|
Tokio Hotel Forum o zespole Tokio Hotel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Averse
Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z elfiej pieśni
|
Wysłany: Niedziela 04-02-2007, 13:51 Temat postu: ...Calvaire mort... (4) |
|
|
Pewnie kilka osób pamięta mnie (a może nie?) jako F@ith.
Ona odeszła i zastąpiła ją Averse:)
Niedawno weszłam na forum, którego nie odwiedziałam kilka miesięcy.
Nauka i wszystkie kłopoty zwaliły mi się na głowę, więc nie miałam czasu tu wchodzić...
Chciałabym od nowa zacząć pisać, chociaż nie wychodzi mi to tak jak niegdyś, łatwo i przyjemnie, ale z trudem... Człowiek, który od kilku miesięcy nie napisał nic sensownego zapomina o tym jak prawidłowo pisać.
Mam nadzieję, że poprzez krytykę i wsparcie pomożecie mi do tego wrócić.
Pomysł siedział mi od kilku tygodni w głowię, więc i napisałam pierwszą część.
Błyszczące, zielone oczy wpatrywały się w okryte puchem ulice. Opuszkami palców nieśmiało dotknęła zimnej szyby. Myślami była gdzieś daleko... Gdzieś poza realnym światem. Przejechała palcem wskazującym po śliskiej powierzchni zostawiając niewidoczny ślad. Uśmiechnęła się spoglądając na świecące na niebie gwiazdy, które tej nocy błyszczały najbardziej.
Poczuła silne, męskie dłonie oplatające się na jej talii. Palący oddech drażnił jej jasną skórę. Przymknął na chwilę oczy upajając się zapachem jaśminu.
Odwróciła się na palcach i wpiła w słodkie usta kochanka. Zarzuciła mu ręce na kark, mierzwiąc i tak sterczące na wszystkie strony włosy.
Jasne pasemka przyjemnie łaskotały ją w twarz. Przycisnął mocniej do siebie chude ciało dziewczyny. Drażniąc kolczykiem w języku jej podniebienie, wyczuwając przyspieszone bicie serca, oblał go zimny pot. Dreszcz emocji i podniecenia wciąż narastał. Nakierował dziewczynę na łóżko i położył ją na plecach.
Naparł na nią całym ciałem tak, że nie mogła się wyswobodzić, więc poddała się czułym pocałunkom. Gładziła jego nagie plecy, aż w końcu to ona znalazła się na górze.
Uśmiechnęła się zawadiacko i usiadła na nim okrakiem. Uniósł jej bluzkę znacznie do góry, ukazując kawałek koronkowego stanika. Spragniony jej pocałunków wsparł się na łokciach i dotknął ustami jej warg. Języki zataczały dziki taniec namiętności, zachłannie pragnąc wciąż więcej i więcej.
Nagle wszystko rozpłynęło się we mgle. Poczuła skurcz w okolicy brzucha. Pełno roztrzepotanych motyli chciało wydostać się na zewnątrz. Dreszcz przeszedł całe jej ciało. Usiadła oszołomiona na łóżku opierając głowę na łokciach.
- To było takie realne... - Powiedziała o jasnych włosach dziewczyna do czarnej przestrzeni oczekując, że ktoś jej odpowie. Wpatrzyła się w okno i na błyszczące gwiazdy. Potem wzrok spuściła na łóżko. Przypuszczając, że nie zaśnie dzisiejszej nocy poszła do łazienki obmyć twarz zimną wodą. Oparła czoło o chłodne lustro, które dawało jej niebywałą ulgę.
Pomacała ręką rozgrzane miejsce i niezadowolona niechcący strąciła szklany kubek.
- Cholera! - Zaklęła podnosząc stłuczone szkło. Złym trafem rozcięła palec, z którego powoli zaczęła sączyć się krew kapiąc na białe kafelki. Odkręciła kran i dała pod wodę drżącą dłoń. Usłyszała w przedpokoju kroki, które z każdą sekundą były głośniejsze.
Po chwili drzwi otworzyły się z łoskotem.
- Matko kochana! - Krzyknęła wysoka kobieta w czekoladowym szlafroku. Spojrzała na krople krwi, a potem na łzy spływające po zaróżowionych policzkach - Nie płacz kochanie - Powiedziała podchodząc i przytulając córkę.
- Już dobrze - Powtórzyła matka Madeleine. Dziewczyna mocniej wtuliła się w ramiona kobiety.
- Czy to coś poważnego? - Do pokoju weszła elegancko ubrana, wysoka blondynka. Podeszła do ubranego w biały kitel mężczyzny i z niepokojem spojrzała na córkę.
- Powinna leżeć w łóżku przynajmniej cztery dni i dużo pić. Grypa jest do wyleczenia, ale jeżeli przestrzega się zaleceń lekarza - Uśmiechnął się serdecznie i uścisnął dłoń kobiecie - Ja już pójdę. Do widzenia paniom.
- Ale ja muszę jeszcze coś panu powiedzieć... Może wyjdziemy na taras? - Zapytała kobieta gestykulując przy tym rękami.
- No dobrze... Ale zaraz musze znikać, bo mam jeszcze jednego pacjenta - Odparł lekarz i oboje wyszli.
Smutne, zielone oczy Madeleine powędrowały po fioletowym pokoju w poszukiwaniu czegoś co przykułoby jej uwagę chociaż na chwilę i mogła zapomnieć o problemach.
