|
Tokio Hotel Forum o zespole Tokio Hotel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
FaNkA MaNsOnA
Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z piekła rodem
|
Wysłany: Wtorek 03-10-2006, 19:10 Temat postu: |
|
|
Daj znak życia .. i napisz wkońcu new parta !!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
*=zwariowana fanka=*
Dołączył: 08 Lip 2006
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z BillalandiixD
|
Wysłany: Wtorek 31-10-2006, 22:25 Temat postu: |
|
|
Ok, powrócilam ja razem z nową częścią! Jeżeli myśleliście, że się mnie pozbędziecie - to byliście w błędzie:p Świetną porę wybrałam, nie ma co - Halloween:) No to ja może wyjaśnię kilka spraw, które poruszyły niektóre osoby w komentarzach po ostatniej części.
Holly Blue tę buźkę zrobiłam niechcący. Wiesz jak to bywa, kiedy próbujesz pisać szybko albo gdy robisz buźki ze znaczków klawiaturowych:P Nie miałam pojęcia, że zrobi mi się emotikonek! Podobał Ci się ten wątek z pobudką? Ach, to tak samo przyszłoxD Większość tych 'tekstów' samo wpada mi do głowy.
YaNoU no cóż...ujmę to tak: ja po prostu nie chcę, żeby zdania zaczynały się od czasowników, np. "Kupiła, wypakowała, przyszła, wyszła, już nie przyszła"P A z tą pracą nad stylem przedstawienia wydarzeń (o to Ci chodziło?) to spróbuję popracować. Chociaż nie obiecuję, że to się uda...Autorom opowiadań gdy coś stworzą wiecznie mają jakieś zastrzeżenia lub coś im się wiecznie nie podoba w treści i próbują to skorygować. Ze mną jest tak samo... Ale dziękuję za ta szczerą opinię
Hmm...wiecznie coś mi nie grało jak to pisałam (a pisałam bardzo długo!). Może mi to wytkniecie? Ten odcinek jest taki...taki...sztywny jak kołek...praktycznie nic się nie dzieje - jakieś przygotowania, zapoznanie się z pokojem - takie badziewne rzeczy:D Żeby nie bylo, że nie uprzedzałam!
Cz. 4
- O, dobrze, że jesteście! - powiedział David Jost stojący przy czarnym vanie widząc cztery zbliżające się męskie sylwetki. Kiedy podeszli, zdziwił się mimką twarzy trójki z nich. - Widzę, że humory dopisują.
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne, David - zakpił Georg, po czym potężnie ziewnął.
- Ten bęcwał zrobił nam pobudkę - perkusista wskazał kciukiem na stojącego obok dredziarza. On jedyny z całego towarzystwa tryskał energią i uśmiechał się zawadiacko. Menager westchnął obserwując 'lekko' nieprzytomnego wokalistę, który wciąż milczał i wcale nie miał zamiaru odzywać się w najbliższym czasie. Po zrobieniu kilku sekundowej pauzy znowu westchnął, tym razem męczeńsko. Poprawiając okulary, które właśnie zsunęły się na czubek nosa, pokazał podopiecznym wejście do wnętrza busa.
- Pakować się - powiedział zmęczonym tonem.
Już samo patrzenie na zaspanych gwiazdorów powodowało, że chce się iść zdrzemnąć przytulając do ulubionej poduszki.
Czwórka natychmiast bez sprzeciwów weszła do środka czekając aż będą w umówionym miejscu.
****
- Matko czarna, jekie to cholerstwo jest ciężkie! - wyjęczała szatynka taszcząc po schodach swoją wypchaną podróżną torbę. W pewnym momencie nie zauważyła kolejnego stopnia, noga jej się ześlizgnęła, a skutek był taki, że bagaż z hukiem zleciał ze schodów i po wykonaniu kilku fikołków wylądował zgrabnie na podłodze w salonie. - Huuuu...śtawkaaa - warknęła dziewczyna pod nosem, oparta plecami o ścianę. Od kiedy sięgała pamięcią, zawsze coś jej wylatywało z rąk - zazwyczaj coś starego, szklanego lub porcelanowego. Ofiara losu i tyle...
- Co rzeź znowu odwaliła? - wrzasnęła Shirley siedząca na kanapie, słysząc potężny huk spowodowany zetknięciem się z panelami ciężkiego prostokątnego przedmiotu.
- Echh, lepiej nie gadać - westchnęła Katie ze zrezygnowaniem zerkając z nieukrywanym obrzydzeniem na niewinnie spoczywający pod jej stopami ów powód całego zamieszania. Powędrowała po chwili do kuchni, by przygotować sobie śniadanie.
