|
Tokio Hotel Forum o zespole Tokio Hotel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
SzydeRcia
Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Niedziela 02-07-2006, 18:33 Temat postu: |
|
|
Diaaaaa nie męcz nas już ok? JA tak ładnie proszę
Wiem, że masz łądne opowiadanie i ostatnio przeczytałam całość po raz drugi, ale ile można czytać to samo Daj coś nowego pliZ
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
AtOmUfKa
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Legnica
|
Wysłany: Niedziela 02-07-2006, 21:40 Temat postu: |
|
|
Dia, proszę Cię.
Ja bez nowej częście nie mogę oddychać, nie pracuję na pełnych obrotachxD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
panna x
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc
|
Wysłany: Niedziela 02-07-2006, 21:50 Temat postu: |
|
|
Ja już wariuję bez nowej części, kochana.... Szybko szybko, bo zamkną mnie w psychiatryku !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ahinsa
Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 738
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zadupie zwane Warszawą ;]
|
Wysłany: Niedziela 02-07-2006, 21:52 Temat postu: |
|
|
Dia, no, wieki temu był part! My tu już nie wytrzymiemy długo! No dodaj wreszcie, bitte!
<ładnie składa rączki>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Drewniany_Kwiatek
Dołączył: 10 Maj 2006
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź :]
|
Wysłany: Poniedziałek 03-07-2006, 12:10 Temat postu: |
|
|
Ła... Wakacje wakacjami ale na nude nie ma sposobu, jak zajęcie... więc JA(genialny człowiek) postanowiłam przecztać jadno z najdłużyszch opowiadań na forum... trwało to wczoraj od 18 do 1 i dzisiaj o 8 do teraz.... i w końcu przeczytałam...
Wrażenia?
1) Bardzo fajnie pomyślany scenariusz(lubie bardzo miłosne opowiadania, ale chciałam żeby oni sie nie spkinęli na tym lotnisku, później żałowałam, bo w tej Polsce nie dzieje się nic ciekawego)
2) Fajna główna bohaterka (pozdro dla niej :] )
3) Genialne są te rozmowy z głosikami (pozdro dla autora :] )
4) Super opisy sytuacji i wplecenie do nich sytuacji z naszej krajowej polityki (m. in. o buraku Lepperze, ogórze Giertychu, rządzisz po prostu )
Ogólna ocena: 6 ( z trzema plusami, tak żeby wyszło 666)
I proszę mnie dopisać do listy stałych uzytkowników tego opowiadania
Kwiatek tu był aaa kiedy nowa część?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kainka111
Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 401
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Magiczna kraina
|
Wysłany: Poniedziałek 03-07-2006, 14:28 Temat postu: |
|
|
Dia proszę dawaj szybko nową notkę ... my tutaj usychamy z tęsknoty
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
panna x
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc
|
Wysłany: Poniedziałek 03-07-2006, 14:56 Temat postu: |
|
|
Boshe! Dziewczyny ratujcie!!! Jezu, zdechnę jak ten niekochany piesek po Lidlem!!! >panika< Umrę!!! Uuuumrę! Matko jedyna przecież ja młoda jeszcze jestem, młodaaaaa! Ja nie chcę umieeeraaaaać >histeria<!!!
Dia? Kochana... Kiedy nowa część? Ja wieeem... Narzucam się albo coś teges i Cię stresuję, no ale... Zdesperowana jestem no . No i... Jakby tak... nowa część się ukazała... noo... to ja bym się na pewno nie obraziła
Pozdrowienia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
laribett
Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tam, gdzie odchodzą białe elfy...
|
Wysłany: Poniedziałek 03-07-2006, 16:17 Temat postu: |
|
|
No, Dia!!!
Gdzie ty sie podziewasz???!!!
Mówisz , że już wróciłaś, ale tu cię ani widu, ani słychu!!
Wracaj mi su szybciutko na forum, bo ja już nie mogę się doczekać spotkania Sarah z Th!
A szczególnie Billem...
Wracaj i buziaki!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-DiaBollique
TH FC Forum Team
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świdnik
|
Wysłany: Poniedziałek 03-07-2006, 18:19 Temat postu: |
|
|
Przepraszam Was... Ech.
Ogólnie w domu mam piekło. Little hell. Raczej duże.
Dostałam się tam, gdzie chciałam. Sprawdziłyśmy i dostałabym się do każdej szkoły w całym województwie. Fajnie, nie? Ale nie dla mojego ojca.
Bo gdzie ja znajdę pracę po dwóch językach? No, gdzie? Toż to lepiej woźną być. Jedyne, co da mi jakieś szanse, to 2 języki + MEDYCYNA...
Cholera go weźmie. Po prostu piekło na ziemi. Mama powiedziała mu, że mi zabrakło punktów na biol chem i mat inf. Jeśliby się dowiedział, że tak go oszukałyśmy, to nawet nie chcę o tym myśleć!
Za jakie grzechy mam taką rodzinę...? No, ale niech przezyję te 2, 3 dni do zatwierdzenia wyników. Oczywiście coś za coś. A coś równa się kółko matematyczne i rozszerzona matura z matmy.
Ech, sorry, ale nie mam nawet głowy do pisania. Módlcie się za mnie. Może to brzmi nienormalnie, ale nie znacie mojego taty... Nikt go nie przekona. Nawet psycholog.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Divalecorvo
Dołączył: 26 Sty 2006
Posty: 617
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Królestwo Ciszy
|
Wysłany: Poniedziałek 03-07-2006, 18:40 Temat postu: |
|
|
Bedziemy sie modlic za ciebie, trzymac kciuki i przesylac ci dobre fluidy
Ech.. wkoncu to twoje zycie twoja przyszlosc nie? ty powinnas decydowac.. no ok zamykam sie juz..
3m sie ;*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ahinsa
Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 738
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zadupie zwane Warszawą ;]
|
Wysłany: Poniedziałek 03-07-2006, 20:19 Temat postu: |
|
|
No skoro tak, to wybaczam
Będę medytować do Buddy i trzymać kciuki, bo gdybym zaczęła się modlić, to byłoby więcej szkody niż pożytku
Mam nadzieję, że jakoś ci się uda jednak ojca przekonać.
Pozdro
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
czosneq_91
Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 362
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: masz lizaka?
|
Wysłany: Poniedziałek 03-07-2006, 20:25 Temat postu: |
|
|
Diuś - Trzymam kciuki i będę się modlić. Aj promis!
Przyślij ojca do mnie. Ja go przekabacę na dobra drogę xD
No cóż, przyszłość ważniejsza od opa, to zrozumiałe.
Mimo to, czekam na newsik
Oby Ci się wszystko ułozyło, to i wena pewno przybędzie.
