|
Tokio Hotel Forum o zespole Tokio Hotel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Beata
Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wtorek 07-11-2006, 19:50 Temat postu: |
|
|
Widzę, że jest wiele wątków.
To dobrze, wartka akcja mile widziana.
Mniemam, iz Georg będzie miał coś wspólnego z główną bohaterką.
No nic, nie bedę kombinować.
Podoba mi się, czekam na c.d.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
AnielicA
Dołączył: 15 Sty 2006
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany: Wtorek 07-11-2006, 22:17 Temat postu: |
|
|
co do owiane tajemnicą to chodzi mi o to ,
że ta dziewczyna jest niewidoma i dużo rzeczy
jest dla niej tajemnicą .
a ja próbuje się wczuć w jej sytuację ,
kiedy zamknę oczy i myślę o tym opku .
nowa część jest zachwycająca .
piszecie tak dobrze ,że aż
ZAPIERA DECH W PIERSIACH
czekam na następną część .
Buziaki ;*
_______
Alle Träume sterben
Mitternacht - Es ist Mitternacht
Und sie weint - Allein
Und alle Engel schreien heut' Nacht
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
hela_z_wesela
Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze starej reklamy telewizorów BRAVIA
|
Wysłany: Środa 08-11-2006, 6:52 Temat postu: |
|
|
Babo wybacz, ale jak czytalam to umieralam ze śmiechu. Gdy przeczytałam "rodowity japończyk" od razu, taka myśl, ze to wszystko musi miec z tym wszystkim związek (ta, syndrom latajacego masla). I po prostu kaKao tak mi w głowie siedział, ze po prostu żęh, żęh xD
Nie no, nie wyrobie zaraz przez niego xD Teraz będzie mnie to prześladować. O bosz... I zaraz mi się Umbrella przypomina, a potem to juz leci.
Babo głupia!
Po drugie.
Zapanowal tam lekki chaos, nie do końca wiedzialam, co się teraz dzieje. O bosz... Kao... xD
jak wrócę ze szkoły sklece coś inteligentnego, bo teraz mi ciągle Kaoru w głowie siedzi xD
Z poważaniem:
hela_z_wesela
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Negai
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 1797
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w Tobie tyle zła?
|
Wysłany: Środa 08-11-2006, 14:15 Temat postu: |
|
|
Ja na wstępie dziękuję Ci bardzo za dedykację.
Chciałabym by to była prawda. Bo w gruncie rzeczy jestem tylko wtedy, gdy wiem, że mnie potrzeba.
Część już zdążyłam przeczytać rano, teraz, po całym dniu zebrało mi się na komentarz.
Może nie całym dniu, ale tej gorszej części dnia. Chyba.
Ładnie napisane, przyznaję. Zauważyłam, że w większości dialogów pisanych przez Ciebie, nie ma narracji. To chyba nie błąd, ale czasem mam wątpliwość, kto co mówi. Miej to na uwadze.
Poza tym - cudnie kotku. Cieszę się, że tak dobrze radzisz sobie z tym tematem i pisaniem w duecie, co wiem z doświadczenia, nie jest rzeczą łatwą.
Bardzo Ci dziękuję, że starasz się rozumieć więcej.
Życzę weny, czasu, chęci...
Negai
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Nirvana&S.E.T.A.
Dołączył: 02 Lis 2006
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Środa 08-11-2006, 16:44 Temat postu: |
|
|
Rozdział 3.
Kawałki skruszonego serca wypalają krwawe ścieżki na moich policzkach. Łza za łzą. Nie potrafię ich hamować. Jedyne ukojenie dla duszy pragnącej spokoju. Zaczynam się cieszyć, że nie widzę. Przynajmniej nie patrzę na swą zaczerwienioną twarz od płaczu i mrozu, który próbuje ukołysać mnie do snu. Tak wiele pytań, a mało czasu. Odpowiedzi nie ma znikąd i nie doczekam się jej, jeśli sama sobie nie odpowiem. Życie jest porażką, lecz jeszcze większą ludzie, których spotykam na swej drodze. Kimże jest dla mnie Mark, pytasz Nero, podając łapę? Przyjacielem… Chociaż wątpię, aby on tak myślał o mnie. Niegodziwość prosto z serca zawsze kieruję do niego, bo wiem, że i tak na dobre i złe będzie przy mnie. Wykorzystuję go, jak każdego. Nie umiem inaczej. Albo ja wygram walkę o swój byt, albo poddam się sępom nade mną latającym. Pustka rozpala mnie, aż po zewnętrzne części ciała. Cholerna miłość! Cholerny Ty! Miało być, jak w bajce… Obiecywałeś. Przysięgałeś. Teraz wiem, że to były deklaracje bez pokrycia, jednakże… dlaczego? Dlaczego zabawiłeś się moim kosztem? Zaigrałeś z najszlachetniejszą rzeczą, jaką są uczucia, którymi darzy jeden człowiek drugiego.
Ludzie mawiają: jutro będzie lepiej. Jak w to wierzyć skoro każdy dzień jest taki sam, jak poprzedni? Ciemność, samotność, brak osoby, do której można się przytulić, bo czym jesteś mój włochaty przyjacielu? Psem. Nie porozmawiam z Tobą, nie ogrzejesz mnie swym ciepłem tak, jak tego pragnę. Kocham i nienawidzę. Targają mną dwie sprzeczności. Wiem, co zrobię. Pewnie to będzie mój największy życiowy błąd, ale nic sensowniejszego tej chwili nie zdziałam.
Dumnie, jak paw podążam tą samą uliczką. Ty u mego boku, a w dłoni miedziana rurka. Skrywam w sobie każde niepożądane uczucie, aby kiedyś na nowo wybuchnąć. Kiedyś. Im później tym lepiej, każda taka chwila wpływa na to, co sądzą o mnie ludzie. Chcę, aby się mnie bali tak, jak ja boję się ich.
Przejście, słyszę pikanie zielonego światła. Przechodzę nie czekając na nic dłużej. Przede mną znajduje się mój cel – Training Center. Budynek Klausa. Tu pracuje i spędza większość czasu, który kiedyś poświęcał mi i tylko mi. Cicho stąpając, jakby bojąc się, że zaraz wszystko się zawali wchodzę do niego, schodek po schodku. Tylko… gdzie mam go szukać? Chcę go tylko przez chwilę poczuć, usłyszeć, ujrzeć oczami wyobraźni.
- Dzień dobry. Gdzie mogę spotkać Klausa Schredera? – z zamkniętymi powiekami skierowałam się ku recepcjonistce, bo nią zaiste musiała być młoda kobieta stojąca za ladą o którą się oparłam i tłumacząca jakiemuś mężczyźnie, jak dotrzeć do ich oddziału w Berlinie. Nerwy kuliłam w sobie, zawiązałam niebieską wstążeczką i prosiłam się w duchu, aby nie przerwało jej nic, ani nikt.
