|
Tokio Hotel Forum o zespole Tokio Hotel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Witja
Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Środa 03-01-2007, 22:29 Temat postu: |
|
|
Respekt za tę częsc. Wyszla bardzo zyciowo. <przepraszam za brak niektorych literek, chwilowy defekt klawiatury>
Powiedzmy, ze ja jako ktos z kompletnie poradanym zyciem uczuciowym wzielam ja do serca. W przeciwienstwie do Sarz czytanie o wlasnych problemach wcale mnie nie irytuje. Ostatnio napatoczylam sie na Chlodny Deszcz, naszej hiphopolowej Verby i stwierdzam, ze sytuacja jaka mamz pomiedyz bohaterami w batdzo duzym stopniu pokywa sie z tymze utworem <taka ma osobista refleksja>. Nie to, ze zle, ale jakos takie mam skojarzenia.
Wydaje mi sie ze Bill w gruncie rzeczy jednak kocha Elli, ale chwilowa fascynacja panienka Nadine przeslonila mu caly swiat. Oboje sie zagubili w plontaninie uczuc niepewnosci, czy strachu.
Powiedzmy, ze bardzo blisko utozsamiam sie y Elli. Tez jestem artystka i tak jak ona przezylam wiele uczuciowych zawodow. Przez cale zycie nie dostrzegana przez nikogo szara myszka. Doskonale znam takie zycie, w ktorzm praktycznie mogzea spotkac czlowieka tzlko pryzkrosci...
Roypisalam sie ale to przez to ze dopiero dorwalam sie do ledwo podlaczonego internetu. <pierwszy post od tygodnia>
Nie nudze juz.
Witja
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
aliss
Dołączył: 11 Kwi 2006
Posty: 230
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany: Sobota 06-01-2007, 18:26 Temat postu: |
|
|
Loreley, błagam.
edit...
Na tym forum jest wiele fantastycznych opowiadań, a niektóre autorki naprawdę przewyższają pod wieloma względami profesjonalnych pisarzy. A ty jako pierwsza przychodzisz mi na myśl. Kiedy zabierałam się do tego opowiadania jakiś czas temu, nieszczególnie byłam nim zachwycona, bo postacie wydawały mi się jakieś takie... nijakie. Ale dopiero w następnych częściach zaczęły się odkrywać, kreować i teraz zupełnie szczerze mogę powiedzieć, że to najbardziej autentyczne postacie, jakie kiedykolwiek wcześniej udało ci się stworzyć Aha... Opokę przeczytałam dopiero po lekturze Inspiracji. I do dziś nie wiem, jak to się stało, że wcześniej nie zwróciłam na nią uwagi
W każdym razie podsumowując mój pełen chaosu komentarz, chciałam ci pogratulować talentu i nowatorskiego stylu. I podziękować za to, że dzielisz się z szarymi, spragnionymi miłości ludzi swoją twórczością A, i jeszcze za to, że w każdym opowiadaniu opisujesz losy Billa Chyba, że jakieś pominęłam, to przepraszam, proszę mi wytknąć, a natychmiast nadrobię tę rażącą zaległość
Chciałam już kończyć, ale w sumie pomęczę jeszcze trochę klawiaturę i wyrażę swój głeboki żal Jak ty (znaczy Bill ) możesz tak ranić tę biedną Elli...? Ta dziewczyna ma serce ze szczerego złota. A to się powinno nagradzać! Mam cichą nadzieję, że krzywdy zostaną jej wynagrodzone, a Bill przejrzy na oczy Ach, i niesamowicie podobał mi się motyw z Ogromnym misiem
Jeszcze coś! Jak masz dość, to możesz sobie spokojnie odpuścić to moje ubolewanie, bo w sumie nic nowego ono nie wnosi, ale ja po prostu musze to napisać Co do Nadine. Ja osobiście zupełnie nie widzę jej w charakterze dziewczyny Billa, ale ona jako postać niesamowicie mnie fascynuje; zmagająca się z przeciwnościami losu pisarka, której jedynym towarzystwem jest czarny jak smoła kot. Życzę jej szczęścia. Ale nie z Billem
Czy ja już ci podziękowałam za to opowiadanie? W każdym razie dziękuję jeszcze raz – za nie, za Nasz pierwszy raz, za Zapomnienie. Za to, że tu jesteś
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez aliss dnia Piątek 12-01-2007, 10:29, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loreley
Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: chyba bardziej Opole
|
Wysłany: Poniedziałek 08-01-2007, 23:26 Temat postu: |
|
|
Loreley jest 'trochę' zmęczona, bo ostatnie trzy wieczory pisała ten odcinek, z którego na dodatek nie jest zbyt zadowolona, ale cóż Wyszło, jak wyszło. Jedyne, co dobrego mogę powiedzieć o tym fragmencie, to, że jest długi
Miłego czytania.
Dedykacja dla aliss, przy której ostatnim komentarzu łzy zakręciły mi się w oczach. Dziękuję.
------------------
Odcinek 10.
* * *
Elli otwierała drzwi księgarni z bijącym szybko sercem, a zarazem desperackim postanowieniem, że nie zrobi zwrotu w tył. Musi się dowiedzieć. Przekonać. Sprawdzić.
Lepiej poznać konkurencję?
A może to zwykła ciekawość? Chęć dowiedzenia się czegoś więcej o dziewczynie, która ostatnio zawładnęła myślami, a prawdopodobnie także sercem, Billa Kaulitza? Elli miała na to tylko jeden sposób. Książki Nadine. W końcu Bill wspominał, że ona jest pisarką, więc jej twórczość powinna być dostępna w księgarni.
Czuła, że to, co robi, jest chore i niepoważne, ale nie potrafiła się powstrzymać.
Zamknęła za sobą drzwi i rozejrzała się niepewnie. Księgarnia była duża. Kilkadziesiąt regałów, tysiące tytułów. Jak w tym gąszczu odnaleźć powieści Nadine?
- Mogę pani w czymś pomóc? – usłyszała za sobą.
Elli obejrzała się i zobaczyła sympatycznie uśmiechniętą asystentkę księgarza.
- W sumie tak... Szukam książek Nadine Wiederfeldt. Taka młoda pisarka...
- Wiem, wiem. Czytałam jej "Monachijskie monologi", świetna książka, polecam.
Elli skurczyła się w sobie. Widocznie Nadine była sławniejsza i bardziej utalentowana, niż dziewczynie początkowo się wydawało. To nie poprawiło nastolatce humoru. Pokierowana przez sprzedawczynię podeszła do odpowiedniej półki. Gdy wyciągała z regału wspomniane "Monachijskie monologi", serce biło jej niebezpiecznie szybko.
Książka nie była zbyt gruba, ale ładnie wydana. Czarna okładka z obrazkiem przedstawiającym panoramę jakiegoś miasta, jak domyśliła się Elli - Monachium. Zdjęcie wyglądało, jakby zrobiono je z balkonu lub okna wysokiego budynku. Nad fotografią widniał tytuł i nazwisko autorki.
Elli spojrzała na tylną okładkę.
"Monachijskie monologi" to druga powieść niezwykle utalentowanej pisarki młodego pokolenia, Nadine Wiederfeldt. Debiutancka "Sieć samotności" została bardzo przychylnie przyjęta przez krytykę. Teraz Wiederfeldt wraca z kolejnymi brawurowymi opisami ludzkich dylematów oraz przemyśleniami zaskakująco dojrzałymi jak na tak młodą osobę, a zarazem niosącymi w sobie dziwną gorycz.
„Monachijskie monologi” ukazują obraz młodej kobiety zagubionej w wielkim mieście, zaniedbanej przez człowieka, na którym – jak jej się błędnie wydawało – mogła polegać. Czy prowadzony wieczorami monolog z samą sobą pomoże jej spojrzeć na świat z innej perspektywy…?”
Wybierz się wraz z Christiną Ring w spacer po nocnym Monachium i podróż w głąb własnej duszy”.
Pod tym krótkim opisem widniały trzy kilkuzdaniowe, pochlebne opinie jakichś krytyków literackich. Elli nie musiała ich czytać, wiedziała, że na pewno są pozytywne. Spojrzała za to na wewnętrzną obwolutę. I po raz pierwszy zobaczyła Nadine.
Zdjęcie było czarno-białe, a pisarka uśmiechała się z niego dość tajemniczo, podpierając dłonią podbródek. Elli musiała przyznać, że dziewczyna jest ładna, a już na pewno ma w sobie coś oryginalnego. Drapieżnie zdarty nosek pasował do ładnie wykrojonych ust, dużych oczu i nieco wystających kości policzkowych. Dziwnie powycinane włosy nadawały jej osobliwego uroku. Elli wpatrywała się w zdjęcie. A więc to tak wyglądał ideał dziewczyny Billa Kulitza. Ona sama – co przyznała z bólem w sercu – była od owego ideału bardzo daleka.
Spojrzała na datę wydania książki.
2004 rok.
Dwa lata temu. Ciekawe, czy ta Nadine bardzo się zmieniła. A jeśli była jeszcze ładniejsza…?
Pod fotografią widniało kilka zdań na temat samej autorki. Elli bliżej zainteresowała się datą urodzenia. Policzyła szybko… Boże, ona ma obecnie… 23 lata! Siedem lat więcej niż Bill! Przypomniała sobie słowa chłopaka. Nie znał dokładnego wieku Nadine, przypuszczał tylko, że musi być po dwudziestce, skoro zdążyła już wydać dwie książki.
Elli już teraz, po dwóch minutach, poczuła, że nie może równać z Nadine Wiederfeldt w żadnej dziedzinie. Nie miała jej uroku, doświadczenia życiowego, inteligencji, przenikliwości, talentu… Może takiej właśnie dziewczyny poszukiwał Bill, nie zwracając nawet uwagi na jej wiek? Osoby, która by go oczarowała, mogła być jego… hmm… muzą, natchnieniem. Ta dwudziestotrzylatka ze zdjęcia z pewnością mogła nią być. Pospolita Elli Himmler – nie.
Westchnęła i podążyła w stronę kasy z książką w ręku. Chciała dokładniej poznać osobowość Nadine, być może zaklętą w słowach „Monachijskich monologów”. I to mimo iż miała przeczucie graniczące z pewnością, że lektura powieści zupełnie odbierze jej nadzieję.
* * *
- Nadine? – Bill nieśmiało otworzył drzwi, ni usłyszawszy „Proszę” na swe dość długie pukanie.
W kawalerce panował bałagan. Łóżko było nie zaścielone, na stoliku stało kilka naczyń i leżały jakieś gazety – podobnie zresztą jak na biurku, a po dywanie walały się strzępy wełny, najwyraźniej rozwleczone przez Syriusza. Wiatr rozwiewał firany, jako że drzwi balkonowe rozwarte były na oścież. Z włączonego komputera dobiegała dość melancholijna muzyka.
- Nadine? – powtórzył Bill, zaniepokojony widokiem, jaki roztoczył się przed jego oczami.
I wtedy ją zobaczył.
Siedziała na podłodze koło łóżka i w ogóle nie zwróciła uwagi na to, że ktoś wszedł do mieszkania.
- Nadine! – Bill podbiegł do niej. – Wszystko w porządku?
Pytanie było raczej nie na miejscu, gdyż pisarka reprezentowała sobą dość nędzny widok. Ubrana w szary podkoszulek i rozciągnięte dżinsy, z rozczochranymi włosami i podkrążonymi oczami wyglądała jakby nie spała całą noc. Przed nią leżała zapisana w połowie kartka i stał kubek z resztką kawy.
- Bill… - odezwała się dziewczyna słabym głosem. – Już jesteś…? Miałeś być na jedenastą.
- Ale odwołaliśmy próbę, bo Georg jest przeziębiony, i przyszedłem wcześniej – odparł niepewnie.
- Aha. A ja… ja właśnie miałam zamiar posprzątać. – Powoli podniosła się z podłogi, zbierając kartkę i kubek. – Zdążyłabym przed twoim przyjściem. Straszny tu bałagan.
Tego faktu nie dało się ukryć, ale Bill nie dał po sobie poznać, że uważa podobnie.
- Nic… nic się nie stało. Moja wina, mogłem dotrzymać słowa i zjawić się tak, jak się umawialiśmy… Nadine – starał się ostrożnie dobrać słowa – sorry, że się wtrącam, ale stało się coś? Źle wyglądasz…
- Starałam się napisać ten artykuł – niedbale rzuciła kartkę na stół, skąd zaraz zwiał ją podmuch wiatru. Pisarka nie potrudziła się, by podnieść papier. Zrobił to Bill. – Siedziałam nad tym… długo. A zresztą nieważne, i tak beznadzieja… Daj mi chwilę, Bill, wezmę prysznic, trochę się ogarnę…
- Spoko.
