo (Frankowie saksońscy jako jedyny ród w Europie nie przestrzegali zasady nietykalności posłów), decydowano się na o wiele humanitarne, jak na tamte czasy, wbicie na pal. Wojenne doświadczenie i gorąca krew musiały stworzyć niezwykłe połączenie. Tak więc pod czarną czupryną ukrywała się mieszanka istnie wybuchowa, na którą widmo zbliżającej się strzykawki działało niczym odkryty kobiecy kciuk na ortodoksyjnego muzułmanina, czy też, bardziej popularna, płachta na byka, bo porównanie do ucieczki Polaków przed piłką na boisku od ostatniego meczu reprezentacji było bardzo passè.
- Hm, wydawało mi się... - nieświadomie złożył usta w dzióbek, tak że wyglądał jak małe dziecko, domagające się "cyca" lub przynajmniej cysterny ciepłego mleka, ale pod tym pozornym spokojem ukrywały się zwierzęce instynkty.
- Ok, kładź się. - Poleciła, czując nagle przypływ uczuć macierzyńskich, zwiedzona anielskim spojrzeniem czekoladowych oczu i charakterystycznie "wypchniętymi" policzkami, jak setki przed nią i setki po niej.
W pokoju nastąpiło milczenie, gdy oglądała z uwagą potężną "śliwę", pamiątkę po braterskiej pięści.
Jak na zawołanie spytała:
- Kto cię tak urządził?
- Tom... - oznajmił ponuro, unosząc głowę, bo poczuł wściekłość na myśl o bracie. To, że w jego żyłach płynęła ta sama krew, nie miało dla niego żadnego znaczenia, gdy w odbiciu kieszonkowego lusterka (niezbędnika każdej gwiazdy) widział swoją własną, płynącą małą strużką z nosa.
- Leż spokojnie! - warknęła z naciskiem, ale ćwiczone od lat na osobnikach obu płci spojrzenie zbitego psiaka zrobiło swoje i na powrót zmiękła. - A co się stało, że rodzony brat cię pobił...? - Bezbłędnie wyczuła, że należy do tego gatunku ludzi, których trzeba zagadać, by mieć front do działania.
- Poszło o... - zaczął gadać i ku uldze kobiety, tak go to pochłonęło, że kilka minut później było po wszystkim.
- Już. - Poklepała go po ramieniu, zbierając zużyte gazy i wrzucając je do specjalnego małego worka ze szczelnym zamknięciem, zastanawiając się przy okazji, czy ile by dali za nie na E-Bayu, gdyby nie ryzyko złamania tejemnicy lekarskiej.
- To wszystko? - zdziwił się wokalista, ale jej przyzwalający wzrok rozwiał wszelkie wątpliwości, więc zsunął się z kanapy, podciągając profilaktycznie spodnie.
- Uważaj na siebie... - poprosiła. - Ledwo co sobie łokcie zdarłeś, a już nowy siniak. Swoją drogą trzeba mieć talent, żeby sobie obetrzeć łokcie i rozciąć dłoń w czasie brania prysznica... - westchnęła.
- Bywa... - barbarzyńskie korzenie zawsze uaktywniały się w odpowiednim momencie i nawet mu powieka nie drgnęła. Wręcz przeciwnie, bo jakimś cudem nikt nie zauważył, że go nie ma, i cieszył się, że tak łatwo się "upiekło". Nie miał pojęcia, że Melanie kryła go cały wieczór, uparcie twierdząc, że śpi jak zabity w jej pokoju...
*
- Kto to? - Zakryłam słuchawkę dłonią, zwracając się do wujka.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami.
- Ale stary czy młody? Głos?
Zamilkł na moment.
- A bo ja wiem... - potrząsnął głową - ... średni. Kiepsko słychać... - usprawiedliwił się.
Odwróciłam się i spytałam:
- Słucham?
Odezwał się głos po niemiecku. Martin!
- Sarah? To ty?
- Tak. - Z pewnym trudem przeszłam na niemiecki. - Co się stało...? Że dzwonisz...?