- Dzień dobry. Tutaj z psami nie wolno. Pan Schreder jest u siebie w biurze, na drugim piętrze. Była Pani umówiona? – odpowiedziała mi sennym głosem. Z tonu i zabarwienia jej melodyjności wynikało, że mogła mieć, co najwyżej 28 lat i nie przespała zbyt dobrze minionej nocy. Nutka litości wyraźnie została podkreślona. Ze względu na ubiór? Bo skąd mogłaby wiedzieć, że nie jestem bogata? Oczy skryłam za szkłami okularów przeciwsłonecznych, można było rzec, że widzę wszystko na czarno, przez nie, bo tak w istocie było, lecz i bez nich.
- To nie jest pies, to mój przewodnik. Bez niego nigdzie nie mogę się ruszyć, bo jak Pani pewnie nie zauważyła jestem ŚLEPA! Banda bufonów, pieniądze i pieniądze Wam tylko po głowie chodzą. Nie byłam umówiona, możliwe, że już o mnie nie pamięta. Nie musi mnie Pani zapowiadać, wolę go zaskoczyć. – wyprzedziłam jej ruch, wyczuwając, że chce podnieść słuchawkę i zadzwonić do swego przełożonego. Stłumiona moimi słowami wycofała ten pomysł z realizacji i odeszła na zaplecze, a ja niepewnie wsiadłam do windy, i wypowiedziałam w głośnik ,,drugie piętro”. To jedna z tych nowoczesnych, na które stać wyłącznie miliarderów – prychnęłam pod nosem i ze świstem otwieranej bramy wysiadłam na wskazanym wcześniej poziomie. Nogi drżały, ciało było, jak z waty. Do kącików cisnęły się bolesne łzy, które próbowałam stłamsić w sobie już od momentu przekroczenia progu tego… koszmaru.
*
Zmęczony padł na kanapę stojącą w rogu pokoju zarezerwowanego jedynie dla własnych potrzeb. Koncert, jak zwykle okazał się satysfakcjonujący i pasjonujący, lecz również męczący. Każda iskierka nerwów, strachu została wyżyta tam, na scenie, pod którą stoją tysiące fanów i skandują jego imię. Kiedyś było to dla niego największą radością, teraz? Codzienność. Zawsze jest tak samo. Nie są nieprzewidywalni tak, jak tego pragnął. Są maniakami, uwielbiają jego, a nie muzykę, którą tworzy. Nie tak miało być, wszystko miało być zupełnie inaczej, odwrotnie…
Tak samo, jak dziecko podkulił nogi pod siebie i oddał się wspomnieniom, męczącym go od rana. Wyrzuty sumienia, bo obiecywał, a nie mógł dotrzymać słowa jedynej już osobie, którą szanował i naprawdę kochał. Łzy paciorkami spływały ku dołowi, ostrej, diabolicznej twarzy, mocząc tym samym końcówki rozpuszczonych włosów, które opatulały smukłe rysy. Nie był zły, nie był smutny, jego roznosiło! Wszystko na, co spojrzał kojarzyło mu się z fałszywością. Pustymi słowami, bo jak inaczej nazwać to, co obiecywał ukochanej?
- Wyluzuj stary, myślałem, że tą gitarę rozwalisz w pewnym akordzie. Co się stało? – Dopiero po chwili dotarło do niego, że Gustav pyta go o coś. Zdezorientowany rozejrzał się po pokoju i wlepił spojrzenie w ścianę. ,,Strzelam w ciemno, albo wszystko stracę, albo zyskam” – pomyślał. Nie było łatwo mu teraz sklepać sensownego zdania, tym bardziej kilku złożonych, strzelając, o co mógł zostać spytany.
- Nic.. Pokłóciliśmy się z Weroniką i tyle. – Po minie przyjaciela zauważył, że to właśnie o to chodziło. Zmarszczył czoło tworząc tym samym widoczne fałdki i nadając swej postaci groźby i suchości. Wyglądał przeuroczo. Słodko, a za razem poważnie i wyniośle. Niósł ze sobą coś dobrego i złego, aż serce krajało się, gdy musiało patrzeć na zmartwione tęczówki.
- U Was to już normalne. Zostawię Cię samego, teraz tylko to mogę Ci dać. Za 20 minut wpadnę po Ciebie, bo będziemy rozdawać autografy. Bądź gotów, odpręż się. Będzie dobrze. – Dorzucił na odchodnym z głośnym pyknięciem zamykając dębowe wrota. Zostawiając w swej samotni Georga z tysiącem myśli. Niekoniecznie w tej chwili potrzebnych, a dolewających jedynie oliwy do ognia. Ile jeszcze wytrzymają razem? Pomimo błędów, częstych rozłąk nadal są parą, jednakże, jakim kosztem? Ciągłe kłótnie, spory. Widzenie się w najlepszym przypadku godziny, lub dwóch dziennie. Lepiej, gdy znajdzie sobie innego. Będzie szczęśliwsza. Tylko… jak jej to powiedzieć, aby nie pomyślała sobie na odwrót? Oto jest pytanie, czysto z Hamleta, szkoda jedynie, iż nie podał odpowiedzi, jak sobie radzić w trudnych sytuacjach życiowych. Telefon w kieszeni zadrżał. Ręka wibrowała wraz z nim w specyficzny takt, wymyślony, przez powietrze. Nie zerkając na wyświetlacz i nie czekając dłużej, odebrał.
- Halo?
- Georg? Musimy porozmawiać, bardzo poważnie. Nie widzę dla nas światełka w tunelu. – Świat, po którym stąpał, delikatnie, bo delikatnie, ale zawsze, zarwał się. Pękł razem z wypowiadanymi słowami, tym samym słodkim i czułym głosem, co ,,kocham Cię” co rano. Chłód przerażał i zatrważał serce. Kropka nad i. Klamka zapadła. Wiedziałeś, że kiedyś to Cię czeka. Prędzej, czy później, ale nie spodziewałeś się, że to ona powie ,,koniec”, prawda? Chciałeś być tym lepszym. Odejść z honorem, a ona Cię poniżyła. Nie odpowiadając na to, co usłyszał, odrzucił rozmowę i wyłączył telefon. Nie patrząc za siebie i rzucając w kąt siedliska swój aparat skierował się do łazienki. Czerwone oczy, wciąż wyrażały gorącą prośbę nie porzucania raptownie życia. Nie rezygnowania z tego, co tak trudno było zdobyć. Wymył je zimną, jak lód wodą. Jedynie słońce wciąż żarzyło się niewidocznym ogniem.