Wyciągnęła z szafy jakieś ubranie na zmianę i skierowała się do łazienki. Gdy za Nadine zamknęły się drzwi, Bill westchnął głęboko. Nie widział, co się nagle stało z tą pogodną dziewczyną, ale jakiś instynkt podpowiadał mu, że lepiej nie próbować jej wypytywać zbyt nachalnie. Chłopak westchnął i rozejrzał się po mieszkaniu.
No dobra, zróbmy coś z tym bajzlem, postanowił, zdejmując swą skórzaną kurtkę.
Domyślił się, że niezależna Nadine nie lubi, gdy ktoś grzebie w jej rzeczach, ale chyba nie będzie mieć pretensji o zmyte naczynia, prawda? Zebrał kubki, talerze, sztućce i jakąś miseczkę ze stołu, po czym wstawił je do zlewu. Taki sam ‘los’ spotkał naczynia z biurka.
Gdyby ktoś zobaczył teraz Billa, nie mógłby uwierzyć, że to TEN Bill Kaulitz. Wokalista sławnego Tokio Hotel zmywający naczynia? Ten leń i egoista nie cierpiący wszelkich prac domowych wypłukujący kawowe fusy z porcelanowego kubka? Scena jedyna w swoim rodzaju.
Nawet kot Syriusz, który przecież nie widział, że ten czarnowłosy chłopak jest najpopularniejszym piosenkarzem w Niemczech, zdawał się śledzić swoimi zielonymi oczami każdy jego ruch. Po kilku minutach wszystko było czyste, a Bill z wyraźną ulgą wytarł dłonie papierowym ręcznikiem. Poukładał jeszcze gazety porozrzucane po stole, zamknął drzwi balkonowe i wyłączył komputer. Ta muzyka mogła każdego wpędzić w depresję...
Szum wody dochodzący z łazienki ucichł, co znaczyło, że Nadine zapewne wyszła spod prysznica. Bill podszedł bliżej, stając jednak na tyle daleko, by nie zostać posądzonym o chęć podglądania (o ile przez małą, chropowatą szybkę dałoby się w ogóle coś zobaczyć).
- Nadine?
- Tak?
- Zrobić ci może kawy, albo coś?
- Nie, dzięki. Ale jak ci się chce, to możesz mi zrobić coś do jedzenia. W lodówce powinien być jogurt.
Fakt, jogurt był. I poza nim niewiele więcej; konkretnie resztka ogórka i dwa plasterki sera Hohland.
Boże, czy ona w ogóle coś je?, Bill był lekko zszokowany tą pustką.
Westchnął głęboko i zabrał się za przyrządzanie niewykwintnego śniadania. Do jogurtu dosypał znalezione w szafce muesli, a ser położył na tosty (chleb był suchy i na nic innego się nie nadawał). Zalewał właśnie herbatę, gdy Nadine wyszła z łazienki. Ubrana w ciemne bojówki i czerwoną koszulkę, nadal wyżymała ręcznikiem mokre włosy.
- Naczynia mi pozmywałeś? – W jej głosie zabrzmiało niemałe zdziwienie.
- A co, sądziłaś, że Bill Kaulitz nie umie zmyć garów? – droczył się. – Proszę, twoje śniadanie. Ale powinnaś chyba iść na zakupy, bo inaczej na obiad zostanie ci chyba lód z lodówki.
- Tak, tak, pójdę. – Odebrała od chłopaka talerz z tostami i kubek jogurtu.
Usiedli przy stoliku i Bill już zbierał się, by zacząć jakąś rozmowę, gdy nagle zadźwięczał dzwonek do drzwi. Nadine z niezadowoloną miną poszła otworzyć.
To był listonosz.
- Dzień dobry. Pani Wiederfeldt?
- Tak – westchnęła, jakby już wiedziała, o co chodzi.
- To dla pani. – Podał dziewczynie podłużną kopertę. – Proszę podpisać.
Napisała swe nazwisko w wyznaczonym miejscu.
- Dziękuję. Do widzenia i życzę miłego dnia.
- Do widzenia.
Zamknęła drzwi, a gdy tylko się odwróciła, Bill zauważył jej posmutniałą twarz.
- Nadine, coś się stało?
- Rachunek za prąd – machnęła kopertą, po czym zaczęła ją rozrywać z miną, jakby zawierała wyrok za ciężkie przestępstwo. – Boże! Sto piętnaście euro…
Bill popatrzył na nią i pojął wszystko bardzo szybko. Dlatego też nie zwiódł go na siłę zachowywany pogodny nastrój dziewczyny, gdy ta wróciła do stołu.
- No, co tak dziwnie patrzysz? – uśmiechnęła się wymuszenie. – Herbata nie smakuje?
- Nadine… ja nie chcę być wścibski, ale… na pewno wszystko okay?
- A dlaczego miałoby być nie okay? – Jak gdyby nigdy nic uniosła do ust kolejną łyżkę jogurtu. – Wszystko gra.
- Och, wiesz, o co mi chodzi. Ten rachunek… Masz kasę, żeby zapłacić?
- Jasne. – Nie patrzyła Billowi w oczy, nadal pochłonięta śniadaniem. – Znaczy, teraz nie, ale jak dostanę wypłatę, to zapłacę. Nie martw się.
Chłopak nie odpowiedział. Zamiast tego sięgnął po swą torbę, wyciągnął portfel, a z niego kilka banknotów.
- Proszę.
- Co to jest? – Nadine popatrzyła na niego, jakby się obawiała, że nagle stracił rozum.
- Dwieście euro. Dla ciebie.
- Oszalałeś?
- Nie. Po prostu daję ci kasę. – Nadal trwał z dłonią wyciągniętą w stronę dziewczyny. – Zapłacisz rachunki i… zapełnisz lodówkę.
Nadine podniosła się gwałtownie i ruszyła w stronę kuchni, niby żeby wyrzucić kubek po jogurcie, ale w rzeczywistości chciała być jak najdalej od upokarzającego gestu Billa.
- Nie potrzebują twojej łaski. – Jej głos był lodowaty. – Sama sobie poradzę.
- Czyżby? A do czasu wypłaty zadowolisz się tym ogórkiem i resztką muesli? Więcej jedzenia u ciebie nie widziałem.
- Nie traktuj mnie jak żebraczki! – Szybko wróciła do pokoju i stanęła przed Billem. – Zawsze sobie radziłam, poradzę i tym razem. Nie chcę twojej kasy. Nie baw się w dobrego Samarytanina.
Bill szybko spostrzegł, iż ironią i traktowaniem Nadine niczym ubogiej krewnej niczego nie załatwi. Zmienił strategię. Wstał i ujął dłoń dziewczyny w swoją, w drugiej nadal trzymając banknoty.
- Nie złość się – powiedział spokojnie. – Chcę ci tylko pomóc, serio. Przecież to nic takiego. Potraktuj te pieniądze jak pożyczkę. Dostaniesz wypłatę, to mi oddasz. Za parę dni, czy kiedy tam będziesz mieć. Proszę, weź to.
Nadine popatrzyła na dłoń wyciągniętą w swoim kierunku. Cztery papierki o wartości pięćdziesięciu euro każdy. Mogły być rozwiązaniem jej problemów. Ale ona tak strasznie nienawidziła być od kogoś uzależniona – finansowo czy pod jakimkolwiek innym względem.
To była jednak wyjątkowa, kryzysowa sytuacja. Nadine zdawała sobie sprawę, że w portfelu ma nie więcej jak jakieś piętnaście euro. Jeśli nie chce naruszyć żelaznych, przeznaczonych na czarną godzinę rezerw na koncie, a zarazem nie zagłodzić siebie i Syriusza do czasu wypłaty, ma do wyboru tylko jedną drogę.
Powoli przejęła z ręki Billa cztery żółte banknoty. Chłopak uśmiechnął się.
- Mądra decyzja.
- To tylko pożyczka – zastrzegła się Nadine. – Oddam co do centa.
- Dopilnuję tego – zażartował.
Na posmutniałą twarz dziewczyny też wypłynął blady uśmiech.
- Ostatnio nie wiedzie mi się najlepiej – westchnęła, gdy ponownie usiedli przy stoliku. – Z tych felietonów nie ma dużo forsy. Jak coś napiszę i naczelnemu się spodoba, to wypłata jest, a jak nie – obcina premie. Żeby naprawdę zarobić, musiałabym wydać książkę. Od „Monachijskich monologów” minęły dwa lata, ostatnio dzwonili z wydawnictwa, czy mam coś nowego, mój agent zajął się bardziej dochodową robotą… Nędza, Bill, nędza.
- A… a piszesz coś nowego?
Zrobiła zdegustowaną minę. Ze swoich ostatnich literackich poczynań – parunastu stron różnych fragmentów, scen nie składających się w żadną całość oraz szkiców i planów wydarzeń – raczej nie mogła być dumna.
- Takie tam bzdury – rzekła wymijająco. – Wątpię, czy coś z tego wyjdzie. Nie mam natchnienia. Pamiętasz, co ci kiedyś mówiłam o mojej sytuacji? Że jak nie ma natchnienia, to nie ma pieniędzy? No, to teraz widzisz, jak to wygląda w realnym świecie.
Bill nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Z chęcią by pożyczył, a nawet dał, pisarce więcej pieniędzy – wszak było go na to stać – jednak zdawał sobie sprawę, że ona nie przyjęłaby takiej „jałmużny”, a prawdopodobnie na dokładkę wściekła, iż traktuje ją jak żebraczkę.
Ale zaraz! Niby dlaczego tylko on, w sumie obcy człowiek, miałby jej pomagać? Nie żeby to stanowiło dla niego jakiś problem, jednak chyba nie był jedyną osobą na świecie, która znała Nadine Wiederfeldt. Co z jej przyjaciółmi?
Co z rodziną?
- Wiem, o czym myślisz, Bill. – Nadine wystarczyło jedno spojrzenie w twarz chłopaka, by wyczytać z niej wszystkie uczucia. – Dlaczego nie zwrócę się do kogoś o finansową pomoc, prawda?
Ta jej zdolność przenikania myśli – tak, był już niemal pewny, że pisarka w jakiś tajemny sposób posiadła ową umiejętność – nieodmiennie do zaskakiwała i fascynowała.
- Tu nie chodzi o kwestię dumy, jak być może podejrzewasz – mówiła dalej. – Ja po prostu nie mam się do kogo zwrócić. Nie mam przyjaciół, no, oprócz Syriusza. Ale niestety tak się nieszczęśliwie składa, że moje kłopoty są też jego kłopotami. Biedak, choćby może nawet chciał, raczej nie da mi forsy na zapłacenie rachunków.
- No, a twoja rodzina?
Ten temat już kiedyś został poruszony, ale wtedy w jego kontynuowaniu przeszkodził telefon, jaki Nadine dostała z redakcji. Teraz jednak w mieszkaniu panowała cisza. Nieco zbyt długa. Bill już chciał przeprosić pisarkę za niefortunne pytanie, gdy ona odezwała się, omiatając wzrokiem całe mieszkanie.
- To lokum, w którym teraz siedzimy, kupił mi ojciec, w dzień osiemnastych urodzin. Własnościowe, w części już urządzone… Wspaniały prezent dla córeczki wkraczającej w dorosłość. Niejeden osiemnastolatek o tym marzy. Nadziany tatuś kupuje na urodziny mieszkanie! Wreszcie swoboda, wolność, imprezy bez końca… Żyć, nie umierać! Tylko, że w moim przypadku tatuś po prostu chciał się mnie pozbyć z domu.
Piosenkarz wytrzeszczył oczy.
- A-ale dlaczego?
- Odpowiedź jest prozaiczna do bólu, Bill. Zwyczajnie nie pasowałam do jego wizji idealnej rodziny, nie byłam w stanie sprostać jego wymaganiom i, co najgorsze, nawet się nie starałam. Tatuś wyśnił sobie grzeczną, ułożoną dziewczynkę, która skończy szkołę, pójdzie na studia i będzie dumą całej rodziny z przyległościami. Tymczasem córeczka wyrosła na niepokorną buntowniczkę, która nad naukę i rodzinne nasiadówki przekładała papierosy, głośną muzę i pisanie psychodelicznych opowiadań. Nie, to się nie mogło podobać…
- Były awantury, co nie?