- Potrzebujemy cię - wyjaśnił tonem prezydenta, jakby do ziemi zbliżał się wielki meteoryt, mający zgładzić wszelkie życie, a ja byłam jedyną osobą, która może zapobiec katastrofie.
- Taa... Jak włosa w zupie... - ironizowałam.
Roześmiał się cicho do słuchawki.
- Wiesz, słabe to było. Dowcip ci się stępił - Był zawiedzony.
- Nie tylko dowcip. I nie tylko mi. Czego chcesz...? - zapytałam, zachodząc w głowę, jak brzmi powód tego niecodziennego telefonu.
Chrząknął, przełknął ślinę i powtórzył:
- Potrzebujemy cię.
- To już słyszałam - podpowiedziałam delikatnie, chociaż powoli kończyła mi się cierpliwość. Jednak rozpoczynanie przekomarzań z Martinem było samobójstwem - siedziałabym tu do rana. - Potrzebujecie mnie, ale pytanie za milion: po co?
- Bo mamy problem.
Westchnęłam. Podobno faceci są zwięźli, szybcy i treściwi...?
- Potrzebujecie mnie, bo macie problem... - powtórzyłam jego słowa, składając je do kupy. - Do cholery, jaki problem??
- Spokojnie!
- J-e-s-t-e-m s-p-o-k-o-j-n-a - przeliterowałam - powiesz, o co chodzi...?
- Chodzi o to, że... - zaczął.
- ... że nie możecie żyć beze mnie, myślicie o mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie możecie spać i jeść...?
- ... Nie, aż tak źle nie jest!!! - ryknął w słuchawkę. Litości, człowieku! - Widzisz, chłopcy uczą się angielskiego. Raz lepiej, raz gorzej, ale większości to jakoś idzie. Wrodzone lenistwo i niechęć do kucia ustawicznie im się przypomina, ale jak mówiłem raczej nie ma tragedii.
- Raczej? - Na kilometr można było wyczuć podstęp, ale byłam mu wdzięczna, że przechodzi do sedna.
- No, raczej - przyznał. - Bo najgorzej idzie Billowi. A on jako wokalista, MUSI umieć mówić i śpiewać, śpiewać głównie, ale wiesz jak jest i to za nim najbardziej latają...
Milczenie.
- Wiem. Dobrze wiem...
- I dlatego potrzebujemy kogoś, kto nie tylko jego, ale i resztę by poduczył - skończył radośnie.
- Aż tak źle, że mnie musicie ściągać? - Zdziwiłam się. - Czyżby Niemki w końcu oświeciło i odechciało im się "Krzyczenia"? A może ich zaczęli zgarniać za nadmierny ekshibicjonizm na scenie? I dlatego nie mają pieniędzy na nauczyciela, bo te marne gorsze, które do tej pory zarobili, poszły na kaucję?
- Mają nauczyciela. Potrzebny nam pedagog.
Łuuup.
- Buahahahaha! Buahaha! Muah...! I uważasz, że JA się nadaję...?! Na pedagoga??
- Nic ci nie jest...? Uważam, bo się lubicie i dobrze ich rozumiesz.
- Baaardzo się lubimy! Tak się lubimy, że przez dwa miesiące nie dali nawet znaku życia! Stary... dziękuję za taką przyjaźń - powiedziałam gorzko.
- Są zajęci... - odpowiedział po chwili ciszy. - Ale nie myśl, że zupełnie o tobie zapomnieli! Często cię wspominają.
- Bo uwierzę...
- Naprawdę. Choćby wczoraj. Tom: "Pamiętacie, jak Sara trąciła kiedyś nosem lampkę, a potem włożyła głowę w miejsce żarówki, twierdząc, że chce się oświecić?".
- Rzeczywiście słodkie... - mruknęłam powątpiewająco, ale byłam miło zaskoczona, że w ogóle to pamiętali. Do tego jeszcze tak szczegółowo.
- To... mogę na ciebie liczyć...? - Zastosował swoją starą metodę - próbował mi wmówić, że już się zgodziłam.
- No nie wiem... - zawahałam się. Przed oczami przeleciały mi tygodnie od wyjazdu z Niemiec, właściwie nicnieznaczące, ale jakieś bliskie.