Dzień zaczął się najnormalniej na świecie. W powietrzu nie można było wyczuć żadnego podniecenia, co byłoby dowodem na to, że siostry nie potrafiy doczekać się najważniejszego jak do tej pory wydarzenia (pomijając Wojnę Kapel). Każda z nich odczuwała to na swój własny sposób, jedna była bardziej podekscytowana od drugiej.
Im bardziej chciały, żeby było za kwadrans 11, tym bardziej minuty mijały strasznie wolno. Obu wydawało się, że upływa właśnie cała wieczność gdy nagle usłyszały piskliwy dźwięk dzwonka przerywający uporczywą ciszę.
Shirley wstała tak energicznie, że z wrażenia się zatoczyła, by po sekundzie pójść otworzyć gościom, a Katie odwróciła głowę do tyłu tak
szybko, że czarne włosy chlasnęły ją po twarzy - bardzo ładnej.
- Ooo, cześć dziewuszki, jak ja Was dawno nie widziaaałaaam!! - przywitała przyjaciółki gitarzystka aż nader przesłodzonym głosikiem.
- No a ty mówisz, że nie jesteś Barbie - odparła na powitanie uśmiechnięta Emily opierająca się o framugę drzwi wejściowych.
Na tą uwagę usta blondyny automatycznie utworzyły krzywą kreskę.
- Nie jestem barbie - mruknęła pod nosem kiedy dziewczyny ją wyminęły razem z torbami udając się do miejsca gdzie wciąż siedziała szatynka.
- Tak, tak, a ja jestem Święta Walenta w tyłek kopnięta - wypaliła Jude opadając na miejsce obok wokalistki. Zapadła kłopotliwa cisza, kiedy pozostała trójka usiłowała zrozumieć sens wypowiedzianych przed chwilą słów, by po chwili wybuchnąć zgodnym, histerycznym śmiechem.
- Nie mogę...ha ha ha...Święta...hihihi...Walenta...hehe...- wydyszała gitarzystka w przerwach pomiędzy atakami śmiechu.
- To było niezłe, Jude - rzekła frontmanka gdy już się uspokoiła i przyłożyła dziwnie lodowatą dłoń do rozgrzanego policzka. Na chwilę dziewczyny zapomniały o Tokio Hotel. Ale o tym przypomniał im dzwonek do drzwi, już drugi tego poranka.
Tym razem starsza Schadler poszła otworzyć drzwi. Na progu stał nie kto inny jak ich menagerka Rosi wyszczerzona od ucha do ucha.
- Siema! - rzuciła na powitanie swoim wesołym głosem. - No to jak, lecimy poznać chłopaków?
- No oczywiście! - pisnął damski chór złożony z dziewczęcego kwartetu.
Już po chwili Mosquito powróciły do strasznie wyczerpującego zajęcia, w które trzeba było włożyć naprawdę sporo nerwów, czyli - przeniesienie torby o wadze 1 tony gdzieś tak z 7 metrów, ponieważ można powiedzieć, że tyle dzieliło je od czarnego busu stojącego dokładnie naprzeciw furtki.
- Cholera ciężka! Ręka mi odpada!! - zawołała Katie prawie na całą ulicę (może i jest trochę niska, ale głos za to ma za dwóch).
- O mój Boże, w którym miejscu?? Ratunku, będę miała jednoręczną siostrę!! - zawołała Shirley z udawanym przerażeniem.
Dalszą konwersację przerwało pojawienie się szofera chłopaków, który z miłym uśmiechem wziął bagaże i wskazał ręką na wejście do wnętrza pojazdu. Dziewczyny ostatni raz rzuciły sobie radosne spojrzenia, po czym każda zniknęła za rozsuwanymi drzwiami. Gdy cała szóstka usadowiła się w środku silnik zaryczał, a po chwili Van z cichym szmerem
opuścił pogrążoną we śnie ulicę...
****
- No nie! Większego zadupia chyba jeszcze nigdy nie widziałem! - krzyknął dredziarz gdy wszyscy stali przed ogromnymi dwuczłonowymi drzwiami, oceniając straty 'fatalnej' decyzji Davida jakim było wybranie tego miejsca.
- Wiesz co? Po raz pierwszy się z tobą zgodzę. I to w 100% - dodał po chwili namysłu basista taksując wzrokiem rozpadający się już budynek. Miał wrażenie, że na jego języku zrobił mu się wielki supeł nie do rozwiązania. Sam nie wiedział z jekiego to powodu. Perkusista natomiast wywalił język i wybałuszył oczy, a jego minę można było nazwać rodem z wariatkowa. Jedynie usta wokalisty wygięły się w szerokim uśmiechu.
