|
Tokio Hotel Forum o zespole Tokio Hotel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
styśka
Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 295
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z wyimaginowanego świata marzeń i iluzji.
|
Wysłany: Wtorek 19-12-2006, 10:18 Temat postu: |
|
|
Faleńko:
Tak zapomniałam wczoraj napisać, za to dzisiaj napiszę moje spostrzeżenie.
Zresztą nie byle jakie!
Cytat: |
Pomyślałam sobie, że skoro czarny i biały, to może najprościej będzie zaprojektować okładkę w zebry. - Nastrój jest różny – odparł w końcu. – Niekiedy spokojny…
Zebra się pasie…
- … a w niektórych momentach dynamiczny.
Zebra ucieka przed lwem… |
Ohh jak mogłaś!
Okładka powinna być z Bubą !
Gdy nastrój spokojny
Buba gryzie trawkę na łące.
Gdy jest dynamicznie
Buba rusza swój szanowany tyłeczek z trawy i wstaje!
Powiem wam tyle.
Moja Buba ma najpiękniejsze z pięknych oczy!
Matko ja jestem głupia.
Zgłupiałam
Oh fatalnie...
Nic nie poradze.
Pozdrawiam Ciebie i Kotka
Styśka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Immortelle
Gość
|
Wysłany: Sobota 06-01-2007, 15:16 Temat postu: |
|
|
Faleczko {mogę? xD}, błagam Cię, dodaj nową część <pada na kolana>
Przepraszam za upierdliwstwo, ale się niecierpliwię
Pozdrawiam ^
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Sobota 06-01-2007, 22:44 Temat postu: |
|
|
Część szósta. Najdłuższa... Trochę późno, wiem, ale cierpiałam na chwilowy brak czasu. Dzisiaj się w końcu wzięłam w garść o dokończyłam.
Nie jest zbyt śmieszne... Jest takie sobie... Sama nie wiem...
No nic, nie zanudzam i życzę miłej lektury.
I jeszcze raz dziękuję Wam za takie wspaniałe komentarze
Środa po południu…
Środa minie, tydzień zginie. Przynajmniej tak zawsze powtarza mama. Do tej pory ta formułka nie miała dla mnie jakiegoś wielkiego znaczenia, ale odkąd pracuję u państwa Marske, patrzę na niektóre rzeczy zupełnie inaczej. To dopiero trzeci dzień w pracy, a ja już mam dość. Czuję się tak, jakbym spędziła kilka miesięcy w kamieniołomach. Lena twierdzi, że to po prostu braki w mojej kondycji. Może ma rację, bo faktycznie trzeba mieć wyrobione mięśnie, żeby bez większego zmęczenia biegać wszędzie z odkurzaczem, mopem, ściereczką do czyszczenia kurzy i innymi tego typu wynalazkami. Przyznaję bez bicia, moja kondycja na chwilę obecną znajduje się w opłakanym stanie. Lena postanowiła więc, że w ramach pracowania nad zdrowiem i figurą codziennie rano będziemy biegać. Co najmniej dwa kilometry.
Już to widzę… Zrywam się bladym świtem, ubieram się i biegnę dwa kilometry tylko po to, żeby mi się później lepiej pracowało. Niech to sobie Lena wybije z głowy czymś ciężkim. Jakby co, mogę jej pożyczyć młotek, tata ma w garażu zupełnie przyzwoitą kolekcję.
Czwartek. Blady świt.
Jest dokładnie pół do piątej rano… Lena dzwoniła przed chwilą i zakomunikowała, że nie obchodzi jej to, czy chciałabym się wyspać, czy nie, czy mam ochotę biegać, czy nie, czy w ogóle chciałbym robić cokolwiek innego poza spaniem o tak diabelnie wczesnej porze. Powiedziała, że ona czeka na mnie pod domem, a ja mam się natychmiast ubrać i wyjść na dwór.
Inaczej (cytuję) „Koniec z nami”.
A ciocia Martha zawsze twierdziła, że Lena to jest trochę niebezpieczny człowiek z zapędami autorytarnymi. No i proszę… Jednak trzeba słuchać się starszych, czasem zdarza im się mieć rację…
Bladego świtu ciąg dalszy…
Ja chyba od taty wezmę jednak ten młotek. Bo coś mi się wydaje, że Lenie nie można przemówić do rozsądku po dobroci i trzeba się uciec do nieco bardziej prymitywnych metod.