- Zależy – wzruszyła ramionami. – Niekiedy aż się chata trzęsła, a wrzaski słyszało chyba pół Magdeburga. Potem ja się zamykałam w pokoju, a starzy narzekali, jaka to jestem okropna, niewdzięczna, niewychowana, powinnam wziąć przykład z brata, i tak dalej… Najczęściej jednak po prostu nie chciałam z nimi gadać. Dość miałam tych głupich pytań w stylu „Jak było w szkole?” – tak, to było ich sztandarowe, ukochane pytanie – „Gdzie wychodzisz?”, „O której wrócisz?”, i tym podobnych. A najbardziej dość miałam uwag typu: „Co ty tam znowu bazgrzesz! Wzięłabyś się do nauki!”. Jezu, do tej pory dźwięczy mi to w uszach!
- Faktycznie, można ześwirować z czymś takim…
- Nie mówię, że ja byłam bez winy – Nadine zrobiła niezadowoloną minę, jaką zwykle robi dziecko niechętnie przyznające się, że coś przeskrobało. – Miewałam niezłe schizy. Potrafiłam cały dzień nie wstawać z łóżka, gapić się w sufit i słuchać muzyki, albo czytać książki. Fajki paliłam, łaziłam wieczorami sama po mieście. Kompletnie kładłam lachę na szkołę, tak naprawdę lubiłam tylko niemiecki. No i angol jeszcze uszedł. Babka od tego przedmiotu czytała nawet moje pierwsze opowiadania, podobały się jej. To była jakaś była hippiska – Nadine zaśmiała się, przypominając sobie nauczycielkę. – Chyba jej to jeszcze nie do końca przeszło. Pewnie miała mózg wyżarty przez trawę i dlatego lubiła te moje dziwactwa. Na zakończenie szkoły napisałam specjalnie dla niej opowiadanie o hippisach…
Bill słuchał tych wspomnień z uśmiechem. A jednocześnie nie mógł uwierzyć, że siedząca przed nim dziewczyna, która tak go zafascynowała swoją inteligencją i błyskotliwością, miała taką przeszłość. Chociaż, gdyby się dobrze przyjrzeć, to czy na dnie tych ciemnych oczu nie kryły się jeszcze jakieś iskierki szaleństwa…?
- Ja też nie cierpiałem szkoły – Bill wzdrygnął się na samą myśl. – Dobrze, że teraz mam od niej wolne. Ciągle żarłem się z belframi.
- No to zupełnie w przeciwieństwie do mnie, bo ja ich po prostu olewałam. Tak na zasadzie: Gadaj sobie zdrów, ja i tak wiem swoje. Byłem typem samotnika. Jak ktoś coś chciał, to pomagałam, ale sama nie szukałam z nikim kontaktu. Byli ludzie, to byli, jak ich nie było, też umiałam żyć. Tylko raz miałam przyjaciółkę, właśnie tę Gabi, z którą pojechałam na koncert Kelly Family. Ale to było jeszcze w czasie, gdy byłam w miarę ‘normalna’… Potem Gabi wyprowadziła się do Berlina i kontakt się nam urwał. Niekiedy myślę, co tam u niej. Ciekawe, czy nadal lubi Kellych? – zachichotała.
- Twojemu ojcu to wszystko się nie podobało, co nie?
Nadine natychmiast spoważniała.
- Owszem, cholernie mu się nie podobało. Aż pewnego dnia miarka się przebrała na amen. To było wtedy, gdy podczas rodzinnego spędu toczyła się dyskusja na temat ostrego wychowywania dzieci. Do tej pory pamiętam to pieprzenie ciotki Sary o konieczności stosowania kar cielesnych. Nie wytrzymałam. Oświadczyłam jej wprost, że chyba w dzieciństwie przez lanie uszkodzili jej mózg i dlatego teraz pier***i takie głupoty.
Bill wytrzeszczył oczy, najwyraźniej wyobrażając sobie całą scenę. Starą ciotkę z farbowaną trwałą na głowie, ubraną w przedwojenną muślinową sukienkę, a naprzeciw Nadine w czarnych bojówkach i ciężkich glanach. Pewnie wyglądało to inaczej, ale on sobie wyobraził w ten sposób.
- No i ojciec się wściekł – kontynuowała pisarka. – Kazał mi natychmiast iść do swojego pokoju, a ja się wydarłam, że jak tylko będę dorosła, to się na dobre wyniosę z tego nienormalnego domu. Osiemnaste urodziny miałam niecały miesiąc później…
Bill z łatwością mógł sobie wyobrazić dalszy ciąg tej historii.
- Zostałam sama. Sama jak palec w tych czterech ścianach. Ojciec oświadczył wprost: „Chciałaś samodzielności i wolności, to je masz. Ciekawe, jak szybko wrócisz do domu z podkulonym ogonem?”. Zawzięłam się, przysięgłam sobie, że choćby nie wiem, co się działo, nie wrócę. Musiałam zacząć pracować, by jakoś się utrzymać. Kontakty z rodziną zerwałam na dobre. Choć niekiedy problemy waliły mi się na głowę, a do garnka nie było co włożyć, przysięgłam, że nie zadzwonię do nich, nie dam im tej satysfakcji. Czas płynął, ja powoli wychodziłam na prostą, jak upadałam, to się podnosiłam, raz za razem…
Bill patrzył na nią z podziwem. Samotna, pozostawiona samej sobie w wieku osiemnastu lat, zmuszona zarabiać na swoje utrzymanie… Jego sytuacja była zgoła odmienna. Zawsze mógł liczyć na wsparcie mamy, ojczyma, babci, brata… Miał wokół siebie ludzi, którzy pomagali mu w jego dążeniach i realizacji marzeń, którzy byli przy nim, gdy wpadał w kłopoty. Ona była sama.
- A jak to się stało, że zaczęłaś pisać?
Popatrzyła na niego smutno.
- Wiesz, jaki tytuł dałam swojej pierwszej książce? „Sieć samotności”. W znacznej mierze była oparta na moich własnych doświadczeniach. Napisanie jej kosztowało mnie naprawdę dużo. Bardzo dużo, Bill. Nie pytaj mnie, o co chodzi, i tak ci nie powiem. W każdym razie wiedziałam, że jeżeli na czymkolwiek mam szansę się wybić, to właśnie na pisaniu. Nie umiałam nic innego. Na studia nie mogłam sobie pozwolić, zresztą nie lubiłam się uczyć. Nie lubię mieć bata nad sobą… Miałam w sobie takie dzikie pragnienie udowodnienia rodzicom, że mogę coś osiągnąć, że potrafię. Udało się.
- Pewnie byłaś z siebie bardzo dumna? – Bill uśmiechnął się lekko.
- Można tak powiedzieć – uniknęła jego wzroku. – Ale przede wszystkim miałam satysfakcję. I to mimo, iż książka nie sprzedała się w jakimś oszałamiającym nakładzie. Do końca życia nie zapomnę jednak chwili, gdy przeczytałam pierwszą pozytywną recenzję w gazecie. Popłakałam się. I uwierzyłam, że to, co robię, ma sens.
W oczach pisarki palił się jakiś dziwny ogień. Ogień pasji, namiętności, nieugiętego przekonania o czymś. Billa to fascynowało.
- Wtedy też uwierzyłam, że wreszcie wszystko się ułoży. Miałam niecałe dwadzieścia lat, wydałam książkę, zaczęłam pisać do „Volksstimme”, trafiały się zlecenia od „Elbe Report”, powoli zaczynałam zapominać o złych rzeczach, jakie mnie spotkały… No i wtedy też poznałam Lina.
- Lina?
- Tego, który namalował ten obraz.
Bill ponownie spojrzał na malowidło, którym zainteresował się podczas swej pierwszej wizyty w domu pisarki. Dziwaczny, tajemniczy w swym przesłaniu obraz, wiszący nad łóżkiem Nadine.
- Był twoim facetem, co nie? – Głos Billa był cichy i niemal niewyczuwalnie zadrżał.
- Tak. Wydawało mi się, że jesteśmy dla siebie stworzeni. On malował, ja pisałam. Niektórzy uważali nas za wariatów, dwójkę nienormalnych artystów. W pewien sposób imponowało to nam i łaskotało naszą dumę. Ale nie da się żyć wiecznym szaleństwem, wiesz? Jemu kariera artystyczna nie wychodziła, zaczęły się konflikty. A dla mnie zaczęła się przyziemność. Zaczął mi zarzucać, że mu nie pomagam. A co ja mogłam, Bill, co ja mogłam? Stopniowo dla Lina najważniejsze stawały się pieniądze. Kasa, kasa, nic więcej się nie liczyło w jego systemie wartości… A ja nie to w nim pokochałam…
- I rozstaliście się?
Nadine nie odpowiedziała. Już poprzednio podenerwowana, teraz wstała od stolika. Podeszła do okna i z leżącej na parapecie paczki wyciągnęła papierosa. Po chwili już stała w uchylonych drzwiach, zaciągając się nerwowo.
- Masz jakieś miasto, Bill, którego nienawidzisz? – odezwała się cicho, nadal stojąc tyłem do chłopaka. – Takie, którego nienawidzisz z całego serca?
- Ehm… chyba nie… Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
- No widzisz, a ja mam takie miasto. Monachium.
- Monachium? A dlaczego?
- Bo tam dla mnie wszystko się skończyło. – Nadine wypuściła z ust kolejną chmurkę dymu. – Z Linem… Pojechaliśmy tam na takie jakby wakacje, mieliśmy mieszkać u jego kuzyna. Myślałam, że uratujemy nasz związek… Tymczasem ‘wakacje’ wyglądały tak, że Lino i Damian szlajali się po mieście, a ja siedziałam sama w tym ohydnym mieszkaniu. Wiedziałam wówczas, że to już koniec. A gdy pewnego wieczora wygarnęłam Linowi wszystko, to on, mocno podpity, oświadczył mi, że jestem niezrównoważona psychicznie. – Głos Nadine drgał, ale dziewczyna bohatersko brnęła dalej. Tylko nadał stała obrócona plecami do Billa. Nie chciała, by wokalista widział jej zaszklone oczy. – Powiedział, że sama nie wiem, czego chcę, bo jak on myśli o kasie, to jestem niezadowolona, a jak chce się zabawić, to też mi coś nie pasuje… Wykrzyczał, że żyję w swoim zamkniętym świecie, liczy się dla mnie tylko pisanie i moje własne ego, a całą resztę mam gdzieś i sądzę, że świat będzie się wokół mnie kręcił. Nazwał zarozumiałą egoistką, rozumiesz?
Głos się jej załamał zupełnie. Bill zauważył, że już dawno powinien przerwać ten monolog. Podszedł do dziewczyny i położył jej dłoń na ramieniu.
- Już dobrze, nie płacz.
Pisarka ostrymi ruchami otarła oczy.
- Zawsze jak o tym wspominam, to się rozklejam. Zranił mnie jak nikt wcześniej… Wystarczyło parę słów. Przekreślił wszystko, co nas łączyło… Tylko jedno mi zostało po tej znajomości.
- Ten obraz?
Nadine zgniotła w popielniczce niedopałek papierosa, zamknęła drzwi. Po czym podeszła do regału i wyciągnęła książkę w ciemnej okładce.
- Nie. To.
Bill z wahaniem wziął z ręki dziewczyny niezbyt gruby tom. „Monachijskie monologi”, przeczytał ze strony tytułowej. Zerknął też na nazwisko autorki…
- Napisałam to w ciągu dwóch tygodni – mówiła Nadine. – Wtedy, w Monachium, gdy siedziałam sama i gapiłam się wieczorami na panoramę tego przeklętego miasta. Jedyna rzecz, jak mi została po tamtym wyjeździe… Dzień po kłótni z Linem wróciłam do Magdeburga, z rękopisem „Monologów” pod pachą i poczuciem, że zamykam kolejny etap swojego życia.
- Nadine… - Sam nie wiedział, co chce powiedzieć. Spojrzał za to ponownie na obraz nad łóżkiem. I zrozumiał jego przesłanie. Ta naga dziewczyna to była Nadine. Stała na rozdrożu, mając do wyboru dwie ścieżki. Jedna zatytułowana MY LOVE wiodła ku pięknu, rajowi, spokojowi, druga – YOUR DREAMS – ku ciemności i zagubieniu.
- Teraz rozumiesz, prawda? – odezwała się cicho Nadine. – Miłość Lina miała mi dać radość, ukojenie, moja przyszłość u jego boku miała być jasna i piękna, natomiast moje marzenia, mrzonki, egoizm to zatracenie, ciemność… Szkoda, że w rzeczywistości wybór nie był tak prosty.
