|
Tokio Hotel Forum o zespole Tokio Hotel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kasiorek_
Dołączył: 16 Wrz 2006
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z przed ołtarza. Uciekająca panna młoda xD
|
Wysłany: Piątek 22-12-2006, 19:37 Temat postu: |
|
|
poświęciłam 1h i przeczyatlam całe , z drobnymi przerwami, muszęprzyznać, że w pewnym momencie się pogubiłam. No, ale trudno nie wiem, czy podobałi mi się czy też nie mam takie mieszane odczucia bo np.:
Stała przed ogromnymi, drewnianymi drzwiami. Dopiero teraz dostrzegła jakie one są stare i wielkie.
i tu tego zbytnio nie kapuje bo piszesz, że przed oromnymi drzwiami ok wiem o co kaman, ale po co potem znów, że zdała sobie sprawę jakie są wielkie według mnie to dziwne, ale spoko
Pozdrawiam i życzę weny
Edit:
czyżbym zaczęła 2 strone
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Niv
Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wtorek 26-12-2006, 19:57 Temat postu: |
|
|
Alojza Dziękuje za komentarz, bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Co do tego "talentu" to chyba przesadziłaś i to bardzo. Aż miło mi sie zrobiło czytając twój komentarz
Kasiorek_ Dzięki, że poświęciłaś tą godzinę na przeczytanie mojego opowiadania Powiedz mi, w którym momencie się pogubiłaś? może jest tam jakiś błąd, albo coś a jeśli nie, to chętnie wytłumacze, chyba, że ta niejasnosć była moim zamierzeniem Rzeczywiście trochę dziwnie to brzmi w tym zdaniu Dzięki, że zwróciłaś na to uwagę Jakoś niespecjalnie go nie przemyślałam, albo wtedy chciałam zwrócić uwagę na te drzwi. W sensie, że nie dostrzegamy tych wszystkich rzeczy, które są wokół nas. A które towarzyszą nam codziennie, że nie dostrzegamy tego całe piękna czy coś. Chociaż czasami warto
Nie wiem, niepamiętam
Jeszcze raz dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania następnej części. Nie jestem z niej jakoś specjalnie zadowolona. Nie mam weny i trochę trudno było mi ją pisać. Może być trochę nudna.
Pozdrawiam !
CZĘŚĆ 10
Błąkała się po całym mieszkaniu. Musiała tyle zrobić, tyle przemyśleć, obrać właściwą drogę, ale jak? Skoro do niczego nie miała głowy. Natłok myśli przyprawił ją o migrenę przez co jej wskaźnik irytacji z minuty na minutę rosną. Miała ochotę coś rozwalić ale lenistwo jej na to nie pozwalało. Była świadoma tego, że jak coś zniszczy to będzie musiała to posprzątać. Wreszcie, w geście rezygnacji opadła twarzą na tapczan w salonie. Z trudem oddychała mając nos i usta przytkane do sofy. Przekręciła się na plecy i z odrazą wciągnęła do nozdrzy zapach tego znienawidzonego przez nią miejsca. Zamknęła oczy i oczyściła umysł z wszelkich myśli. Cudowny stan bezmyślnego zawieszenia. Tylko ona, cisz i pustka.
Po chwili, gdy się uspokoiła wstała z kanapy. Skierowała się do swojego starego pokoju. Wchodząc do niego dopadły ją mdłości. Ogarnęła wzrokiem całe pomieszczenie. Żółte ściany, z lewej strony szafka na ubrania, za nią biurko. Po przeciwnej stronie łóżko, a obok niego mała szafeczka nocna. Wszystko w kolorze wiśni, tylko mebel służący do spania miał barwę sosny. Kolejno sprawdziła wszystkie szafki i wzięła resztę swoich rzeczy, których nie zabrała podczas jej wyprowadzki trzy lata wcześniej. Przeszła do następnego pokoju i zrobiła to samo co w poprzednim. Nie brała wszystkiego co jej, nie wszystko chciała mieć. Widząc niektóre przedmioty miała ochotę je spalić. Spakowała wszystko do torby i postawiła ją w przedpokoju. Jeszcze raz sprawdziła wszystkie pomieszczenia. Pozamykała okna, powyłączała cały sprzęt z prądu, bojler, kuchenka etc. Wyszła z mieszkania zamykając wszystkie zamki. Zarzuciła sobie torbę na ramię i zeszła po schodach czując niewielką ulgę.