Buziaki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
poprostuslonecznik
Dołączył: 21 Mar 2006
Posty: 253
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: ja jestem?
|
Wysłany: Wtorek 04-07-2006, 19:36 Temat postu: |
|
|
diuuuus, to do tych wynikow zebys sie trzymala xD
ja mialam takie jazdy z ojcem, on uwielbia mate ja troche mniej i w koncu jestem w matematycznej -_-
ni mowie ze zle, bo chyba wole ja od ogolnej ale w liceum nie dam sie tak wkopac xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
panna x
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tam gdzie diabeł mówi dobranoc
|
Wysłany: Wtorek 04-07-2006, 20:38 Temat postu: |
|
|
Dia... . Jestem z Tobą bejbe... No.. I trzymaj się Ja cierpliwie czekam .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kainka111
Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 401
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Magiczna kraina
|
Wysłany: Wtorek 04-07-2006, 21:44 Temat postu: |
|
|
Dia kochana jesteśmy z tobą Ja naszczęście mam takich rodziców , którzy uważaj że to moje życie i ja o nim decyduję. Oczywiście poradzają mi ale nie decydują za mnie
Mam nadzieję że bedzie lepiej i szybciutko napiszesz nowy part
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SimplePlanowa
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 2037
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Cartoon Network. ^.-
|
Wysłany: Wtorek 04-07-2006, 21:51 Temat postu: |
|
|
Diuś Bejbe trzymaj sie
poczekam dni, miesiące...
zeby przeczytać tego parta
tak oczekiwanego ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tala_
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 522
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Środa 05-07-2006, 8:55 Temat postu: |
|
|
Dionon, ja trzymam kciuki za Ciebie. Nie daj się zjeść i trzymaj sie mocno.
Co dziwne mój ojciec tez o niczym innym nie chce słyszeć, tylko o medycynie. Tylko, że ja mam jeszcze 2 lata na przekonanie go, że mój zawód=moja sprawa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
CaroLLa xD
Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ...zapomniałam _-_
|
Wysłany: Środa 05-07-2006, 21:21 Temat postu: |
|
|
Wiesz...Twoje opo już przeczytałam z 5 razy od początku do konca bo nie mogę się nacieszyć
To jest poprostu bombowe opowiadanie...a może lepsze od innych i sensowne?
Tego nikt nie wiem...a może
Ale powiem Ci jedno...trzymaj tak dalej i życzę wielkiej weny i trzymam kciuki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
jogobelinka
Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a bo ja wiem?
|
Wysłany: Czwartek 06-07-2006, 16:47 Temat postu: |
|
|
Hej ! Kilka dni temu przeczytałam całe twoje opowiadanie i jestem pod WIELKIM wrażeniem ! Mam na swoim koncie mnóstwo opowiadań, ale twoje jest zdecydowanie najlepsze ! Gratuluję. Chciałabym kiedyś pisać tak jak ty. Mam nadzieję, że przysłowie ,,ćwiczenie czyni mistrza" w moim przydadku się sprawdzi. Z niecierpliwością czekam na kolejnego parta ! Papa
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nemi
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Czwartek 06-07-2006, 20:08 Temat postu: |
|
|
Diuś, Skarbie, nie martw się. Ojcowie to mają, że zawsze chcą czegoś, czego ich kochane córeczki nie chcą. Mój ojciec chce mnie do LO wysłać gdzieś za granicę, daleko, daleko, ale się nie dam.
Czekam na parta. Buziaki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
$iwa
Dołączył: 02 Lip 2006
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Szcecin
|
Wysłany: Piątek 07-07-2006, 8:31 Temat postu: |
|
|
heh szczeże to musze se zapisać stronke. CZekac na newsy a tera skopiować wydrukować i czytac bo na kompie siedziec mi sie nie chce
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tajniaczka
Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 2638
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: Kraków *.*
|
Wysłany: Piątek 07-07-2006, 15:55 Temat postu: |
|
|
Tiaaaa... a ja se poczekam.
Jak zwykle.
Dia czy już mówiłam, że Bill w twoim avie jest cudny?
Chyba nie xD
Ale do rzeczy... hmm jesteśmy z Tobą
A ja se poczekam..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
majanna
Dołączył: 30 Cze 2006
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Sobota 08-07-2006, 15:16 Temat postu: |
|
|
Zaczęłam przedwczoraj czytać to opowiadanie i cóż... cudeńko! Pochłonęłam się w nim całkowicie, nie mówiąc już o tym, że w nocy spać nie mogłam, bo chciałam się dowiedzieć co będzie dalej.
Ale szczerze mówiąc początek mi się nie podobał. Wszystkie te kisiele na głowach, jakieś drobne, nierealne całkowicie sytuacje (denerowały mnie te kawałki, a w szczególności moment, gdy Sarah rzuciła się z wazonem na tą różową, wg. mnie kompletnie nierealne, a stało się decydującym momentem w opowiadaniu) - pisałam w ten sposób moje pierwsze "książki" Żadnej nie skończyłam, skończyło się na pierwszych 5 rozdziałach. A Ciebie podziwiam! Tyle stron, świetnym językiem, nie jakimś wydumanym, wyszukanym wszystko pisane tak naturalnie, ale wcale nie "od niechcenia". Twoje teksty są po prostu boskie, kopiuję je do notatnika i zapisuję sobie na pulpicie, by móc poczytać w wolnych chwilach Nie wiem skąd w Twojej głowie tyle pomysłów na takie dialogi, rozmowy z mózgiem, sercem czy głosem paniki. Nie raz uśmiałam się do rozpuku Aż nie wiem co Ci pisać...
Wiec powiem tylko tyle: jesteś genialna. I powiem, że Cię nienawidzę, bo przesiedziałam całe dnie na czytanie tego... Tyle straconego czasu, ale czuję, że jednak nie bezowocnie :] Może jednak znowu zacznę coś pisać. W każdym razie w tej kwestii jesteś moim wzorem do naśladowania. Boję się, że jednak mój słomiany zapał weźmie nade mną górę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ahinsa
Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 738
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zadupie zwane Warszawą ;]
|
Wysłany: Sobota 08-07-2006, 16:45 Temat postu: |
|
|
Diiiijaaaa! Bist du da? Jak tam tatusiek? Już sie pogodziłz twoimi planami zawodowymi? A jak nie, to kiedy zamierza?
Czyli: kiedy przewidujesz parta?