Czekała na mnie z taką miną, jakby wstawanie o pół do piątej to była bardzo przyjemna rzecz. Zanim zaczęłyśmy biegać, zarządziła piętnastominutową rozgrzewkę. Trzeba nas było wtedy widzieć… Mgła nad miastem, na drzewach jakieś ptaszyska, które wydzierały się wniebogłosy, rosa na trawie, zimno jak w grudniu, a my dwie w krótkich spodenkach i T-shirtach rozciągające się, robiące przysiady, brzuszki, skłony i inne dziwactwa… Rozgrzewka pozbawiła mnie sił zupełnie, dodatkowo coś mi chyba strzeliło w kręgosłupie. Próbowałam Lenie o tym powiedzieć, ale nie chciała mnie słuchać. Pociągnęła mnie za rękę i zaczęłyśmy biegać…
Mam jakieś dziwne wrażenie, że przebiegłyśmy nie dwa kilometry, ale dwadzieścia. WSZYSTKO mnie teraz boli i nawet nie próbuję sobie wyobrazić, JAK ja będę dzisiaj pracować. Nie jestem w stanie ruszyć nogą, co dopiero mówić o bieganiu po schodach z odkurzaczem.
Oczywiście Lena na zakończenie przebieżki oznajmiła, że jutro spotykamy się w tym samym miejscu i o tej samej porze. Jeśli ona chce, proszę bardzo, niech się spotyka. Ale na pewno nie ze mną.
Kończę z porannymi biegami!!!
Po południu…
Przy najbliższej okazji wydrapię Lenie oczy. Albo zrobię coś jeszcze gorszego! Jak mamę kocham!
Do pracy jakimś cudem doszłam… Właściwie to wlokłam się w żółwim tempie. Oczywiście cała byłam czerwona i zziajana… Przez to bieganie wyglądałam jak jakiś menel. Włosy potargane, wzrok rozbiegany, idąc, lekko się zataczałam. I w takim stanie wpadłam na jakiegoś przecudnej urody chłopaka… Niezbyt wysoki brunet, z czarnymi oczętami i pełnymi ustami. No po prostu IDEAŁ. Jak już wpadłam na niego, on spojrzał na mnie, tak, jakby pierwszy raz w życiu widział dziewczynę. W pewnym sensie go rozumiem, nie prezentowałam się nazbyt efektownie, chociaż te wytrzeszczone ślepka mógłby sobie podarować. Stwierdziłam jednak, że przecież nie ma się czym przejmować, bo zapewne widzę go po raz pierwszy i ostatni w życiu, więc mogę wyglądać nawet, jak menel. I pewnie każda inna dziewczyna już więcej by tego chłopaka nie spotkała. Ale nie ja…
Bo mniej więcej około godziny jedenastej, gdy byłam akurat w trakcie sprzątania hollu, ktoś zadzwonił domofonem. Pani Matylda odebrała i po chwili do domu wszedł nie kto inny, jak tylko ten mój nieszczęsny ideał. Okazało się, że jest siostrzeńcem pani Matyldy i ma na imię Armin… Przyglądnął mi się jeszcze dokładniej, poza skromnym „Cześć” nic więcej nie powiedział i mam wrażenie, że chyba niezbyt mnie lubi.
Czasem myślę, że z takim pechem, jak mój, to się trzeba po prostu urodzić…
Piątek po południu…
Lena nie daje za wygraną, jeśli chodzi o poranne bieganie. Nawet opowieść o Arminie nie przekonała jej do zmiany stanowiska. Biegi i biegi… Po kim ona ma ten cholerny upór, przecież jej rodzice i siostra to wzorowi obywatele, pełni wszelkich cnót. Upartości w nich nie ma za grosz…
Lenka powtarza tylko, że skoro Armin tak się wobec mnie zachowuje, to najwyraźniej jest ślepy (z tym się, niestety, nie mogę zgodzić…) i nie dostrzega mojej urody (taa, ja i uroda, dobre sobie…), a te biegi wyjdą mi tylko na dobre ( i znowu nie mogę przyznać Lenie racji). Jak na razie ani nie schudłam, ani nie mam lepszej kondycji, za to w s z y s t k o mnie boli i coś mi ciągle strzyka w kręgosłupie. Jeszcze kilka takich przebieżek i będę wyglądać jak emerytka. Zgarbiona, utykająca na obie nogi i z cierpiętniczym wyrazem twarzy…
A żeby było śmieszniej, to dzisiaj mam spotkanie z Tokio Hotel i Davidem. Szczerze przyznam, że entuzjazmu we mnie nie ma z tego powodu. Już widzę to całe rysowanie ich buziek. I nawet sobie wyobrażam, co David na to. Pewnie każe mi szkicować jedną twarzyczkę kilka razy w celu udoskonalenia. Jost, jeśli tylko ma do czegoś jakieś „ale” nakazuje zrobić to ponownie, właśnie w celu owego udoskonalania. A potem jeszcze raz. I znowu. I po raz kolejny…
Mamusiu…
Wieczorem.