Szła ulicą z rękami w kieszeniach i z kapturem na głowie. Deszcz uderzał o chodnik i tworzył sporej wielkości kałuże. Ludzie skryci pod parasolami klęli na polskich polityków. Jakaś para właśnie biegła chodnikiem po drugiej stronie ulicy. Dziewczyna wtulona w chłopaka, który starał się ją osłonic przed deszczem. Co chwilę zderzali się biodrami co ich od siebie odpychało. Plątały im się nogi i tracili równowagę jak po kilku głębszych. Roześmiani podtrzymywali się wzajemnie przed upadkiem. Zdawałoby się, że nie widzą całego świata wokół nich. Tej szarej codzienności, deszczu, chmur, kałuży, brudnych ulic. Nic. Zaślepieni miłością, tacy szczęśliwi. ,,Do czasu” – przemknęło blondynce przez myśl. Oderwała wzrok od pary i puściła się biegiem w stronę przystanku autobusowego. Właśnie podjeżdżała trzydziestka dwójka – autobus do Łabęd. W ostatniej chwili wskoczyła do pojazdu i stanęła na jego tyłach. Rozejrzała się po jego całej przestrzeni i wśród wszystkich zgromadzonych dostrzegła jedną znajomą twarz. Kolega z jej byłej klasy stał z jakimiś znajomymi. Był tak zagadany, że jej nie zobaczył. Nieznacznie ucieszył ją ten fakt. Przeniosła swoje spojrzenie z niego na to co się działo za oknem.
- Nareszcie – mruknęła pod nosem wychodząc z autobusu.
Stała przed przejściem dla pieszych, gdy poczuła na swoich oczach czyjeś dłonie. Wyczuła również, że wokół niej zgromadziło się trochę więcej osób niż tylko jedna.
- Daruj se, Paweł. – powiedziała niezbyt uprzejmie. Nie musiała długo czekać na reakcje. Nie minęły trzy sekundy, gdy przed swoją twarzą ujrzała obliczę znajomego.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? – zapytał zdziwiony.
- Cześć – dało się słyszeć złość w jej głosie – intuicja.
- Ta, cześć. Co tu robisz? I czemu przepadłaś jak kamień w wodę na rok?!...
Nieuprzejmie mu przerwała, nim zalał ją potokiem pytań.
- Przechodzę przez przejście dla pieszych – mówiąc to przeszła na drugą stronę ulicy nie zważając na to, czy oni też to uczynili. Zmierzała w tylko jej znanym kierunku. Po chwili odwróciła się za siebie sprawdzając, czy jej znajomy przypadkiem nie podąża w tą samą stronę co ona. Nigdzie go nie widziała.
- Cześć dziadku – powiedziała na przywitanie do trochę zdziwionego mężczyzny.
- Kaśka! To ty jeszcze żyjesz?! – zapytał na powitanie mocno ją do siebie przytulając. – Co ty tu robisz?! Myślałem, że nawiałaś gdzieś do ciepłych krajów, a ty co?!
Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki uśmiech. Zawsze lubiła tego człowieka. Choć nie był z nią w ogóle spokrewniony genetycznie, to miała wrażenie, że to on jest jakimś jej krewniakiem nijeżeli ojciec, bądź babcia – jego żona. Był tak niesamowicie postrzelony, że wprost nie potrafiła go nie lubić. Mimo iż nie raz napsuł jej krwi.
- Wchodź! Zdejmuj te swoje buty ortopedyczne i właź! – powiedział spoglądając na jej glany.
- Nie dziękuje. Czy jest babcia?