*
Z bezsilności uderzył pięścią o ceglany mur oddzielający szpital od autostrady A4. Nie hamował uczuć. Nie hamował wulgaryzmów i czynów. Kilka kropli krwi wypłynęło z rozciętego naskórka, pod wpływem ciosu. Nadal był otumaniony wydarzeniami tego dnia. Matka, zawał, szpital, jej pozostanie tutaj, nakazanie zawiadomienia rodziny. Jak ma ich odszukać? Jak je rozpozna? Minęło tak wiele lat. Żadnych rozmów, listów, przyjazdów i odwiedzin. Zupełne odizolowanie. Czasami zapominał, że wogle miał siostry. Nie pamiętał ich, był na to wtedy za mały. Ledwie migotały mu zielone lampki wspomnień kłótni rodziców i to, jak krył się pod łóżko ze strachu, że i jemu się oberwie. Nie słyszał telefonu wariującego w kieszeni spodni. Nie słyszał klaksonu samochodów przejeżdżających po drugiej stronie. Nie słyszał żadnych dźwięków, ani słów. Odpłynął, wspominał i nic nie mogło go sprowadzić na ziemię. Nie teraz, nie w tej chwili.
Pomimo swego młodego wieku był nadzwyczaj inteligentny i pojętny. Nie sprawiał problemów wychowawczych. Grzeczny i uczciwy, szlachetny i dobry. Używał przemocy jedynie w obronie własnej, lub przyjaciół, gdy byli zagrożeni. Piątki i szóstki same wskakiwały mu do kieszeni, nie potrzebował poświęcać temu zbyt dużej ilości czasu. Lojalność wpoiła się z biegiem czasu, gdy matka mu opowiedziała o siostrach. Pozostawieniu jej samej z nim. Podupadła, przez to na zdrowiu i jedynie w nim miała wsparcie. Starał się jej nie zawieść, lecz był tylko człowiekiem i jemu przytrafiały się wyskoki i wpadki. Nieprzyjemne wydarzenia, a także wygłupy prowadzące do katastrofy.
Pierwsze uderzenie głowy o mur, drugie, trzecie. Cała złość i smutek wypływające przy każdym zderzeniu. Rozemocjonowanie i krew wyciekająca z nosa, spływająca po subtelnych wargach i podbródku, aż do śnieżnobiałej bluzki, która za chwilę zamieni swój kolor na czerwoną. Błękitne oczy były za mgłą. Wciąż myślami był gdzie indziej. Błądził ponad przestworzami, tam gdzie nie ma problemów. Tam gdzie każdy jest szczęśliwy i może mieć to, czego zapragnie. Nikt nie będzie go szukał, bo, po co? Nikt się nie zmartwi, bo nie jest im do niczego potrzebny. Żyje swym światem. Jedynie tam jest władcą i Panem własnego losu. Nikomu na nim nie zależy, nie pozwolił na to, chociaż było wiele okazji. Przekonał się, jak boli smak odrzucenia i nie miał zamiaru próbować po raz enty z kolei. Tym bardziej teraz czuł odrazę do kobiet, dziewczyn. Wszystko zaczęło się od sióstr… Zostawiły ich. Były już duże. Wyjechały. Nie zainteresowały się, porzuciły i odepchnęły wspomnienia. Potem? Jedna dziewczyna, dwa lata, zabawiła się nim i zostawiła dla innego, dużo starszego. Druga dziewczyna, dwa miesiące, lecz odczuł to, jak kilka długich lat. Była mu bliższa. Rozumiał się z nią, jakby znali się od zawsze. Nigdy nie kończyły im się tematy. Jej uśmiech napawał go wewnętrznym ciepłem i chęcią życia. Ona również zaigrała z jego emocjami. Nie krępując się, po wypiciu dwóch piw całowała się z jego najlepszym kolegą. Nie żałowała. Wybaczył im obojgu, jednak nigdy nie powróci do tego, co było między nami. Bolało i to cholernie, otworzyło stare rany i zahamowania. Skropliła się odwaga i nadzieja na lepsze jutro. Chciał wyżyć tyle ile musiał i ani chwili dłużej. Sam nie będzie niczym sobie skracać życia, bo jeszcze jest tu komuś potrzebny. Gdy ona odejdzie – on również to zrobi.
*
Zapukałam do drzwi, bo mniemam, że tym właśnie jest obiekt dzielący mnie od Klausa, słysząc krótkie ,,proszę” uchyliłam lekko wieko. Chłód i niewyobrażalna ilość dymu tytoniowego zaatakowały moje nozdrza, podrażniając je i doprowadzając do kichania. Przekroczyłam próg bez zbędnego animuszu. Siedział tam, patrzył na mnie i myślał czy mnie zna, czułam to. Czułam to każdą częścią ciała. Serce rwało się, a dusza krzyczała; idź! Nie czekając na nic, podeszłam bliżej. Nero zaczął warczeć, okulary zsunęły się z nosa i ukazały zupełnie białe tęczówki.
- Kim Pani jest? Byliśmy umówieni? Jeśli pamięć mnie nie myli to nie umawiamy się z… z… ludźmi Pani pokroju. – Dopowiedział zażenowany. Śmieszna sytuacja. Eks narzeczeni, sami i podarunek chłopaka dla dziewczyny między nimi. Ona go pamięta, lecz on jej nie… Zapomniał, wymazał? Zaczął kolejny etap życia. Teraz i ja mogę rozpocząć od nowa życia, bo nie ma, do czego wracać, o jedną chwilę za dużo. Przeważyła ona wszystko.
- Nikim, przepraszam. Musiałam pomylić pokoje. Umawiacie się jedynie z bogaczami, tak? Brzydzicie się nędzy, póki ona nie zapuka do Waszych drzwi. Nie zaprosi do wspólnego tańca. Macie takich ludzi w głębokim poważaniu, muszę powiedzieć Panu, że jest Pan ograniczony i mało fantazyjny. Zamknięty na nowe horyzonty. Do nie widzenia nigdy i nie miłego dnia. – Gardło spalał niewidoczny, święty ogień. Serce ścisnęła potężna ręka, barczystego mężczyzny. Ponownie tego dnia oczy mi się zaszkliły. Zapomniał… jak mógł?! Mogłam się spodziewać… Deklaracje bez pokrycia jednak są jego mocną stroną, trzyma się ich kurczowo i gdy tylko musi się wychylić – tchórzy. Nic nie straciłam, nie potrzebny mi kolejny pesymista, wystarczę sobie sama w zupełności.