Atmosfera była ciężka, niemal przytłaczała. Bill najchętniej znalazłby się teraz sto kilometrów od tego miejsca i od tej dziewczyny. Nie tak sobie wyobrażał tę wizytę…
Desperackie pragnienia spełniają się nadzwyczaj rzadko, ale tego dnia szczęście najwyraźniej sprzyjało wokaliści Tokio Hotel. W kieszeni spodni poczuł bowiem wibracje telefonu. Z ledwo ukrywaną ulgą wyciągnął aparat.
- Cześć, David… No odwołaliśmy, przecież Georg jest chory, nie chcieliśmy go katować… Ja wiem, że za dwa dni mamy koncerty! Dlatego chyba lepiej, żeby poleżał i wyleczył się, a nie potem słaniał się po scenie, no nie?... Jak to? Teraz? Zaraz?... No dobra, postaram się… W centrum handlowym, ale Zaki jest ze mną. Postaramy się niedługo być w sali… Ok., to na razie.
Wyłączył telefon i popatrzył na Nadine. Dziewczyna od razu wiedziała, o co chodzi.
- Musisz iść, prawda?
- Tak. Nasz menadżer chce coś obgadać. Cholera, zawsze dzwoni nie w porę!
- Skłamałeś, że jesteś w centrum handlowym – uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Ojj, nie mogłem powiedzieć prawdy – skrzywił się Bill. – Zacząłby marudzić. Zaki się nie wygada… Nadine, słuchaj, ja naprawdę chętnie posiedziałbym dłużej, ale sama rozumiesz…
- Rozumiem. Idź. W sumie nawet lepiej, bo jeszcze bym się rozkleiła na amen. W ogóle nie powinieneś mnie widzieć w takim stanie.
- Nie mów tak. – Popatrzył na stojąca przed nim zmizerniałą, smutną dziewczynę z nadal wilgotnymi, roztrzepanymi włosami i zrobiło mu się żal, że musi ją zostawiać. I to na dłużej. – Nadine, muszę ci coś powiedzieć… My pojutrze znów wyjeżdżamy na koncerty, wrócimy dopiero za półtora tygodnia i… - zawiesił głos.
- I co?
- Dasz sobie radę?
- A dlaczego miałabym nie dać?
Nie chciał powiedzieć wprost, ale martwił się. Najwyraźniej nie była ostatnio w najlepszym stanie, nie tylko finansowym, ale przede wszystkim psychicznym. Bał się, że zamknięta w tych czterech ścianach, ograniczona do towarzystwa kota, totalnie się załamie. Tego za żadne skarby nie chciał. Może to dziwne, ale poczuł, że mu na niej zależy. Na jej dobrym samopoczuciu i szczęściu.
- Nie martw się, Bill, nic mi nie będzie – uśmiechnęła się lekko, widząc jego nieporadność. – Umiem sobie radzić w życiu. Nie musisz się mną przejmować.
- Ale się przejmuję – palnął, nim zdołał pomyśleć, co mówi. Mimo to nie żałował.
- Czuję. I dziękuję ci za to. – Przytuliła go delikatnie, a chłopak poczuł miłe ciarki wzdłuż kręgosłupa. – No idź już, bo menadżer się wścieknie.
Nie chciał opuszczać ciepłych objęć dziewczyny, ale nie miał innego wyboru. Założył kurtkę, zarzucił na ramię torbę.
- Wiesz, że zawsze możesz do mnie dzwonić. I pisać też. Kiedy tylko zechcesz. Zawsze znajdę dla ciebie czas.
Nawet jeśli wątpiła, że zaaferowany koncertami i innymi swoimi gwiazdorskimi obowiązkami, znajdzie dla niej choćby minutę, to chciała wierzyć w jego słowa. Kiwnęła głową.
- Nadine, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę, ale nie wiem, czy się zgodzisz?
- O co chodzi?
- Pozwoliłabyś mi przeczytać tę książkę? – wskazał na „Monachijskie monologi”, które położył na stoliku, gdy odbierał telefon.
Zaskoczona jego pytaniem, a właściwie prośbą, Nadine, zawahała się przez moment. Miałby czytać jej książkę, zanurzyć się w jej najbardziej osobistych przemyśleniach? On? Bill Kaulitz? Przecież to chyba nie w jego stylu?
Może się bała, że nie zrozumie, wyśmieje ją, powie, że to beznadzieja, albo, co gorsza, w ogóle nie przebrnie przez to do końca?
Wahanie jednak trwało tylko chwilę. Przecież w głębi duszy byli do siebie podobni, nieprawdaż?
Pisarka podniosła książkę ze stolika i wyciągnęła ją w stronę chłopaka.
- Jest twoja.
Minutę później Bill schodził już do samochodu zaparkowanego pod kamienicą. W torbie niósł „Monachijskie monologi”, a w głowie ciężkie myśli.
To wszystko miało wyglądać inaczej. Spodziewał się, że Nadine będzie taką pogodną, błyskotliwą, może nawet nieco go onieśmielającą dziewczyną, jaką poznał. Tymczasem rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Przygaszona, zmizerniała, przytłoczona problemami pisarka jawiła mu się zupełnie inną osobą.
Bill Kaulitz był egoistą i jako taki powinien zostawić dziewczynę z jej kłopotami i zmykać stamtąd bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Jednak nie potrafił. Coś go powstrzymywało. Nie był to z pewnością czysty altruizm, przyczyna tkwiła gdzie indziej. Może w jego sercu…?
Przekonał się, że Nadine Wiederfeldt nie jest osobą lekką w pożyciu. Burzliwa przeszłość i nie najlepsze wspomnienia odcisnęły na niej niezatarte piętno, uczyniły ją twardą, w wielu przypadkach nieustępliwą. Ale może to tylko zewnętrzna powłoka? Może w głębi duszy ta niezależna pisarka jest nadal małą dziewczynką, żyjącą swoimi marzeniami? Czy one są dla niej najważniejsze? Czy nie jest tak, że ona potrzebuje kogoś, kto by się zajął całym światem wokół niej, a jej pozwolił zanurzyć się w tym, co naprawdę kocha?
Była taką samą egoistką jak on?
Bill nie znał odpowiedzi na te pytania. I w pewnym sensie bał się ich. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien się angażować w jakąkolwiek bliższą relację z tą dziwaczną, zmienną, kto wie czy nie zachwianą emocjonalnie dziewczyną, jednak coś go do niej ciągnęło. Leciał jak ćma do świecy, wiedząc, że może się spalić, a jednocześnie pragnąc ciepła i światła. To pragnienie zaczynało dominować.
c.d.n.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Loreley dnia Wtorek 09-01-2007, 15:09, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
aliss
Dołączył: 11 Kwi 2006
Posty: 230
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany: Wtorek 09-01-2007, 10:23 Temat postu: |
|
|
Jesteś niezawodna I kochana, siedzisz wieczorem przed komputerem, pisząc kolejną część dla swoich wiernych, i niezmiennie zachwyconych czytelniczek, podczas, kiedy mogłabyś robić mnóstwo ciekawszych rzeczy. I dzięki ci za to.
Ale z tego Billa to typowy facet jest...! Zwykła, egoistyczna, uciekająca przed problemami świnia! Sam potrzebuje oparcia, ale żeby być nim dla kogoś to niieee..! Swoją drogą, niby taki męski, a wyraźnie lubi być w związku dominowany
Cytat: |
można nawet nieco go onieśmielającą dziewczyną |
A, i przy oakzji, to może Chyba, że chciałaś napisać, można by rzec?
Biedna, biedna Elli. Powtarzam się, hm? Ale ona ciągle jest biedna! Ale zrobisz coś z tym, prawda? Prawda, Loreley?!
Znowu gadam bez ładu i składu. Dochodzę do wniosku, że twoje dzieła powinnam komentować co najmniej kilka godzin po ich przeczytaniu, jak już ochłonę i nabiorę dystansu Ale co tam Przecież ogólny sens do ciebie dociera? A jak nie, to powtórze się po raz kolejny. Jesteś rewelacyjna.
Edit...
Dedykacja dla mnie? Dla mnie?
Łał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Beata
Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wtorek 09-01-2007, 14:30 Temat postu: |
|
|
Cytat: |
- Starałam się napisać ten artykuł – niedbale rzucił kartkę na stół, skąd zaraz zwiał ją podmuch wiatru. Pisarka nie potrudził się, by podnieść papier. |
zdaje się, że pozjadałas tu literki "a".
Właściwie powinnam się wziąć ostro za robotę, bo siedzę obłożona stertą papierów piętrzących się na moim biurku, ale zamiast tego wlepiam gały w monitor mojego komputera i czytam Twoje "Inspiracje".
Fenomenalny to był odcinek, pełen osobistych przeżyć i przemyśleń dziewczyny. Tworzone przez Ciebie postacie, są takie prawdziwe i naturalne, ich troski, problemy i otaczająca je codzienność, dają im niezwykłą otoczkę realizmu. Wszystko to sprawia, że właściwie nie wiem, kogo w Twoim opowiadaniu lubię najbardziej.
Bill - jest taki naturalny, pewny siebie a zarazem zagubiony w swoich uczuciach. Czy jego fascynacja tajemniczą pisarką zamieni sie w prawdziwą miłość...?
Elli - nieszczęśliwa, zraniona... ale ciągle z nadzieją, że może kiedyś...
Nadine - samodzielna, chociaż nie zawsze radząca sobie finansowo, to jednak dumna i silna, twardo stąpająca po ziemi. Czy obdaruje go tylko przyjaźnią?
Ta prawdziwość fabuły we wszystkich Twoich opowiadaniach jest niezwykła, żadnych luk, wszystko idealne i na miejscu.
Podziwiam i pozdrawiam.
B.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sara Portman
Dołączył: 12 Lip 2006
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z MARZEŃ i DOKONAŃ
|
Wysłany: Środa 10-01-2007, 7:17 Temat postu: |
|
|
Komentarz nie będzie zbyt konstruktywny, bo śpieszę się do szkoły...
W każdym bądź razie, mnie się notka podobała i nie wiem, dlaczego Ty nie jesteś z niej zadowolona.
W końcu tajemnicza Nadine przestała być taka tajemnicza, a Elli, no cóż, taka tchórzliwa. Mam nadzieję, że dziewczyna zacznie walczyć o Billa, bo jeśli chodzi o związek Bill-Nadine, to moim zdaniem nie ma on przyszłości.
To tyle.
Pozdrawiam...
Sara Portman
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Środa 10-01-2007, 15:12 Temat postu: |
|
|
Nie wiem, Loreley, dlaczego ta notks Ci się nie podoba, skoro jest świetna. Ja wierzę po cichu, że Elli będzie z Billem. Oni do siebie pasują i koniec, kropka, przecinek.
Nadine też lubię, bardzo mi się ta posatać podoba. Chciałąbym być tak niezależna jak ona, ale nie wiem czy potrafię... W jej sytucji chyba bym sobie nie poradziła.
I strasznie sie ciesze, że ta część taka długa wyszła. Chociaż ja bym mogła jeszcze czytać i czytać
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na następną część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ahinsa
Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 738
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zadupie zwane Warszawą ;]
|
Wysłany: Czwartek 11-01-2007, 18:05 Temat postu: |
|
|
Ostatnio bardzo, ale to bardzo zaniedbałam Twoje opowiadanie, jak zreszta sporo innych. Ale wzięłam się ostro za nadrabianie zaległości i wrezcie dotarłam i tutaj.
Przeczytałam jakieś 7 odcinków i... oczywiście jestem pod wrażeniem.
Niezmiernie mi się podobało.
I fabuła, i bohaterowie, i język, którym piszesz, i styl, i w ogóle wszystko.
Zainteresowała mnie zwłaszcza postać Nadine, tym bardziej po przeczytaniu ostatniego odcinka.
Choć jakoś bardziej widzę Elli w roli kobiety Billa.
No, ale to już od ciebie zależy
Mam nadzieję, że nie karzesz nam długo czekać na 11 część, bo ja już jestem ciekawa co będzie dalej^^
Pozdrawiam i życzę weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Negai
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 1797
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w Tobie tyle zła?
|
Wysłany: Środa 17-01-2007, 17:51 Temat postu: |
|
|
Ojej... tyle mnie ominęło...
Chciałabym Cię z całego serca przeprosić, że tak zaniedbałam to opowiadanie. Powinno tu być trochę więcej komentarzy, a tym czasem....
Mam nadzieję, że nie gniewasz się mocno. Z opóźnieniem, ale jestem. Przeczytałam wszystkie zaległe części i teraz powiem Ci, co o tym myślę.