- Ta stara jędza? Nie, nie ma jej. Strzeliła focha i poszła sprawdzić, czy nie dostała przeze mnie zawału – mrugnął do niej powieką. – Właź póki jej nie ma. Wróci pewnie dopiero za parę godzin. Ach, ta polska służba zdrowia. Szkoda, że tak rzadko można na niej polegać.
- No to po kiego czorta tu przyszłaś? A tak w ogóle, to co się z Tobą działo przez ten rok?!
- Przyszłam tylko dać to – podała mu kopertę z pismem sądownym i klucze. – to do babci – wyjaśniła widząc jego zdziwione spojrzenie. – Otworzyłam kopertę żeby sprawdzić, kiedy jest rozprawa i czy nie jest już za późno. A klucze, są od mieszkania na Zabrskiej. Chciałam prosić, żeby ktoś tam od czasu do czasu zaglądał czy nikt się nie włamał. W końcu to mieszkanie babci…
- Prawie wcale się nie zmieniłaś przez ten rok. Wciąż chodzisz w glanach, w spodniach pogryzionych przez psa – mówiłem ci, że w tych gaciach, to możesz do nas przychodzić tylko gdy jest ciemno. – ostatnie słowa wypowiedział z oburzeniem. – No i wciąż jesteś szeroka jak trzydrzwiowa szafa. – dodał po chwili zastanowienia ukazując równy rząd sztucznych zębów.
- Wypraszam sobie! Jak trzydrzwiowa szafa to wygląda raczej babcia! Poza tym, genów nie da się zmienić.
- Babcia, to jest co najmniej pięciodrzwiowa szafa. – mrugnął do niej powieką.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, napili się herbaty i Kasia zaczęła się zbierać. Za jakieś 10 minut miała autobus do centrum Gliwic.
***
Stała w sądowym korytarzu. Rozprawa dopiero co się skończyła. Była to jedna z pierwszych, zatem do końca jej rozstrzygnięcia jeszcze długa droga. Żałowała, że nie będzie mogła zeznawać. Tak bardzo pragnęła go zniszczyć. Ale niestety nie mogła. Jedyne na co mogła liczyć i z czego czerpać satysfakcję to oglądanie wszystkiego z boku. Bez ingerencji. Napawać się jego miną, bladością. Patrzeć jak usiłuje wszystkich wykiwać. Nabrać swoją niewinną miną. Oglądać jak wszyscy mają go w poważaniu, nieczuli na jego jakiekolwiek sztuczki. Jedyne na co mógł ewentualnie liczyć, to na lekkie darowanie winy z powodu choroby psychicznej. Swoją drogą, ciekawe czy ma ją udokumentowaną. Jeżeli nie, to na nic nie może liczyć. Już leży. Jest w trzech czwartych na więziennej kozetce.
Nagle drzwi od sali się otworzyły. Dwóch policjantów wyprowadzało oskarżonego. Szedł taki zmarnowany na tych swoich kaczych nóżkach, ze spuszczoną głową. Włosy miał już całe siwe. Pamiętała, jak był wyższy od niej o głowę, teraz był niższy od niej. Jeszcze pół roku temu. Nagle uniósł czaszkę i spojrzał na nią. Zmęczona twarz. Smutne oczy. Wrak człowieka. Komuś by się serce krajało na ten widok, ale nie jej. Tyle razy już to przerabiała, że już się uodporniła. Patrzyła na niego obojętnie. W jego oczach dostrzegła nadzieję, tylko na co? Przystaną na chwilę, jakby czekał na jej jakiś ruch. ,,Że niby co? Może mam Ci się rzucić na szyję, co?” pomyślała ze złością. Posłała mu pogardliwe spojrzenie, odwróciła się i odeszła.
Stał jeszcze przez chwilę i patrzył za nią. Łzy mu napłynęły do oczu. Miał już wszystkiego dość. Przecież on jest niewinny. To nie on, to świat jest zły. Uwziął się na niego. Wszyscy są przeciwko niemu. Gardzą nim, nienawidzą. Stracił wszystko co miał. Dlaczego? Przecież był taki uczciwy. Pomagał biednym, fundował pomoce naukowe dla szkół. Chodził do kościoła… Był taki wspaniały.