Ja nie poganiam. Ja tylko pytam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-DiaBollique
TH FC Forum Team
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świdnik
|
Wysłany: Niedziela 09-07-2006, 18:32 Temat postu: |
|
|
Uprasza się o ściągnięcie tego:
[link widoczny dla zalogowanych]
I jak komuś bardzo zależy, to i tego:
[link widoczny dla zalogowanych]
Kolejny rozdział, mam wrażenie... a dobra, nie mam wrażenia, sami zobaczycie ;) po dość długiej przerwie, mam nadzieję, że to nie wybiło ani mnie z rytmu pisania, ani Was z rytmu czytania. Co do taty, to właściwie już się pogodził, jeszcze coś kombinuje, zeby się odwoływać, ale ja się nie dam, się nie sprzedam xD W tym kraju robi się nowa Hiszpania, a my jesteśmy parówki normalistycznie... Do tego ani na gg nikogo nie ma, ani nikt mi nie smsuje, w ogóle jestem porzucone dziecko, a pfff. Właściwie to się nie dziwię, że nikt niec chce mieć do czynienia z człekiem, który przez połowę wakacji jeździ do innego miasta, żeby angola szkolić, zamiast się byczyć xD Tak więc proszę, nowa część, swoją drogą dziwne, ze się jeszcze nie wypaliłam, już 34 część, a pomysłów jeszcze parę mam i mogę Was zapewnić, że jeszcze trochę Was pomęczę Złośnicą xP
Dd żadnych. Jak mnie nikt nie kocha, to siem mszczem x* ;)
Rozdział 34. "Hero."
"Here I am, once again!" - pomyślałam, przekraczając bramkę paszportową.
- Przepraszam, może pani chwilę poczekać? - usłyszałam płynący z tyłu, niski głos. Brzmiał przyjaźnie, ale z doświadczenia widziałam, że zatrzymywanie tuż przed odlotem nie wróży niczego dobrego.
- Pozwoli pani do nas? Na moment dosłownie. - ciągnął, równocześnie otwierając elektryczne przejście z napisem "Tylko dla personelu". Magnetyczna karta prześlizgnęła się zgrabnie przez czytnik i puścił mnie przodem. Rzuciłam mu spojrzenie, mówiące "ufam ci, ale jeśli coś mi zrobisz, to ostrzegam, będę krzyczeć!", i przekroczyłam próg pokoju, czy raczej, sądząc po rozmiarach, klitki dla pracowników. Nagle zobaczyłam błysk i momentalnie pociemniało mi w oczach.
- To ona! Ta od bunkra!
- Możemy sobie zrobić z panią zdjęcie?
- Doprawdy, ja nie wiem, jak tak można, trzymać niewypały w pobliżu ludzi! Przecież to mogło wybuchnąć...
Ta niezwykle spostrzegawcza uwaga była ostatnią, jaką usłyszałam, zanim gwiazdki przestały mi wirować przed oczami, tworząc bardzo ciekawe, bajeczne układanki.
Zupełnie jak w kalejdoskopie.
- Przepraszam... ale o co właściwie... chodzi...? - Wreszcie mogłam normalnie widzieć. Okazało się, że narzędziem zbrodni był zwykły aparat, którym pstryknięto mi prosto w twarz, a domniemanym gwałcicielem Bogu ducha winny steward.
- Prosimy o zdjęcie! Z autografem!
Spojrzałam na nich wzrokiem mówiącym "Gdzie są kamery?". Musiałam wyglądać dość głupio, sądząc po minie, jaką miałam na podsuniętej mi fotografii z Polaroida.
- Polaroid. Ale bajer. - wykrztusiłam tylko i zaczęłam się przepychać, oglądając czujnie, czy gdzieś spod kwiatka nie wystaje kabel albo mikrofon.
- Pani poczeka! Podpis! - nie ustępowali.
- Co to...? Jakieś "Trzymamy cię?" - rozejrzałam się po twarzach pracowników, dochodząc przy okazji do ciekawego wniosku na przyszłość, który brzmiał: "Omijać Okęcie."
- I nie tylko Okęcie - mruknęłam z mściwą satysfakcją. - Z autografem, mówicie...?
Przytaknęli.
- To jak córka ma na imię... - zerknęłam na fotkę, chyba pierwszy raz nie zastanawiając się, czy brzydko wyszłam. Bo po co się zastanawiać na oczywistościami...?
- Trzy. - Zostałam wyprowadzona z błędu. - Sandra, Arletta i Wictoria.
Plasnęłam się w myślach w czoło.
- Proszę bardzo - wyszczerzyłam zęby i podpisałam na odwrocie. Strasznie dzikie uczucie. Tak samo jak lądowanie na tym samym lotnisku, podróż tym samym lotem i ten sam wóz, podstawiony idealnie przy wejściu na cementowy parking.
Wróć, wróć, wróć!
- Przepraszamy za utrudnienia, ale z powodów technicznych lądowanie odbędzie się na Berlin - Tegel, a nie na Berlin - Schönefeld. Wierzymy, że nie nastarczy to państwu wielu dodatkowych trudności... - głos stewardessy zginął w gorączkowych rozmowach, jakie toczyły się w samolocie. Widocznie dla niektórych zmiana miejsca przylotu była problemem. Rozejrzałam się wokół niezbyt przytomnie; lot trwał ledwo dziesięć minut; po czym wyjęłam komórkę. Współpasażerka spojrzała na mnie z niepokojem, ale zdążyła się już przekonać o mojej niezdolności do dłuższych pogawędek z przypadkowymi osobami, więc nic nie powiedziała, tylko zakryła się kocem i udała, że śpi.
- Czyżby to oznaka jakiś zmian...? - zabębniłam w plastikowy stolik. Miałam naturalnie na myśli inny port lotniczy, a nie specyficzny sposób bycia kobiety. - Co, misiu...? - skierowałam pytanie do sporej wielkości Kubusia Puchatka, siedzącego na moich kolanach. Do tej pory dziwiło mnie, że nie kazali go oddać lub dołączyć do bagażu łącznego. Przecież mogłam mieć tam bombę... - pomyślałam niezbyt wesoło, gładząc pluszowe futerko, miejscami lekko wytarte. Wspomnienia były nadal żywe, nawet parę dni po. - Niepotrzebnie cię wszędzie targam...
- Słuchaj... zmienili mi miejsce lądowania, mam teraz przylecieć na Piękne Grunty Orne... - wyszerzyłam się. Ktoś krzyknął i osoba z obsługi wymieniła parę słów z kolegą. Ruszył w moim kierunku. Poczułam, że coś jest nie w porządku i na pewno nie chodzi tu o Kubusia Puchatka.
- Cholera, tu nie można używać telefonów! - zaklęłam w duchu.
- Taaak? - Martin nareszcie się odezwał. Takim ludziom powinno się zabronić posiadania telefonu, pomyślałam. Jak się odbiera, to się słucha od początku do końca, a nie odpowiada po paru minutach i kończy przed czasem.
- Zmienili mi lotnisko!
- Jak to?
- Normalnie!
- Dobra!
- Będziecie?
- Będziemy!
Człowiek w granatowym mudurze rzucał cień o ciekawym kształcie, gdy zwrócił się z prośbą o oddanie aparatu.
- To cześć, właśnie mi zabierają koma. Wiesz, samolot...
- Idiotka.
Piii...