Tak się teraz poważnie zastanawiam nad tym, czy ja faktycznie powinnam wiązać swoją przyszłość ze sztuką. Owszem, jakiś tam talent mam, ale po dzisiejszym spotkaniu z chłopakami jakoś tak… wątpię w siebie. Konkretnie w moją psychikę. Podobno w tym zawodzie trzeba być bardzo odpornym psychicznie, a mi dzisiaj nerwy prawie wysiadły. Nie wiem, czy to moja wina, czy też zasługa członków prawie rockowej, rozchwytywanej przez Niemki kapeli. I ich menagera oczywiście też.
Kiedy pojawiłam się w wytwórni David bardzo dumny z siebie zaprowadził mnie do sali, gdzie już czekali chłopcy. Jak się okazało duma Josta wynikała z tego, że urządził mi zupełnie niezłą pracownię. Miałam tam wszystko, co mogłoby mi być potrzebne, nawet o światło się zatroszczył. Spojrzałam na niego z podziwem.
- Nieźle, nie? – zapytał, uśmiechając się szeroko. I znowu ta biel zębów. On zdecydowanie powinien zagrać w jakiejś reklamie, Colgate, Blend-a-med., coś w ten deseń. Pewnie nieźle by mu zapłacili…
- Tak, idealnie – powiedziałam, rozglądając się dookoła. Każdy z chłopaków mruknął coś w moim kierunku na znak, że mnie zauważyli.
- Hej – odparłam cicho, siadając obok Georga. Najwyraźniej nie tylko ja miałam kiepski humor. W głowie tłukł mi się Armin, kręgosłup mnie bolał, wizja porannych biegów nabierała potężniejszych rozmiarów.
- Młodzieży, do roboty! – David zatarł radośnie dłonie. Młodzieży wbiła w niego zmęczony wzrok i głęboko westchnęła. – Venke, zacznij może od Gustava, co? Mam taką koncepcję, że on powinien mieć wygląd takiego… buntownika. Wiesz, rozwiane włosy, ogień w oczach, tajemniczość twarzy i te klimaty. – Machnął mi rękami przed twarzą. Odsunęłam się nieco, żeby przypadkiem nie zarobić w nos, tudzież w inną część ciała.
- Tak, rozumiem. Buntownik – powtórzyłam. David poklepał mnie po ramieniu.
- No to jazda. Chodź, Gustav, trochę nad tobą popracujemy – Jost z miną maniaka wskazał blondynowi krzesło stojące koło okna. Gustav z prezencją męczennika podniósł się i jak najwolniej się dało podszedł do krzesła, które wskazywał mu Jost. David podszedł do niego i zaczął go ustawiać na przeróżne, przedziwne sposoby. Nie można powiedzieć, żeby to się Gustavowi podobało.
- No, gotowe! – ucieszył się Jost, wskazując Gustava. Któryś z bliźniaków parsknął śmiechem.
Blondyn wyglądał raczej jak trzynaste nieszczęście, no ale skoro David ujrzał w nim buntownika… Nie ma sprawy, ja też mogę zobaczyć to samo.
- Dobra, to ja zacznę rysować. – Chwyciłam za ołówki. Ustawiłam się wygodnie naprzeciwko Gustava i poprowadziłam pierwsze kreski. W międzyczasie David z uśmiechem oznajmił, żeby droga młodzieży zajęła się pracą, bo on musi coś koniecznie załatwić. I poszedł sobie.
Kiedy tylko zniknął, bliźniacy wystrzelili ze swoich miejsc i ulokowali się za moimi plecami.
- Nie mogę… - Tom złapał się za brzuch, śmiejąc się coraz głośniej. Przełknęłam głośno ślinę. Czyżbym aż tak źle rysowała?!
- O co ci chodzi? – warknęłam, odwracając się do niego. Wyprostował się i zaczerpnął nieco powietrza.
- W życiu nie widziałem tak śmiesznie wyglądającego Gustava – odparł i ponownie zachichotał.
- Możesz się ode mnie odwalić?! – zapytał Gustav z morderczym szałem w oczach. – To nie moja wina, że David tak mnie ustawił.