Tylko ci się tak wydaje.
Skoro byłeś taki wspaniały, to dlaczego teraz chcą cię wpakować do więzienia, co?
Dlaczego nie płaciłeś alimentów na dzieci.
Dlaczego narobiłeś dług na mieszkanie w którym mieszkały? I w którym mieszkałeś ty?
Przez ciebie, twoje potomstwo mogło zostać bez dachu nad głową.
Skoro jesteś taki idealny, to dlaczego miałeś trzy kochanki?
Dlaczego wolałeś niańczyć dzieciaki innej, niż zadzwonić do własnych?
Dlaczego fałszowałeś dokumenty?
Dlaczego tak źle traktowałeś własną matkę?
Dlaczego doprowadziłeś własną córkę do depresji i próby samobójczej?
Dlaczego bawiłeś się nią, grałeś na jej uczuciach?
Dlaczego miała wrażenie, że jesteś pedofilem?
Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
To wszystko, to nie ty. To ten świat, prawda? W końcu jesteś taki idealny i wspaniały. Niczym nie pokalany.
Stałby tak jeszcze długo i patrzył w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą była Ona. Gdyby nie policjant, który go szturchną by szedł dalej. Znowu patrzył pod nogi i zdawał się na dwóch mężczyzn go prowadzących.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Niv
Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Poniedziałek 08-01-2007, 21:13 Temat postu: |
|
|
heyo !
Jakos tutaj tak trochę smutno... czemu nikt nie komentuje?
No cóż trudno, mimo wszystko dodaję nową część, mam nadzieję, że jakoś rozkręcicie ten temat i zaczniecie komentować.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania!
CZĘŚĆ 11
Stała na schodkach przed domofonem. Czekała, aż ktoś podniesie słuchawkę i wpuści ją do środka. Po chwili oczekiwania, usłyszała szelest. ,No tak, domofon znowu zepsuty” pomyślała i pchnęła drzwi. Weszła do klatki schodowej i udała się na górę.
Stanęła przed dużymi drzwiami i czekała, aż ktoś jej otworzy. Usłyszała kroki wewnątrz mieszkania. Przestała wycierać buty i nasłuchiwała. Drzwi się uchyliły na łańcuchu. Ujrzała swoją malutką babcię. Białe krótkie włosy ułożone w loki – trwała. Blada cera, trzęsące się ręce, okularki i zmęczone spojrzenie błękitnych oczu.
- W czym mogę pomóc? – zapytała trochę przestraszonym głosem.
Kasie zdjęła kaptur, a włosy jej się rozsypały falą opadając na twarz, ramiona i plecy. Oczy kobiety się powiększyły do rozmiarów spodeczka pod szklankę.
- Cześć babciu. – Nagle drzwi się zatrzasnęły, by po chwili się szeroko otworzyć. Gdy tylko Kasia przestąpiła próg mieszkania staruszka rzuciła jej się na szyję. Ciągnęła ją w dół, by się schyliła. Mocno wtuliła się we wnuczę i zaczęła szlochać.
- Gdzieś ty była tyle czasu? Gdzie się podziewałaś? Wszyscy już myśleliśmy, że nie żyjesz. – Szeptała co chwilę podciągając nosem.
- Ale żyję… - lekko uściskała kobietę. – Mogę się rozebrać?