*
Akurat siedział, przy planach terenu wokół zabudowy, gdy ktoś zapukał do wrót jego królestwa. Delikatna rączka niewiasty. Zbawienna i krucha, jak zapewne jej właścicielka. Zanim zdążył się zorientować, że wyraził zezwolenie na wejście jej, już była w środku. Stała przed nim. Pachniała skoszoną trawą i wrzosem z polany. Tak, jak pachniała Eliza… Eliza, Eliza, Eliza! Przestań w końcu! Nie zadręczaj się. Jej już nie ma! Odeszła, zniknęła, zapomniała! Zaczęła życie od nowa i Ty również musisz! Ona jest Twoją obsesją! Przecież każda kobieta może tak pachnieć nie tylko ta jedna. Jedna jedyna w swoim rodzaju, wspaniała pod każdym względem, przyjaciółka i kochanka. Zapewne już matka i żona… Utraciłeś to na zawsze i czas pożegnać się z wspomnieniami, zakopać to. Prawdy i tak nigdy się nie dowiesz. Napięcie nagle podskoczyło do góry. Zaduch panujący tam stał się nie do zniesienia, zasługa tej persony czy pozory?
- Kim Pani jest? Byliśmy umówieni? Jeśli pamięć mnie nie myli to nie umawiamy się z… z… ludźmi Pani pokroju. – Dech zaparło mu w piersi. Chociaż ubrana niczym łachmaniarka nie traciła swego wewnętrznego uroku, coś go w niej urzekało. Tajemniczość? Oczy, których nie chciała pokazać? A może kolejne podobieństwo do byłej ukochanej? Plótł trzy po trzy, a język za każdym razem stawał mu dęba, gdy próbował coś wypowiedzieć. Hipnotyzowała go ta sytuacja i pociągała. Robiła się nadto intrygująca.
- Nikim, przepraszam. Musiałam pomylić pokoje. Umawiacie się jedynie z bogaczami, tak? Brzydzicie się nędzy, póki ona nie zapuka do Waszych drwi. Nie zaprosi do wspólnego tańca. Macie takich ludzi w głębokim poważaniu, muszę powiedzieć Panu, że jest Pan ograniczony i mało fantazyjny. Zamknięty na nowe horyzonty. Do nie widzenia nigdy i nie miłego dnia. – Rzuciła oschle i zanim zdołał cokolwiek odpowiedzieć, wykrztusić z siebie, wyszła. Jak odrętwiały siedział na obrotowym krześle i myślał. Uporczywie myślał, kogo przypominała mu ta wymowa i sposób wypowiedzi. Zdziwienie było nie małe. Uderzyła w samą centralę. Ugodziła w pozory, którymi szczelnie się otulał, co dzień. Nie chciał, aby ktokolwiek wiedział, że naprawdę chce pomóc ludziom biednym, bezdomnym. Jego myśli niebezpiecznie zaczęły krążyć nad wspominaniem kolejnych słów. Wyczuł w jej tonie nutkę żalu i smutku? Nostalgii? Melancholii? Taki ton miała tylko jedna osoba w jego życiu. Posługiwała się nim, gdy chciała coś wypomnieć. Zbierając fakt do faktu, zdarzenie do zdarzenia. Słowo do słowa, doszedł do kłębka. Wiedział, kim mogła być ta osoba. Było to równie irracjonalne, jak to, że Chrystus miał żonę. Tylko… często to, co wydaje nam się niedorzeczne jest prawdą. Zanim zrozumiał i wybiegł na korytarz nikogo już tam nie było. Jedynie pustka i jego własny szloch odbijający się o szklane tafle okien.
Dedykacja dla nieszczęśliwej miłości, bo ona jest zawsze ze mną, na dobre i złe. Daje mi wsparcie i motywację do tworzenia.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lady Nirvana&S.E.T.A. dnia Czwartek 09-11-2006, 20:41, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Świstuś
Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dom dla zmyślonych przyjaciół pani Foster.
|
Wysłany: Środa 08-11-2006, 17:18 Temat postu: |
|
|
czytam
EDIT:
Zabij(cie) mnie, ale przeczytałam tylko połowę.
Niby fajnie wszystko, ale ja się męczę czytając to.
Serio.
Do mnie trzeba językiem prostoliniowym.
Ja rozumiem, że piszący tak mają. Że wplatają cudowne słówka, metafory.
Ale tu to mogłam tym żygać (przepraszam za wyrażenie).
Nie ma tu takiego luzu. Takiej lekkości, z którą lubię czytać.
Nie, dziękuję.
Jak dla mnie to przesadzone.
Weny życzę...
PS: nie przejmujcie się, bo to co tworzycie jest fajne. To wyżej to TYLKO moje zdanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
AnielicA
Dołączył: 15 Sty 2006
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany: Środa 08-11-2006, 18:31 Temat postu: |
|
|
Fajne .
Ale bardzo długie ...
Na szczęście wytrwałam i przeczytałam .
Nienawidzę czytać na komputerze .
Życzę weny .
Buziaki ;*
__________
Alle Träume sterben
Mitternacht - Es ist Mitternacht
Und sie weint - Allein
Und alle Engel schreien heut' Nacht
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Noire
Dołączył: 21 Kwi 2006
Posty: 2087
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Tychy
|
Wysłany: Czwartek 09-11-2006, 14:14 Temat postu: |
|
|
och.
świetnie.
bezbłędnie.
prócz tego
Cytat: |
co są sądzą o mnie |
bez tego są chyba?
lekko i przyjemnie.
Czekam na next.
Pozdrawiam.
~Rok$@n@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
hela_z_wesela
Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze starej reklamy telewizorów BRAVIA
|
Wysłany: Czwartek 09-11-2006, 15:21 Temat postu: |
|
|
Zasada "im dłuższe, tym wićej błędow" sprawdziła sie i tutaj. jednak częśc jest dlugo i nie chce mi się ich wypominać.
Ale bylo tego torszkę.
Umpa, umpa.
Zauważyłam, że największa uwaga jest skupiona wokół niewidomej. Ewentualnie Georga. Moze zajmijcie się troszkę resztą? Proooszeee
Z poważaniem:
Bambusowe Grabie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Sobota 11-11-2006, 10:16 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam wszystkie części.
Jak na razie, to powiem, że jest całkiem ciekawie. Błędy się zdarzają i trochę męczy taki pesymizm tego opowiadania. Ja rozumiem, ze o to tu chodzi przede wszystkim, ale jesli wszystko jest utrzymane w czarnych barwach, źle się czyta i wszystko się zlewa.
Przyczaję sie tutaj i poczekam na ciąg dalszy
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Teallin
Dołączył: 10 Lip 2006
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: księżycowy pył w otchłani piekieł
|
Wysłany: Sobota 11-11-2006, 10:53 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam drugą część i połowę trzeciej...
Przepraszam was, ale skomentuje później.
Wolę za jednym razem ogranąć słowami wszystko
A napadła mnie wena więc idę ją wykorzystać. Jakoś stoję z książką od pewnego czasu, może to się zmieni
Pozdrawiam i zeedytuję nieco później
Reszta jest milczeniem...