- Mógłbyś zadzwonić za parę godzin...? Albo jutro? Chciałabym przemyśleć parę rzeczy.
Usłyszałam jak wzdycha z ulgą. Widocznie spodziewał się natychmiastowej odmowy.
- Wierzę, że się zgodzisz - stwierdził, i zgodnie ze swoim zwyczajem, rozłączył się bez słowa. Odniosłam telefon i wróciłam do walki z kafelkami. Po paru godzinach miałam dość. Ręcę mnie bolały, a opuszki palców, mimo rękawiczek, były zaczerwienione. Chuchnęłam na nie. Zapiekło...
- Najwyższy czas na przerwę... Jeszcze tylko Knoppers brakuje - przypomniała mi się jedna z najidiotyczniejszych reklam, jakie w życiu słyszałam. Usiadłam na podłodze i zjadłam kanapkę, teraz żałując, że nie ruszyłam pierogów. Popiłam letnią herbatą i zaczęłam bezmyślnie wgapiać się w piec. Dzień się kończył, a ja nie skończyłam nawet jednej trzeciej, mimo najlepszych chęci i, o dziwo, wytężonej pracy. Nagle zauważyłam małą, wypukłą kropkę, wielkości tabletki witaminy C, która wyglądała jak wtopiona w kafel. Patrzyłam na nią przez chwilę, po czym wstałam, by obejrzeć ją z bliska. Pozornie wyglądała na zrobioną z tego samego materiału, co kafelki, ale gdy w nią puknęłam, nie wydała takiego pustego dźwięku jak one. Stuknęłam jeszcze raz. To samo... Żadnego echa. Próbowałam ją wyciągnąć - nic. Podważyć - to samo. W końcu dałam sobie spokój i oparłam się łokciem o płytkę wmurowaną wyżej niż ta "z kropką".
Poczułam, jak podłoga ucieka mi spod nóg. Nawet nie zdążyłam krzyknąć.
*
- Nie widzieliście Sarah...?
- Pewnie jest taka brudna, że uznałaś ją za wyrośnięty kłąb kurzu. Sprząta w gościnnym.
- Który to?
- Na lewo od spiżarki. Potem prosto. A później kieruj się miarowym "ekhu, ekhu". Ewentualnie "jak ja nienawidzę...".
*
Uderzyłam w coś twardego i zimnego. Ból nasilił się, gdy wstałam, ale adrenalina szybko zaczęła działać i zelżał.
- Rany, gdzie ja jestem...? - powiedziałam głośno, głównie po to, by usłyszeć własny głos w tych ciemnościach. Z góry sączyła się malutka strużka światła, jednak na tyle duża, bym zauważyła zardzewiałą drabinkę, prowadzącą do wyjścia. Obejrzałam ją, mrużąc oczy. Nie wyglądała zbyt solidnie, ale gdy się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Dotknęłam ostatniego szczebla; na ziemię posypało się trochę zardzewiałej farby. Postawiłam na nim delikatnie stopę. Zatrzeszczała, ale się nie urwała. Powol i z rozmysłem pokonywałam kolejne stopnie. W końcu dostałam się na górę i z ulgą pchnęłam klapę.
Ani drgnęła.
- Cholera - podsumowałam krótko. Pchnęłam mocniej. Nic z tego. Po dziesiątym razie zrezygnowałam. Zaskoczenie minęło i zaczynałam lekko panikować. Gdzie ja jestem? Co się stało? Dlaczego nie mogę tego otworzyć?
Zaczęłam krzyczeć i stukać w klapę. Nikt nic nie slyszał.
- Kap!
- JEZU! - krzyknęłam. Okazało się, że to tylko kropla wody skapała z drabinki.
Nigdy nie lubiłam ciemności. Właśnie nie ciemności jako takich, tego że nie ma światła, ale raczej tego, co mogło z nich... wypełznąć.
Brzmiało idiotycznie, ale właśnie to mnie najbardziej przerażało. Jeśli byłam w kręgu światła, bałam się tego, co jest poza nim, czasami nawet wolałam zgasić je w ogóle, by powoli oswoić się z ciemnością. Ale teraz za nic nie zdobyłabym się na stłumienie jasnej smużki.