- Tak, tak… oczywiście. – Puściła ją i się odsunęła. Stanęła metr przed nastolatką i lustrowała ją spojrzeniem. Kasia zdjęła buty i zamknęła drzwi. Z oczu kobiety wciąż leciały łzy, szloch nie ustawał. Wciąż nie potrafiła uwierzyć, że przed nią stoi jej wnuczka. Przecież ona zaginęła rok temu, myślano, że została uprowadzona, że nie żyje. A teraz stoi przed nią, cała i zdrowa. Nagle z salonu dało się słyszeć:
- Mamo, co się stało? Czemu płaczesz? Kto przyszedł? – Zaraz po tej lawinie pytań do przedpokoju wbiegła jakaś nastolatka – Marta. Tuż za nią ukazał się wysoki, siwy mężczyzna i średniego wzrostu, krótko ścięta brunetka. Pojawił się również siwy, o dużych zakolach mężczyzna. Wszystkim oczy się powiększyły na widok blondynki. Stali i się w nią wpatrywali nie wierząc własnym oczom. Z transu wyrwał ich głos nastolatki.
- Cześć dziadku, wujku, ciociu, Marto – przywitała się.
- Kasia! – krzyknęła drobna dziewczynka. Zaraz po tych słowach na szyje rzuciła jej się młodsza kuzynka. Pociągnęła ją lekko w dół, z racji, że była od niej niższa. Zaraz po tym, podszedł dziadek. Ze łzami w oczach złapał ją za ramiona. Spojrzał w oczy i mocno przyciągnął do siebie. Tulił ją tak, że zaczęła się trochę dusić. Mimo to odwzajemniła uścisk. Ułożyła głowę na jego ramieniu, oddechem łaskocząc go w szyje. Mężczyzna głaskał ja po włosach. Po chwili się odsunął od niej. Ujrzała na jego policzkach łzy, które otarła kciukiem. Dziadek uchwycił jej twarz w dłonie i ucałował w czoło. Następnie ciocia lekko ją przytuliła i wujek.
- Myśleliśmy, że nie żyjesz. – Usłyszała cichy szept wujka.
Siedzieli wszyscy w salonie. Panowała cisza. Dla niektórych przytłaczająca, w uczy koląca. Oczy zebranych z niedowierzaniem wpatrywały się w Kasie, jakby wróciła zza światów. W rzeczy samej – dla nich wróciła. Czuli się jakby pierwszy raz na oczy widzieli tą nastolatkę. Bali się o cokolwiek zapytać. Bali się, że usłyszą coś przerażającego, czego nie zniesie ich psychika. Blondynka siedząc na fotelu po turecku kolejno badała twarze swojej rodziny. Na kogo by nie spojrzała, po kontakcie wzrokowym z nią – spuszczali głowy. Niektórzy patrzyli na nią za zasłoną szklistej powłoki, ale wszyscy zgodnie z niedowierzaniem. Babcia, dziadek, wujek, ciocia… Gdy doszła do kuzynki, ta niczym się nie interesując pałaszowała babcine ciasto. ,,No tak, a jak zje to mnie obrzuci gradem pytań. Ona nigdy nie miała wyczucia sytuacji i taktu” – pomyślała i wykrzywiła twarz w grymasie.
- Widzę, że trafiłam na rodzinne spotkanko.
- Zrobię herbaty – nagle usłyszała głos babci. Staruszka podniosła się i wyszła do kuchni. Odprowadziła ją spojrzeniem do wyjścia z pokoju.
- Byłaś w domu? – nagle zapytał brat jej matki.
- Jak mi wujek powie gdzie jest, to ja powiem, czy w nim byłam. – Spojrzała wujkowi w oczy. Ponownie nastąpiło milczenie.
- Pomogę babci – wstała udając się do kuchni. Weszła do niej i spojrzała na krzątającą się po pomieszczeniu kobietę. Ujrzała na żółtym blacie obok kuchenki tackę ze szklankami z herbatą. Dziewczyna stała w wejściu do pomieszczenia, pomiędzy szarym stołek, a wysoką szafką. Obok niej regał ze szklankami i lodówka. Przy której aktualnie stała babcia Lidzia – jak na nią mówiła. Za nią jak zwykle taboret i duża butla z czerwoną cieczą w środku. Podeszła do okna i usiadła na parapecie wpatrując się w płyn, który raz wylatywał z butelki, a raz wracał. Jak przypływ i odpływ. ,,Dziadek znowu robi wino” uśmiechnęła się lekko, prawie niezauważalnie. Rozejrzała się po kuchni. Po prawej stronie zlew, dalej żółte szafki, kuchenka i naprzeciwko okna wiszące pułki z przyprawami i zegarkiem. ,,Nic się tu nie zmieniło przez ten rok”. Wstała i podeszła do staruszki, która uchwyciła tackę z herbatami swoimi trzęsącymi się rękami.