Przede wszystkim, użyłaś gdzieś takiego sformułowania jak "emocjonalny ekshibicjonista". Bardzo mi się to spodobało. Bo chyba nie można znaleźć lepszego określenia dla kogoś, kto obnaża swoje uczucia i myśli. Mimo, że nie to, było sensem tamtego fragmentu, z którego pochodzą te słowa.
Jestem pod wrażeniem bardzo dojrzałej postawy Elli. Tego, jaką szczerą i pełną poświęcenia miłością potrafi dażyć. Jak doskonale tłumi w sobie ból, podczas kontaktów z innymi ludźmi. I nie jest jej łatwo, ale myśl przewodnia - szczęście ukochanego, dodaje jej te minimum siły, by funkcjonować normalnie.
A gdy czytałam opisy tego, co czuje oraz jej wspomnienia sprzed wigilii... Nie zaprzeczę, że uroniłam kilka łez. Może to przez wyjątkowo smutną piosenkę, jakiej słuchałam, ale po prostu udzieliła mi się pełnia nastroju. Tego smutku.
Kolejną rzeczą są odczucia Nadine. Przyznam, że nie lubiłam wcześniej tej bohaterki i mam wrażenie, że to uczucie zostanie już ze mną do końca.
O ile z Elli wypływa łagodne i pełne wdzięku ciepło, tyle w niej jest jakieś chłodu i dumy. Nawet jeśli to nie jej wina, a tego, co ją w życiu złego spotkało, to nie potrafię wymazać z siebie tego wrażenia.
Chociaż mogę jej z pewnością zacytować: urzekła mnie Twoja historia...
Ostatnie części były niesamowite. Utrzymane w idealnym tempie. Piszesz to opowiadanie ciągiem przyczynowo-skutkowym, dzięki czemu wszystko wydaje się jasne, chociaż trudno przewidzieć kolejne kroki bohaterów.
I to jest niezwykłe. Tyle tajemniczości, w pozornej prostocie. A opisy... to po prostu bajeczna kraina słów, które układasz w niezwykłe, zostające na długi czas w pamięci, zdania. I chyba nigdy nie byłam pod takim wrażeniem Twojej twórczości.
I jeśli miałam to zobaczyć, to nawet cieszę się z zaległości. To było jak fala.
Potężna dawka tekstu, o niezwykłej wartości.
I jeśli mogę, to podziękuję własnie Tobie za tę chwilę. Bo jest dla mnie ważna.
Trzymam kciuki za to, byś zawsze potrafiła tworzyć tak pięknie. Tak pisać, tak mówić... i tak żyć.
Forever love
Forever dream
Oh tell me why
Oh tell me true
Will you hold my heart
Negai
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
laribett
Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tam, gdzie odchodzą białe elfy...
|
Wysłany: Piątek 19-01-2007, 22:38 Temat postu: |
|
|
Coż...
chciałabym powiedzieć, ze bardzo podobają mi się INSPIRACJE , ale chyba wszyscy moi poprzednicy w komentarzach już zawarli słowa zachwytu nad twoim talentem i poprostu nie będę się powtarzać.
Wszelką twoją twórczość uważam z bardzo wyszukaną, smakowitą i bogato napełnianą soczyście apetycznym słownictwem.Zawsze wnosisz dużo świeżości i powiewu romantyzmu z nutką komizmu.
Pozostaje mi czekać cierpliwie na nową częsć.
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Beata
Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Niedziela 04-02-2007, 0:51 Temat postu: |
|
|
Puk, puk, to ja... Twoja wierna czytelniczka
Czy można tak nieśmiało, nie chcąc urazić autorki, upomnieć się o nową część?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tajniaczka
Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 2638
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: Kraków *.*
|
Wysłany: Środa 07-02-2007, 17:43 Temat postu: |
|
|
Dobraaa.
Masz nowego czytelnika, powiem.
Jestem na razie przy 6 części
Bosz.
To opo ma 40 stron w wordzie!
Ale mnie to nie zraziło xD
Cokolwiek Twoje, ja to czytam.
Ide jeszcze do jednego.
Cóż powiedzieć.. kocham Twoją twórczość i gdzie Ty, tam ja.
Skomentuje jak przeczytam wszystko.
Tajemnica
Acha. I zostawiam ślad, by..
Pomęczyć o nową część!
Daaaawać
Dobra, musze sie uspokoić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Środa 07-02-2007, 18:15 Temat postu: |
|
|
Loreley...
Ja wiem, to głupio tak się czepiać studentk, która sesje miała i zmęczona jest i chce odpocząć i w ogóle... Ale tak się zapytam cicho, cichuteńko: Kiedy nowa część?
Bo ja i jak znam życie to Aliss też strasznie tęsknimy do tego opowiadania. Naprawdę nie musi być długa, tak odrobinkę wystarczy
Ja się tutaj tak przyczaję w kąciku i będę czekać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loreley
Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: chyba bardziej Opole
|
Wysłany: Czwartek 08-02-2007, 18:40 Temat postu: |
|
|
Ja chyba powinnam poćwiczyć asertywność...
Dedykacja dla Tajniaczki. Mam nadzieję, że szczęśliwie przebrniesz przez moje "dzieła".
A także dla wszystkich moich wiernych czytelniczek. Coraz mniej już Was zostało, dlatego tym bardziej cenię sobie Wasze komentarze
Życzę miłego czytania.
-------------------
Odcienk 11
* * *
Znowu wyszedł. Pewnie jak każdego wieczora szlaja się gdzieś z tym swoim koleżką. Jak ja nienawidzę tego gościa! Gdybym mogła, udusiłabym go gołymi rękami i to jeszcze z szerokim uśmiechem na twarzy. Panienki, imprezy i piwsko – oto jego Święta Trójca. Ach, tak, sorry, Denis, zapomniałam o koszykówce. No, ale przecież nie zaprzeczysz, że to jest dopiero na czwartym miejscu, a jak sama nazwa mówi Trójca może liczyć tylko trzy elementy. Cóż, z matematyki chyba nie byłeś najmocniejszy…
Nienawidzę go!!! Tego nażelowanego kutafona, który myśli, że jest najseksowniejszym facetem w całym Monachium. I jeszcze śmie się spoufalać zwracając się do mnie „Christi”. Dla Ciebie jestem Christina, wyklaruj to sobie w tym pustym łbie!
A Martin staje się powoli takim samym umysłowym półproduktem przebywając w jego towarzystwie. Niech to szlag!...
Bill Kaulitz nie przepadał za czytaniem, ale tym razem zrobił wyjątek.
Jeśli to pozwoli mi ją poznać, myślał, to mogę spędzić nawet całą noc nad tą książką.
W skromnym, lecz eleganckim pokoju jednego z dortmundzkich hoteli paliła się tylko mała lampka na stoliku nocnym. Oświetlała ona postać szczupłego, czarnowłosego chłopaka leżącego na łóżku i trzymającego w dłoniach książkę w ciemnej okładce. Nastolatek biegał wzrokiem po kolejnych zdaniach, pochłaniał kolejne strony. Była już prawie północ, powieki go szczypały coraz mocniej, jednak nie chciał się odrywać od czytania. Następnego dnia czekał go koncert i konferencja prasowa, więc zdawał sobie sprawę, iż z pewnością nie sięgnie po książkę, którą – nietypowo dla siebie – jako pierwszą włożył tym razem do swej podróżnej torby.
Krył się z tym przed bratem, bo wiedział, iż Tom by go nie zrozumiał. Drwiny, krytyczne uwagi, pouczenia – nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać całej litanii.
A przeczytać musiał. Po to, by rozgryźć tę dziwną autorkę, zrozumieć ją, wniknąć w jej świat. Albo chociaż spróbować to zrobić.
* * *
Czuję się samotna. Przyjechałam z nim do tego cholernego miasta, miałam nadzieje, plany, może nawet marzenia. Myślałam, że damy radę, że jesteśmy silni. Wierzyłam, że uda się poskładać wszystko w jedną całość, wetknąć na swoje miejsce te fragmenty puzzli, które ostatnio wypadły. Myślałam, wierzyłam – tak, jasne. Znowu się okazało, jaka jestem naiwna!
Bo co teraz mam?
Pokój cztery na cztery, milczącą ciągle komórkę i lokatorów spod „piątki”, którzy jak zwykle wieczorem drą ryje.
Zupełnie jak ja, pomyślała drobna, szesnastoletnia szatynka. No, oprócz sąsiadów…
Leżący na dywaniku koło łóżka brązowy seter ziewnął przeciągle, a jego oczy, skierowane na dziewczynę, zdawały się mówić: „Zgaś wreszcie to światło i daj mi spać”.
Ale ona nie chciała spać. Czytała. Zagłębiała się w treść książki i analizowała niemal każe zdanie. Szukała odpowiedzi.
Co go w niej tak fascynuje? W czym ona jest lepsza niż ja? Co ma takiego, czego ja nie posiadam?
Mijały kolejne minuty, kwadranse i godziny, a drobna szatynka nie znajdowała miedzy wersami książki odpowiedzi na dręczące ja pytania. Ale była wytrwała, brnęła dalej.
Nie wiedziała, że kilkaset kilometrów od niej, w dortmundzkim hotelu, czarnowłosy piosenkarz robi w tej chwili dokładnie to samo.
* * *
Zamknął książkę i pomasował zesztywniały kark. Zegar na ścianie wskazywał już 1: 13 w nocy. Z sąsiednich pokojów nie dochodził żaden dźwięk – ani muzyka, ani buczenie telewizora, ani rozmowy – więc chłopcy z pewnością już spali. Tylko on nie potrafił zapaść w kojący, spokojny niebyt. Ostatnio często cierpiał na bezsenność, a przecież zwykle umiał zasnąć w każdych warunkach i w dowolnym czasie.
Może to przez te niespokojne myśli? Samotność? Tęsknotę?
Sięgnął po leżący na stoliku nocnym telefon komórkowy. Otworzył archiwum SMS-ów.
Hej! Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku. Daj znać, czy zajechaliście bezpiecznie. Ja się trzymam. Zapłaciłam rachunki. Jestem ci naprawdę ogromnie wdzięczna za tę pożyczkę. Uratowałeś mnie. Pozdrawiam. Nadine.
Na jego usta wypłynął uśmiech. Cieszył się, że mógł jej pomóc, choćby w tak drobnej sprawie. Miła była świadomość, iż może czuć się komuś potrzebny.
Otworzył kolejnego SMS-a, z przedwczoraj.
Chciałam ci powiedzieć, że oglądałam na Youtube fragmenty waszego występu z Kolonii. Wypadliście super! Naprawdę. Ślicznie ci wyszło „Rette mich”. Mówiłam ci już, że bardzo lubię tę piosenkę. Nie? No to już wiesz:) Powodzenia na dalszych koncertach.
Podobało się jej „Rette mich”. Cóż, nie mogła widzieć, że śpiewając tę piosenkę myślał o niej. Miał ją przed oczami, tym razem nie materialnie, jak wtedy, w Magdeburgu, lecz widział ją w swoich myślach. Może dlatego zaśpiewał tak uczuciowo, przejmująco?... Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że „Rette mich” już chyba zawsze będzie mu się kojarzyło z nią.
Kolejna wiadomość, dzisiejsze popołudnie.
Wiesz, może głupio pisać o tym w SMS-ie, ale zaczynam tęsknić za tobą. Ciągle myślę, gdzie teraz jesteś, co robisz, jak się czujesz. Eh, po co ja to w ogóle piszę? Weźmiesz mnie za idiotkę. No nic, nie zawracam głowy. Trzymaj się, Bill.
To był ciężki dzień. Rano przyjazd do Dortmundu, zakwaterowanie w hotelu, potem atak żądnych autografów fanek pod Westfalenhalle, próba, nerwy, bo coś nie działało, wczesnym popołudniem wywiad do lokalnej gazety… Nie wierzył, że dożyje wieczornego koncertu.
Gdy odbierał SMS-a od Nadine, miał akurat przerwę na obiad. Wystarczyło te kilkanaście wyrazów, aby na powrót wstąpiła w niego energia. Poczuł nagle cudowną lekkość na duszy, serce zalała mu dziwna fala radosnego rozrzewnienia. Tęskniła, czekała, myślała! Czyli nie był jej obojętny!
Radość, ale jednocześnie niecierpliwość, kiedy wreszcie wróci do Magdeburga, spotka się z nią, porozmawia. Te pięć dni, jakie jeszcze miał spędzić w trasie wydały się mu nagle wiecznością. Tak bardzo chciał już być z nią, ponownie iść do tego małego mieszkanka, zobaczyć rozleniwionego Syriusza, napić się herbaty. I przede wszystkim spotkać Nadine.