- Wypuśccie mnie stąd... - zajęczałam. - Błagam, będę przez tydzień zmywać tą ruinę.
Ale nikt mnie nie słyszał. W końcu ochrypłam.
Zeszłam z drabinki i dokładniej rozejrzałam się dookoła. Wygląd pomieszczenia trochę mnie zaskoczył. Wyglądało jak specjalnie wykopany, wymurowany i zapezpieczony bunkier. Spodziewałam się raczej, że wpadłam do piwnicy.
- Hmmm - zauważyłam, że od miejsca, w którym się znajdowałam, biegnie korytarz. Postanowiłam iść nim dalej, a nuż można z niego wyjść do innej części domu...
Nagle coś zabrzęczało. Że też od razu na to nie wpadłam!
- Jesteśmy w domu... - powiedziałam trochę za szybko. Telefon był, ale nie było ani kreski zasięgu! Sypnęłam wiązanką przekleństw. Sekundę potem podskoczyłam, bo za moim plecami rozległ się przeciągły zgrzyt i drabinka, szurając po scianie, zjechała na dół. Wolałam nie myśleć, co by było, gdybym się teraz znalazła pod nią...
- Spokojnie. Spokojnie. Tylko spokój może cię uratować - oddychałam głęboko. Poczułam, jak spływa na mnie znajome uczucie, które tak kochałam. Fala opanowania spłynęła, otaczając mnie od stóp do głóq. Kochałam to wrażenie, że nie jestem sama. Mam jeszcze swój mózg, zmysły i doświadczenie. Właściwie, to jest nas razem czworo!
A czworo, to już gromadka.
Odetchnęłam jeszcze raz. Gdzie iść? A może lepiej zostać?
- Kap!
Spływająca kropla przekonała mnie, że lepiej iść. Słuchanie kapiącej wody było najpopularniejszą torturą w Chinach. I najszybciej prowadzącą do szaleństwa.
- A ty już masz nieźle nasrane, nie kochanie...? - Gdy usłyszałam swój głos, poczułam się jeszcze pewniej. Włączyłam telefon, który znakomicie służył jako latarka w czasie wypraw do kuchni.
- Pomyślmy, że to tylko kolejna wyprawa po prowiant... Tam, na końcu - spojrzałam, próbując przeniknąć wzrokiem ciemność - są pyszne truskawki w czekoladzie. Jak dojdziesz, to je dostaniesz... - powoli ruszyłam do przodu, trzymając nisko telefon.
Moje oczy stopniowo zaczynały przyzwyczajać się do ciemności, nawet ją polubiły. Boimy się tego co obce i nieznane. To co znane, choćby najstraszniejsze, nie budzi w nas lęku.
Szłam powoli, bacznie patrząc pod nogi. Nagle światło padło na ścianę. Widniał tam napis, całe szczęście, po niemiecku. Lepsze to niż po japońsku. Był namalowany czarną farbą na zgniłozielonej powierzchni, miejscami zupełnie starty.
A-14. Nie wchodzić pod groźbą rozstrzelania.
- Dlaczego to mi się nie podoba... - zmarszczyłam brwi, szukając jeszcze jakiś napisów, ale niczego więcej nie dostrzegłam. Początkowo zdziwiło mnie to, że napis znajduje się na ścianie, a nie na drzwiach. - Co ja, Power Rangers jestem? Jak wejść w ścianę...? A może "Sezamie, otwórz się!" - zagadka jakby czekała na rozwiązanie, bo zauważyłam malutką klamkę, której początkowo tu nie było. Poświeciłam dokładniej.
- Cwaniaki - uśmiechnęłam się mimowolnie. Drzwi były tak precyzyjnie wpasowane w ścianę, że ich nie zobaczyłam. Wyciągnęłam rękę w stronę klamki. Z wahaniem przekręciłam metalową gałkę, która w przeciwieństwie do drabinki nie miała na sobie ani śladu rdzy.