- No co wy, to jest bombastyczne! - wypalił, kiedy zauważyli jego rozradowany wyraz twarzy. Cała trójka spojrzała na siebie wzrokiem mówiącym "Zwariował!" ale żaden nie powiedział głośno tej myśli.
- No taaak. Zapomniałem, że mój braciszek uwielbia takie klimaty - wypalił bliźniak czarnowłosego krzyżując ręce na piersi z figlarnym uśmieszkiem na ustach.
- No a co - przytaknął młodszy Kaulitz pokazując mu swoje dwa rzędy równych, białych zębów.
- A wy tylko błyskalibyście tymi kłami na prawo i lewo - skwitował Gustav przewracając oczami.
Bliźniacy traktując jego słowa za zachętę, uśmiechnęli się jeszcze szerzej, niemalże sztucznie.
- Wyglądacie jak dwie gigantyczne żaby - oświadczył najstarszy z Hotelarzy.
Spojrzeli na niego z niebezpiecznym błyskiem w oku, w ogóle zapominając, że wszystko słyszał Jost. Po podziwianiu w myślach cennego zabytku odwrócił szybko głowę w bok i to co zobaczył, zaskoczyło go niesłychanie. Bracia mierzyli się z basistą wrogimi spojrzeniami i można było przeczuwać, że zaraz rzucą się na biednego bruneta.
- Chłopcy, proszę Was - rzekł pospiesznie, aby nie doprowadzić do kłótni pomiędzy zespołem. - Nie w tym momencie. Musicie zrobić dobre wrażenie!
- Zobaczymy, czy Mosquito się to uda - wysyczał Tom, a po chwili cały kwartet wybuchnął śmiechem.
- Skoro jesteśmy w dobrych humorach, to chodźmy już do środka.
- No i nareszcie gadasz z sensem - odpowiedzieli chórem i ruszyli za menagerem do równie ponurego wewnątrz jak i z zewnątrz ogromnego budynku, gdzie byli umówieni z drugim zespołem...
****
- Raaaaaanyyyyyy!! - wyrwało się Shirley, kiedy już wysiadła z busa i stanęła na chodniku kilka metrów przed wejściem. Musiała podnieść wysoko głowę, żeby policzyć resztę pięter.
Budynek podobno liczył sobie ich 15, jednak blonwłosa nie była tego taka pewna. Ponadto był naj najbardziej nowoczesny, a światło słoneczne wspaniale odbijało się od wielkich okien co powodowało, że 'drapacz chmur' wyglądał jeszcze piękniej. Gitarzystka nie widziała twarzy towarzyszek, ale przeczuwała, że są tak samo zachwycone jak ona.
- To-to jest ten h-ho-ttel? - zapytała Katie zapominając na chwilę, jak się mówi.
- No tak. Fajny, prawda? - Rosi wyszczerzyła zęby do dziewczyn biorąc się pod boki.
- Czy on jest FAJNY?? - Emily zdążyła pozbierać szczękę z krawężnika - Ty się jeszcze pytasz?!! On jest ZAJEFFAJNYYY!!!
- Cieszę się z tego niezmiernie - rzekła kobieta poważnym tonem jak na prawdziwego dorosłego przystało.
- To gdzie mamy pokój? - Shirley podskoczyła do góry przypominając kauczukową piłeczkę.
- W tym wypadku musimy iść do recepcji się zapytać. David coś tam mówił, że zarezerwował pokoje dla wszystkich, ale nie podał numerów - poinformowała je, po czym poprowadziła do obrotowych drzwi.
Gdy ich oczom ukazał się hol, aż sapnęły z wrażenia. Na pierwszym planie widniała ogromna fontanna zbudowana z marmuru, podzielona na trzy części. Krystalicznie czysta woda wytryskiwała strumyczkami z małej ozdobnej rurki na samej górze i ginęła w największym pierścieniu, gdzie leciutko falującej cieczy było po brzegi. Ściany pomalowane na beżowy kolor doskonale współgrały z najróżniejszymi rzeźbami o dziwacznych kształtach będących wspaniałym dopełnieniem obszernego, zrobionego w
średniowiecznym stylu pomieszczenia, w którym kręciło się kilkanaście osób. Dziewczyny otrząsnęły się z szoku dopiero wtedy, kiedy zobaczyły jak Rosi zmierza do małego, oszklonego biura, którego można było spotkać między innymi w szpitalach i ważnych firmach.