Odłożył telefon z powrotem na stolik nocny, a spod poduszki wyciągnął swój stary zeszyt, który zawsze zabierał ze sobą w trasę.
Może to mu pozwoli uporządkować poplątane myśli…?
Zegar tykał, lampka rzucała słaby pióropusz żółtego światła.
Bill Kaulitz przyłożył długopis do papieru…
* * *
Odrobina białej farby, wystarczy kilka pociągnięć. Tak, przecież jego włosy nie są już smoliście czarne, trzeba oddać te innowacyjne jasne pasemka. Musi być realistycznie.
Czy niedługo w ogóle będę umiała malować go z pamięci?, przemknęło jej przez myśl. Już tak dawno go nie widziałam…
Obawy były bezpodstawne. Elli Himmler doskonale zdawała sobie sprawę, iż obraz Billa Kaulitza nigdy nie zatrze się w jej pamięci. Zbyt głęboko był tam zapisany, zbyt silnie wyryty był na jej sercu.
Obrazy? Rysunki? To tylko odblaski, nieudane próby oddania tego, co w duszy. Mimo to tworzyła kolejne portrety, które potem trafiały do ciemnozielonej teczki. Tekturowe okładki już się niemal nie domykały.
Brąz – dla oddania głębi jego oczu, czerń – na włosy, cała paleta innych kolorów, które dzięki umiejętnościom nastoletniej malarki tworzyły na papierze obraz przystojnego, oryginalnego chłopaka.
Tylko to mam, myślała dziewczyna, kolejny raz ciągnąc pędzlem po kartce. Tylko to zamiast ciebie.
* * *
- Wiesz, Syriuszku, tęsknię za nim – Nadine przesunęła dłonią po lśniącym futrze czarnego kota. – Może to głupie, ale tęsknię. Chciałabym, żeby już wrócił. Lubię go… Co? Nie, nie kocham. Sądzisz, że ja jeszcze potrafię kochać? Nie wydaje mi się. Umiem pisać o miłości, wyobrazić sobie, ale czuć? Nie, chyba już nie…
Kot zamruczał cicho, domagając się kolejnych pieszczot. Nadine nie pozostała obojętna na sygnały.
- Nie chcę go skrzywdzić, wiesz? To byłaby podłość z mojej strony. Biedny bogaty chłopiec. Po co mu problemy? Ma ten swój zespół, odnoszą sukcesy, podbijają serca nastolatek… Co? Że ja niby wygodnicka jestem? Że nie chcę się ładować w kłopoty, zmagać z jego wielbicielkami? Hmm, może i racja… Ale nie sądzisz, że już dość przeszłam? Może już pora na jakąś stabilizację, a nie wieczne szaleństwo?... No i czego mruczysz? Wiem, że lubisz drapanie za uchem… Napiszę potem do niego maila, co ty na to, Syriuszku? Może odbierze jutro, jeśli będzie miał czas. Ciekawe, co teraz robi? Pewnie śpi, wypoczywa po jednym koncercie, a przed drugim. Nigdy nie byłam w Dortmundzie, wiesz? Może kiedyś pojadę. Chciałabym. Obym tylko nie znienawidziła tego miasta tak jak Monachium…
Kot ziewnął i wygodniej umościł się na kolanach swej pani.
- Nie zasypiaj tutaj, paskudo!... Wiesz, tak sobie pomyślałam, że mogłabym coś napisać. Ostatnio znowu mam ochotę. Do tej pory wmawiałam sobie, że wcale mi się nie chce, że nie dam rady stworzyć niczego sensownego, ale teraz – kto wie? Może się uda, jak sądzisz? Eh, ty już śpisz. Nie można na ciebie liczyć… Ale ja spróbuję. Chciałabym, żeby Bill przeczytał. Ciekawe, czy już choćby zajrzał do „Monologów’?
Bała się, co Kaulitz pomyśli o książce i przede wszystkim jak oceni autorkę.
A jeśli weźmie mnie za zwichniętą umysłowo?, zastanawiała się niekiedy.
Nic już jednak nie mogła poradzić – wszak sama pożyczyła chłopakowi powieść. Wiedziała, czym ryzykuje.
Jednego jednak najbardziej się bała: że Bill nawet nie otworzy „Monachijskich monologów”. Nic nie boli autora tak jak obojętność. Na to już jednak wpływu nie miała.
Nadal trzymając Syriusza na kolanach, uruchomiła komputer i otworzyła odpowiedni plik. Przez chwilę jej wzrok ślizgał się po ekranie odczytując napisane kiedyś zdania. Potem na moment przymknęła oczy, a gdy je na powrót otworzyła, na jej ustach błąkał się lekki uśmiech. Przyłożyła dłonie do klawiatury.
Kolejne nocne godziny spędzone na pisaniu…
* * *
Ta tęsknota – większa z każdą chwilą
Te słowa, co mi w ustach się mylą
Te myśli, tak w głowie nieskładne
To uczucie, w sercu gdzieś na dnie
Ten pokój, co się na mnie zamyka
Zegar, który w ciemności wciąż tyka
Który minuty odmierza, godziny
Czy ja jestem jeszcze prawdziwy?
Powiedz mi
Przyjdź i zabierz mnie stąd
Tam, gdzie ty, gdzie mój dom
Tam, gdzie miejsca znajome
Gdzie marzenia spełnione
Być mogą
Zabierz mnie
Mój dom, tam gdzieś daleko, i ty
Dziś znów duchem jestem tam, w nim
Jakieś myśli się w głowie szamoczą
Dziś znów lecę tam, biegnę tam nocą
Ja już sam nie wiem, kim jestem
Upadam, ciągnę za sobą resztę
Okno otwieram, obce miasto przed mną
I wpatruję się w pustkę, w tę ciemność
I krzyczę
Przyjdź i zabierz mnie stąd
Tam, gdzie ty, gdzie mój dom
Tam, gdzie miejsca znajome
Gdzie marzenia spełnione
Być mogą
Zabierz mnie
Czego wciąż mi brak?
Przecież wszystko mam
Przecież żyję jak król
Skąd zatem ten ból?
Chcę odlecieć daleko
Chcę być pod twoją opieką
Ja już nic nie rozumiem
Ja już w tym wszystkim się gubię
Więc krzyczę
Krzyczę, co sił
Przyjdź i zabierz mnie stąd
Tam, gdzie ty, gdzie mój dom
Tam, gdzie miejsca znajome
Gdzie marzenia spełnione
Być mogą
Zabierz mnie
Zabierz mnie
Zabierz mnie*
Bill po raz kolejny przeczytał tekst. Długo myślał nad każdym wersem. Tym razem ciężko szło mu przelewanie myśli na papier. Po prostu zbyt wiele ich kłębiło się w jego głowie, by był w stanie dobrze oddać je w postaci słów piosenki. Starał się jednak. Bo to pomagało, oczyszczało umysł, pozwalało wyzbyć się choć części emocji. Taka „terapia” przeważnie skutkowała.
Chłopak przeczytał wszystko jeszcze raz, przekreślił jakiś wers, wpisał coś innego. Wreszcie na szczycie kartki drukowanymi literami napisał „Nehm mich von hier weg”.**
Była godzina druga w nocy. Ale czarnowłosy nie zgasił światła i nie ułożył się do snu. Uruchomił laptopa i już po chwili wpatrywał się w biel strony, zastanawiając nad treścią maila.
Droga Nadine!
Jest już strasznie późno, ale ja jakoś nie mogę spać, choć padam ze zmęczenia. Dzisiejszy koncert wypadł całkiem dobrze. Po tych porannych problemach ze sprzętem bałem się okropnie, że coś nawali, ale na szczęście zostało nam to oszczędzone.
Siedzę teraz sam, chłopaki już śpią. Napisałem nową piosenkę, wiesz? Nie wyślę ci jej teraz, wolę pokazać tak jak „Wie lange noch”. Mam nadzieję, że ci się spodoba...
Boże, jakie to banalne, pomyślał Bill, czytając wszystko, co napisał do tej pory. Ale jak mam jej powiedzieć wszystko, żeby źle nie zrozumiała…?
...Pisałaś, że tęsknisz za mną. Ja za tobą też. Bardzo. Z każdym dniem bardziej. A tu jeszcze tyle czasu! Chciałbym już być w Magdeburgu.
Nadine, ja… ja powoli przestaję samego siebie rozumieć. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Nadine, ja chyba…
Nie!!! Nie napiszę tego! Nie w mailu.
Wykasował ostatnie, ledwo napoczęte zdanie.
...Pewnie pomyślisz: „Głupi smarkacz, który uważa, że ma problemy! Co on wie o prawdziwym życiu!”. Nie zdziwiłbym się. Sam się niekiedy uważam za rozpieszczonego bachora, który nie wie, co to życie i jego dylematy.
Tęsknię, Nadine, choć sam nie rozumiem, dlaczego. Chcę do domu. I do ciebie...
Ryzykujesz, Bill – coś mu podpowiadało na dnie myśli. Zdawał sobie z tego sprawę, jednak tym razem nawet nie dotknął Backspace. Trudno, co ma być, to będzie.
...Odliczam już godziny. Może jeśli pójdę spać, to czas nie będzie mi się tak strasznie dłużył? A zatem idę spróbować zasnąć.
Napisz, co u ciebie.
Do zobaczenia.
Twój Bill
Wysłał wiadomość, nawet bez czytania. Może bał się, że coś zmieni? W jakiejś kwestii się rozmyśli?
Po chwili ekran laptopa zaczernił się. Bill odłożył urządzenie i podszedł do okna.
Dortmund spał.
Co się ze mną dzieje, Nadine?, myślał chłopak, wpatrując się w ciemność za szybą. Co się ze mną dzieje?
Zaczynał się bać odpowiedzi na to pytanie, która już gdzieś tam kiełkowała w jego umyśle. I sercu.
c.d.n.
----------------
* Ten tekst napisałam sama, więc to potworny prymitywizm i grafomania, ale cóż - talentu poetyckiego Bozia nie dała Wiem, że po niemiecku by się to nie złożyło do rymu ani rytmu...
** Czyli "Zabierz mnie stąd". Jeśli to jest źle przetłumaczone - Ingeborg, nie żyjesz
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Loreley dnia Czwartek 08-02-2007, 19:39, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tajniaczka
Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 2638
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: Kraków *.*
|
Wysłany: Czwartek 08-02-2007, 19:02 Temat postu: |
|
|
Dla.. dla mnie?
Aż mnie ścisnęło.
Nie wiem za co.. ale dziękuję.
Została mi jeszcze tylko 10 część i ta.
Wtedy za wszystko Ci tu pięknie skomentuję.
Jeszcze raz dziękuję
EDIT
Ach, przeczytałam
Czytałam po nocach, bo w dzień nie mam czasu, ale opłacało sie..
Ach, czy ja już mówiłam, ze uwielbiam Twój niesamowity styl?
Chyba tak.
Ale powtórze to jeszcze raz: uwielbiam Twój styl
Więc o tym nie mówię, bo tylko się powtórzę, czego nie lubię robić..
O fabule.
Z początku myślałam, że będzie to całkiem coś innego.
Ale zaskoczyłaś mnie.
Jak zwykle zresztą..
Wszystko co myślałam, ze się stanie.. no cóż. Nie stało sie
I tu brawa dla Ciebie, bo skromnie przyznam, że nie często się to zdarza..
Czy ja gadam składnie?
Dlaczego ja nigdy nie mogę napisać czegoś normalnego, konstruktywnego albo chociaż skrytykować?
Ludzie.
Dobra, bije mi.
Co do fabuły...
A więc opowiadanie o Billu.. ostatnio jakoś tak bardziej o nim czytam. Ciekawe dlaczego.. jakoś tam mnie znowu przyciąga, na przekór innym swoją drogą.
Co do Elli..
Jak rozmawiała z Billem o Nadine to myślałam, że tego idiotę zabije własnoręcznie
No tak.. zazwyczaj nie zauważamy tego co ważne, choć jest tuż koło nas..
Tylko czy on to zauważy?
Czy skończy się tak, ze zrozumie swój błąd i będą z El?
A może jednak wyjdzie mu z Nadine?
Albo jest jeszcze inna możliwość.. straci obie i zostanie sam.
Całkowicie.
Nie wiem, w którą stronę pójdziesz..
Nadine go rzeczywiście intryguje.. bo jest inna.. starsza.. dojrzalsza.
A może to tylko powłoka?
Nie wiem sama.
Elli bardzo cierpi.. zasługuje na niego.
Sama nie wiem jak bym chciała, żeby było.