Zrezygnowana schowała głowę pod kołdrę i usnęła.
- Madeleine? Kochanie... Masz gościa - Obudził ją kobiecy głos, który dochodził zza zamkniętych drzwi. Po chwili otworzyły się one z cichym skrzypnięciem, a do pomieszczenia wkroczyły dwie osoby.
- Madeleine... - Jej imię w ustach matki brzmiało bardzo ciepło i troskliwie. Wychyliła jasną głowę spod kołdry i uśmiechnęła się nieśmiało - Zostawię was samych - Powiedziała kobieta i wyszła.
- Cześć kochanie - Powiedział wysoki brunet zbliżając się do dziewczyny by obdarzyć ją pocałunkiem. Ona jednak odsunęła głowę - Co jest? - Zapytał zaniepokojony siadając na łóżku.
- Nic... Po prostu nie chcę cię zarazić. Pewnie się cieszysz, bo nie jadę do Niemiec - Nie patrząc na niego zacisnęła palce na kołdrze.
- Nie. Jak mogło ci to przyjść do głowy... Owszem było mi smutno z powodu tak długiego rozstania jakie nas czekało, ale cieszyłem się twoim szczęściem. Mad... Proszę cię - Poczuła na swojej ręce ciepło dłoni Marcina. Minęła chwila ciszy, więc chłopak zrezygnowany wyszedł.
- Jestem cholerną hipokrytką! – Powiedziała przez zaciśnięte zęby. Wzięła ze stolika szklankę z woda i rzuciła nią o ścianę. Ta rozsypała się na drobne kawałeczki…
Pani ve Gaulle zamykając drzwi za Marcinem, który wyszedł usłyszała dobiegający z góry wrzask. Pobiegła szybko do pokoju córki. Siedziała z podkulonymi nogami patrząc na drobne kawałki szkła.
- Mamo… Ja tak dłużej nie mogę – Powiedziała po chwili drżącym głosem, dławiąc się przy tym spływającymi łzami.
^*^*^*^*^*^
Wasza Averse
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Averse dnia Niedziela 18-02-2007, 21:40, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
FAILUREKID
Dołączył: 09 Wrz 2006
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Starożytna Belgia. Średniowieczny Tarnów. Nowoczesny Londyn.
|
Wysłany: Niedziela 04-02-2007, 14:34 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam.
Jestem na Neutralnym Gruncie.
Błędów niebyło, pozatym że czasami brakło ci polskich znaków.
Fabuła ciekawa, lecz to nie 'to' co bym chciała przeczytać.
Mam nadzieje że mnie pozytywnie zaskoczysz.
Jestem na tak.
Fail.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Poniedziałek 05-02-2007, 16:04 Temat postu: |
|
|
No to jak na początek jest zupełnie dobrze. Ładnie wszystko opisujesz i wokół tego opowiadania unosie się taka nutko tajemniczości. To dobrze, bo az się chce czytać dalej, żeby się dowiedzieć czegoś więcej
Błędów jako takich nie widziałam, zresztę niespecjalnie ich wypatrywałam, bo mi się bardzo przyjemnie czytało.
Ogólnie jestem na tak i czekam na kolejną część.
No i miło, że do nas wróciłaś
Pozdrawiam i życzę weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Incia
Dołączył: 08 Paź 2006
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szajzeeeeeeeeeeeeee!!!
|
Wysłany: Poniedziałek 05-02-2007, 16:35 Temat postu: |
|
|
Bardzo mi się podoba.
To takie prawdziwe! Smutne i wiesz, jakoś mnie poruszyło...
Rozpacz Madeleine jest świetnie opisana. Tak, ten ciężar w sercu i ciągłe uczucie bólu... Jakoś mi się smutno zrobiło.
Świetne! Cudne! Genialne...
Pozdrawiam i czekam na dalsze części
Inn
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Averse
Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z elfiej pieśni
|
Wysłany: Poniedziałek 05-02-2007, 19:23 Temat postu: |
|
|
Kolejny odcinek. Dodaje tak jak na blogu:P Dziękuję dziewczyny za tak miłe słowa. Bardzo wiele dla mnie znaczą. Jak narazie notki sa krótkie, bo będę dodawała przez ten tydzień codziennie. Potem się to zmieni, więc nie chcę tracić czasu i weny:P Nie zanudzam już.
Promienie słońca przedzierały się przez otwarte okno. Brzoskwiniowe zasłony były lekko poruszane przez mały wiatr, który wraz ze świeżym powietrzem wlatywał od pomieszczenia.
W pokoju było duszno i parno, ale po chwili to znikło. Młoda dziewczyna zakryta kołdrą po czubek głowy spojrzała na zdjęcie oprawione w złota ramkę. Wysoki, przystojny mężczyzny uśmiechał się wesoło trzymając na rękach pięcioletnią dziewczynkę.
Madeleine poczuła ukłucie w sercu. Chciała cofnąć się w czasie i zostać dzieckiem już na zawsze. Mieć oboje rodziców przy sobie i nie martwić się problemami…
Otarła ręką spływającą po policzku łzę i wzięła ze stolika szklankę z wodą.
- O… Już wstałaś. Było tu strasznie duszno, więc na chwilę otworzyłam okno – Powiedziała Weronika, mama Madeleine. Szatynka podeszła do okna i zamknęła je ograniczając tym samym dopływ świeżego powietrza.