Drzwi ustąpiły. Doprowadzający do mdłości zapach stęchlizny i chemikaliów. W wyobraźni zobaczyłam scenę z filmu, gdy facet podpala zapałkę a wszystko wybucha. Spojrzałam na mojego SE, jakby miał się nagle przeobrazić w pochodnię. Podniosłam go do góry i zobaczyłam bardzo długi rząd regałów, zastawionych po niski sufit identycznymi, srebrnymi puszkami z żółtymi nalepkami. Poczułam zimny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa.
- Lepiej stąd wyjdźmy...
Ruszyłam korytarzem dalej. Napisów było coraz więcej. Skusiłam się na obejrzenie jeszcze paru "pokoi". W większości były przechowalniami dla takich samych puszek, ale niektóre stanowiły małe składy broni. Gdy przezwyciężyłam strach, zaczęło to przypomniać szkolną wycieczkę, tyle że na własną rękę, i do miejsca, gdzie wejściówki są za darmochę. Oglądałam z ciekawością każdy nowy fragment korytarza.
- Już chyba wiem, jak czuł się Kolumb, odkrywając Amerykę... - wysiliłam się na uśmiech. - Ale on wrócił, a ja chyba też już powinnam... - odwróciłam się i poczułam, jakbym dostała czymś ostrym w brzuch. Korytarz wił się i zakręcał. Nie miałam pojęcia, z której strony przyszłam. Wszystkie ściany wyglądały tak samo, a liczby na drzwiach zaczęły mi się mieszać.
- Cholera, to było 23... a może 32...? A, czy 4?
W końcu dałam sobie spokój. Został mi jeden zamknięty jeszcze pokój. Otworzyłam drzwi.
Gdyby nie to, że strach natychmiast mnie sparaliżował, pewnie bym zaczęła piszczeć na całe gardło. Całe pomieszczenie było jednym, wielkim, ogromnym, olbrzymim składem broni. Tuże przede mną stała bomba wyższa ode mnie.
- Ciekawe, ile przy tej wadze ma BMI...? - pomyślałam w panice. Jeszcze nigdy ręce tak mi nie drżały. Gdybym dostała teraz fortepian, zagrałabym lepiej od Chopina i Mocarta razem wziętych. Tu nawet nie chodziło o mnie. Moja cała rodzina siedziała na ogromnej bombie, gotowej w każdej chwili wybuchnąć.
Teraz już miałam pewność. To nie wyglądało jak bunkier. To BYŁ bunkier.
Trzęsącymi się dłońmi w końcu udało mi się zamknąć pomieszczenie. Nie chciałam na to patrzeć. Odgrodzić się i udawać, że tego nie ma. Że mi się śni.
Podobno strach rozjaśnia umysł.
Ruszyłam ślepo przed siebie. Nie patrzyłam, gdzie idę, na numery, które są napisane na ścianach-drzwiach, ani na ślady, które mogłam zostawić.
Szłam przed siebie tylko z jedną myślą.
- Muszę wyprowadzić stąd moją rodzinę. Z tej ogromnej, tykającej bomby.
*
- Nie, nie ma jej! Czy pan jest jakiś głuchy, czy debil od urodzenia?!
- Ale czy na pewno sprawdzili państwo każde miejsce, gdzie mogła pójść? A może wróciła do domu?
- NA SKRZYDŁACH CHYBA! Tu nic nie jeździ!
- Możemy przyjąć zgłoszenie po 48 godzinach od zaginięcia...
- Mojego dziecka nie ma, a ty mi tu o jakiś...?! Do widzenia panu! Jeśli tak ma wyglądać pomoc policji obywatelom, to ja zrzekam się mojego obywatelstwa!
*
- Wyprowadzić ich stąd... Wyprowadzić... Wyprowadzić.
- Jest, tu jest! Sarah! O Boże! Sarah! Szybko, tu jest! Co się stało?!
- Tato... Musimy stąd uciekać!
- Już, spokojnie, dobrze, że sobie nóg nie połamałaś...
- Khhhhuuu - khhu! Tato! Tam jest bomb...
Ciało osunęło się bezwładnie.