28-latka zaczęła coś tłumaczyć sympatycznie wyglądającej kobiecie siedzącej za biurkiem, a ta po chwili odwróciła sie do niej plecami aby sprawdzić coś w swoim komputerze a potem kiwnęła potwierdzająco głową i dała dwa klucze. Menagerka machnęła na Mosquito ręką w
geście, aby poszły za nią. Posłusznie wykonały polecenie i podążyły do windy znajdującej się po prawej stronie obrotowych drzwi wejściowych, ciągnąc za sobą swoje torby.
- Najchętniej bym tu spędziła resztę swojego życia - westchnęła gitarzystka rozglądając się dookoła z nieukrywanym zachwytem.
- Taa, a codzienne nocne party na pewno przypadłyby do gustu innym lokatorom - dodała Katie wypominając siostrze jej słabość do imprez, czyli:
a) picie piwa, chociaż nie jest pełnoletnia, a zawsze tradycją dyskotek lub innych miejsc do imprezowania jest mieć w posiadaniu takich rzeczy, bo "bez procentów nie ma zabawy"
b) wypatrywanie jakiejś pociągającej ofiary, a później poderwanie jej przy pomocy czarujących tekstów z książki o bajecznie zabawnym tytule "Dla dziewczyn, które chcą być casanasovą, czyli jak poderwać kolejnego przedstawiciela rasy męskiej - nierozumnej nabierającego się zawsze na nasze błahe teksty"
c) znikanie ze zdobyczą na jakiś czas i otrzymanie po kilku minutach nieobecności tytułu ZWA (Zaginęła W Akcji)
Można jeszcze przez wiele czasu wymieniać wszystkie wybryki Shirley, lecz niestety w tej chwili dziewczynom go brakowało (czasu, nie wybryków) i musiały natychmiast przyspieszyć swoje jak na razie żółwie ruchy. Pięć przedstawicielek płci pięknej weszły do, co dziwniejsze, opustoszałej windy, z zamiarem dostania się na wyższe piętro. Kiedy drzwi z cichym szmerem zasunęły się zakrywając widok na hol, małe pomieszczenie ruszyło do góry wydając przy tym dziwny odgłos przypominający dzwonek alarmu przeciwpożarowego. Trójka zespołu natychmiast przywarła do szyby, urzeczona panoramą miasta, którą było już widać pomimo tego, że to był dopiero poziom parteru. Drogi przecinały się ze sobą niczym ogromna sieć pajęcza rozwieszona między różnymi budynkami, a samochody z góry zaczęły przypominać kolorowe mrówki spieszące do swojego mrowiska. A dlaczego tylko trzy członkinie Mosquito zainteresowały się niesamowitymi widokami na miasto? A co robiła w tym momencie wokalistka tegóż oto zespołu?
Liderka przywierała do wyjścia nie mogąc patrzeć na to, co się działo za "oknem". Nienawidziła obserwować cokolwiek z góry, bo jak można było się domyślić, cierpiała na lęk wysokości (chociaż naprawdę było nisko, ale osoby z tą dziedziczną fobią wariują na każdej wysokości) oraz lęk przed otwartą przestrzenią. Po chwili ciszy można było zrozumieć, że czarnowłosa mówi: "o kurczę, o kurczę, o kurczę..." drżącym ze strachu głosem.
- Tragizujesz - odezwała się po długim czasie blondynka, mająca dość wysłuchiwania okurczowania doszczętnie przerażonej siostry. - Ty masz po prostu czystego j-o-b-a!
- Nieprawda! - zaprzeczyła ostro szatynka, przywierając jeszcze bardziej do metalowej powierzchni.
- Prawda - potwierdziła kiwnięciem głowy, by jeszcze bardziej ją rozłościć i osiągnąć swój cel. Na efekty nie musiała czekać długo: czarnowłosa odwróciła się energicznie i z groźną miną przybliżyła do blondynki.
- Słuchaj - wysyczała przypominając bardzo wkurzoną kobrę - Jak jeszcze raz będziesz się ze mną kłócić w taki sposób, to obiecuję ci, że mnie popamiętasz na całe swoje życie! I nie szczerz się jak niedorozwój!
- Ja się z tobą nie kłócę, tylko próbuję uzmysłowić ci, droga siostrzyczko, że masz urojone te lęki i tak na serio się ich nie boisz - cyniczny uśmieszek nie schodził z jej oblicza. Swoim przemówieniem zamknęła żuchwę liderki, która zrobiła obrażoną minę i nic więcej nie powiedziała. Cichy dzwoneczek odezwawszy się po chwili ciszy oznajmił, że są na właściwym piętrze. Początkowo można było pomyśleć, że jazda z parteru na drugie piętro była wiecznością - ale przecież tak nie było. Trwało to może niecałe 5 minut.