- Przyniosłam antybiotyk – Położyła na stoliku obok łóżka opakowanie z tabletkami. Uśmiechnęła się troskliwie i wyszła.
Ból, który pulsował w całym ciele nie pozwalał na samodzielne wstanie z łóżka, więc także z wysiłkiem wyciągnęła przed siebie rękę sięgając po tabletkę.
,,- Madeleine! Madeleine uważaj! – Młody mężczyzna przedzierał się przez gęsty las, nie spuszczając wzroku z córki.
- Zaczekaj na mnie! – Wołał za śmiejąca się dziewczynką. Ta schowała się za pniem drzewa i gdy mężczyzna był blisko wyskoczyła zza niego i przytuliła się do taty.
- Tatusiu… Bardzo cię kocham – Powiedziałam wtulając głowę w ramiona ojca. Uśmiechnął się promiennie i mocniej przytulił córkę…''
Obudziła się zlana potem. Zimny dreszcz przeszywał całe jej ciało, a pulsujący ból w okolicy skroni nie dawał spokoju.
- Aaaaaaa! – Krzyknęła spadając z łóżka. Podniosła się szybko i usiadła. Przyciągnęła do siebie kolana i oparła o nie głowę.
- To nie jest najlepsze rozwiązanie – Zza drzwi dobiegał męski głos. Drugi, kobiecy zaś umilkł.
- Ona powinna zostać tu… Przecież ma tu przyjaciół… Po co męczyć ją jeszcze bardziej? – Mężczyzna dalej ciągnął swoją wypowiedź. Madeleine nieco zdezorientowana, czując się lepiej wstała ociężale z łóżka i przystawiła ucho do drzwi. Na jej twarzy po chwili pojawił się promienny uśmiech. Otworzyła drzwi i boso pobiegła do kuchni.
- Tatusiu! – Krzyknęła rzucając się mężczyźnie w ramiona.
- Moja mała córeczka – Powiedział pan ve Gaulle odgarniając córce włosy.
- Przyjechałeś… Kiedy? – Zapytała wesoło dziewczyna. Jej dobry nastrój udzielił się także chwilowo pani Weronice, która od przyjścia córki do kuchni jeszcze bardziej spochmurniała.
- A niedawno. Nie chciałem cię budzić, a zresztą powinnaś leżeć w łóżku – Powiedział i zawadiacko się uśmiechnął.
- Usłyszałam… Usłyszałam jak się kłóciliście, więc byłam ciekawa kto przyszedł…
- Podsłuchiwałaś?! – Matka Madeleine podniosła nieco głos i ostro spojrzała na córkę. Przestraszona reakcją rodzicielki skulona usiadła na krześle.
- Nie… Ja tylko… - Patrząc tępo w podłogę próbowała wyjaśnić matce całą sytuację, ale ta przerwała jej.
- Idź do pokoju. – Powiedziała stanowczo. Madeleine wstała i smutna odeszła.
Zamykając drzwi od pomieszczenia usłyszała podniesione głosy. Położyła się na łóżku i przykryła głowę poduszką tak by nie słyszeć kolejnej kłótni rodziców…
Następne dwa dni minęły bez niespodzianek. Madeleine leżała w łóżku nie odzywając się słowem do matki. Czasem sprzeczały się o głupstwa, ale gdy temat schodził poza zakazane ścieżki, napięciu nie było końca. Odkąd ojciec Madeleine, Frank ve Gaulle rozwiódł się z jej matką bardzo się do siebie zbliżyły.
Były sobie przyjaciółkami…
Madeleine często rozmyślała nad tym co będzie dalej… Co będzie z jej kontaktami z ojcem. Jak na razie widziała go tylko trzy razy w roku. Były to najcudowniejsze chwile, bo czas spędzony z ojcem nigdy nie był stracony…
- Mad? – Z rozmyślań wyrwał ją ciepły głos należący do Marcina – Mad…
Podniosła głowę i spojrzała w roziskrzone, niebieskie tęczówki. Nie powstrzymując łez przytuliła się mocno do piersi chłopaka. Marcin nieśmiało ją objął, jakby z obawą, że zaraz zmieni do niego nastawienie.
- Przepraszam cię… Ja naprawdę… Ja nie chciałam, żeby to tak wyszło. Wiesz, prawda? – Zapytała niepewnie odrywając się od chłopaka. Nie usłyszała odpowiedzi. Marcin pogładził ją po policzku i pocałował.
- Nie rób tego więcej – Powiedział po chwili ciszy.
- Czego? – Jasne kosmyki zasłaniały jej zarumienioną twarz.
- Nie rań mnie… - Spuściła zielone oczy w dół i obróciła się w stronę okna – Właśnie teraz mnie ranisz. Proszę Mad, nie odsuwaj się ode mnie. Wiesz… Wiesz, że cię kocham – Jej serce nagle zostało ściśnięte jakby grubą liną. Zabolało, ale sama nie wiedziała czemu…
Jak zwykle...
Wasza Averse
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Incia
Dołączył: 08 Paź 2006
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szajzeeeeeeeeeeeeee!!!
|
Wysłany: Poniedziałek 05-02-2007, 20:04 Temat postu: |
|
|
1?