*
Obudziłam się zlana potem, oddychając ciężko. Z ulgą zauważyłam, że wszystko jest na miejscu, a sama znajduję się we własnym łóżku. Nawet książki leżały nadal pod tym samym dziwnym kątem, pod jakim ustawiłam je w stosik, idąc spać.
- Jak dobrze, że to tylko sen... - pomyślałam. - Tylko zły sen... - dodałam i poruszyłam się niespokojnie na łóżku w poszukiwaniu wygodnej pozycji. Nad głową wisiało oczywiście mnóstwo plakatów Jedynie Słusznego Zespołu.
- O, już nie śpisz...! - Komiks z Kaczorem Donaldem wylądował na podłodze, gdy Ośka zauważyła, że się obudziłam. - Rany, jak ty tam wlazłaś... - ni to zapytała, ni stwierdziła. Czyli jednak to nie był sen. W jej głosie brzmiało zainteresowanie, ale i troska.
- W porządku...?
- Jezu! Tam jest momba, ja widziałam, niech ktoś zabierze! Tam jest bomba, rozumiesz! Cały skład! - zaczęłam nią potrząsać. - Ludzie mogą zginąć!!!
- Wyluzuj. - powiedziała tylko. Widząc moją przerażoną minę, dodała: - Już się tym zajęli. Wygląda na to, że znalazłaś tajny bunkier, zbudowany na zamówienie dla szychy w czasie wojny.
- Dla Hitlera?! - Samej nie chciało mi się w to wszystko wierzyć. W jednej chwili przeklinam brud na kafelkach, a w drugiej znajduję taki słodki bunkierek. - Takie rzeczy to się w filmach dzieją... - wymamrotałam.
- Heh, żebyś wiedziała. Ale to nie dla samego Hitlera. Miałaś farta. Pełno tam niewypałów, ewakuowali ludzi w promieniu pięciu kilometrów.
- Jeszcze nigdy się tak nie bałam... - powiedziałam, miętosząc kołdrę. Przytuliła mnie, mówiąc uspokajająco. - Wiesz co?! Jesteś sławna! - rozpromieniła się i włączyła telewizor. - Mówię ci, ale jaja, jesteś w telewizji!
- Już raz byłam - wytknęłam język. Wszystko było dobrze. Wszystko. Było. Dobrze.
- Ta, w miejskiej kablówce - nabijała się. - Za sześć minut Fakty. Mówię ci, w tiwi jesteś!
- Ty, rzeczywiście! - krzyknęłam później, gdy jako pierwszą wiadomość podali informację o "moim" bunkrze. To było dziwne uczucie, oglądać siebie, leżącą na łóżku z "R - ki".
- Masz jakieś problemy...? - Ośka wybuchnęła śmiechem, widząc jak się obmacuję.
- Nie... tylko nie mogę w to uwierzyć - odparłam wpatrzona jak robią zbliżenie na moją trupiobladą twarz. - Achhh. Martin dzwonił?
- Tak, ale kazałam mu zadzwonić później.
- Świetnie. - pochwaliłam. Dopiero chwilę potem coś mi nie grało. - Po jakiemu niby?!
- Po niemiecku. - oznajmiła.
- Taa, jasne, a ja dzisiaj znalazłam bunkier z czasów wojny - zażartowałam, przytulając poduszkę do głowy. - Jak?
Popatrzyła na mnie. Zrobiłam minę pod tytułem "zdechła ryba". Nie wytrzymała.
- Po angielsku. A zmieniając temat. Widziałaś te nowe zdjęcia...? - zwróciła się do mnie, ściągając na pasek okienko gg.
- Tak, w tym bunkrze był internet przez satelitę... Nowe? Czyli jakie...? - przeciągnęłam się jak dziki kot i własnoręcznie sturlałam z łóżka. Jeszcze zanim spadłam, już czułam rosnący siniak...