- Też cię kocham - posłusznie podałam telefon stewardowi. Całe szczęście darował sobie miny mówiące o tym, jaką jestem niegrzeczną dziewczynką.
- Ci mundurowi to jednak wychowani ludzie. - stwierdziłam i natychmiast uświadomiłam sobie coś jeszcze: nie podałam Martinowi lotniska, na którym mam wylądować!
Wróciłam myślami do pożegnania. Była zgoła inne od poprzedniego - wtedy wyjechałam pokłócona z siostrą, teraz miałyśmy świetne kontakty. Może naprawdę miało się coś zmienić... na lepsze?
- A może po prostu na siłę szukasz tego, co jest zwykłym złudzeniem... - pomyślałam i zawiesiłam wzrok na dość nudnawym widoku za oknem, tuląc Puchatka z całej siły. Niezauważalnie z objęć pluszowego misia przeniosłam się w objęcia Morfeusza...
- Uaaa... - ziewnęłam godzinę później, pospiesznie zbierając rzeczy z podłogi. Wszyscy wysypywali się, jakby mieli obawy, że samolot odleci z nimi na pokładzie. Dziwne zachowanie, ale ja też mu ulegałam...
- Z plecakiem na plecach i siatką z reklamą Durexa stanowię chyba godną reprezentację naszego kraju, nie uważasz? - rzuciłam cicho do Puchatka, nie zrażając się zupełnie brakiem zainteresowania z jego strony. - Och, przepraszam, mojego kraju - obejrzałam metkę z nadrukiem "Made in China."
Tuż za plecami usłyszałam groźny głos.
- Zaraz cię piździutnę w łeb - ostrzeżenie było wypowiedziane głośno i wszystko wskazywało, że jakikolwiek opór nie ma sensu.
- Eee... słucham...? - zamrugałam.
- Piździutnę...? - owe ciekawe słowo były najwyraźniej nie do mnie skierowane, bo nikt nie zwrócił uwagi na to, że je słyszałam. Na oko dwunastolatek ciągnął za rękę może rok starszą dziewczyną, sądząc po wyglądzie, jego siostrę, bo obie twarze okalane były czekoladowymi lokami, a piwne oczy chłopaka od oczu dziewczyna różniły się tylko tym, że były ukryte za okrągłymi okularkami. - Kto cię takich wyrazów nauczył?! - Chyba była starsza, niż wyglądała, bo mały poczerwieniał.
- W końcu mam piatkę z polskiego - odparł z dumą, pokazując język.
Odwróciłam się, starając nie ryknąć śmiechem, i... wyrżnęłam prosto w niską "futrynę" drzwi od samolotu.
- Auuuć... Ja zawsze mam pecha... - zaskomlałam boleśnie, rozcierając czoło.
- Jak masz pecha, to kup sobie gumę Orbit. - polecił pseudo Harry Potter, tym razem zwracając się już bezpośrednio do mnie, wyjątkowo bez żadnego "piździutnięcia". Ani żadnego słowa z "ź". Koniec z ż, ś, ć, ń, ą, ę, ł, dż, i kukuryku. Za to kochałam niemiecki.
- Co ma guma do pecha?
- Guma Orbit obniża poziom pecha - poinformował, cytując znany slogan. Wybuchnęłam śmiechem, i nie tylko ja, ale każdy, kto to słyszał.
- Nie pecha, tylko Ph.
- Przecież to to samo! - zaprzeczył ostro.
- Brzmi tak samo... Ech... za długo by tłumaczyć... - westchnęłam, zostawiając małego z dylematem. Po dwudziestu minutach wdychałam charakterystyczny zapach zachodnich lotnisk, stanowiący miłą odmianę po aromacie Centralnego, a raczej jego mieszkańców. Usiadłam na ławce przed parkingiem, i rozłożyłam gazetę, po czym złożyłam ją z powrotem, przypomniawszy sobie, że przecież nie odebrałam komórki z samolotu. I że Martin nie wie o zmianie lotniska.
- Co tu robić...? - mruknęłam. Mogłam iść do punktu informacji, ale zostawione samotnie bagaże mogą przynieść mi same nieprzyjemności od kradzieży po podejrzenie o próbę zamacha. Ale jak inaczej powiadomić o przyjeździe?!
- Telepatycznie, bejbe, telepatycznie...
*
- No i co? Masz ją?
- Nie! Nigdzie jej nie widzę! O trzynastej miała przylecieć, nie?
- Ta, nawet z nią rozmawiałem!
- Dzwonię już z siódmy raz, nie odbiera...!
- W samolocie jej telefon zabrali. Ale wzięła.
- Jesteś pewny?
- Tak mi się wydaje.
- To Sarah.
- Ach. Zapomniałbym. Dzwoń do skutku...
- Ile można ja się pytam?!
- Idź się rzeczywiście spytaj, ale o co innego. Może w informacji coś wiedzą. Jak ją znajdziesz, to zadzwoń.
*
- Rany, gdzie jesteście... no gdzieee...?! - wyłam w myślach. Przez te parę godzin jedynym żywym stworzeniem, jakie się mną zainteresowało, był przysłowiowy pies z kulawą nogą, a konkretnie wyrośnięty spaniel. Może oczekiwanie, aż się domyślą, albo wpadną na to, żeby się zapytać, że jestem na Schonefeld, było zwykłą naiwnością, pomyślałam, zastanawiając się, czemu w ogóle w cuda wierzę.
Pogrzebałam w pierwszej z brzegu walizce i wyciągnęłam na światło dzienne pokaźną świecę, całą (oprócz wkładu) zrobioną z soli leczniczej i dzierżąc ją dumnie przed sobą, postanowiłam zaryzykować i pierwszy raz od miesięcy znowu powiedzieć coś po niemiecku. W końcu trzeba nawiązywać kontakty z tubylcami. Jeśli będę miała szczęście, to może mnie nie usmażą i nie zjedzą w potrawce, a a nuż wezmą mnie za wysłańca z innego świata (co w pewnym sensie się zgadzało, jaka Polska, każdy widzi i nawet głupi wie, że kupno kaczora w worku jest decyzją równie ryzykowną, jak zakup dwóch kaczorów bez worka, tak źle i tak niedobrze) i zrobią swoją boginią...?
Rzuciłam okiem na otoczenie - do najludniejszych miejsc ów parking na pewno nie należał; i chowając świecę za plecami, ruszyłam w kierunku faceta nie mogącego usiedzieć na miejscu. Cały czas krążył z miejsca na miejsce, nerwowo przebierając nogami.
- Masz ogień? - Jak zwykle zapomniałam o formie grzecznościowej. - Przepraszam, ma pan ogień?
Spojrzał na mnie, jakbym była hipnotyzerem i nagle wybudziła go z transu. Może z tą boginią to rzeczywiście prawda?