Edit:
Według mnie ta część troszkę słabsza od poprzedniej, ale może się mylę?
Liczyłam na to, że się coś wyjaśni.
Co?
O kim marzyła Madelaine.
Dlaczego mówiła, że dalej już tak nie może.
Wiecej nic mi nie przychodzi do głowy. xD
Czekam na następne części
Inn
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Averse
Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z elfiej pieśni
|
Wysłany: Poniedziałek 05-02-2007, 21:59 Temat postu: |
|
|
To się dopiero wyjaśni później:P
W czartej części dopiero pojawią się chłopaki z TH, ale nie obiecuję. Chcę was trochę potrzymać w niepewności:P
Potem momenty życia Madeleine i restzy będa nieco weselsze. Odrazu chciałam was wprowadzić do jej małego świata.
Mam nadzieję, że was zaskocze... Niedługo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Averse
Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z elfiej pieśni
|
Wysłany: Piątek 09-02-2007, 21:39 Temat postu: |
|
|
Uch... Muszę zacząć odnowa uczyć się pisać. Tragiczna część. Przyznaję się, że jest beznadziejna, ale dodaję, bo wątpie bym napisała lepszą...
Krople deszczu spływały po oknie zamazując tym samym krajobraz sierpniowego dnia.
Szare chmury unosiły się wysoko na niebie. Gdzieś między nimi chowało się letnie słońce, które czekało na uwolnienie swych promieni.
Siedząc w wygodnym fotelu Madeleine czytała książkę, którą kupił jej Marcin. Sięgając co raz po chusteczki wpatrywała się w drobne, drukowane pismo lustrując kolejne kartki.
- Madeleine! – Dziewczyna obudziła się z transu, którą wywołała niezwykle wciągająca książka i ociężale wstała z fotela.
- Coś się stało? – Zapytała wchodząc do kuchni, w której unosił się zapach naleśników.
- Nie, a dlaczego miało by się coś stać? Siadaj do stołu, zaraz podam obiad – Powiedziała kobieta ściągając czerwony fartuszek.
Usiadła przy stole i patrzyła na wiszący zegar.
- Ładnie wygląda – Powiedziała wpatrując się w naleśniki polane syropem klonowym. Dostrzegła także jak jej matka bierze z szafki jeszcze jeden talerz…
- Ktoś przyjdzie? – Zapytała wpatrując się ze zdumieniem w twarz Weroniki.
- Tak… Twój tato. Jutro wraca do Niemiec, więc chciał cię jeszcze zobaczyć – Uśmiechnęła się nieśmiało i usiadła. Po chwili zadzwonił dzwonek, a Madeleine pośpiesznie zerwała się z siedzenia by otworzyć.
- Tatusiu! – Zaświergotała wesoło i przytuliła mężczyznę. Oboje weszli do kuchni siadając do stołu i delektując się zapachem naleśników, zaczęli rozmawiać.
- Czujesz się już lepiej? – Zapytał patrząc na uśmiech dziewczyny.
- Znakomicie. Mama chyba specjalnie zrobiła twoje ulubione naleśniki – Powiedziała patrząc na odwróconą do niej tyłem kobietę i lekko uśmiechniętego mężczyznę.
- Cieszę się. Mama powiedziała ci już? – Zapytał ni stąd ni zowąd biorąc do ust kawałek przysmaku.
- O czym? Mamo? Mamo o co chodzi? – Zdenerwowana kobieta upuściła szklankę z sokiem, która rozprysła się na miliony kawałeczków. Uklękła by pozbierać szkło.
- Jestem dzisiaj taka nieprzytomna… Przydałaby się jakaś kucharka – Zaśmiała się ironicznie, czując na sobie palący wzrok córki.
- Mamo… Odpowiedz mi. – Madeleine podeszła do niej by pomóc zbierać szkło.
- Tato chciał abyś pojechała z nim do Niemiec. Tam byłoby ci dużo lżej niż w Polsce – Nie spoglądając w zielone tęczówki ominęła córkę i wrzuciła resztki do kosza.
Madeleine popatrzyła zdezorientowana na ojca, potem znów na matkę, która usiadła na krześle podpierając głowę rękoma.
- Ty też z nami jedziesz? – Zapytała opierając się o blat.
- Nie… Musiałabym tu najpierw pozałatwiać formalności. – Starała wysilić się na obojętny ton, lecz jej głos drżał, co uniemożliwiło zatuszowanie tego co kłębiło się w jej wnętrzu.
- Ale… Ale kiedy jechać? – Madeleine zwróciła się ku ojcu, który popijał sok i wpatrywał się w pierwszą stronę gazety.
- Jutro – Powiedział, a dziewczyna z wybałuszonymi oczami i otworzoną buzią usiadła na krzesło. Po chwili jej kąciki ust nieśmiało uniosły się ku górze.
- Szybciej… - Przyciskając do ucha telefon wyczekiwała, aż usłyszy dobrze znany jej głos. Po chwili Marcin odezwał się.
- Cześć – Usłyszał po drugiej stronie.
- No cześć, cześć.
- Nie uwierzysz co się stało – Madeleine wesoło kontynuowała rozmowę. Marcin słyszał w jej głosie ogromny entuzjazm, który rozszarpywał jej środek chcąc wyjść na zewnątrz.