- Ależ skąd! Buntowniku – zakpił Tom, a Bill zaczął rechotać. Georg zachowywał co prawda dyplomatyczne milczenie, ale widziałam, że on również miał ochotę się pośmiać. Nienormalni jacyś…
- Ciekawe Tom, jak c i e b i e David ustawi – uśmiechnęłam się złośliwie. Gustav parsknął śmiechem, a Tomowi zrzedła mina.
- Swoją drogą ty też mogłabyś się bardziej starać – odparł natychmiast.
No niech mi ktoś wyjaśni, GDZIE się tacy ludzie rodzą?!
- Możesz się ode mnie… ten tego? Sam byś nigdy tego lepiej nie narysował. Śmiem wątpić w to, czy ty kiedykolwiek coś narysowałeś – wyrzuciłam ze złością.
- Wątpić ci nie zabraniam – powiedział i usiadł koło Georga. Oh, czyżbyśmy uderzyli w czuły punkt?
- Tom brał kiedyś udział w konkursie malarskim. Mieliśmy wtedy dziesięć lat. Nie wygrał nic, a z jego rysunku śmiała się potem cała szkoła – wyjaśnił Bill teatralnym szeptem.
- To było dawno temu i nieprawda – powiedział Tom obrażonym tonem. Rzuciłam rozbawione spojrzenie Gustavowi. Georg zaczął kaszleć, próbując zamaskować śmiech.
- Syropu? – zapytał go Tom kwaśnym tonem.
- A dziękuję… Nie trzeba. – Basista pokręcił głową, przybierając poważną minę.
Zaczęłam rysować dalej. Szło mi całkiem nieźle i Bill powiedział w końcu, że Gustav rzeczywiście nie wygląda tak najgorzej.
- Tak ci się tylko wydaje – powiedział Tom. – Źle widzisz, tu jest jakieś niewyraźne światło…
- Światła to ty się akurat nie czepiaj, dobrze? – powiedział David zbolałym głosem, wchodząc do pokoju. – Przez pół dnia latałem po całej wytwórni, szukają miejsca, gdzie światło byłoby dobre. A tutaj jest najlepsze, wyobraź to sobie – dodał.
- W porządku! Co wyście się mnie tak dzisiaj uczepili, co? – Tom miał minę pokrzywdzonego dziecka.
- O co mu chodzi? – zdziwił się Jost, patrząc na nas podejrzliwie. Droga młodzieży wzruszyła ramionami z niewinnością na twarzach.
- No dobra… Venke, jak ci idzie? – Podszedł do mnie i zaglądnął mi przez ramię. – No, całkiem nieźle. A teraz, jakby spróbować trochę… w tę stronę… - Podszedł do Gustava i ustawił go odrobinkę inaczej.
- Rysować jeszcze raz? – zapytałam z rezygnacją.
- Tak, tak, rysuj – wyszczerzył się Jost.
No to rysowałam. Potem ustawił Gustava jeszcze inaczej. A potem jeszcze raz. I tak sobie szkicowałam, czując, że powoli zaczyna mnie coś trafiać.
- Okay, to teraz kolej na Toma – zawyrokował David, ku wielkiej uldze Gustava i niezadowoleniu starszego Kaulitza.
- Ja myślę, że Tom powinien wyglądać trochę bardziej… niewinnie – powiedział David, a Bill zakrztusił się colą. – No co?
- Nie nic… - odparł Bill, kiedy odzyskał oddech. – Niewinny Tom… - zarechotał po chwili.
- Bardzo zabawne, naprawdę. – Tom usiadł na miejscu Gustava. Jost natychmiast do niego doskoczył i zaczął coś mu tłumaczyć. Po chwili Tom wyglądał chyba najbardziej niewinnie w całym swoim życiu. Słodkie, nieco bojaźliwe spojrzenie i lekki uśmiech.
- Aniołeczku, ty mój – powiedział Gustav z czułością i cała trójka zaniosła się śmiechem. David też się lekko uśmiechnął i uszczypnął Toma w policzek.
- No faktycznie, masz coś takiego w sobie… - zauważył. Tom trzymał się dzielnie, ale podejrzewałam, że gdyby mógł zamordowałby kogoś. Zaczęłam szkicować, starając się ignorować dziwne piski, jakie wydobywały się z gardeł trzech czwartych składu Tokio Hotel. Ciekawe, czy te ich wszystkie fanki zdają sobie sprawę z tego, że ich idole śmieją się jak zarzynane prosiaczki? Nie obrażając prosiaczków, oczywiście…
Po kilku minutach David znowu gdzieś wyszedł, a chłopcy przestali się śmiać.