- Steffen, masz zapalniczkę? - zwrócił się do drugiego mężczyzny, którego do tej pory nie zauważyłam, bo był ukryty za betonową kolumną. Nie dziwnego, stanie na słońcu przy dwudziestu dwóch stopniach - jak przeczytałam parę godzin temu na tablicy ogłoszeń, było niezdrowe, a co dopiero teraz, gdy temperatura sięgała grubo ponad trzydzieści.
- Może mam... - odezwał się zagadkowo, lustrując mnie wzrokiem od góry do dołu. Prześlizgnął wzrokiem po stopach, okrytych jedynie paskami białych japonek z miniaturowymi dzwoneczkami rodem z India Shopu, po nagich łydkach, zatrzymując się dłużej w okolicy bioder, gdzie opierała się czekoladowa, falbaniasta spódnica w stylu "Jak-To-Teraz-Modne", przez tułów i szyję, gdzie zatrzymał swój wzrok. - ...a może nie... - dokończył, wgapiając się nieprzerwanie w moją twarz. Poczułam nieprzyjemną falę gorąca.
- To tak, czy nie... ma pan? - dodałam, udając że nie widzę przesadnego zainteresowania w oczach rozmówcy.
- Palisz... to niezdrowe - pouczył, nie zwracając wcale uwagi na demonstracyjnie wystającą z własnej kieszeni paczkę LM-ów.
- Nie palę. Potrzebne mi do świeczki - wyciągnęłam dłonie przed siebie, pokazując mu bladoróżową grudę soli z otworem w środku.
- Fajna - podsumował. Zapamiętać: rekwizyt w czasie rozmów wstępnych cenna rzecz. - To sól?
- Nie, cukier. - odpowiedziałam cicho. Nie miał szans usłyszeć. - Przestań się tak gapić! - dodałam.
- Tak, sól. Chce pan polizać...? - zaoferowałam sama nie wiem, po co. Przecież mógł w inny sposób sprawdzić, czy to rzeczywiście sól. Spojrzał na mnie dziwnie i zrobił ruch, jakby miał zamiar wziąć mnie na kolana, przynajmniej później uważałam, że tak powinnam to odczytać. Bo w tym momencie wyglądało, jakby odganiał powoli muchę.
- Pewnie, że chcę. Polizać... - przysunął się i powąchał ostrożnie świeczkę, po czym wysunął język i polizał...
... Tyle że zamiast świeczki, moją rękę.
Cofnęłam się natychmiast, zaskoczona. Ku mojemu przerażeniu jego kolega zapadł sie pod ziemię.
- Podobno miała być słona... a jest bardzo, bardzo słodka... - dopiero teraz zrozumiałam, że to niepokojące obserwowanie jest obleśnym wgapianiem, a zdawkowa rozmowa to tak naprawdę tani podryw. Zebrałam się w sobie.
- Czyli nie ma pan zapalniczki. - stwierdziłam ostro i odeszłam jak mogłam najszybciej, nie biegnąc. Cholera, parę godzin i już mnie prawie nie zgwałcili. Serce waliło z szaloną prędkością. Całe szczęście nie próbował mnie gonić.
Zapamiętać jeszcze jedno: najlepszy rekwizyt nie zastąpi szczerych zamiarów tutejszych.
Wzięłam bagaże i wróciłam do chłodnego holu, żałując, że już dawno tego nie zrobiłam. W końcu odszukałam zapałki w walizce i dyskretnie zapaliłam knot.
*
- Nie ma jej, no szefie, jak nic jej nie ma, nie tylko ja szukałem.
- Ech, liczyłem, że ją znajdziesz.
- Wszędzie byłem.
- A co w związku ze strajkami?
- Strajkami...? Jakimi strajkami?
- No... linii lotniczych. Połowa obsługi strajkuje.
- A, coś słyszałem. Myśli pan, że to ma jakiś związek?
- Tak, właśnie tak myślę.
- To... zaraz, sekundę!
- ...
- ...
- Co?
- Chwilę no! Ha, mam ją!
- Masz? To dawaj ją tu natychmiast, co one wyprawia, miała być na miejscu!
- Mam, ale nie przy sobie... znaczy, wiem gdzie jest...
- Gdzie?!
- Na Schonefeld.
- Co ona tam do diabła robi?
- Nie wiem, nawet nie powiedzieli... W każdym razie była tylko wzmianka o lotach w godzinach jak jej.
- Że na Schone? Jedź tam i ją odbierz. Po drodze na jakieś lody, czy co... O ile jeszcze tam jest.
*
- Aaaach... - zaciągnęłam się głęboko świeżym powietrzem. Niby bryła przyprawy kuchennej, a jak umiała uspokajać. W końcu lecznicza.
Iiiii!
Iiiiii-iiiii!
- Prosimy o skierowanie się do wyjść awaryjnych i ustawienie w kolejce. Bez paniki. Bez paniki. Bez paniki. - To już wiem, dlaczego na lotniskach nie można palić - stwierdziłam do siebie, patrząc jak na setki ludzi leje się woda z sufitu, w tym i na mnie, i zaczęłam się histerycznie śmiać.
Strumming my pain with his fingers,
Singing my life with his words,
Killing me softly with his song,
Killing me softly with his song,
Telling my whole life with his words,
Killing me softly with his song ...
I heard he sang a good song, I heard he had a style.
And so I came to see him to listen for a while.
And there he was this young boy, a stranger to my eyes.
Strumming my pain with his fingers,
Singing my life with his words,
Killing me softly with his song,
Killing me softly with his song,
Telling my whole life with his words,
Killing me softly with his song ...
I felt all flushed with fever, embarrassed by the crowd,
I felt he found my letters and read each one out loud.
I prayed that he would finish but he just kept right on ...
Strumming my pain with his fingers,
Singing my life with his words,
Killing me softly with his song,
Killing me softly with his song,
Telling my whole life with his words,
Killing me softly with his song ...
He sang as if he knew me in all my dark despair.
And then he looked right through me as if I wasn't there.
But he just came to singing, singing clear and strong.
Strumming my pain with his fingers,
Singing my life with his words,
Killing me softly with his song,
Killing me softly with his song,
Telling my whole life with his words,
Killing me softly with his song ...
He was strumming, oh, he was singing my song.
Killing me softly with his song,
Killing me softly with his song,
Telling my whole life with his words,
Killing me softly with his song ...
With his song ...
Chyba deszcz był mi przeznaczony. Od zawsze wszystko działo się z nim w tle. Nieważne, czy to ulewa w drodze do kablówki, czy woda ze spryskiwaczy.
- Ich muss durch den Monsun... - zanuciłam. - Kiling me softly... With this song... - zdusiłam palcami nikły ogieniek, do tej pory osłaniany dłonią przed zalaniem.
- Kiling me softly... with this song... - podśpiewywałam nadal, siedząc w metrze, a potem w taksówce. - Kiling me softly...