Shirley, Jude i Emily jako pierwsze stanęły na czerwonym dywanie, a za nimi wytoczyła się ich menagerka obejmująca ramieniem lekko uśmiechniętą Katie. Bez słowa zaprowadziła podopieczne pod same drzwi prowadzące do ich hotelowego pokoju. Na chropowatej, hebanowej powierzchni umieszczona była malutka tabliczka z pozłacanymi liczbami układającymi się w cyfrę 35.
- Cholera, już nawet te drzwi wydają mi się niesamowite - palnęła Modnisia, wpatrując się uporczywie w dwucyfrową liczbę rozmyślając, czy złoto jest prawdziwe czy to może imitacja. Sądząc jednak po wystroju całego hotelu, na 100% mogła stwierdzić, że prawdziwe. Całe szczęście, że żadna z dziewczyn nie ma zdolności czytania w myślach, bo wpadłaby jak śliwka w kompot.
- Nie patrz się tak na to, jakbyś planowała to ukraść - parsknęła głosno szatynka, po czym nacisnęła lekko mosiężną klamkę i popchnęła drzwi przed siebie. To co zobaczyły spowodowało, że na moment zapomniały jak się oddycha (po raz kolejny od kiedy pierwszy raz ich nogi przekroczyły próg hotelu). Beżowe ściany "oświetlały" obszerny pokój z pomocą wielkich okien, przez które wpadały duże ilości światła słonecznego, kładąc się na panelach pomalowanych w kolorze drzwi. Cztery łóżka zostały porostawiane w różnych częściach pokoju, na parapetach oraz w dużych donicach w kątach stały różnej wielkości i rodzaju rośliny służące jako dekoracja, a po prawej stronie znajdował się 36-calowy telwizor. Ot tak, zwyczajny pokój - mogłoby się wydawać.
- Ja chyba śnię - jęknęła perkusistka jak w transie, obrzucając pomieszczenie radosnym spojrzeniem. Nie tylko ona była nim zachwycona pomimo, iż pokój był najzwyczajniejszy na świecie.
- Faajnie - tylko tyle miała do powiedzenia Jude.
Po chwili spojrzały po sobie znacząco, a następnie krzyknęły równocześnie:
- Łóżko przy oknie jest moje! - i każda rzuciła się w stronę tego mebla chcąc go zarezerwować dla siebie. Jako pierwsza na pościel opadła tobra czarnowłosej i dzięki swojemu refleksowi wygrała z przyjaciółkami.
- Przykro mi, dziewczyny - powiedziała uśmiechając się niewinnie, bez widocznego cienia skruchy. Trio, mrucząc coś pod nosem pozanosiły swoje bagaże na pozostałe trzy kanapy.
- Hej, a tak w ogóle to gdzie jest Rosi? - spytała nagle brunetka spostrzegając nieobecność menagerki.
- Pewnie poszła do siebie, bo nie mogła nas słuchać - odparła blondwłosa wzruszając ramionami.
- Taa, a w szczególności JEDNEJ z nas - ramiona szatynki zatrzęsły się od śmiechu. Jej siostra uśmiechnęła się krzywo milcząc. Nie ukywajmy - była lekko zmieszana tą uwagą. Nie lubiła kiedy Katie wytrącała ją z równowagi, zamykając jej buzię jakimś trafnym
stwierdzeniem. Zbyt często jej się to zdarzało.
Zapadła krępująca cisza - znienawidzone przez nie uczucie, którego żadna nie kwapiła się przerwać. Szatynka porzuciła ponure myśli o rozpakowaniu przeklętej torby i zaczęła wyglądać przez okno, z przyjemnością oglądając chociażby najmniejszy ruch, Shirley siedziała na swoim bagażu głęboko nad czymś rozmyślając, Jude za to obserwowała kuzynkę przeszukującą kieszenie w poszukiwaniu telefonu komórkowego.
- Gdzie on jest?! - krzyknęła z frustracją perskusistka, wykonując rękami dziwny ruch, jakby nieco dramatyczny. - Jak go k***a nie znajdę, to mnie starzy ukatrupią!!
- Nie trzeba go było chować do torby - westchnęła basistka przewracając oczami w komiczny sposób.
- Tylko debile tak robią - dopowiedziała blondynka unosząc palec wskazujący w stronę sufitu. Widząc miażdżące spojrzenie adresatki dodała szybko: - Ale nie mówiłam o Tobie, kochana!