- Tom… ekh! – Bill czknął. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy zbyt długo się śmieję, też łapię czkawkę. – Nie myśl sobie… ekh!… Że my ekh!…
Ale Tom już nie słuchał. Upadł na kolana i bijąc pięścią w podłogę zaczął wyć ze śmiechu. Faktycznie, ta czkawka Billa była całkiem zabawna.
- No co… ekh!… O co ci… ekh!… chodzi? Ekh! – Bill był lekko zdezorientowany.
- Nie… o nic – jęknął Tom, masując swój brzuch. Akurat wtedy do pokoju wpadł David.
- No pięknie! – ryknął jak zraniony nosorożec. – Ja cię tyle ustawiałem, a ty sobie tak po prostu klęczysz na ziemi! I śmiejesz się jak zarzynany prosiak!
A nie mówiłam?
- Przepraszam… nie mogłem się powstrzymać. – Tom otarł łzy z oczu. David pociągnął go i wepchnął na krzesło. Po chwili Kaulitz znowu przybrał wygląd słodkiego aniołka.
- Fajnie… ekh!… ci z tą… ekh!… miną – powiedział Bill przepraszającym tonem.
- Ty też mógłbyś się nie wygłupiać, co? – Jost spojrzał na Billa, jak na wariata. Czarnowłosy mruknął coś pod nosem i zagłębił się w oparcie kanapy.
Atmosfera zrobiła się gęsta. Nic, tylko ją kroić…
Szkicowałam sobie Toma. Oczywiście stałym punktem programu były polecania Davida, abym narysowała jeszcze raz. Tom powoli tracił cierpliwość, widać bycie niewinnym aniołkiem niespecjalnie mu służyło. W końcu Jost łaskawie stwierdził, że może być. Przyszedł czas na Georga.
Na całe szczęście z nim poszło wyjątkowo szybko. David obmyślił mu image rockmana, co oczywiście nie obyło się bez komentarzy chłopaków. Georg machnął tylko kpiąco ręką, nie przejmując się najwyraźniej ironicznymi docinkami. Swoją drogą niby są zespołem i przyjaźnią się, ale jak sobie czasem coś palną, to niewiadomo, co powiedzieć…
Oczywiście Georga też szkicowałam kilka razy, bodajże cztery. Rockman z rozwianymi włosami, rockman z duszą romantyka, rockman z gorącym wejrzeniem i rockman po przejściach. Według mnie Georg i tak wyglądał mniej więcej tak samo w każdej z tych wersji, ale Davidowi ciężko to było wytłumaczyć.
No i wreszcie przyszedł czas na Billa.
Jostowi chyba zaczęły się kończyć pomysły, bo stwierdził, że Bill będzie po prostu Billem. Myślałam, że Kaulitz się ucieszy, że nie musi pozować jak głupek, ale się przeliczyłam.
- Jak to będę sobą? Ale dlaczego? – zdziwił się.
- Bo tak będzie najlepiej – odparł Jost, klepiąc go po ramieniu.
- Ale oni mieli jakieś role, to dlaczego ja nie mogę?! – Bill miał minę dziecka, któremu ktoś zabrał zabawkę. Droga młodzieży siedząca na kanapie przypatrywała mu się z niepomiernym zdziwieniem.
- Bill, ty weź się puknij, albo coś! – powiedział Tom, machając rękami na wszystkie strony. Stwierdziłam, że każdy z nich ma coś z rękami nie tak, jak nie Tom nimi macha, to David.
- David, dlaczego ja mam wyglądać normalnie? – jęknął Bill po raz kolejny.
- BO TAK! – uciął David. – Venke, rysuj – polecił mi.
Zaczęłam szkicować, patrząc jak Bill robi się coraz bardziej rozżalony. Naprawdę czasem ich nie rozumiem. Ciężko im dogodzić, a kiedy wydaje ci się, że właśnie zrobiłeś coś, z czego powinni być zadowoleni, okazuje się, że jest wręcz na odwrót. A mówią, że to za logiką kobiety trudno jest nadążyć…
W końcu udało mi się skończyć ostatnią wersję Billa. Byłam wykończona. Ledwie czułam prawą dłoń, kręgosłup w wyjątkowo nieprzyjemny sposób dawał mi znak, że jednak istnieje, a na dodatek David nakręcił się i zaczął mi gratulować dobrze wykonanej pracy. Przemowa trwała jakiś kwadrans i była najnudniejszą mową, jaką słyszałam. Kątem oka dostrzegłam, że bliźniacy ucięli sobie małą drzemkę, Gustav wpatruje się nieprzytomnym wzrokiem w podłogę, a Georg co jakiś czas spogląda na zegarek. Wiedziona jakimś przeczuciem również spojrzałam na swój i moje oczy trochę się powiększyły. Dwudziesta druga czterdzieści pięć…
Czy oni mi płacą za godziny nadliczbowe?!