- Jadę do Niemiec… Z tatą. Cudownie prawda?! Przez te dwa lata widzieliśmy się zaledwie kilka razy, a teraz razem zamieszkamy. Jezu… Nie mogę się doczekać. Halo… Jesteś tam? – Urwała gdy nie usłyszała żadnych oznaków życia ze strony swojego chłopaka.
- Nie nic… Też się cieszę, ale miałaś jechać w tamtym tygodniu tylko na kilka dni, a tu nagle mówisz mi, że jedziesz by tam mieszkać? – Zdziwiła się zachowaniem chłopaka, ale cóż mogła się po nim spodziewać. Chociaż nagle zaświtało jej coś w głowie. ‘Jaka jestem głupia’ pomyślała waląc się otwartą dłonią w czoło. Przecież on zostawał tu, a ona? Miała wyjechać do innego kraju, kilkaset kilometrów stąd. Cały entuzjazm wyparował.
- Ja przepraszam… Ale zrozum mnie. Ja chcę rozpocząć nowe życie, a tam będzie mi zdecydowanie łatwiej. Będziesz do mnie przyjeżdżał! Będę codziennie dzwonić, będę pisać listy…
- Mad… To nic nie da. Między nami będzie zbyt duża odległość, ale… Mad. Ja nie chcę cię stracić. Nie teraz… - Cały smutek i żal wypłynął wraz z jedną łzą spływającą po jego policzku, ale przecież on nie może płakać! Jest mężczyzną! Ale gdy traci jedyną osobę, na której zależy mu najbardziej…
- Przykro mi… - Rozłączyła się. Usłyszał tylko ciągły sygnał w telefonie. Po chwili wylądował on na szafce nocnej.
Wiedziała, że go rani… Ale nie mogła stracić takiej szansy. Szansy na nowe życie.
On ją kochał, a ona sama nigdy nie wiedziała czy też odwzajemnia to uczucie. Była z nim… Z przyzwyczajenia. Zawsze mogła na nim polegać. Nie chciała z nim zrywać gdyż obawiała się, że ich kontakt się urwie, ale w końcu do tego doszło…
- Będę tęsknić… - Powiedziała pani Weronika do córki mocno ją przytulając.
- Ale za niedługo przyjedziesz i będziemy mieszkać razem – Madeleine uśmiechnęła się wesoło i odwzajemniła uścisk. Posłała ostatnie spojrzenie matce i wsiadła do samolotu.
- Od roku się nie uśmiechała… A teraz? Aż się cieplej robi na sercu widząc jej uśmiechniętą buzię – Powiedziała mama Madeleine do jej ojca.
- Tak… Dobra… To ja już idę. Jeszcze się zobaczymy – Pocałował ją nieśmiało w policzek i odszedł.
Białe obłoki wyglądały niczym puszysta wata cukrowa unosząca się na niebie. Zielone tęczówki Madeleine błądziły wśród chmur, z zachwytem, a po chwili z lekką monotonią, bo widok bieli chmur i nieba, pojawiał się teraz na każdym kroku. Czarne plamki błądzące przed jej oczyma pojawiły się gdy spojrzała na chwilę w stronę promieni słońca. Odwróciła wzrok, który natrafił na czarna czuprynę. Wśród niej było widać rzadsze miejsca. Mężczyzna mający ową fryzurę pochrapywał i od czasu do czasu majaczył coś przez sen.
- Tato? Jak tam jest? – Zapytała Madeleine odwracając się w stronę ojca. Ten czytając niezwykle interesującą książkę, spojrzał na nią dopiero wtedy gdy ta dotknęła jego ramienia.
- Ładnie… W Niemczech jest więcej zieleni, a w Berlinie… ach… Przepiękne miasto, a zresztą co ja ci będę mówił, za kilka godzin sama zobaczysz – Pocałował córkę w czoło i powrócił do czytania. Madeleine oparła głowę o ramię ojca i zasnęła.
- Pomogę ci – Powiedział pan Frank chcąc wziąć od córki wielką walizkę.
- Nie… Poradzę sobie – Na jej usta wstąpił wymuszony uśmiech, ponieważ walizka była naprawdę ciężka, a ona miała dosyć tego, że rodzice robią większość rzeczy za nią, więc chciała być chociaż czasem samodzielna. Z nie udawanym zmęczeniem, wręcz wczołgała się do domu i od razu oparła o ścianę.
- Uch… - Zamknęła na chwile oczy by uspokoić rozszalałe serce i po kilku sekundach zorientowała się, ze w tym miejscu spędzi przynajmniej połowę swojego życia.
Otworzyła powoli oczy i rozejrzała się po holu. Był on nieco ciemny… Bordowe ściany, ciemne, stylowe meble…
Sam wystrój holu, dodawał tajemniczości, bo przecież tu zaczynało się zwiedzanie.
Wszystkie pomieszczenia były urządzane w takim ciemnym klimacie, oprócz pokoju Madeleine.
Delikatny fioletowy kolor, tęczowe zasłony, wielkie słoneczniki wstawione do kolorowego wazonu w paski…
- Jak tu pięknie! – Musiała dotknąć wszystkiego. Od satynowej, białej pościeli, po jeszcze pachnące jasne drewno z którego zrobione było biurko.
- Podoba ci się? – Usłyszała za sobą kobiecy głos. Stukot obcasów obijał się echem po pomieszczeniu. Madeleine odwróciła się na pięcie i spojrzała na wysoką, blondynkę o figurze modelki. Duże, niebieskie oczy spoglądały na nią z zaciekawieniem.