Tea
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Negai
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 1797
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w Tobie tyle zła?
|
Wysłany: Sobota 11-11-2006, 11:34 Temat postu: |
|
|
Cytat: |
Kawałki skruszonego serca wypalają krwawe ścieżki na moich policzkach |
Ładna metafora już na samym początku. Spodobała mi się, chociaż czytając je kolejne kilka razy, coraz mniej rozumiałam.
A może coraz więcej. To nie ma znaczenia.
Dużo smutku, dużo bólu. Jak dla mnie dawka conajmniej zbyt ciężka.
Bo zabolało mnie.
Powinnam już kończyć, bo zaraz wszystko wysypie się, jak z worka, a tego nie chcę.
Ładna, długa część, godna pochwały.
Weny, czasu, chęci życzę.
Negai
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Beata
Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sobota 11-11-2006, 15:09 Temat postu: |
|
|
Robi się coraz trudniej, coraz poważniej i pięknie.
Opisy są bardzo dojrzałe, ale pesymizm tego opowiadania trochę przytłacza.
Jednak mnie się wciąż podoba, jest w nim pewna życiowa mądrość.
Czekam na dalszy ciąg.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Arasoi
Dołączył: 26 Cze 2006
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z internetu
|
Wysłany: Sobota 13-01-2007, 19:38 Temat postu: |
|
|
Przepraszam, że piszę post-pod-postem, ale chciałam poinformować czytelników (są tacy? Oo), że jestem w połowie czwartej części i postaram się ją bardzo szybko dodać.
Koniec informacji .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Nirvana&S.E.T.A.
Dołączył: 02 Lis 2006
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sobota 13-01-2007, 21:26 Temat postu: |
|
|
Z góry przepraszam za błędy...
ROZDZIAŁ 4
Klaus. Proszę cię, wyobraź sobie, co by było, gdyby mnie nigdy nie było. Czy potrafiłbyś zrozumieć te rzeczy, które teraz – chyba – rozumiesz?! Nie. No właśnie, to dla ciebie za trudne. Bezmózgi tak mają. Szczerze powiedziawszy, to sama nie wiem, czy jeszcze coś do ciebie czuję...
Wiesz, że tęsknię i specjalnie zadajesz mi ból... kolejny raz, trafiasz nożem prosto w serce. Przekręcasz nóż w lewą stronę, wyciągasz go, razem z tym narządem. A ja, umieram. Dosłownie i w przenośni... Krwawi ciało, dusza... całe moje wnętrze. Upadam na ziemię i delikatnie się podnoszę, lecz... po chwili znów padam, wprost pod twoje stopy, krzycząc i błagając o litość. Ty zaśmiewasz się szyderczo i życzysz mi wszystkiego, co złe. Och, zupełnie jak w koszmarach, nieprawdaż? Teraz kurczę się, coraz bardziej i jak chore zwierze, patrzę na ciebie oczami pełnymi smutku. Zawyję jeszcze ostatni raz i wyzionę ostatni oddech.
Ale to tylko marzenia, w dodatku nie moje. No i nierealne, bo wytłumacz mi, jak mam na ciebie patrzeć, jeśli jestem ślepa.
Choć piesku, przytul się do mnie, opowiem ci historię pewnej dziewczyny, która teraz płacze gdzieś niedaleko, starając się ukryć swoje uczucia...
Widzisz bracie, wszystko zaczęło się stosunkowo niedawno, bo jakieś... pięć lat temu? No tak, coś w ten deseń. Dla tej dziewczyny, te kilka lat to całe życie. Poznała chłopaka... który ją później znienawidził. Straciła wzrok, mieszka w jakiejś piwnicy, nie ma pieniędzy, nie ma pracy... ani faceta. Posiada jedynie psa i chęć spełnienia marzeń, które są... absurdalne. I nic nie wskazuje na to, aby coś się zmieniło. Bo widzisz piesku... ta opowieść jest o mnie. I... napisało ją życie. Do jakiego gatunku literackiego byś ją zaliczył?
Położyłam głowę na jego pyszczku, dając mu do zrozumienia, że ma mnie chronić.
Ten sam dzień, Sztokholm.
- Mamo... mamo, powiedz coś! – Wolfgang zdawał się być przerażony. Nie miał siły, by płakać... nie chciał, bo wiedział, że obciąży tym matkę. Przeczuwał, że stanie się coś, czego na pewno nie chciałby żaden nastolatek. Czuł, że ją straci. W bardzo szybkim tempie.
Klara ruszyła ręką na znak, że słyszy. Odwróciła głowę w przeciwnym kierunku.
- Mamo... proszę cię, nie zostawiaj mnie tutaj! Słyszysz? Przecież... nie poradzę sobie bez ciebie! Jesteś jedyną osobą na tym świecie, która potrafiłaby normalnie ze mną rozmawiać! Mamo... mamo, proszę, nie odchodź! – ciężka gula utkwiła mu w gardle.
- Synku... jestem – powiedziała półszeptem – ale... wiesz... ja.. ja... na świecie jest tak... że... ja... odchodzą ludzie... musisz sobie poradzić... poradzić... beze mnie...
- Nie chcę! Mamo... mamo proszę, powiedz mi, że to tylko zły sen! Że zaraz się obudzę i nie będę niczego pamiętał! To tylko koszmar, głupia gra wyobraźni, tak? Tak?! Proszę... mamo... – Klara skinęła głową i zamknęła ciężkie powieki. Aparatura wokół niej zaczęła piszczeć, z każdej strony otoczyli ją lekarze i pielęgniarki próbując ratować jej życie.
- Mamo! Mamo, to nie tak... mamo, ty żyjesz! Powiedz, że żyjesz! Mamo! Mamo! – pielęgniarka wyprowadziła Wolfganga z sali, tłumacząc, że tak będzie bezpieczniej.
- Zostaw mnie! – krzyknął – zostaw, puść! Tam jest moja mama, ratujcie ją! Ona musi żyć! Żyje, tak? Powiedz mi, że jeszcze żyje! Do jasnej cholery, to tylko koszmar! Zaraz się obudzę obok mamy! Boże... Boże...
- Chodź, usiądziemy. – rzekła spokojnie pielęgniarka, z niezadowoloną twarzą. Łzy zbierały się pod jej powiekami, lecz dzielnie starała się to zamaskować
- Zostaw mnie! – krzyczał coraz głośniej, patrząc na swoją matkę, schowaną gdzieś pod prześcieradłem. Dziwił się, dlaczego jego ŻYWA matka leży pod jakimś materiałem... obawiając się najgorszego, wyczekiwał lekarza. Tłumił swoje łzy, nie chcąc rozmawiać z kobietą siedzącą obok. W głowie miał tak straszny mętlik... nie potrafił tego wszystkiego objąć. Chciał, tak bardzo chciał, aby to wszystko się już skończyło. Całe jego cierpienie pozostało złączone w jednym miejscu, które nazywano... sercem.