- O, jak późno – zauważył w końcu David. W porę, w czas, akurat minęła dwudziesta trzecia.
- No to, młodzieży, do łóżek! Trzeba się wyspać, jutro kolejny dzień w pracy. Zaczynamy z samego rana.
Westchnęłam głęboko, bo w pewien sposób zrobiło mi się żal chłopaków. Jutro jest sobota, a oni muszą harować. Dobrze, że przynajmniej ja będę miała wolne…
- Venke, to przyjedziemy jutro po ciebie tak koło szóstej, dobra? – Głos Davida dotarł do mnie w nieco zwolnionym tempie.
- Tak, jasne – odparłam, myśląc o ciepłej kąpieli i wygodnym łóżku.
STOP.
Jeszcze raz.
Jakie jutro i jakie koło szóstej?
- Ale, David, jutro jest sobota – wyjąkałam.
- No właśnie! Będziemy mieć dużo czasu i tak sobie pomyślałem, żeby zrobić jakąś sesję w plenerze. Efekty mogą być niezłe – powiedział tonem wielkiego znawcy.
- Ale ja w sobotę mam wolne… - odparłam słabym głosem.
- Venke, wiesz, że jesteś nam potrzebna. – Machnął mi ręką koło głowy. – To co, o szóstej tak? Twój adres mam, jakoś dojedziemy – zakomunikował dziarsko.
- Ale… chyba nie RANO? – zapytałam, bojąc się odpowiedzi.
- No a kiedy? Rano, rano. Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje – zacytował natchnionym głosem.
No i masz babo placek. Blady świt, biegi z Leną, szósta rano z Tokio Hotel…
A przecież jestem grzeczna w tym roku…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mod-Falka dnia Niedziela 07-01-2007, 19:55, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Holly Blue
Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sobota 06-01-2007, 22:57 Temat postu: |
|
|
1 xD
Edit będzie wieczorem, wybacz.
Ale już czytałam ;]
Edit:
No co xD Jeste wieczór, prawda?
To było cudowne.
Czytałam i nie mogłam się oderwać xD
Troszke za mało zbliżenia Venke (czyżbym zapamiętała imię? xD) z TH xD
Ale ten nowy... muaha xD Świetny xD
I tak bym czytała i czytała tylko ze się skończyło.
Jak zwykle w Twoim stylu chciało by się czytać dalej i jeszcze dalej i jeszcze hen daleko xD
Swoją drogą...
Ja mam problemy z wstawaniem na godzinę 8 rano.
Wiec baaaardzo łatwo mogłam sobie wyobrazić, jak ciężko było Venke xD
Muahaha.
Ja bym zabiła.
W weekend raz zostałam obudzona o 7 a chciałam odespać pierwszą sobotę od trzech miesięcy. Ach... biedny był ten osobnik później xD
No nieważne xD
Baaardzo ładnie, oby tak dalej ;]
Pozdrawiam,
Holly Blue.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Holly Blue dnia Poniedziałek 08-01-2007, 20:42, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SimplePlanowa
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 2037
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Cartoon Network. ^.-
|
Wysłany: Sobota 06-01-2007, 23:10 Temat postu: |
|
|
To ja czytam.
koment potem.
oh. ah.
bylo pare bledow
ale przejdzie
co do tresci.
boska <3
Gustav buntownik
mwahah
nie moge go sobie wyobrazic.
Czekam na nowy part
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez SimplePlanowa dnia Poniedziałek 08-01-2007, 22:03, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ines
Dołączył: 27 Wrz 2006
Posty: 638
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Końskie
|
Wysłany: Niedziela 07-01-2007, 0:01 Temat postu: |
|
|
O ja, tak długo czekałam na tą część...Ale warto było, bo jest naprawdę świetna! Nie wiem, co ci się w niej nie podoba: i długa, i śmieszna, i ciekawa, i relaksująca...wymieniać dalej?