- O te... - włączyła przeglądarkę "Najlepsze doznania internetowe", czy po prostu Operę. Ja w tym czasie zaspanym wzrokiem lustrowałam ogólny wygląd pokoju. Kogoś obcego mógłby wystraszyć na dobre bałagan, jak w nim panował, ale domownicy określali go jedynie jako "lekki nieład". Oczywiście mając na myśli domowników, którzy jeszcze nie przekroczyli pełnoletności - ci starsi mieli zgoła odmienne zdanie o tym, jak ma wyglądać czysty pokój; ale coś im wyraźnie przeszkadzało we wprowadzaniu tych niepisanych zasad w życie, bo pomieszczenie wyglądało jak wyglądało i nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie cokolwiek się zmieni. Całe szczęście.
- Wygląda jak... hm... wygląda... hm... GEJOWATO. - wypaliła, patrząc kątem oka na moją reakcję. Przestałam ściskać stopami dywan, co było moim ulubionym zajęciem w ciągu ostatnich sekund i spojrzałam na ekran.
- Więcej pasemek i włosy na oko. - Ośka wypowiedziała na głos całość moich wrażeń na nową fryzurę i makijaż. - Co sądzisz...?
- Yhm. - Odparłam wylewnie, patrząc się z jakąś obcą mi do tej pory, mściwą satysfakcją, gdy francuska fanka całowała go w policzek. Wydawał się zadowolony. I chyba to najbardziej mnie drażniło.
- On coś ma z tymi włosami i oczami, nie sądzisz...? - drążyła. - Lubi je zakrywać. Najpierw manga, potem chwila przerwy, a teraz znowu włosy na oko...
- Mhm.
- ... Gdybym była zbyt domyślna, to mogłabym uznać, że te zmiany wyglądu nie są przypadkowe... - już miałam wstać, podświadomie czując, do czego "pije", ale ciekawość była silniejsza.
- Taa...?
- Noo... - wybałuszyła oczy, naśladując sposób, w jaki dzisiaj komunikowałam się ze światem. Właściwie mogłam się w ogóle przestać odzywać, na migi też się można dogadać...
Ośka zwróciła się ciałem do mnie, jak zawsze, gdy miała coś ważnego do oznajmienia. - Widzisz... pamiętasz jak miał mangę...? Nie musisz odpowiadać... - dodała, mając chyba dość nawet nie pół, ale ćwierćsłówek. - ... wtedy, jak go poznałaś, przez długi czas miał jeszcze mangę, zakrywającą oko. Włączając w to czas, gdy byliście... - obserwowała mnie podejrzliwie. Nawet mi powieka nie drgnęła, gdy dokończyła:
- ... byliście razem... potem, przez większość waszego związku miał tą dziewczyńską fryzę i co dziwne, oboje oczu odsłonięte. A teraz ma znowu włosy zakrywające oko... i głowę dam, że najchętniej zakryłby oba, gdyby tylko mógł.
- I co w związku...? - mój głos nie wyrażał żadnych uczuć, oprócz tego, że było słychać, że niedawno wstałam.
- Uważam, że nic się nie dzieje przypadkiem. Może on tak po prostu reaguje...? Zauważyłam pewną prawidłowość - manga - długie włosy - jeszcze dłuższe na bok. Oko zasłonięte, oko odsłonięte i znowu zasłonięte. Nieszczęście, potem szczęście, i znowu nieszczęście. A najciekawsze, że czas każdej ze zmian pokrywa się z waszym związkiem. Moim zdaniem on właśnie tak reaguje i uzewnętrznia to, co się dzieje w jego duszy. Niczego nie robi bez powodu, chociaż jemu samemu wydaje się, że to tylko chęć zmiany fryzury.
- Ale po co mi to mówisz...?? - spytałam napastliwie. Od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że niebo i ziemia sprzysięgły się, byle tylko wpechnąć mnie w nieodpowiednie ramiona nieodpowiedniego mężczyzny.
- Jest nieszczęśliwy... - stwierdziła z wyrzutem, jakby to była moja wina.
- A co, może to moja wina...?!
Cisza.
- Pingwina wina. Pingwina.
*
- Tak...?
- Zrobiłem ci rezerwację na piątek - oznajmił.
- CO?! - Zerwałam się, rozzłoszczona. - Myślisz, że tak łatwo dałam się namówić?! To by było za proste!