- Ja to wezmę – uśmiechnęła się patrząc z góry na kobietę sięgającą jej ramienia.
- Dziękuję – Ujrzała w jej oczach wdzięczność, ciepło i ciągłe niedowierzanie.
- Dopiero co wróciliśmy z Niemiec – pochwaliła się Marta z ustami pełnymi ciasta. Blondynka spojrzała na nią z niesmakiem. Przeniosła wzrok na resztę zgromadzonych.
- Byliśmy u Twojej mamy i Pawła. Przeprowadzili się do Niemiec. Mama nie mogła wytrzymać już tutaj nerwowo. Wszystko przypominało jej córkę, którą straciła. Powoli również traciła nadzieję, na odnalezienie jej. - Na zakończenie wypowiedzi wujek skrzywił się znacząco. Posyłając również Kasi wymowne spojrzenie. Dziewczyna zdawała się nie zważać na to. ,,I po kiego czorta pytałeś się, czy byłam w domu? Chciałeś żebym klamkę cmoknęła?” – aż cisnęło jej się na usta ale się powstrzymała od wypowiedzenia tych słów.
- Między innymi w tej sprawie przyszłam. Czy moglibyście mi podać ich nowy adres?
- Zamierzasz do niech pojechać? – Zapytała babcia, a wszyscy spojrzeli na nią z nadzieją.
- Tak, ale dopiero za jakiś czas…
- Czemu za jakiś czas? – zapytał oburzony wujek.
- Bo mam do załatwienia jeszcze parę spraw w Gliwicach. – powiedziała stanowczo. Nikt już więcej o nic nie pytał. Zdziwili się jej reakcją. Nigdy nie odnosiła się do nich z taką stanowczością. W pewnych momentach jej nie poznawali. Co się mogło wydarzyć przez ten czas jak jej nie było? Co się z nią działo? Co ją tak zmieniło? Obawiali się, że coś bardzo złego. Chcieli wiedzieć, ale bali się zapytać. Bali się, że wywołają wilka z lasu. Jedynie Martę nic nie obchodziło i chciała wiedzieć, więc się zapytała:
- A co się z tobą działo przez ten rok? – Wszyscy zwrócili na nią swoje tęczówki. Cztery pary patrzyły na nią karcąco i z lekką złością bądź irytacją. Następnie wszystkie pary oczu zwróciły się na pytaną. Zapanowała taka cisza, że było słychać tykanie zegarka. Gdzieś z drugiego pokoju doszły ich dźwięki muchy. Irytująca cisza. Wyczekiwali słów nastolatki.
- Nie sądzę, byś musiała to wiedzieć. – stwierdziła kwaśno i stanowczo Kasia.
***
Leżała na tapczanie w mieszkaniu. W dłonie przewracała małą karteczkę z adresem swojej rodziny w Niemczech. ,,Więc to tam wrócili” przemknęło jej przez myśli. Zamknęła oczy i odbyła prawdziwą podróż w czasie. Przed jej zamkniętymi powiekami zaczęły się pojawiać obrazy. Ujrzała krótki film ze wspomnień.