Lekarz właśnie wyszedł z pokoju, w którym przebywała jego rodzicielka. Wolfgang szybko poderwał się z krzesła i niczym strzała, podbiegł do mężczyzny.
- I co? Co się dzieje? Jak z mamą? Wyjdzie z tego tak?! Wyjdzie...
- Obawiam się, że nie – powiedział grobowym tonem pan Horrich. Chłopak spuścił wzrok i ukrył twarz w dłoniach, dławiąc się własnymi łzami.
*
- Kao, słońce, odbierz ten telefon! – Kalina była w wyśmienitym humorze. Stała przed lustrem, prostowała włosy, uśmiechając się przy tym do samej siebie. Zapowiadał się piękny dzień – Kaoru zaprosił ją do restauracji, miał ją właśnie poprosić o rękę. Starała się wyglądać czarująco. Nałożyła delikatny makijaż i cudowną, lśniącą sukienkę, którą podarował jej chłopak, w dzień ostatnich urodzin. – Perfekcyjnie. – mruknęła do siebie, oglądając efekty swojej dwugodzinnej pracy. - Kao, do cholery, odbierz! Ja nie mogę...
- Już, już, biegnę... – rzucił ciepło dziewczynie. – halo? Tak, dobrze się pan dodzwonił. Och... to przykre. Mhm, tak, rozumiem. Postaramy się jak najszybciej. Wiem, że to pilna sprawa. W czwartek? Ok., nie ma sprawy, będziemy. Do widzenia! – odłożył uśmiechnięty słuchawkę, przybliżając się do drzwi wyjściowych
- Kto dzwonił? – spytała Kalina wyłaniając się z łazienki
- Nikt ważny, kotku. Nie zawracaj sobie tym główki. Lepiej się pospiesz, mamy rezerwacje na dwudziestą...
- Oki, ja już jestem prawie... – wpięła wsuwkę w kosmyk włosów - ...gotowa! – zgasiła światło w pomieszczeniu, po czym przeszła do hallu. Ubrała swoje nowe buty od Gucciego, spoglądając przy tym na swojego faceta – kochanie, mam nadzieję, że nic się nie stało?
- Nie, takie tam... drobnostki. – uśmiechnął się czule i pocałował ją w czoło. – idziemy?
*
Blade słońce skupiało swoją uwagę na również bladej twarzy Georga. Wstał dziś niesamowicie szybko, chciał się przejść, aby pomyśleć i popodziwiać piękno tutejszej przyrody. Przemierzał park, który wyglądał tak cudownie, że nie potrafił tego nawet opisać w swoich myślach. Chodnik zdobiły kryształki śniegu, które przed momentem zleciały z nieba, na drzewach wisiały sople, obok parkowych ławek, stały zaś bałwany, ulepione przez dzieci. Jednak najpiękniejsze było przed nim – malutka, delikatna wstążka wody. Wiła się wzdłuż całej alejki, zachwycając nieskazitelną czystością i maleńkimi rozmiarami. Przechodził przez nią równie malutki mostek, prowadzący do lodowiska. O tej porze nie było tu nikogo, ale zapewne w dzień, okolica była oblegana przez dzieci i młodzież, ponieważ to miejsce wyglądało tak uroczo i słodko, że nie sposób oderwać od niego wzroku.
Listing stanął na mostku i wyciągnął papierosa, odrzucając swój długi szal na drugie ramie. Odpalił fajkę opierając się o poręcz. Zapatrzył się gdzieś w dal, jakby chciał poszukać czegoś jeszcze bardziej niezwykłego niż on sam.
- Zgadnij, kto to? – ktoś zasłonił mu oczy od tyłu
- Nie wiem?
- Och, wiesz, tylko wytęż przez chwilę swój mózg! – odpowiedziała dziewczyna i odwróciła go tak, że stali twarzami do siebie
- Weronika...? – nie krył zdziwienia – co tutaj robisz?
- Szukałam cię... martwiłam się, nigdy nie wychodziłeś bez słowa. – rzekła robiąc minę jamnika. – och, ale nie przejmujmy się tym, ważne, że jesteś!
- No... e... tak, tak, masz rację – uśmiechnął się promiennie, lecz trochę sztucznie, jak na Georga przystało. Miał ten swój wyrobiony, firmowy uśmieszek.
- Palisz? Obiecywałeś... Powiedziałeś, że rzucisz! Tak?! Już nie pamiętasz, tej wielkiej obietnicy?
- A ty obiecywałaś, że nigdy więcej nie sięgniesz po narkotyki! Dotrzymałaś? – spojrzał na nią wymownie – no właśnie, więc ja też mogę palić.
- To nie tak...
- A jak?!
- To zupełnie inna sytuacja...
- Nie próbuj mi niczego wmówić. Z nami koniec, słyszysz? Koniec. – uniósł triumfalnie kąciki ust i oddalił się w stronę centrum.
Chyba powinnam zadedykować Avis i Negai.
Bo... bardzo dużo mi pomagacie i bardzo dużo zmieniłyście w moim życiu.
Kocham Was.
Pisała Arasoi
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Negai
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 1797
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w Tobie tyle zła?
|
Wysłany: Sobota 13-01-2007, 21:28 Temat postu: |
|
|
Jutro skometnuję?
A jutro to dziś.
Poza tym, nie mam siły. Wybaczysz?
Ale nie pytaj co się stało. Niech nikt mnie nie pyta, bo i tak nie powiem.
Dobrze, spróbuję...
Część podobała mi się. Za błędy nie ma co przepraszać, bo wiele to ich nie było. A jak już to interpunkcyjne, a nad tym się całe życie pracuje.
No chyba, że jest się polonistą/stką.
Powinnam bardziej pochwalić, ale kompletny brak słów, wiesz?
No to...
Gomen nasai
Negai
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mod-Negai dnia Niedziela 14-01-2007, 21:13, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
kinguś
Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sobota 13-01-2007, 22:58 Temat postu: |
|
|
och biedna Weronika jak on mógł jej tak powiedzieć <Z NAMI KONIEC> a tak naprawdę to jak to się stało bo nie czytałam poprzednich ale ten odcinek super niezbyt lubię gdy tak się to wszystko kończy moja ocena to słabo pozdrawiam kinga:*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Arasoi
Dołączył: 26 Cze 2006
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z internetu
|
Wysłany: Niedziela 18-02-2007, 16:23 Temat postu: |
|
|
Chyba musimy zawiesić opowiadanie, przynajmniej na jakiś czas. Ze względu na sprawy osobiste Avis.