Co on sobie do cholery wyobrażał, że zanim z nim pogadałam, już umowa była zawarta?! - A w ogóle, to co ty mi głowę zawracasz, myślisz, że nie mam co robić i nagle rzucę wszystko i pojadę do was, po tym wszystkim. Zresztą obiecałam, że nigdy tam nie wrócę!
- Po czym "wszystkim"? - Widać do tej pory nikt go nie wtajemniczył w główne powody mojego wyjazdu.
- Ech... Nieważne. W każdym razie chodziło o Billa. Powiedzmy, że to przez niego wyjechałam.
- Jakieś kłopoty miłosne? - Zaczął węszyć. Jedna z najgorszych wad managerów - zapominają, kiedy są w pracy, a kiedy nie.
- Nie twoja sprawa - odparłam miękko. - W każdym razie miałam go... dość.
- To już nie ma problemu - poinformował wesoło. - Nie musisz się już nim przejmować, bo Bill ma dziewczynę.
Cisza. Tak gęsta i obślizgła, że można by jej używać zamiast paliwa.
- To miło. Cieszę się, że jemu TAKŻE - wyraźnie zaakcetnowałam ostatnie słowo - się układa.
- Więc się zgadzasz...?
- Oczywiście. Przyślij mi jeszcze sms - em dane co do biletu. Gdzie będzie do odebrania, o której itp.
- Nie ma sprawy. To... do zobaczenia, Sarah - akurat wtedy, gdy chciałam jak najszybciej skończyć, ten postanowił się pożegnać.
- Yhm. Papa...
"Zakończ..."
- KURW*A, DZIEWCZYNA?!?! DZIEWCZYNA?! A MOŻE BYŁO MNIE NAJPIERW ZAPYTAĆ O ZDANIE, CO?!
Sruuu!
To fascynujące, jak dużą dziurę w ścianie potrafi zrobić oryginalna skała wulkaniczna, gdy nie służy już jako prowizoryczny przycisk do dokumentów, ale rzutka.
- JA CI DAM DZIEWCZYNY! TAK CIĘ ZA TE CZARNE KUDŁY WYTARGAM, ŻE ODECHCE CI SIĘ OBCYCH DZIEWCZYN! - wrzasnęłam do plakatu. Z dwojga złego, wolałabym jeszcze raz wleźć do tego bunkra.
- NO ŻESZ. KURW*A.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mod-DiaBollique dnia Niedziela 18-06-2006, 20:37, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
kainka111
Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 401
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Magiczna kraina
|
Wysłany: Niedziela 18-06-2006, 20:34 Temat postu: |
|
|
1 ![Very Happy](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_biggrin.gif) ![Very Happy](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_biggrin.gif) ![Very Happy](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_biggrin.gif)
No to czytam te piekne 11 stron
_____________________________
No więc naprawdę nie wiem co mam powiedziec ... zatkało mnie ...
Być może było kilka literówek i blędów stylistycznych ale
przy twoim talencie znikneły w dal ...
zżera mnie zazdrość że ja ta nie piszę
że nie mam takiej wyobraźni jak ty
pioęknie wszystkiego poisuje
wogóle zżera mnie zazdrość
a co do tego co pisała w temacie o najgorszych rzeczach, jakie nam się przytrafiły, to nie patrzę na ciebie inaczej ... no może trochę, bo teraz mam dla ciebie wielkie poszanowanie za to że mimo tego co cie spotkało jestes tak wspaniałą osoba (oczywiście nie znam cie osobiście ale wiesz że przez opowiadanie człowiek oddaje część siebie ??)
naprawdę wielki RESPECT dla ciebie dziewczyno ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/058.gif) ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/058.gif)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kainka111 dnia Niedziela 18-06-2006, 22:24, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
stokroteczka
Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świdnica
|
Wysłany: Niedziela 18-06-2006, 20:40 Temat postu: |
|
|
2
lece czytać
No nareście...ale te nie wiem ile czasu spędzone na czytaniu były czystą przyjemnościa
opoko jak zwykel rewelacja...ah cóż ja mogę wiecej powiedziec...kłaniam siei żegnam na dzis
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez stokroteczka dnia Niedziela 18-06-2006, 21:40, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subBlack/images/spacer.gif) |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|