- No ja mam nadzieję, bo zastanawiałam się właśnie nad obecnościa twojego mózgu w czaszce - odparła półgębkiem wciąż nie przerywajac poszukiwań, a przy okazji rozśmieszając basistkę i czarnowłosą. Gitarzystka skrzyżowała ręce na piersi udając, że się głęboko obraziła, lecz po chwili również przyłączyła się do wspólnej salwy śmiechu. Po chwili zaprzestały tej czynności, ale nie z powodu bolących żeber. Ktoś bowiem w bardzo znajomy sposób zapukał do drzwi...
***
- Już gotowe? - spytała wesołym tonem dość wysoka brunetka z różnkolorowymi pasemkami na głowie co sprawiało, że wyglądała jak zwariowana nastolatka, a nie dojrzała kobieta i młodzieżowe ciuchy jeszcze bardziej podkreślały tą teorię. Uśmiech prawie nigdy nie schodził z jej młodej twarzy, tryskała niespożytkowaną wręcz energią, a każde sprawy załatwiała bardzo dokładnie. Poza tym można by ją wziąć za członkinię Mosquito - trochę wyrośniętą ale jednak.
- Taa, no jasnee - zakpiła Shirley poprawiając jedną ręką ciągle spadający na nos blond kosmyk, drugą zaś wspierając na biodrze - Ledwo co weszłyśmy, walnęłyśmy torby na łóżka, a ty juz chcesz, żebyśmy zasuwały do samochodu?
Katie spojrzała z politowaniem na odwróconą do niej plecami siostrę, a potem uśmiechnęła pokrzepiająco do patrzących na nią Jude i Emily.
- Jezuu, poruszacie się w żółwim tempie! - Rosi wzniosła ze zrezygnowaniem ręce do sufitu.
- Nie jesteśmy żółwiami - zaprzeczyła ostro gitarzystka - Ja muszę przygotować się psychicznie do rozpakowywania!
- Nikt Ci nie kazał zabierać całej szafy - odgryzła jej się szatynka, chichocząc - Jeśli chcesz, następnym razem ja cię spakuję bo widzę, że to dla ciebie zbyt trudna sztuka...
Stojąca w progu menagerka wybuchnęła śmiechem razem z perkusistką i basistką, a blondynce zrzedła mina na myśl, że starsza Schadler wyręcza ją w tym wyczerpującym emocjonalnie zajęciu.
- Musiałam wziąć kilka dodatkowych ciuchów - skrzyżowała ręce na piersi tłumacząc swoją "wpadkę".
- KILKA?? - wykrzyknęły wszystkie ze zdumieniem - Chyba tysiąc!!
- Ojej - odparła tylko machając ręką w taki sposób, jakby chciała odgonić wyjątkowo upierdliwą muchę.
- Dobra, zmieniamy temat - westchnęła po dłuższej chwili Emily robiąc przy tym minę nr.5 "Dlaczego zawsze ja muszę to mówić?", wracjąc do nurkowania w bagażu poszukując pieczołowicie aparatu przy okazji kląc pod nosem. Po przelotnej chwili rozmyślań brunetka obudzona z letargu, automatycznie zerknęła na małą srebrną tarczę bezpiecznie spoczywającej na jej prawym nadgarstku i wydała z siebie zduszony okrzyk.
- Dziewczyny, jest bardzo późno!! Musimy sie zbierać, bo nas zabiją! - jęknęła, obserwując spanikowane nastolatki biegające w tę i z powrotem po całym pokoju.
- Umrzeć z rąk Toma...mmrrr...- rozmarzyła się nagle blondynka, przystając.
- Przestań o nim w kółko gadać! - krzyknęły wszystkie równocześnie z groźną miną, wybijając dziewczynie z głowy jakikolwiek komentarz. Ta przyjęła naburmuszony wyraz twarzy i ugryzła się w język z przysięgą nie odezwania się do nich przez najbliższe pół godziny.
- Nie mogli znaleźć bardziej fajniejszego miejsca? - zapytała z wyrzutem Emily. - Jakiejś pobliskiej kawiarenki czy czegoś innego? Nie, bo to musiał być stary teatr, żeby utrzymać mroczny klimat!
- Ha, ha, ha - zaśmiała się szatynka - Nie histeryzuj, sufit nam się na głowę nie zawali...
- No mam nadzieję - mruknęła Shirley, łamiąc swoją obietnicę.
- Już nie narzekajcie - syknęła Jude, mając dość tego ciągłego marudzenia. - Miałyśmy iść!
- Racja - przypomniała sobie Katie uderzając ręką w czoło, czemu towarzyszyło głośne plaśnięcie.
Cała czwórka natychmiast ruszyła do wyjścia, z zamiarem szybkiego dostania się do auta, czekającego już na zewnątrz budynku jednak Rosi niespodziewanie je zatrzymała.