Przepraszam...
I mam nadzieję, że niedługo będę mogła powiedzieć, że mamy nową część xD.
Pozdrawiam
i zachęcam do komentowania xD.
Arasoi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
hela_z_wesela
Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze starej reklamy telewizorów BRAVIA
|
Wysłany: Sobota 03-03-2007, 1:12 Temat postu: |
|
|
No to masz.
Dobra, mdło. Było mdło.
Najlepsza były dwie ostatnie partie. Jakos mi w pierwszym zgrzytnęło przy "nąrzadzie". Śmaić mi sie zachciało. Akcja z matką geologicznego jakas tak sztuczna.
Weź w ogóle... Poszłas se małpo.
I czy to trudne.. kurde, to było huk czasu temu, ale ludziom nadal myli się "choć" i "chodź". Błędów nie chciało mi sie szukac.
Swedzą mi oczy.
Z poważaniem:
hela_z_wesela
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Nirvana&S.E.T.A.
Dołączył: 02 Lis 2006
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wtorek 08-05-2007, 20:54 Temat postu: |
|
|
Wybaczcie naprawdę długi okres przerwy. Wiem, wiem. Zaniedbałam was, ale jak wiecie... Każdy ma wzloty i upadki i trzeba życie doprowadzić do pierwotnego stanu. Tak więc wróciłam, ale nie cieszcie się. To nie jest dobry znak.
ROZDZIAŁ 5
Szatyn przemierzając kolejne uliczki miasta nie spodziewał się, że jego życie może diametralnie zmienić ten dzień i chwila, w której dał się ponieść impulsowi, zrywając z Weroniką. Odchodząc od swojej już byłej dziewczyny przywdział maskę nie wzruszenia, obojętności i chłodu. Jego serce rwało się, aby wrócić krzyczało i tłukło się w piersi, ale nie dał się złamać. Był to krok przekroczenia Rubikonu, nie miał odwrotu. Mógł skupić się bezpiecznie na przyszłości, która miała być rychliwa i wynagrodzić wszystkie dotychczasowe niedogodności.
- Gdybym nie był facetem pewnie bym się rozkleił. Dziękuję ci mamo i tato za to, że mam Wacka. – Pomyślał sobie, choć nie miał ochoty na uśmiech to moment, gdy spojrzał się na własne genitalia spowodował uśmiech na smutnej twarzy. Akurat mijał Training Center, przed nim znajdowała się wąska uliczka z przejściem dla pieszych, a tuż za nią… Rury ciepłownicze połączone z malowniczym parkiem, gdzie przychodził, gdy był małym chłopcem. Nie mogąc pogodzić się z niesprawiedliwością świata, problemami dumał tutaj o niebieskich migdałach oddając myśli swemu własnemu nurtu. Czerwone, pip zielone. Coraz bliżej miejsca zadumy. Słyszał wesoło szczekającego psa i śmiech dziewczyny, musiała być dobrą i wspaniałą osóbką, gdyż jego dźwięk odbijający się o bębenki brzmiał niczym ćwierkot tysiąca słowików. Powodował szeroki uśmiech i nadawał chęci bliższego przypatrzenia się jej.
- Nero, łap. – I znowu ten radosny uśmiech powodujący niewidoczne motylki w żołądku i duszący ucisk w gardle. Nagle wszystko, co się wydarzyło w przeciągu kilku dni… stało się mało ważne. Każde cele i pragnienia stały się płytkie. Przyspieszył kroku, aby być już u bram euforii. – Co z tego, że nie widzę? I tak wiem, że stoisz przy mnie i nie pobiegłeś za nim. Baw się, masz do tego prawo. Nie musisz być ciągle przy mnie. – Ciężki kamień wpadł do żołądka. Dziewczyna o tak ciepłej barwie głosu i rozbrajającym uśmiechu jest ślepa? Przecież to nie fair. Ludzie, na co dzień nie cenią tego, co mają, a ona na pewno doceniłaby. Poczuł przemożną chęć przytulenia jej i dodania otuchy. Nie był takim zimnym draniem, za jakiego go uważali. Miał dobre serce i ponad wszystko cenił szczęście innych.
Nagle wpadł na kogoś jego rozmiarów, ale drobnej postury. Uczucia, które dało się wyczuć stojąc przy niej nie były niczym innym, niż przemożnym ciepłem i troską. Choć dało się też wyczuć element smutku i rozczarowania dotychczasowym życiem. Złapał dziewczynę w locie i uniósł do góry, nie dopuszczając do upadku. Wiedział już, że to ta sama osoba. Mimo, że nie słyszał jej głosu czuł, że ten uśmiech mógł należeć jedynie do niej.
- Przepraszam… Zamyśliłem się. Nic ci się nie stało? – Zapytał z troską, która naprawdę płynęła z jego wnętrza. Coś w nim krzyczało. Przed nim znajdowała się brunetka, choć prawie białe oczy ukazywały resztki niebieskiego koloru. Była bardzo wychudzona, surowa zima dała się we znaki. Mimo, iż miała na sobie pierwsze lepsze łachmany jej cera emanowała świeżością i pokazywała, że nie urodziła się biedna.
- To następnym razem uważaj, jak chodzisz nadęty pajacu. Wiem, kim jesteś. Jednym z tych, którzy uważają, że cały świat jest ich i wszyscy, którzy są w sferze poniżej to tylko woły do pracy, nie mają uczuć i nie zasługują na nic od życia. Ale tu się mylisz. My doceniamy nawet najmniejszy okruch chleba, a wy, na co dzień je wyrzucacie nie przejmując się pieniędzmi, bo zawsze je macie w swoich skórzanych portfelach. – Odwarknęła, wściekła, ale w środku piękna. Czysta, jak lilia, która kwitnie na wiosnę niedaleko rzeki. Czuć było od niej goździki i konwalię. Mieszanka wybuchowa, ale z niej uciekała do nozdrzy z zadziwiającą gracją, delikatnie głaszcząc podniebienie. Odwracając się na pięcie, niby nie specjalnie, ale jednak z zamierzeniem uderzyła go w piszczel swą rurką, stworzoną zapewne po to, aby ułatwić jej poruszanie się, a nie mogło być to proste, gdyż wokół znajdowało się dużo wystających rur i gałęzi.