- Kim jesteś? – Zapytała oszołomiona dziewczyna opierając się o krzesło.
- To jest Katrin… Moja narzeczona – Na jej pytanie odpowiedział ojciec, który wszedł w tym momencie do pokoju.
- Nie… Nie! To nie możliwe! – Krzyknęła Madeleine, cofając się dwa kroki do tyłu. Nagle jej głowę przeszył ostry ból. Opadła na satynową pościel i schowała ją w dłoniach.
- Madeleine co ci jest? – Kobieta podeszła do niej dotykając opuszkami palców jej ramienia.
- Zostaw mnie! Nic mi nie jest! Idźcie stąd… Idźcie! No już!!! – Jej drżący głos wypełnił puste już pomieszczenie. Wzięła do ręki dużego, pluszowego misia, który leżał na łóżku i rzuciła nim o podłogę.
- Pieprzony łgarz! Nienawidzę cię! Nienawidzę!!!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Averse dnia Sobota 10-02-2007, 23:44, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Incia
Dołączył: 08 Paź 2006
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szajzeeeeeeeeeeeeee!!!
|
Wysłany: Piątek 09-02-2007, 22:04 Temat postu: |
|
|
Robi się ciekawie.
No tak...
Ojciec ma narzeczoną.
Takie jest życie.
Przykre, ale prawdziwe.
Mam nadzieję, że się jeszcze bardziej rozkręci.
Pozdrawiam
Inn
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Sobota 10-02-2007, 22:39 Temat postu: |
|
|
Trochę mi ta fabuła przypomina dawne, stare fabuły, w stylu przeprowadzka z Polski do Niemiec i bliźniaki na przeciwko, ale mam nadzieję, że tego u Ciebie nie będzie. Znaczy sie tych bliźniaków z przeciwka, bo przeprowadzka już była
Ogólnie czyta się przyjemnie i dalej jestem ciekawa co się stanie dalej. I dlaczego Mad chce rozpocząć nowe życie. Czekam na kolejną część i pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Averse
Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z elfiej pieśni
|
Wysłany: Sobota 10-02-2007, 23:43 Temat postu: |
|
|
Co do tej starej fabuły to się gruuuuuuuubo mylisz:D
Bardzo się cieszę, że ci się podoba, chociaż sądzę, że ta część mi nie wyszła.
Pozdrawiam czytelników
Idę już spać, bo jestem padnięta.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaheri
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Środa 14-02-2007, 22:08 Temat postu: |
|
|
Miałaś przerwę w pisaniu, tak? Czyżbyś lekko przyrdzewiała w tym czasie? Masz dziwną stylistykę. Wiele zdań brzmiało by o wiele lepiej, gdyby zmienić w nich kolejność słów czy fraz. Trochę za bardzo się zmuszasz do dialogów.
Piszę to nie doczytawszy jeszcze do końca... ale chwilowo wygląda, ze opowiadanie jest zbudowane na bazie pojedynczych, dość luźno powiązanych ze sobą obrazów rozpaczy, samotności i niezrozumienia.
Czasem wpada się na jakieś niekonsekwencje w tesći (ale rzadko ). Jednak to raczej nie błędy, czy nie przemyślenie pomysłu, ale może zbyt duży skrót myślowy nie do końca jasny dla czytelnika. Nie bój się słów. Czasem dobrze jest coś dokładniej wytłumaczyć (oczywiście nie zawsze ).
Już miałam spytać, czemu to opko jest na forum o TH, ale odpowiedź sama przyszła w którymś komencie...
Averse napisał: |
Uch... Muszę zacząć odnowa uczyć się pisać. Tragiczna część. Przyznaję się, że jest beznadziejna, ale dodaję, bo wątpie bym napisała lepszą... |
Jeśli tak myślisz, to może poproś kogoś i pomoc i zredagowanie. W sumie dziwne, że napisałaś to na wstępie części, która zaczynała się bardzo dobrze. To, czego możnaby się tam czepnąć, to dialog, w którym widać, ze w pewnym momencie byłaś już trochę zmęczona, ale nawet to można ładnie ukryć , jeśli zna się sposoby.
Podoba mi się ta tajemnica, tórą zbudowałaś. Czytam, a jednocześnie myślę: szybciej, no szybciej... bo chce sie dowiedzieć... choćby czemu ona ma zaczynać nowe życie? Co się stało?
Hi, hi, trzecia część, przewrotnie, była lepsza od poprzednich, ale i tak powtórzę to, co kiedyć pisałam na tym forum bardzo, bardzo często: po napisaniu, przeczytaj swój text choć ze dwa razy: po napisaniu i następnego dnia, albo za tydzień. Zauważa się wtedy dość zabawne błędy. Ja przy takiej okazji, zawsze śmieję się z siebie jak z kretynki.
Nie będę ci tu wypisywać błędów, ale dam przykład: cofając się dwa kroki do tyłu. Kochanie, nie da się cofać do przodu albo na boki .