Żwirowa droga, wysoka trawa. W oddali na horyzoncie widać las. Ostatnie promienie słońca oświetlają łąkę pełną kwiatów, żółte, różowe, niebieskie. Wszystkie kolory tęczy. Jedno wielkie morze barw i motyle fruwające nad nim jak mewy nad jeziorem. Kropi lekki deszczyk. Tęcza. Prawdziwa gra świateł. Krajobraz jak z raju. Wymarzone miejsce dla malarza uwieczniającego pejzaże. Natura – to co kocha. Gdzieś w oddali słychać śmiechy. Odwraca się od okna i widzi przed sobą małą dziewczynkę. Ma opartą główkę o drobne dłonie. Patrzy na stół i włosy zasłaniają jej twarzyczkę. Mała wstaje i idzie do ogródka, a ona krok w krok za nią. Wchodzi na starą werandę. Czuje zapach świeżo skoszonej trawy, mmm… jak ona lubi tą woń. Dziecko siada na schodkach. Przed nią roztacza się widok dużej przestrzeni. Gdzieś w oddali widzi las, trochę przed nim duży, drewniany okap. Pod nim chowają się ludzie wesoło śmiejąc i rozmawiając. Jakiś mężczyzna pilnuje ogniska. Z daleko nie umie dostrzec jego twarzy zbyt dobrze. Ale posturą przypomina jego. Bliżej, po lewej stronie pod dużym betonowym zadaszeniem widać basen z przeźroczysto niebieską wodą. Naprzeciwko niego dwie huśtawki i trzech blondynków na nich się bawiących. Z uśmiechem się w nich wpatruje, oni zauważając małą blondyneczkę ślą jej krzywy uśmiech, po czym wystawiają języki. Szepcą do siebie i wybuchają śmiechem. Dziewczynka ze smutną miną wstaje i wchodzi do dużego, czerwonego domu. Nie zwraca uwagi na nawoływania chłopców. Przekracza próg dużego, białego pomieszczenia zasuwając za sobą szklane drzwi. Przechodzi obok sporych rozmiarów, błękitnego tapczanu wpatrując oczy w brązowy dywan pod swoimi stopami. Zatrzymuje się na chwilę by spojrzeć na fotografie umieszczone na półce nad kominkiem. Widnieje na nich albo, szczęśliwa pięcioosobowa rodzina, albo wizerunek niemowląt, bądź kobieta w białej długiej sukni w kapeluszu i mężczyzna w garniturze. ,,Zdjęcie ślubne” – prychnęła na ten widok nastolatka. Wyszukała spojrzeniem dziewczynkę, która właśnie zniknęła z rogiem ściany. Weszła na korytarz i ujrzała jak pięciolatka wspina się po drewnianych schodach. Weszła na górę za nią. Szła długim korytarzem po granatowej wykładzinie. Jasno błękitne ściany i z każdej strony po trzy pary drzwi. Dziewczynka weszła do ostatnich po lewej, a ta za nią. Biały sufit, żółte ściany, biała firanka i złote zasłony. Widząc to, aż zrobiło jej się niedobrze. Po lewej jednoosobowe średniej wielkości łóżko z narzutą w tygryska. Podeszła i usiadła na niej. Taki miękki i przyjemny w dotyku plusz. Dziewczyna usiadła na parapecie opierając czoło o szybę, a dłonią masując ją. Jakby chciała dotknąć tych pojedynczych kropelek spływających po niej. Wpatrywała swe zielone tęczówki w obraz za oknem. Przyglądała się chłopcom bawiącym się na huśtawce, rodzicom śmiejącym się spod okapu. Nagle, jedna samotna, słona łza wypłynęła spod powieki. Nie otarła jej, gdy ta spływała po jej bladym, pulchnym policzku. Ten obraz chwytał za serce. A nastolatka oglądała brązowe meble, pułki, zabawki. Na regale stała spora ilość różnych koni, szklanych, plastikowych, białych, czarny w różnych pozach. Nagle usłyszała kroki na schodach. Już po chwili drzwi się lekko uchyliły. W szparze pomiędzy drzwiami, a ścianą ukazała się twarz mężczyzny. Kruczoczarne włosy obcięte na długość ok. 5 cm, tego samego koloru długa broda i brązowe roześmiane oczy. Wszedł do pokoju, coś mówił. Ale nastolatka poczuła wielki ból za mostkiem i upadła. Słyszała jakąś melodie…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|