Czy Bill zrozumie.
Mam mętlik w głowie.
Cóż mogę więcej powiedzieć?
Czekam z niecierpliwością na rozwój wydarzeń.
Jestem bardzo ciekawa jak to rozegrasz.. i czy dojdzie do czegoś z Nadine.
Życzę mnóstwa weny i jeszcze raz dziękuję za dedykację
Bardzo miło mi się zrobiło.
PeeS. Ach, uwielbiam wszystko co piszesz!
Po prostu nie mogę inaczej.
EDIT2
Taaaa.. napisałam wyżej, że wszystko pięknie skomentuję.
Matko, to jest bełkot jakiegoś porypanego dziecka..
Cóż, tak działają na mnie Twoja dzieła.
A ja domagam się więcej, więcej <333
Pozatym chciałam wszystkim dać KOPA w dupę!
Proszę tu komentować, żeby naszą Loreley zmotywować.
Sama nie dam rady
A ona na pewno zasługuje na komentarza.
Pozytywne mówie xD
Dobra kończę, bo czuję, że słodzę za bardzo ostatnio.
Ach..
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Tajniaczka dnia Piątek 09-02-2007, 20:31, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Beata
Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czwartek 08-02-2007, 19:54 Temat postu: |
|
|
Jak się strasznie cieszę, że dodałaś nową część. Teraz będę Cię męczyć o "Zapomnienie"
Rozmarzyłam się przy tej części, mogę nawet śmiało powiedzieć, że bardzo.
Wszystko subtelne, piękne i romantyczne. Czytając to, czułam jak w ich sercach kiełkuje maleńkie ziarenko miłości. Tak, tak, niestety chyba się w sobie zakochują.
Niestety, bo żal mi serce ściska jak pomyślę sobie o tej biednej Elli.
Dzisiejsza krótka wzmianka o niej, szczególnie uderzyła we mnie.
Właśnie dzisiaj zrozumiałam ją jak nigdy dotąd. Ja też maluję i też kiedyś stworzyłam pewien portret. Choć tylko jeden, to bardzo bliskie było mi to co ona czuje. Chciałabym, żeby i ona zaznała szczęścia, jednak jak widzę chyba nie jest jej to pisane.
Śliczna część, zresztą jak wszystkie inne.
Dzisiaj taki wyjątkowo lipny komentarz z mojej strony, ale mam właśnie pisarskiego doła.
Przepraszam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sara Portman
Dołączył: 12 Lip 2006
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z MARZEŃ i DOKONAŃ
|
Wysłany: Czwartek 08-02-2007, 20:05 Temat postu: |
|
|
Część była dobrze napisana. Bez błędów, jeśli nie liczyć braku kilku ogonków w polskich znakach.
Nie znam się na poezji ani pisaniu piosenek, jednak mnie się ona podobała. Możliwie, że ktoś się z tym nie zgodzi, ale twierdzę, że była nawet w "hotelowym" stylu.
Tylko jedno mnie boli. Elli. Kocham tę postać i ciężko mi się czyta, gdy jest ona nieszczęśliwa. Już chyba pisałam kiedyś dlaczego. Ale na wszelki wypadek powtórzę tak w skrócie: dziewczyna jest taka, jaką ja jeszcze niedawno byłam. Współczuje jej.
Nadine? Hmm... Nie mogę powiedzieć, że jej nie lubię, jednak myślę, iż poradzi sobie bez Billa, nawet jeśli pała do niego jakimiś cieplejszymi uczuciami. A poza tym, jeżeli Kaulitz powiedziałby jej o Elli, podejrzewam, że szybko usunłaby się w cień. W ogóle chyba najlepiej by było, gdyby te dwie panie się spotkały. Nie wiem, tak mi jakoś taka scena stanęła przed oczami...
Dobra, już nie fantazjuję.
Pozdrawiam i czekam na kolejnego parta.
Sara Portman
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Teallin
Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł
|
Wysłany: Czwartek 08-02-2007, 21:36 Temat postu: |
|
|
Ojej...
Ojej. Wróciłam.
I wiesz co zrobiłam jako pierwsze?
Nie dodałam nowe opowiadanie... Zaczęłam czytać twoje. Tak moja droga.
Nadrobiłam WSZYSTKIE odcinki Inspiracji począwszy od tej z 25 listopada. Trochę oczy mnie bolą, miałam ciężki dzień, ale cóż - warto było.
Powoli zaczynam utożsamiać się z Elli. Mamy podobny problem... No, ale w końcu co ja gadam. Przecież udaję, że już mi przeszło...
Ślicznie. Rozkręca się coraz bardziej. W coraz to nowym świetle ukazujesz nam poszczególne postaci, co działa wprost kojąco na moje kubki smakowe. Mmmm...
Brakowało mi twojej twórczości. Dopiero teraz to do mnie dotarło.
Czy ja muszę mówić coś jeszcze? Nie umiem jakoś poskładać tych wszystkich myśli, które kłębią się w mojej głowie po przeczytaniu kolejnej dawki twojego dzieła zebrać w jakieś składne zdania. Przepraszam...
Reszta jest milczeniem...
Teallin
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Piątek 09-02-2007, 17:21 Temat postu: |
|
|
Ojej, ale ślicznie było. Aż mi się płakać chciało, kiedy czytałam o Elli... Naprawdę żal mi jej, chociaż przeczuwam, że jeszcze będzie szczęśliwa. Ale teraz ile się musi wycierpieć... I te rysunki. Z jednej strony kiedy tak maluje to pewnie jej lżej, ale z drugiej musi się czuć nie najlepiej.
Billa też mi szkoda i Nadine również. Mają swoje problemy, nie bardzo wiedzą co z nimi zrobić... Pewnie jeszcze trochę czasu upłynie zanim się to wszystko chociaż częściowo wyprostuje.
A część napisana była świetnie, jak zwykle czaytło się bosko i żadnych zastrzeżeń nie mam
I czekam sobie na następną notkę.
I pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ahinsa
Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 738
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zadupie zwane Warszawą ;]
|
Wysłany: Sobota 10-02-2007, 20:26 Temat postu: |
|
|
Ja... nie wiem co powiedzieć. Naprawdę. Nie dlatego, by ta część była jakaś wyjątkowa ponad inne, bo jest tak samo jak one piękna... tylko tak jakoś, bo ja wiem dlaczego?
Ten tekst piosenki, jak już ktoś wspomniał, rzeczywiście jest taki tokiohotelowy. Bardzo dobrze wpasowałaś się w ich klimat.
Co by jeszcze powiedzieć? Nie wiem, może to że jak zawsze cholernie mi się podobało, i że chcę więcej? No może powiem, że proszę o więcej, by było grzeczniej.
I chyba tyle, bo coś mi dziś nie idzie to komentowanie.
Pozdrawiam, Ahinsa
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ingeborg
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z przeszłości...
|
Wysłany: Niedziela 11-02-2007, 10:49 Temat postu: |
|
|
Co Ci tu naskrobać, kochana Loreley?
To, że podobała mi się ta część?..
Zresztą, co tu ukrywać, że wciąga do reszty?
Podobają mi się wszystkie Twoje opowiadanka( z małym wyjątkiem ale to zachowam dla siebie i nie wyciagniesz tego ze mnie )
Dobra. Odbiegłam od tematu.
Strasznie żal mi Elli... Pokochałam ją z całego serca. Nie wiem czy ten Bill jest taki ślepy, że nic nie zauważa? Może jednak zrozumie? Tylko żeby nie było za późno...
Co do piosenki. Napisałaś ją ślicznie. Zgadzam się z pozostałymi dziewczynami. Jest taka tokiohotelowcowa:) Wystarczyłoby ją przetłumaczyć i chłopcy mogliby ją zaśpiewać
I nie zabijaj mnie za tłumaczenie tytułu. Proszę...
Pozdrawiam i życzę DUŻO weny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loreley
Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: chyba bardziej Opole
|
Wysłany: Środa 14-02-2007, 15:03 Temat postu: |
|
|
Odcinek według mojego planu miał być dłuższy, ale wtedy w kolei byłby za długi Muszę chyba pozmieniać trochę ten mój podział.
Powiem tylko, że kolejna część 'się pisze'. Dziś nic szczególnego
I choć Loreley nie lubi Walentynek, życzy wszystkim czytelniczkom dużo szczęśliwej, spełnionej miłości, która dodaje skrzydeł do życia i może być taką małą inspiracją. I żebyście, pisząc o miłości w opowiadaniach, nie musiały jej sobie wyobrażać, tak jak musi Loreley.
Buźka dla Was
-------------------
Odcinek 12
* * *
Nadine wrzuciła do koszyka paczkę ryżu. Zlustrowała wszystko, co do tej pory w nim wylądowało.
Dobra, to jeszcze tylko żarcie dla Siriego i koniec, oceniła.
Miała właśnie zamiar skierować się w stronę stoiska z kocią karmą, kiedy nagle usłyszała swoje imię.
- Nadine?
Wcześniej, pochłonięta wybieraniem najtańszego ryżu, nie zwróciła uwagi na wysokiego szatyna, który od dłuższego czasu przyglądał się jej uważnie. Teraz jednak usłyszawszy jego głos, odwróciła się gwałtownie.
- M-Martin? – nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jej serce zlodowaciało. Skoro jest tutaj on, to duże prawdopodobieństwo, że są również…
- Owszem, ja. – Chłopak podszedł bliżej. – To już własnego brata nie poznajesz?
Poznawała, a jakże. Choć od chwili, gdy widziała go po raz ostatni, minęło dobre pół roku, nie zmienił się w ogóle. Taki sam wymuskany, zadbany i koszmarnie nijaki.
- Co ty tutaj robisz? – starała się, by jej głos brzmiał naturalnie.
- To, co zwykle robi się w supermarkecie: zakupy. Ty, jak widzę, również. Tylko jakieś niezbyt one wykwintne – uśmiechnął się ironicznie, zerknąwszy wcześniej na zawartość koszyka siostry.
- Daruj sobie. Twoje uwagi nie robią na mnie wrażenia. A ty co – kawiorem i szampanem się żywisz, nadal siedząc w złotej klatce, nie?
Uśmiech natychmiast spełzł chłopakowi z twarzy. W ogóle stracił on swoją poprzednią, nieco wyniosłą manierę.
Aha, trafiłam w czuły punkt, pomyślała Nadine, jednak bez satysfakcji. Na swój sposób zawsze było jej żal młodszego o trzy lata brata, zbyt słabego, aby przeciwstawić się woli rodziców, bezwolnie poddającego się narzuconym przez nich rygorom. Nie zmieniało to jednak w zasadniczy sposób jej opinii o Martinie: uważała go za konformistę, który w imię wygody i świętego spokoju wyrzeka się swoich ambicji. O ile w ogóle jakieś posiada.
- Są tutaj, prawda? – zapytała.
- Kto?
- Nie udawaj głupka. Rodzice.
- Są. Wybierają właśnie chodniczki łazienkowe.
- No tak, problem natury egzystencjalnej – mruknęła dziewczyna. – Chodniczek cytrynowozielony czy może w odcieniu kiwi…
- Zrobiliśmy remont łazienki. Nic z zielenią by nie pasowało.
W tym momencie Nadine miała ochotę palnąć sobie w łeb. Po pół roku spotyka swojego brata i rozmawiają o odcieniach chodniczków łazienkowych! Zresztą, nie powinna się tym emocjonować czy dziwić. Ich rozmowy – o ile w ogóle się do siebie odzywali – zawsze dotyczyły banałów. Między tą dwójką więź siostrzano-braterska niemal nie istniała. Żyli w innych światach, równie dobrze mogliby egzystować bez siebie.
- A tak oprócz remontów łazienki, to co u ciebie słychać? – zagadnęła. – Nadal studiujesz?
- Tak i nawet nieźle mi idzie. Coraz bardziej się przekonuję do tej informatyki.
Jak wszystko w jego życiu, kierunek studiów również wybrał Martinowi ojciec. No, a w każdym razie jego siła sugestii była na tyle silna, że chłopak podążył jej torem.
- Fajnie, że robisz to, co lubisz.
- Ty chyba też, nieprawdaż? Kupuję niekiedy „Volksstimme”, stale ukazuje się coś twojego. Chyba nienajgorzej sobie radzisz, co?
- Da się przeżyć. – Nadine, choćby wzięta na tortury, nie przyznałaby się bratu do swoich ostatnich trudności finansowych, a tym bardziej do zaciągniętej u Billa Kaulitza pożyczki. Nie mówiąc już o tym, że ani słowem by nie wspomniała o samym Billu!