- Chwila! - wystawiła obie dłonie do przodu,jakby chciała sprawdzić stan pomalowanych na kolor znośnej czerwieni paznokci - Musicie jeszcze cos zrobić!
- Hę? Najpierw sama nas popędzałaś, a teraz zatrzymujesz? Co się tu, do ku**y nędzy wyprawia?! - wykrzyknęła oburzona gitarzystka, rozkładając ramiona na boki.
- To jest bardzo ważne - odparła menagerka krzyżując ręce na piersi - I dla waszego bezpieczeństwa!
- Dobra, dobra, bez tych ceregieli, wal i wychodzimy - rzekła niewzruszona niebieskooka odpłacając się pięknym za nadobne popędzając kobietę, przez co ta westchnęła głęboko. Miała już serdecznie dość tych pyskówek nastolatków! W nosie mają co mówią dorośli, zawsze stosują się do zasady "róbta co chceta, a nie co konieta", ale później ponoszą za swoją lekkomyślność gorzkie konsekwencje. Muszą się wiele nauczyć sztuki radzenia sobie w życiu.
'No i zaczynasz przypominać tych nudziarzy, którzy podobno noszą miano dorosłych'
Nienawidziła, kiedy ludzie dopisywali ją do tej samej grupy. Uwilebiała szaleć, nawet jeśli miała już za sobą 28 lat życia. Beztroskość mająca miejsce jeszcze w wieku ich podopiecznych ulotniła się po osiągnięciu pelnoletności. Od tamtego czasu musiała radzić sobie sama bez pomocy rodziców, podejmować coraz to trudniejsze decyzje, sprostać przeciwnosciom losu i wykorzystywać wiedzę w różnych decyzjach. I pomyśleć, że kiedyś była identyczna jak Shirley: pyskata, złośliwa, ale również i energiczna.
Uśmiechnęła się do własnych myśli. Nie była przygotowana, że jeżeli zostanie menagerką czwórki dziewczyn, zobaczy w nich siebie sprzed kilku lat. W każdej zauważyła jakąś, chociażby najmniejszą cząsteczkę swojej osoby. Najbardziej zafascynowała ją wokalistka. Kto by pomyślał, że spokój, niesamowita energia i bunt - te trzy rzeczy mogły zostać zamknięte w jednym, drobnym ciałku? Dziewczyna sprawiająca wrażenie aniołka tak do końca jednak nim nie jest...
'Przynajmniej grzeczniejsza od tej złośnicy, Shirley!'
O tak, blondynka. Naprawdę szalona! Wyszczekana i wredna. Jej "laleczkowaty" styl ubierania jest nie tylko pogonią za nowym trendy, mini spódniczki i wysokie buty to również świetny sposób na poderwanie jakiegoś przystojniaka. Trudno z nią wytrzymać, a jak w pobliżu jest jej siostra, tworzą niemożliwy do opanowania duet.
Dobrze, że miała mocne nerwy, bo już dawno by jej puściły jak żyłki podtrzymujące latawiec i wrzeszczałaby na nie ile siły w płucach.
- Halo, Ziemia do pani menagerki! Prosimy o instrukcje - zażartowała czarnowłosa, machając jej przed oczami ręką.
- A-achaa - wyjąkała wyrywając się z zamyśleń. Rosi zaczęła wyjaśniać swój plan zespołowi, zawzięcie przy tym gestykulując.
- Ok. - mruknęła gitarzystka stając po chwili przed łóżkiem, wbijając wzrok w szeroką, podłużną torbę w taki sposób, jakby były w środku były przynajmniej dwie bomby. - Czapeczko, gdzie jesteś? Czapeczko? - mówiła poszukując przedmiotu po wszystkich kieszeniach torby - Cholerna czapko! Gdzie cię wpakowałam?!
Słysząc coraz bardziej roztrzęsiony głos siostry Katie, która przechodziła akurat obok, spostrzegła wystający różowy daszek w jednej z kieszonek, której Shirley najwyraźniej nie sprawdzała. Podeszła do tamtego miejsca obok niebieskookiej, gdy ta zajęta czymś innym w ogóle nie zwróciła uwagi na szatynkę. Jakież bylo jej zaskoczenie kiedy rzecz, której tak zacięcie poszukiwała ni z tego, ni z owego spadła jej tuż przed nosem. Modnisia podskoczyła gwałtownie, wydając z siebie cichy pisk - i ku swojemu zaskoczeniu usłyszała nad sobą śmiech, taki sam jak jej własny. Wiedziała już czyja to sprawka - ukochanej siostrzyczki.