Te zarzynane prosiaki... i poranny jogging (śmiech na sali po prostu) ale w końcu kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje
No to czekam na kolejną część i życzę weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Immortelle
Gość
|
Wysłany: Niedziela 07-01-2007, 17:04 Temat postu: |
|
|
Aaa, moje błagania zostały wysłuchane!
Idę czytać
Będzie edit ^
EDIT:
Mod-Falka napisał: |
w niebogłosy |
wniebogłosy, razem
Cytat: |
Kończę z porannymi biegami!!! |
Hah, kocham te postanowienia a la Bridget Jones xD
Cytat: |
właśnie w Culu owego udoskonalania. |
Culu? chyba celu ^
Cytat: |
- Tom… ekh! – Bill czkną. |
Y... A przypadkiem nie 'czknął'?
Mówiłam już, że kocham Twój styl?
Mówiłam. Powtarzam się, co tam!
Czekam na kolejną część.
Życzę weny [ i czasu ]
Pozdrawiam, ("Rozpłynięta") Imm.
Ostatnio zmieniony przez Immortelle dnia Niedziela 07-01-2007, 17:29, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anth92
Dołączył: 28 Wrz 2006
Posty: 492
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Niedziela 07-01-2007, 17:22 Temat postu: |
|
|
Czytam.
EDIT
To było boskie. Musiałam ochłonąć, bo nie byłam w stanie nic z siebie wydusić.
Popłakałam się.
Te nosorożce, prosiaki i inne...
Kocham twój styl, bo jest taki lekki i zawsze taki sam, bez bujanek lepiej-gorzej.
Był błąd, ale jak widziałam, wyżej wypomniany. Ten 'Culu'. Ale to nic, on znika w prównaniu z całością.
Biedna Venke, naprawdę - nie zazdroszczę. Oh, na dodatek sobota, a tu praca.
Jestem z nią duchem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
"UKL...A"
Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 354
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z mchu i paproci
|
Wysłany: Niedziela 07-01-2007, 19:06 Temat postu: |
|
|
Przepraszam bardzo...
Albo mi sie wydaje, albo ktoś napisał,
że ta notka mu śmieszna nie wyszła...
Widać jestem nienormalna,
chociaż to chyba jest prawda...
Słowo "chyba" można wyrzucić...
Jestem nienormalna i śmiałam się,
jak taka włąśnie postać...
Zwłaszcza, jak czytałam opis zachowań chłopaków
w czasie tego rysowania...
Ta Venke to się strasznie nacierpi
zanim na ten koncert pojedzie...
No ale tak to już bywa...
Cierp ciało, jakżeś chciało...
No, a wracając do tej części,
to naprawdę bardzo bardzo fajna,
itd., itp....
Powiem ci, że sie już stęskniłam,
bardzo się stenskniłam, za twoim opowiadaniem,
a tu ta część akurat taka długa jest,
chciaż mogłaby być dluższa, ja bym nie narzekała...
No nic czekam na następną...
Mam nadzieję, że będzie szybciutko...
Życzę wennki...
Pozdrawiam gorąco
Sweet for you
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sara Portman
Dołączył: 12 Lip 2006
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z MARZEŃ i DOKONAŃ
|
Wysłany: Poniedziałek 08-01-2007, 7:05 Temat postu: |
|
|
No cóż, Biedna Venke. Ten David to jakiś maniak, którego trzeba zamknąć w izolatce. Ma już czterech do zamęczenia na śmierć, to teraz się jeszcze na biedną dziewczynę uwziął.
A Lenka to niech spokoju nie daje. Biegi to (podobno, nie próbowałam ) zdrowie!
Pozdrawiam...
Sara Portman
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Astray DemoniC
Dołączył: 09 Maj 2006
Posty: 1459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z tont =D
|
Wysłany: Poniedziałek 08-01-2007, 13:21 Temat postu: |
|
|
Och, tak .
Prawdę mówiąc weszłam na forum, tylko po to, aby sobie coś poczytać, a tu proszę!
Nju część!
Ach, te zeberki i prosiaczki
Normalnie świetne
Parę razy zabrakło przecinka, ale to nic nie znaczące, w Twoim przypadku błędy
No, kocham Cię i mam nadzieję, że kolejny part pojawi się szybko!
Uch,
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
styśka
Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 295
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z wyimaginowanego świata marzeń i iluzji.
|
Wysłany: Poniedziałek 08-01-2007, 18:19 Temat postu: |
|
|
Oł.
Wreszcie odcinek!
Raduje się xD
Gdzieś pisało hollu, a raczej powinno być hallu, nieprawdaż?
Pięknie.
Cudnie.