- Nadine – głos Martina stał się nagle inny, jakby cieplejszy – nie chciałabyś zobaczyć się z rodzicami? Pogadać choćby przez chwilę?
- Nie – dziewczyna nie zawahała się ani sekundy. Ale grymas na twarzy brata, uznała, że dobrze by było uzasadnić odpowiedź. – Posłuchaj, Martin, to nie jest najlepszy pomysł, sam przecież o tym wiesz. Po co mamy sobie wzajemnie psuć nerwy? Ojciec postawił na mnie kreskę już dawno, nie zaprzeczysz chyba. Wolę się mu nie pchać w pole rażenia. Niech będzie tak, jak jest. Wy sobie, ja sobie. Nie wchodźmy sobie w drogę.
- Nie zapomniałaś tamtej akcji z ciotką Sarą, co? – zapytał cicho.
- Afera z ciotką Sarą to był tylko epizod, Martin – odparła chłodno. – Naskładało się tego dużo więcej, przez lata… Nie zmieniajmy starych układów, nie ma po co.
Nie odpowiedział.
Może nie chciał się do tego przyznać, ale trochę tęsknił za siostrą, a stan permanentnej rodzinnej wojny nieco mu ciążył? Sam był jednak zbyt słaby i bezwolny, aby próbować coś zmienić, tym bardziej, że ani Nadine tego nie chciała, ani rodzice nie wykazywali chęci porozumienia z córką.
- Słuchaj, Martin, nie mów im, że mnie spotkałeś, ok.? Tak będzie lepiej. Jeżeli nie chcesz jeszcze bardziej wszystkiego spieprzyć, to nie mów… Dobra, ja się zmywam, zanim oni wybiorą te chodniczki i zaczną się za tobą oglądać… Na razie, trzymaj się jakoś – zdobyła się na blady uśmiech.
- Ty też – odparł cicho.
Nadine ruszyła w kierunku kasy, zapomniawszy doszczętnie o kociej karmie dla Syriusza. Wolała jednak przegłodzić ukochanego kota niż narazić się na konfrontację z rodzicami, zwłaszcza ojcem.
Oby tylko Martin nic nie chlapnął, myślała wykładając towary na taśmę i jednocześnie rozglądając się nerwowo, czy aby na horyzoncie nie pojawi się nobliwa para z chodniczkami łazienkowymi pod pachą.
* * *
Spokojnie, Kaulitz, zdążysz, przekonywał samego siebie Bill, bez ładu, składu i pomyślunku biegając po pokoju. Masz jeszcze dwie godziny. ZDĄŻYSZ.
W pomieszczeniu panował niebywały chaos, jak zwykle zresztą, gdy wokalista wracał z jakiegoś dłuższego wyjazdu i zaczynał rozpakowywać bagaże. Przeważnie wyglądało to tak, iż po prostu wyrzucał wszystkie ubrania, kosmetyki, biżuterię i inne drobiazgi z walizek, a potem lamentował: „Co ja mam z tym zrobić?” Gdyby nie fakt, iż niektóre elementy garderoby wymagały prania, a przyborów higienicznych i do makijażu potrzebował na co dzień, najchętniej by wepchnął nierozpakowane torby pod łóżko, aby sobie tam w spokoju czekały na kolejny wyjazd.
Teraz Bill, na osiemnastą umówiony z Nadine, miał przysłowiowy nóż na gardle. Nie chciał przekładać spotkania, bo po pierwsze stęsknił się z pisarką, a po drugie, jak miał jej wytłumaczyć zwłokę? „Sorry, ale musiałem się rozpakować i oddać ciuchy do pralni”? Śmiechu warte.
Miotał się zatem między wybebeszonymi w połowie walizkami, usiłując jakoś zapanować nad tym chaosem. Dwie godziny to nie było dużo, zważywszy na fakt, iż rozpakowywanie było dalekie od ukończenia. A przecież jeszcze prysznic, ubranie, makijaż, ułożenie włosów…! No i dojazd.
Dasz radę, Bill, dasz radę. Tylko się uspokój.
- A ty jeszcze w tym bajzlu siedzisz? – Do pokoju młodszego brata wszedł Tom. – Pospiesz się. Zaraz ma przyjść Uschi, chciałaby jeszcze zdążyć oddać rzeczy do pralni.
- Wiem, Tom, wiem! – Bill nerwowo rozglądał się po pomieszczeniu, które wyglądało, jakby przeszło przez nie tornado. W co tu teraz włożyć ręce???
- Trzeba na drugi raz nie zabierać tylu klamotów. – Tom przysiadł na rogu biurka i spokojnie pociągnął coli z puszki. – Nie patrz tak na mnie, nie pomogę ci w tym. Żebyś się znowu darł, że zgubiłem twoją ulubioną bransoletkę? Mowy nie ma.
- Dzięki, wiedziałem, że na ciebie można liczyć – burknął Bill. Wrócił do segregowania ubrań na ‘brudne’ i ‘ewentualnie nadające się do użytku’. – No żesz cholera, nie zdążę się z tym wszystkim uporać! Ona mnie zabije.
- Daj spokój, Uschi nie jest taka nerwowa.
- Nie mówię o Uschi. Nadine!
Twarz Toma stężała. Przez chwilę milczał, mierząc brata wnikliwym spojrzeniem.
- Umówiłeś się z nią na dzisiaj?
- Tak. I nie chcę słyszeć żadnych uwag na ten temat. – Bill znał opinię Toma o Nadine i chciał na wstępie uciąć wszelkie dyskusje, które niechybnie prowadziłyby do kłótni. – Spotkam się z nią, choćbyś mi zabarykadował drzwi.
- A zapomniałeś już, że umówiliśmy się na dziś ze Stephanem i Sylwią?
Bill otworzył usta w wyrazie ciężkiego szoku i nagłego olśnienia.
- O cholera, faktycznie!... No cóż, będziesz musiał sam się nimi zająć.
- Co??? No ty chyba sobie żarty stroisz! Umawiasz się ze znajomymi, a potem, jak gdyby nigdy nic, wychodzisz? Jesteś ty poważny? Całe wieki ich nie widzieliśmy.
- Nadine też długo nie widziałem.
- Nadine! Ciągle tylko ta Nadine! – Tom zaczął nerwowo spacerować po pokoju. – Szlag mnie zaraz trafi! Totalnie ci odbiło. Co ty w niej widzisz?
- A co ci do tego? – Bill również przyjął bojową postawę. Zobaczywszy, że jednak bez kłótni się nie obejdzie, postanowił nie poddawać się. Jak zwykle zresztą. – Lubię ją, ona mnie chyba też, dobrze się ze sobą dogadujemy, rozumiemy się… Nie znasz jej, więc nie oceniaj.
- Tak, jasne, a ty ją znasz po jakichś… niech pomyślę… czterech spotkaniach? – Ironia w głosie gitarzysty była wyczuwalna na kilometr. – A może po prostu jest ładną laską, co?
Bill już miał na ustach „Ja nie jestem tobą, żeby zwracać uwagę na ładną buźkę i duże cycki”, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Tom był przeczulony na tym punkcie, a wymiana zdań jeszcze nie była na tyle zażarta, by wytaczać ciężką artylerię.
- Jest ładna, nie przeczę – odparł zimno – ale nie o to chodzi. Tom, zrozum, ja się przy niej po prostu dobrze czuję. Czuję, że z nią mogę pogadać o wszystkim, co związane na przykład z piosenkami. Niekiedy mam tak, że nie potrafię czegoś wyrazić słowami, nie umiem napisać, a wystarczy kilka jej zdań i wszystko układa mi się w jasną całość – Bill gestykulował gwałtownie, jak zwykle, gdy był czymś zaaferowany i podekscytowany. – I to jest właśnie niesamowite! To, że w niej jest taka jakaś… jakaś siła. Dzięki niej napisałem trzy piosenki, pokażę wam, jak się spotkamy na próbach… Normalnie wcześniej kompletna pustka w głowie, nic, zero pomysłów, a wystarczyło kilka spotkań z nią i jakby wstąpiła we mnie nowa energia. Rozumiesz mnie, Tom?
- Wiesz, co ja rozumiem? – Tom spojrzał na brata uważnie. – Że ci odbija. Na amen. Nie, teraz to ty posłuchasz, a ja będę gadał!... Przez całe półtora tygodnia miałeś głowę zaprzątniętą tylko tą Nadine. SMS-y, maile, telefony… Noce zarywałeś na czytanie jej książki, następnego dnia chodziłeś jak zombie, nie kontaktowałeś, co się do ciebie gada. Nie pomyślałeś, że to się może odbić na występach?
- Że co niby??? „Odbić na występach”? No zaraz mi tu wyjedziesz, że źle śpiewałem!
- Tego nie powiedziałem – Tom uznał, że lepiej trochę udobruchać bliźniaka. Bill, paskudny perfekcjonista, był strasznie przewrażliwiony na punkcie swojego głosu. – Ale tak dalej być nie może. Wszystko poświęcasz dla jakiejś pisarki, którą znasz od trzech tygodni.
- Wiesz co, Tom? – Bill podszedł do brata. W jego głosie brzmiała ostrzegawcza nuta. – Nie dyktuj mi, co mogę robić, a czego nie, już ci to mówiłem. Nikt mną nie będzie sterował. A co do muzyki, to WIEM, jakie mam obowiązki i wypełniam je. A jeśli sądzisz, że dla Nadine zaniedbam TH, to się grubo mylisz i widocznie mnie nie znasz.
- Bill, ja wcale nie chciałem powiedzieć…
- Nie obchodzi mnie, co chciałeś – wokalista nie dał mu dokończyć. – Ważne, co powiedziałeś. Nie traktuj mnie jak małego dzieciaka, którego trzeba prowadzić za rączkę. A teraz wybacz, ale mam jeszcze sporo roboty, bo za niecałe dwie godziny jestem umówiony z Nadine.
Ostatnie zdanie wypowiedział z takim naciskiem, że nie mogło być wątpliwości, iż rozmowę uważa za zakończoną.
Tom pokręcił głową z dezaprobatą, po czym skierował się do wyjścia.
- Rób co chcesz – rzucił jeszcze przez ramię – obyś się tylko nie przejechał na tej znajomości.
Ledwo za Tomem zamknęły się drzwi, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się jego głowa wylądowała zwinięta nieskładnie jedna z koszulek Billa, ciśnięta z całą siłą przez młodszego Kaulitza.
c.d.n.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ingeborg
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z przeszłości...
|
Wysłany: Środa 14-02-2007, 15:23 Temat postu: |
|
|
Pierwsza?!
Nie wiem czy ci kiedyś mówiłam, że uwielbiam czytać jak Bill kłóci się z Tomem.
Opisujesz to w taki realny sposób, że po prostu mam wrazenie, że stoję gdzieś obok i jestem świadkiem tej sceny. Cudnie!
Nadine. Czy ona kiedyś będzie miała odwagę by porozmawiać z rodzicami? Jest jej ciężko a rodzice mogliby dziewczynie choć trochę pomóc. Wiem, dlaczego Nadine mieszka sama ale w końcu mogłaby im wybaczyc, no nie?
Życzę ci DUŻO weny i pozdrawiam.
Czekam na ciąg dalszy:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Witja
Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Środa 14-02-2007, 19:43 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam.
Też nie cierpię walentynek, ale my nie otym.
Podobała mi się kłótnie bilźniaków. Gdybym miała stanąć po stronie któregoś z nich napewno przystałabym do obozu Toma, uważam że on ma rację. Bill zaniedbuje wszystko i wszystkich, ale sam tego nie zauważa, myślę że dobrze że brat powiedział mu jak to wygląda z zewnątrz. Mam szczerą nadziję że Billon przemyśli swoje zachowanie <oby!>.
Nadine i rodzice, ciężka sparawa. Jest jej trudno, ale pomimo wszystko honor nie pozwala jej pogodzić sie z rodzicami. Silny charakter z niej i tyle.
Podobało mi się, jak zwykle zresztą. co do przyszłych odcinków mam nadzieję, że niejasna sytuacja pomiędzy Elli i Bidonkiem w końcu się rozwiąze. Strasznie mi żal tej dziewczyny.
Zyczę weny
Witja
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
aliss
Dołączył: 11 Kwi 2006
Posty: 230
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany: Środa 14-02-2007, 19:53 Temat postu: |
|
|
No mało walentynkowy odcinek Ale bardzo ładnie opisany Wyhaczyłam jeden błąd... moment.
Ok, nie widzę. W każdym razie brakowało jakiegoś słowa
No to cierpliwie czekam aż zaplączesz w to wszystko niepozorną Elli
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|