- Lepiej, żebyś się pospieszyła - szepnęła wokalistka.
Z przerażeniem w oczach blondynka popędziła do łazienki. Czesząc włosy spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Ujrzała blondwłosą, uśmiechniętą nastolatkę kochającą imprezy, podrywać chłopaków i gitarę elektryczną. Czy jest w stanie wytrzymać od rzucenia się na szyję Tomowi i wyznania mu miłości? Wytrzyma! Aż tak głupia nie jest. Nie chce z nim iść do łóżka jak większość tych okropnych piszczących na ich koncertach 'fanek'.
"Nie jesteś taka?" - zapytał Głosik z wahaniem.
Spuściła wzrok rozmyślając nad odpowiedzią.
Nie jestem!
Powieki stały się dziwnie ciężkie, przez co opadły w dół. Nie jest łatwą panienką na szybkie zaliczenie mimo, iż na taką wygląda. O nie! Jest wrażliwa, ma uczucia i można bardzo łatwo ją zranić.
Tylko czy kiedykolwiek znajdzie tego swojego księcia z bajki, o którym wiele dziewczyn tak opowiada? Nie ma pojęcia.
'Gdzieś tam na pewno jest mój prawdziwy rycerz na białym rumaku, który pewnego dnia da mi znak, że przybył'
Szeroki uśmiech zagościł na jej obliczu, a myśli o idealnym facecie rozwiały się z powodu zbyt głośnego dobijania się do drzwi od toalety przez perkusistkę.
- Ruszaj schaby! - zawyła zniecierpliwiona.
- Juuż - gitarzystka nałożyła pospiesznie czapkę, po czym szybko opuściła pomieszczenie za krótką namową przyjaciółki...
***
- Ktoś tu się chyba spóźnia - mruknął ze znudzeniem Tom, niedbale rozparty na jednym z poobdzieranych foteli. Jego zapał wymknął się gdzieś ukradkiem tylnym wyjściem, teraz lepszym zajęciem okazało się zerkanie co pięć sekund na wyświetlacz srebrnego Sony Ericssona. Gustav z zamkniętymi oczami uderzał rytmicznie smuklymi palcami w kolano, wystukując wymyślny rytm, jego bliźniak wyżywał się na własnym aparacie komórkowym mrucząc przy tym coś do siebie pod nosem (najczęściej kląc), a Georga pochłonęło niezwykle interesujące zajęcie, jakim było oglądanie sufitu ledwo podtrzymywanym przez wiekowe filary, z myślami godnymi architekta. Zdenerwowana czwórka ignorowała chodzącego w kółko sfrustrowanego menagera. Zaczynał już
poważnie niepokoić się nieobecnością dziewczyn, po głowie kłębiły się najczarniejsze myśli.
- Oj, no dobra! Najwyżej dziewczynom przekażę co i jak - rzekł po dłuższej chwili milczenia nieco drżącym głosem. Jego umysł był
kompletnie wyczerpany z wszelkich pomysłów - przypominał czystą białą kartkę i nie był w stanie nic wymyślić.
- Wreszcie ktos raczył się zlitować! - zawołał uradowany gitarzysta chowając po raz tysięczny telefon do kieszeni obszernych spodni.
David rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, zaczynając wykład na temat trasy.
- Wszystko będzie trwać miesiąc, czyli to będzie gdzieś tak z...21 koncertów - widząc, że panowie nie są zszokowani ciągnął dalej: - Znacie zasady - najpierw support, później wy. Muszę jeszcze tylko załatwić z Rosi jak S...
Urwał, słysząc potężny huk, niewątpliwie dochodzący ze szczytu schodów, kiedy to dwuczłonowe drzwi o mało co nie wyleciały z zardzewiałych zawiasów i w progu stał nikt inny jak...
C.D.N
Proszę, bijcie mnie!!! Komu będzie się chciało to czytać??? Bosh! Nie będę określać terminu następnej części, bo zwyczajnie daty i roku opublikowania nie znam:P Kiedyś na pewno:D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joan
Dołączył: 31 Lip 2006
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z daleka...
|
Wysłany: Środa 01-11-2006, 15:39 Temat postu: |
|
|
Hej!
Przeczytałam wszystkie części no i przyznam że mi sie pozytywnie podoba to opowiadanie(eee...jakoś to dziwnie zabrzmiało ). Czekam na kolejną notkę i na to kto wywoł ten huk to pewnie jedna z sióstr co?...no ja czekam
see ya!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
aliss
Dołączył: 11 Kwi 2006
Posty: 230
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany: Niedziela 12-11-2006, 12:58 Temat postu: |
|
|
haaaalo, umarłaś? :]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|