Propozycja do dialogów (przyjmiesz, albo nie, ale napiszę): w momentach, kiedy postać coś powtarza, na przykład krzycząc albo przepraszając, a są to frazy nie pojedyncze wyrazy (kurczę, nie mogę teraz tego znaleźć), dobrze jest pomiędzy takie powtórzenie jakiś komentarz (np, - wyszeptała z niedowierzaniem - ). Wtedy nie ma efektu sztuczności, a w zamian wprowadzasz lekkie zawieszenie i oczekiwanie, które pobudza emocje i ciekawość czytelnika.
Ech... komuś (Falce albo Tajniaczce) mówiłam, że nie będę dawać długich komentów... cóż. W każdym razie jest dobrze. To czego potrzebujesz to w tej chwili wiara w siebie! Do boju, dziewczyno! Podoba mi się to opowiadanie, tylko wrzuć już TH, bo jakoś tu pusto bez nich (i to mówi ktoś, kto ich nie lubi ).
Na koniec podsumowanie: nie wymuszaj dialogów, czytaj po napisaniu, ew. poproś kogoś o sprawdzenie i pilnuj stylistyki.
Ps. ładne opisy, krótkie, ale ładne .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Averse
Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z elfiej pieśni
|
Wysłany: Niedziela 18-02-2007, 21:38 Temat postu: |
|
|
Nie będę się rozpisywać, bo po co.
Zapraszam do czytania.
Wspomnienia to piękna rzecz. Jedyna cenna rzecz, którą posiadam. Nie można ich kupić. Nie można zabrać, przywłaszczyć.
Są w każdym zakątku domu. W każdym ciemnym kącie. Nawet w ogrodzie, gdzie nadal rośnie nasze drzewko szczęścia.
Oczy miała podkrążone i czerwone od płaczu. W prawej ręce trzymała zdjęcie jej i Marcina. Powoli, jakby z obawą, zeszła po schodach. Słysząc głośne śmiechy i rozmowy dochodzące z salonu wytarła łzę spływającą jej po policzku. Stanęła w progu, a sześć par oczu skierowało się na nią.
- Widzę, że świetnie się bawicie – Powiedziała uśmiechając się ironicznie. Podeszła bliżej i usiadła na fotelu z dala od nich.
- Córciu… - Ojciec wstał z kanapy i podszedł bliżej.
- Nie nazywaj mnie tak. Okłamałeś mnie. – Powiedziała spokojnie – Mnie i mamę! Mówiłeś, że będziesz nas zawsze kochał! ...że jesteśmy jedynymi kobietami w twoim życiu. Obiecałeś, że nigdy nas nie opuścisz… nigdy – Dokończyła już szeptem, spuszczając głowę, a w dłoni wciąż zaciskając złotą ramkę.
- Nie opuszczę was… Zrozum, że rozwiodłem się z twoją mamą – Objął córkę ramieniem, a ona, wciąż płacząc, wtuliła się w jego tors. Niewielki żal, że zdecydowała się zejść i spróbować dogadać z ojcem, zniknął. Narzeczona pana ve Gaulle uśmiechnęła się nieznacznie patrząc na scenę czułości.
- Już dobrze… Co się tak gapicie? – Frank zwrócił się do pięciu postaci, które z zaciekawieniem przysłuchiwały się rozmowie.
- My? Nic. – Jeden z nich, chłopak z dredami, uśmiechnął się szeroko zsuwając się z kanapy tak, że siedział na samym jej brzegu.
- Ach… zapomniałem cię przedstawić. Moja córka, Madeleine, - zwrócił się do gości - a to jest Tom, Bill, Georg i Gustav. Jestem ich nowym menagerem. – Chłopcy uśmiechnęli się podając Mad dłoń, choć dziewczyna wciąż zaciskała chude palce na ramce. Niezbyt zachwycona towarzystwem kogoś obcego, zrezygnowana wyszła zamykając się w swoim pokoju.
Dzień był zachwycający. Każdy promyk słońca, podmuch wiatru czy śpiew ptaków sprawiał, że kolana uginały się pod wrażeniem tego widoku. Przymknęła znużone powieki i wdychając zapachy niesione przez letni wiatr usiadła na fotelu przy oknie.
- Mogę? – Odwróciła się, by zobaczyć Billa stojącego w otwartych drzwiach. Bez słowa wróciła do poprzedniej czynności. Chłopak bez zaproszenia wszedł do pokoju. Bojąc się, że dziewczyna zaraz ‘wybuchnie’, zmiesza go z błotem lub zrobi rzecz o wiele gorszą, skradał się niczym kot. Stanął obok fotela i popatrzył na fotografię, którą trzymała.
- Kto to? – Jego wścibskie pytanie nieco ją zdenerwowało, ale i rozśmieszyło, bo spojrzała na niego gdy miał bardzo zabawny wyraz twarzy.
- Mój chłopak… - Odpowiedziała patrząc z ciekawością na sterczące włosy i czekoladowe tęczówki. - Czy ciebie czasem nie powaliło? – Zapytała wciąż lustrując czarnego spojrzeniem.
- Z czym? – Zdziwiony nagłym pytaniem odwrócił wzrok od zdjęcia i spojrzał na Madeleine, która z uśmiechem przypatrywała się różnym zawieszkom na jego szyi.
- Z tym wszystkim… Kiedyś byliście moim ulubionym zespołem... – Dotykając opuszkami palców fotografii, przypomniała sobie ostatnie chwile spędzone w Polsce.
- Uch… Masz problem. Idę… - Odwrócił się na pięcie i już miał wyjść, gdy Madeleine złapała go za nadgarstek.