*
Nie byłam zła na tego chłopaka. Właśnie zderzenie się z nim sprawiło, że dzisiejszy dzień stał się przyjemniejszy. Nagle nerwy, które spowodowało bagatela nieprzyjemne spotkanie z Klausem odeszły w niepamięć. On był inny… Miał silne, lecz delikatne ramiona, który gdy przepasały moją talię dawały bezpieczeństwo i ciepło, za którym tęskniłam od tak dawna. Przez chwilę miałam ochotę tak stać, ale to musiała być moja chora wyobraźnia, bo kto o zdrowych zmysłach spojrzy nie na wygląd ślepej łachmaniarki, a to, co ma w środku? Nikt, to nie te czasy. Ludzie to podłe, materialistyczne kreatury, które pragną jedynie własnego szczęścia nie zważając na drugą osobę. A jednak wciąż czułam przyspieszone tętno, serce nie chciało zwolnić, a mimo, iż nie biegłam miała zadyszkę. Działo się ze mną coś nie dobrego, coś, co nie powinno mieć miejsca. Przecież nie ma nic, jestem bezwartościowa! Muszę zapomnieć o młodzianie, który na pewno kogoś ma i komuś daje te wspaniałe uczucia…
- Przepraszam jeszcze raz. Mylisz się nie jestem taki, jaki Ci się wydaje. Nie liczy się opakowanie, ale wnętrze, bo z ładnej miski się nie najem. Wiem ile znaczy dla ludzi jedzenie, dlatego je szanuję. Mimo, że mam pieniądze nie wydaję ich od tak. Kieruję się sercem, nie egoistycznym rozumem. Ktoś zrobił Ci krzywdę w życiu, ale nie wrzucaj wszystkich od razu do jednego worka, bo każdy z nas jest inny. – Znowu usłyszałam ten głos. Rozbrzmiewał w głowie, wydawało mi się, że to fantazja sama sobie wyobraża i może bym tak twierdziła dopóki nie usiadł koło mnie, a swojej ręki śmiało nie położył na mojej. Była cieplejsza od rury ciepłowniczej, mimo, iż dął zimny wiatr.
- To ja przepraszam – Cichy szept, zanim pohamowałam słowa wypłynęły z ust. Teraz panowała między nami nieprzerwana cisza, bałam się własnych reakcji, bo nigdy dotąd nie zdarzało mi się czuć bezpieczną, przy obcej, nieznanej mi dotąd osobie. Nie umiałam bronić się przed nim. Nic obraźliwego nie przychodziło mi na myśl, choć i tak pewnie nie dało się go łatwo zrazić. – nie powinnam była być tak nie miła, ale ostatnimi czasy spotykam tylko materialistyczne osoby.
- Nie ma sprawy. Georg jestem, nie jesteś stąd, prawda? To widać na pierwszy rzut oka. – Równie cicho, jak ja szepnął nie chcąc zburzyć harmonii, która panowała pomiędzy nami. Chciałam mu powiedzieć, aby zabrał mnie stąd, zrobił coś, ale co pomyślałby sobie? Zaczekaj, wróć. Przecież nigdy nie interesowało mnie to, co myślą sobie inni, czyżby miało się to diametralnie zmienić?
- Eliza. Nie, nie jestem stąd. Urodziłam się w daleko stąd. Ale przez niechybność losu trafiłam tutaj. W sumie na wiosnę czy jesień jest tu przyjemnie. Gorzej w zimie i na wiosnę, bo albo za zimno, albo za ciepło i nie ma gdzie się schronić, ale lepszy rydz, niż nic. – Delikatny uśmiech wniknął na moją twarz. Czułam serdeczność, nie jego, nie swoją, ale naszą wspólną. Jedno do drugiego nią pałało. Ale każda dobra chwila ma swój koniec. Nero, ni stąd ni zowąd wskoczył przednimi łapami na kolanach i zaczął szczekać donośnie. Próbował przypomnieć o tym, abym nie ufała nikomu, ani niczemu, bo tylko on był zawsze ze mną, a ludzie łącznie z rodziną odwrócili się. Bo ,,sama wybrałam sobie taki los”. Przestrzegano mnie przed Klausem, że to człowiek bez uczuć, a jednak… poddałam się własnym uczuciom i zamiast ruszyć rozumem – posłuchałam głosu serca, które mimo wszystko pragnęło jedynie obecności drugiej połówki u boku.
*
Kalina wyczuwała coś. Wiedziała, że pod słodkością Kao coś się skrywa. Po udanym wieczorze postanowiła, że dowie się od już narzeczonego, o co mu chodziło. Wiedziała, że to coś niedobrego, bo zawsze, gdy bał się coś jej przekazać stawał się, aż do przesady troskliwy i ciepły, zapewniający wszystko, czego tylko dusza mogła zapragnąć.
- Słońce Ty moje… - zaczęła nie wiedząc, jak wyciągnąć z niego upragnione wieści, aby wyszło na to, że sam jej powie, a nie będzie musiała wprost pytać. Prędzej się spłoszy, jak to ma w genach, niż powie to, co zataja.
- Tak? – Uśmiechnął się szeroko ukazując dwa rzędy równych i białych zębów. Zawsze ją to rozbrajało, ale nie teraz. Postanowiła, że zaryzykuje i postawi wszystko na jedną kartę. Nie będzie owijać w bawełnę, bo nie ma czasu na zabawy w kotka i myszkę skoro stało się coś poważnego.
- O co ci chodzi? Jesteś nienaturalnie słodki. Nie ukrywaj nic przede mną chcę wiedzieć, co się stało w tej chwili! Kto dzwonił? – W jednym momencie powiedziała wszystko. Teraz zdenerwowanie emanowało od niej na kilometr. Ręce niebezpiecznie drżały, a oczy były gotowe wybuchnąć szlochem, który słychać byłoby w najbliższym mieście.
- Posłuchaj… Wiem, że to będzie dla ciebie trudne. Pokłóciłaś się z mamą i nie będziecie miały okazji się już pogodzić… Musimy zająć się Twoim bratem. – Po długim milczeniu wreszcie zrzucił kamień z serca. Z różowej i roześmianej twarzy dziewczyny zeszły barwy, stała się szara i matowa. Oczy się zaszkliły, aż musiała oprzeć się o latarnie, aby nie zemdleć. Przeczuwała, że tak będzie. Nie chciała, żeby tak wyszło. Mimo wszystko kochała i szanowała matkę.
- Jutro jedziemy po Wolfganga, on był przy niej ciągle. Teraz potrzebuje nas. Nie byłam dobrą siostrą, ale muszę, to mój przeklęty obowiązek wobec matki. I nie tylko to… Musimy odnaleźć Elizę i to jak najprędzej. To też była jej wola w razie, gdyby miała umrzeć. – Starając się opanować duszące łzy, najspokojniej i wyraźniej, jak się dało wyrzuciła z siebie całe zdania. Musiała być silna, teraz muszą trzymać się razem.
Dedykuję mojej kochanej Martusi (Arasol). Skarbie... Dziękuję, że jesteś, byłaś i obyś była już zawsze. Mimo, że się kłócimy i nie miałyśmy kontaktu jakiś czas - zmieniłaś moje życie.
Pisała S.E.T.A.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|