*
Pomiędzy czterech chłopaków siedzących na łóżku niczym słoń wpechnął się czwarty, teoretycznie dorosły. Ale teoria często mija się z praktyką.
- Ekhm, ekf! Chciałem was poinformować o pewnej sprawie... Tylko bez czarnowidztwa proszę.
- Wiedziałem, wiedziałem, wiedziałem! Skończył się Red Bull!
- Z powodu zagrożenia lawinowego polecimy samolotem do domu! Mam potąd autobusów...!
- Wprowadzili poprawkę do ustawy, że garderoba nie może mieć mniej niż 3 metry kwadratowe...? To barbarzyństwo jest.
- Znowu napisali, że mamy dziewczyny?
- Miało być bez czarnowidztwa. Hm, tak dokładnie to nie. No cóż... Sarah wraca. Tyle chciałem wam powiedzieć. - Spełnił swoją powinność. Jeśli chodziłoby o kogoś innego, nawet by się nie fatygował. Ale właściwie... polubił tą małą. Miała w sobie "coś".
- Sarah?
- Kiedy?
- Dlaczego?
- ...
- Potrzebujemy jej... Zresztą chyba nie będziecie płakać z tego powodu - puścił oko manager. - Czyżby to był jakiś problem? - niepotrzebnie dodał.
- Nie!
- Nie.
- Nie...
- ...
- To dobrze. Właściwie... nic się nie zmieni. Tylko trzeba będzie wyrzucić te graty z łóżka w busie... Kto jest chętny...? - mrugnął ponownie. Niedługo mu to w zwyczaj wejdzie.
- Ja nie!
- Ja też nie.
- Ani ja...
- ...
- W takim razie załatwione. Bill idzie sprzątać. - wybuchnął śmiechem Martin, po czym zamilkł, nie doczekawszy się żadnych jęków rozpaczy, narzekań na strzykanie w kolanie czy pogróżek w kierunku rodziny i przyjaciół rzekomego oprawcy.
- Naprawdę pójdziesz? - spytał pełen niedowierzania. Co on nagle taki ugodliwy...?
- ... Daj kluczyki. - poprosił chłopak głosem bez wyrazu.
- Hm, żartowałem... Mamy ludzi od tego, przecież wiesz... - Martin zaczął się tłumaczyć, zdziwony, że chłopak wziął jego słowa na poważnie.
- Przy sprzątaniu zawsze przychodzą mi dobre pomysły... - wyjaśnił mętnie Bill.
- Koniec trasy, wydawało mi się, że wolisz odpocząć... - wzruszył ramionami, jakby się poddawał.
- Jak sprzątam, to w sumie odpoczywam... - Miał wrażenie, że to najbardziej idiotyczna rozmowa w jego życiu, włączając w to dywagacje o ciśnieniu na główkę kalarepy, jakie panuje pomiędzy pierścieniami Saturna.
- Idź z Patrickiem - automatycznie powiedział manager.
- Do garażu...? - zwątpił czarnowłosy na myśl o towarzystwie ochroniarza. - Tam mnie mają porwać?
- Ach. No dobra. - ustąpił.
- Ok.
To niezaprzeczalnie najgłupsza rozmowa, jaką słyszałem, przyznał Bill, jadąc windą na dół hotelu. Roześmiał się cicho na myśl o brukowcach, które zobaczą go ze szmatą, noszącego niepotrzebne rzeczy do bagażnika.
Wiecznie go wkurzało, że nie traktują go jak normalnego, zwykłego człowieka, nastolatka. Czy nie widzą, że musi dźwigać swoje bagaże i sam ścielić łóżko? Jeszcze niedawno grabił siano sprzed domu, bo nie mieli kosiarki ze zbiornikiem, czemu tego nie pamiętają? Albo że codziennie rano zapartalał półtora kilometra do przystanku po żwirowej drodze? Ale oni tego nie widzą. Jest zły i zepsuty. Tyle, że sami go takim robią.
I jeszcze Sara przyjeżdża, też wymyśliła! Tak jej tam strasznie w tej jej Polsce? Było jej dobrze, to niech tam zostanie i da mu spokój!
- Kobieto, ja mam nagrywać płytę. Koncertować. Mieć próby i pisać. A nie się bawić. W jakieś bzdury. O. - powiedział głośno, zrzucając na stos plątaninę kocy, płyt bez coverów i pudełek po pizzy. - Właśnie. Która gwiazda musi wcinać mrożoną pizzę?! - stwierdził gorzko.
Był zdezorientowany, zagubiony. Sam nie wiedział, co ma myśleć. Zazwyczaj można było na coś spojrzeć z dwóch stron; tutaj trzy to za mało.
- Ale... dlaczego wracasz... - odezwał się.
"Let me be your hero..."
- Co cię tu ciągnie...? Co chcesz osiągnąć przez to, że wócisz...? - Nie mógł zrozumieć jednego: najzwyczajniej "dlaczego?"... Miał pustkę w głowie, a zarazem czuł, że mózg mu zaraz wybuchnie albo się przegrzeje. Okropne uczucie, tak jak gdy jesteś zmęczony, a nie możesz zasnąć.
Would you dance,
If I asked you to dance?
Would you run,
And never look back?
Would you cry,
If you saw me crying?
And would you save my soul, tonight?
Po głowie błąkała mu się jedna myśl, ale była tak nieodrzeczna, że starał się ją zignorować. Ale ona rosła i przebijała się do jego świadomości powoli, acz nieprzerwanie i zaczynała być coraz bardziej widoczna. Bzyczała niczym natrętna mucha w letnie popołudnie, gdy nikomu nie chce się nawet podnieść z leżaka, żeby ją zabić, a każdemu przeszkadza.
Would you tremble if I touched your lips
Would you laugh
Please tell me this
Now would you die for the one you loved
Hold me in your arms tonight
Na początku próbował zepchnąć ją gdzieś na dalszy tor, na wysypisko własnych przemyśleń, i umieścić pomiędzy wpomnieniami o zmiętych ulotkach z reklamą szkoły tańca, a zamiarem oddania starych głośników do specjalnego punktu, czyli koło takich, o których istnieniu zapomniał, albo wiedział że są, ale były zupełnie bezużyteczne, o ile wspomnienia mogą być cenne dosłownie. Ale ta była silniejsza, może także dlatego, że początkowo nie dostrzegł jej ważności, a gdy to zrobił, było już za późno.
I can be your hero baby
I can kiss away the pain
I will stand by you forever
You can take my breath away
Czasami miał wrażenie, że w duchu śmiała się z niego. Szczególnie ze słownictwa. Dlatego z czasem nauczył się zamieniania zwykłych słów na jakieś delikatniejsze, ale wtedy wydawało mu się, że dopiero teraz jest śmieszny, jakby sztuczny, niemogący się dopasować do świata, który nie należał do niego, ale robił to, bo zasługiwała na delikatność i jeśli świat jej nie mógł podarować tej delikatności, to przynajmniej on mógł to zrobić.