- Zostań ze mną… choć chwilkę. – Popatrzyła na niego przepraszająco, a jego całe ciało przeszył dziwny dreszcz. Czuł jak dziewczyna przenika go swymi zielonymi tęczówkami na wskroś. Jak wnika do jego duszy i umysłu…
- No dobra. Robię to z dobroci serca. – Powiedział obojętnie, maskując tym samym swoją nagłą słabość. – Nieźle mówisz po niemiecku, ale akcent jednak masz francuski – Dodał po chwili i usiadł obok na łóżku. Kąciki jej ust nieznacznie się uniosły, zieleń w oczach poszarzała… - Rozumiem cię… - Objął ją lekko ramieniem. – Wiem jak to jest, gdy rodzice się rozwodzą. Sam to przeżyłem. Nie było łatwo, ale…
- To strasznie boli. Myślałam, że będziemy mieszkać tu razem… We troje, z mamą, że… - Nagle urwała. Jej głos zaczął drżeć, a palce zacisnęły się na satynowej pościeli..
Usiadła na ławce gdzieś w środku wielkiego, berlińskiego parku. Lekki podmuch wiatru unosił jej złociste kosmyki i pieścił blade policzki.
"Sam na sam z przeznaczeniem…" Zapisała. Długopis w jej dłoni drżał. Kartki przewracały się co raz, a pulsująca skroń wciąż bolała.
- Cholera… - Przycisnęła palce do bolącego miejsca i zaczęła je masować okrężnymi ruchami.
Nie pomogło… Myślała, że świeże powietrze chociaż trochę zmniejszy jej cierpienie, bo ostatnimi czasy jej mózg był nie dotleniony. Nie mogąc uspokoić skołatanego serca i rosnących nerwów odłożyła zeszyt i oparła się o ławkę. Uniosła głowę i patrzyła na pomarańczowo czerwone niebo.
- Kocham, kocham, kocham, kocham... – Zaczęła po stokroć powtarzać to słowo. Poczuła delikatny zapach, męskich perfum. Otworzyła nieśmiało oczy i spojrzała na stojącą naprzeciw postać.
- Marcin? Marcin! – Krzyknęła rzucając się w ramiona chłopaka.
- Tęskniłem. – Szepnął całując ją czule w usta. Nagle obraz się rozmazał. Zapach perfum jednak wciąż było czuć, a ktoś rzeczywiście przed nią stał. Otworzyła oczy i aż podskoczyła z zaskoczenia.
- Kto ty?! – Biorąc do ręki niebieski długopis wystawiła go na wprost chłopaka, najwyraźniej myśląc, że zdziała nim cuda. – Odejdź ode mnie! – Krzyknęła.
- Nie poznajesz mnie? – Uniosła brew patrząc ze zdziwieniem na blondyna. Walnęła się otwartą dłonią w czoło i zaśmiała cicho.
- Przepraszam… rzeczywiście nie poznałam. – Odpowiedziała lekko zmieszana sytuacją. – Ale… jak ty właściwie masz na imię?
- Gustav. Uch… Miałem nadzieję, że jednak mnie pamiętasz. Co tu robisz? Zaczyna się ściemniać. – Zapytał siadając obok dziewczyny. Ta cicho westchnęła patrząc na kołyszące się drzewa.
- Takie tam… Przemyślenia. A ty? – Odwróciła się w jego stronę.
- Chłopcy wygonili mnie po zakupy. Ech… Oni to nie mają co robić, tylko imprezują. – Odpowiedział i z grymasem na twarzy popatrzył na puszki piwa w siatce.
Madeleine zaśmiała się cicho, a chłopak odwrócił się w jej stronę i uniósł prawą brew do góry.
- Co cię tak śmieszy? – Zapytał patrząc na uśmiechniętą dziewczynę. Ta znów wybuchła śmiechem. – No co jest?
- Czy nie uważasz, że zakładanie nogi na nogę nie jest po męsku? – Zapytała patrząc uważnie na jego twarz, która nieco poczerwieniała.
- Uch… o to chodzi. – Po chwili i on wybuchł gromkim śmiechem. – Ej… Słuchaj. Może ty byś poszła ze mną? – Zapytał patrząc na dziewczynę z ciekawością.
- Gdzie? – Odpowiedziała mu pytaniem na pytanie, chociaż domyślała, się co chodziło jej towarzyszowi po głowie.
- No do nas. Wiesz… przyszło dużo ludzi, bo za kilka dni wyjeżdżamy do Anglii. Zabawisz się… - Nie zbyt zachwycona pomysłem chłopaka, spojrzała na zapalające się latarnie i poszarzałe niebo.
- No dobrze, ale tylko na chwilkę. – Chłopak pokiwał głowa i pociągnął dziewczynę za rękę.
Averse
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Poniedziałek 26-02-2007, 16:09 Temat postu: |
|
|
Och, przypomina mi to stare, dobre fabuły, kiedy opowiadania o TH dopiero wchodziły na tapetę Podoba mi się, trochę się za tym stęskniłam. Taki powrót do źródeł
I ładna częśc wyszła. Lekko się czyta i aż się chce czekać na następną część. A poza tym ładnie opisujesz wszystko i naprawdę jest dobrze. O.o
Pozdrawiam i czekam na kolejną część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|