A gdy odeszła, zaczął kląć i używać pospolitych słów na potęgę, czując że to mu daje jakąś absurdalną tarczę, dzięki której jest łatwiej. Był na siebie zły, bo za bardzo się od niej uzależnił.
Would you swear that you'll always be mine
Would you lie
Would you run away
Am I in too deep
Have I lost my mind
I don't care, you're here tonight
Nie zauważył nawet kiedy, a stała się jego całym światem. Żadnych decyzji bez konsultacji z nią, żadnych ruchów we własnym życiu bez spytania o zdanie, żadnych postanowień bez wysłuchania jej argumentów. Raz złapał się na tym, że mało jej nie zapytał, jaką on ma zjeść jajecznicę - z papryką, czy bez, tak jakby ona wiedziała to lepiej od niego...!
Nie wspominając już o tekstach kumpli, którzy w tej kwestii nie dawali mu żyć. Najgorsze było, że gdy próbował im wyłożyć, dlaczego, nabijali się z jego argumentów, a on nie rozumiał czemu.
Przecież zawsze miała rację. Nie drażniło go to, no może czasami. Ale nie potrafił im tego wytłumaczyć, w ogóle nie rozumiał, po co wyjaśniać coś, co jest oczywiste?!
W pewnym sensie nie potrafił zrozumieć, gdy ktoś się z nią kłócił, pokazywał, że wcale nie ma racji, próbował podważyć jej autorytet. Chciał wtedy podbiec i powiedzieć mu, żeby zostawił ją w spokoju, BO TAK. Śmiała się wtedy tak uroczo i nazywała wariatem, co świata nie widzi.
Ale on nie miał zamiaru nawet rzucić okiem na ten świat, po co?!
Przecież tu miał najlepiej, jak u Pana Boga za piecem.
A "pantoflarza" był jeszcze w stanie znieść.
I can be your hero, baby
I can kiss away the pain
I will stand by you forever
You can take my breath away
"Kobiety są jak szanse - niewykorzystane się mszczą." - ulubione powiedzenie jego brata.
- Chociaż i on ostatnio się zmienił... - zauważył w duchu czarnowłosy, ale szybko odsunął myśli o Tomie.
Zdjął pudełko z płytami i zaczął dopasowywać pogubione okładki. Spojrzał za okno na stojące w oddali dziewczyny, które chciały uczcić ich powrót do kraju.
Ona i Inne Kobiety - tak zawsze dzielił płeć przeciwną.
Często patrzył na inne, trudno było mu się dziwić, wszak gdzie by się nie pojawił, nie brakowało dziewczyn, wiele razy była o to zazdrosna... Jednak na inne patrzył, a ją widział.
I just want to hold you
I just want to hold you
Am I in too deep
Have I lost my mind
Well I don't care
You're here tonight
- Czy nie da rady nie myśleć o tobie...?! - ukrył na chwilę twarz w dłoniach. A owe uczucie, myśl, tylko na to czekało.
- Co, jeśli ty coś nadal czujesz...? - Czarnowłosy nie mógł uwierzyć, że to powiedział. Czepianie się absurdalnych myśli nie było w jego stylu. To zbyt... żałosne?
I can be your hero, baby
I can kiss away the pain
I will stand by you forever
You can take my breath away
Ale na pewno żałosnymi nie były te cholernie niebieskie oczy, złote włosy ani aksamitna skóra...
Zawsze miał wątpliwości, co jest miększe: jej głos czy dotyk...?
I nigdy nie potrafił się zdecydować, gdy mówiła, kochał jej lekki ton, ale gdy go tuliła, nic nie było cenniejsze od muśnięć jej aż przesadnie gładkich dłoni.
Nic nie koiło go lepiej od jej słodkiego, ciepłego oddechu, nic nie dawało mu większego bezpieczeństwa niż bliskość jej piersi i nic nie rozpalało mocniej niż gładzenie jej wydatnych, tak kobiecych bioder...
- Dlaczego ani razu nie dałaś mi spróbować, jak smakują zmieszane z potem...? - wyszeptał z przymkniętymi oczami, przypominając sobie te chwile, gdy tańczyła.
And I can be your hero
I can kiss away the pain
And I will stand by you forever
You can take my breath away
You can take my breath away
Przerzucał niepotrzebne rzeczy, podejmując próby odsunięcia od siebie wspomnień. W końcu go zraniła i nawet nie powienien myśleć o niej w ten sposób, tylko nienawidzić. Zresztą miał teraz swoje życie, w którym dla niej i jej świata nie z tej ziemi nie było.
- Jestem z Melanie. Jestem z Melanie. Jestem z Melanie. - powtarzał uparcie, chcąc wbić to sobie na amen do głowy. Tylko jak zwykle któryś z niepokornych głosików mówił mu, że przecież z Melanie też już się kiedyś rozstał.
And I can be your hero
- Właściwie - zastanowił się - to nigdy nie należałem do zbyt... kochliwych? Tak, chyba.
Te wszystkie dziewczyny... to były dziewczyny, ot takie zwykłe, rzadko te najpiękniejsze czy najzabawniejsze. Właściwie nigdy nie miał okazji chodzić z taką, która by mu odpowiadała pod każdym względem. Miał wrażenie, że go nie rozumiały, tego co chce robić, kim chce być, a czasami po paru spotkaniach okazywały się inne, niż mu się wydawało. I chociaż starał się o tym nie myśleć, to ciągle siedziało w nim to uczucie obezwładniającego wstydu, gdy raz na jakiś czas odważył się wystartować do tych "rasowych" lasek, i za każdym razem one patrzyły na niego jak na wyjątkowo obrzydliwą, przerośniętą ropuchę. Doskonale pamiętał o swojej opinii "małego, farbowanego dzikusa, co ciągle gada o niestworzonych rzeczach". Ni to z nim jak człowiek posiedzieć, ni to się w mieście pokazać, o nie, co to, to nie! Już szybciej z tym drugim. Bo ten, to jakiś nienormalny. A ich matka podobno jeden ze swoich obrazów namalowała ludzką krwią. Banda pomyleńców, mogli siedzieć w tej swojej "stolycy". Tak przez większość czasu myślała prawie każda dziewczyna z jego otoczenia. Nie zapomniał o tym, dlatego teraz miał tyle dystansu do fanek i do swojej wsi, gdzie teraz jeżdżą wycieczki, żeby szukać jego resztek paznokci czy kurzu ze ścian. Nigdy nie mógł zrozumieć, co im to da.
- To tak jakby kawałek jego - wyjaśniała jedna, którą kamera złapała, jak kucała pod jego okiennicą, szukając Bóg wie czego.
- Kawałek mnie... Brrr... - czarnowłosy wzdrygnął się mimowolnie. - A z tobą... z tobą było tak... bezwarunkowo, wiesz...? - powiedział cicho, żałując, że nie może go w tej chwili usłyszeć. - Tak... po prostu... pięknie, wiedziałaś...? I pierwszy raz byłem zakochany, ciekawe, czy o tym wiedziałaś mała...? - Nie rozumiał, po co to mówi, przecież i tak nikogo poza nim tu nie ma. - Pewnie nie. Szkoda. Może wtedy byś została... A może i ja byłbym lepszy, co...? - spojrzał na kwadratowy zgnieciony kartonik w kącie, z ostrzeżeniem o raku płuc. - A teraz znowu wracasz, ze swoim własnym życiem, ja też mam swoje... Cóż... może w innym miejscu i w innym czasie bylibyśmy nadal najszczęśliwsi... W innym czasie i miejscu...
And I can be your hero...
*
- Dziękuję, błękitny aniele sprawiedliwości - odwróciłam się do szyby. Ów błękitny anioł był niemieckim policjantem, który zlitował się i zabrał mnie z lotniska. Co jak co, ale policję ten kraj miał niezawodną i nawet przez chwilę się nie wahałam wsiąść do radiowozu, nawiasem mówiąc, srebrnego Renaulta.
- Nie ma za co - chyba go trochę zdziwiło moje zachowanie, bo dość rzadko spotykał się z wyrazami wdzięczności. Trudno było winić więźniów, że nie są serdeczni... - Może ja walizki zaniosę? - zapałał chęcią dalszej pomocy.
- Gdzieżbym śmiała fatygować...! - zaprzeczyłam ostro. - Jest pan na sużbie, już wystarczająco pan pomógł.
- W takim razie do widzenia - pokrzepiony szerokim pożegnalnym uśmiechem w dużo lepszym humorze odjechał. Złapałam dziarsko walizki, w myślach układając litanię o nieodpowiedzialności, jaką miałam zamiar poczęstować Martina. Ale jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, to miało go tu jeszcze nie być.
- To ty jesteś Sarah? - zwróciła się do mnie po imieniu jakaś ciemnowłosa dziewczyna z nieodłączną smyczą na szyi. Wyszła i stanęła przed furtką domu. Rozejrzałam się, wspominając wszystkie miłe chwile, jakie tu spędziłam.
- Tak. Ich - miałam na myśli zespół - jeszcze nie ma, prawda?
- Z tego co wiem, mają przyjechać dopiero jutro - poinformowała oficjalnie. Od pierwszych sekund poczułam, że jej nie lubię, i nie chodziło tu o źle dopasowany podkoszulek, ani o dwa numery za małe szpilki od Gucciego, na które mnie nigdy nie byłoby stać.
"Swoją drogą ciekawe, bo ona też nie wygląda na taką, którą ma forsy jak lodu..." - pomyślałam, patrząc na ultrakrótkie, przylizane włosy i coś, czego nie znosiłam w równym stopniu u kobiet, jak i u mężczyzn - niezadbane dłonie, i w tym samym momencie poczułam się głupio. "W gruncie rzeczy wcale jej nie znasz! To, że nie używa kremu do rąk, nie znaczy, że jest nic niewarta!" - skarciłam się
- A wiesz może, o której mniej więcej godzinie? - Starałam się być miła, chcąc uspokoić swoje nagle strasznie zawistne sumienie. Jakoś nie paliła się do udzielania informacji, ale od kogoś musiałam się tego dowiedzieć.
- Między dziesiątą a szesnastą - usłyszałam w odpowiedzi.
- To rzeczywiście dużo mówi - wypaliłam. - A tak troszkę dokładniej...? Jeśli można, naturalnie?
- Wydaje mi się, że to i tak nie twoja sprawa, ty tu tylko pracujesz - uniosła brwi, patrząc się natarczywie. Wyraźnie próbowała zastosować taktykę używaną przeze mnie od lat - zmusić cię, byś uwierzył, że jesteś gorszy. Ale nie tak szybko...!
- Oczywiście, nie przyszłam tu leżeć... - odparłam, jakby to był grzech śmiertelny. Postanowiłam się odwdzięczyć i być tak słodką, by nie miała się do czegokolwiek przyczepić. - Ale do moich obowiązków należy zajmowanie się chłopakami, więc uważam...
- Chłopakami?? - przerwała, odwracając głowę, aż smycz zafalowała. "Bo nic innego nie mogłoby" - pomyślałam z satysfakcją, bo mimo dość puszystej sylwetki, delikatnie mówiąc puszystej, nie miała czym oddychać.
- No dziewczyny to chyba nie są - wyjaśniłam spokojnie.
- Sądzę...
"Czy ona musi zawsze zaczynać zdania od: "sądzę", "uważam", "myślę"?"
- ... że lepiej by było, gdybyś zwracała się do nich mniej bezpośrednio - poleciła, otwierając drzwi wejściowe. Klucze przypadkowo wyleciały jej z rąk i zachwiała się lekko, próbując je podnieść. Teraz jej tusza była już bardzo mocno widoczna. Nigdy nie miałam nic przeciwko grubszym osobom, ale w tym wypadku cieszyło mnie wszystko, co mogło ją poniżyć w moich oczach.
- Mniej bezpośrednio? - nie wytrzymałam - Bez przesady, przecież to normalni ludzie, no chyba, że sobie dajmy na to Tom zażyczy, bym się do niego zwracała "per królu" - roześmiałam się. - Albo Gustav per władco... Albo Bill - panie mistrzu... - ciągnęłam, a przed oczami stawał mi raz Tom w królewskiej koronie i płaszczu z norek, raz Gustav w turbanie radży, karmiony winogronami przez półnagie Hinduski, i raz Bill w berecie i jedwabnym płaszczu rodem z renesansowej Francji.
- Zejdź z Billa!!! - wrzasnęła ni stąd ni z owąd, aż podskoczyłam.
- Hm... przepraszam, że to mówię, ale... dobrze sie czujesz? - zaryzykowałam pytanie. - Przecież nic takiego nie powiedziałam!
Nie odezwała się do mnie ani słowem przez najbliższe minuty. W końcu, gdy zbierałam się do mojego pokoju, odezwała się jeszcze trochę naburmuszona, ale lekko uśmiechnięta.
"Nawet ładnie wygląda, jak się uśmiecha. Właściwie cała nie jest wcale brzydka, wręcz przeciwnie." - zauważyłam zaskoczona.
- A tak w ogóle, to nie powiedziałam ci, jak się nazywam. Jestem Melanie. - przedstawiła się i wyciągnęła rękę. Uścisnęłam ją, nie zdając sobie sprawy, że rozmawiam z NIĄ.
- Miło mi... Mam nadzieję, że się polubimy... - odwzajemniłam uścisk, zupełnie nieświadoma prawdy i uśmiechnęłam się ciepło.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|