Lubię Venkę.
Fajna dziewczyna.
Taka nieogarnięta.
"Dziewczyno ogarnij się!'' - ciągle to słyszę, a Venka też taka nieogarnięta xD
Biedny Bill.
Jost nie wymyślił mu żadnej pozy.
Nie płacz Czarnobyllu.
Tom niewinny?
Buahaha.
Nie mogę.
Jesteś wielka.
Pozdrawiam,
Styśka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
*AnIoŁeK*
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 845
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: TaRnÓw
|
Wysłany: Poniedziałek 08-01-2007, 21:37 Temat postu: |
|
|
Falka jeszcze raz cos powiesz ze wyszla ci miernota to przyjade z sakaska i cie wykastruje tym Jaśle a potem busem dojae zeby ci tylek skopac:P
malo ze smiechu polaczony mz duszeniem sie < widzisz mialabys mnie na sumieniue przez moja chorobe> nieturalama sie ze mischu kocham to Poprostu powala mie ten style i pomyslec ze uczymy sie juz 53 dni a ja juz nie nadazam za niczym , masakra co nie ?? < odejmij jeszcze rekolecje>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Wtorek 09-01-2007, 19:05 Temat postu: |
|
|
Jaj, ale się to wszystko teraz porozciągało po zmianie szablonu... Trochę się czuję, jakbym w jakiejś studni siedziała
Holly Blue, wiesz jak mi się oczy świeciły, kiedy czytałam Twój komentarz? Ho, ho, ho Faktycznie, może Venke było trochę za mało, ale za to w następnej części będzie jej więcej. Już mam połowę napisaną Nawet nie wiesz, jakie ja mam problemy ze wstawaniem rano, a codziennie muszę się wykopywać z łóżka o szóstej... No, chyba, że jest weekend
Luthies oj, trzeba Ale ja nie mam takiej żelaznej woli, żeby soie powiedzieć i wstać Ano, troche zmądrzała. Może to i lepiej trochę Ale tak do końca to jednak jeszcze mądra nie jest
SimplePlanowa, no te błędy to faktycznie, do dzisiaj się zastanawiam JAK ja je mogłam przegapić... Okulary i koniec, nie mam wyjścia... Ciekawe jakby wyglądał Gustav w roli buntownika? Papierosy, libacje, glany, ćwieki... Oj, chciałąbym to widzieć
Ines ja też nie wiem, co mi się tu nie podoba. Tak ogólnie COŚ... Ale zarzynane prosiaki moga być Strasznie się cieszę, że Ci się podobało A wena na pewno sie przyda. Od przybytku...
Immortelle strasznie Ci dziekuję, że te błędy wypisałaś, bo ja nie znoszę, kiedy w notce są bbyki, a wszystkie to nie zawsze mi się uda wyłapać I tak się zastanawiam jak ja to Culu napisałam Bardzo dziękuję za komentarz A mój styl to taki sobie jest
Anth92 bez bujanek mówisz? Wiesz, że lepszej rzeczy nie mogłaś napisać NAprawdę teraz mam TAKI uśmiech na pyszczku Tej pracy w sobotę to faktycznie nie ma co zazdrościć. Nic fajnego Chociaż... Jakieś plusy też będą na pewno
"UKL...A" bardzo lubię Twoje komentarze A, że częśc jeszcze dłuższa by mogła być... O matko, nie wiem, czy bym dała radę jeszcze dłuższą napisać To jednak troche czasu zajmuje, mimo, że to opowiadanie szybko mi się generalnie rzecz biorąc pisze Ja Ciebie również gorąco pozdrawiam
Sara Portman Lenka jej już do końca nie da spokoju z tymi biegami. To taki chwyt, może jak sobie pomyślę, że one tak codziennie biegaja to i ja się kiedyś zmuszę. Bo się zmuszam już od roku i nic...
Astray DemoniC kochanie ty moje Postaram się jak najszybciej napisać kolejną część A ztymi zwierzątkami... Zeberki, prosiaczki... Ja chyba ZOO powinnam otworzyć, albo coś w tym stylu
styśka, ja też Venke lubie. Nieogarnięta, a i owszem. Kiedyś pisałam Luthies na gadu, że ona już właściwie żyje własnym życiem, a ja to tylko opisuję. Czarnobyl JAk ślicznie to brzmi Ja Ciebie też pozdrawiam
*AnIoŁeK*, obiecuję, że już tak nie będę mówić Nie chcę być wykastrowana, chcę być szczęśliwią żoną jakiegoś przystojniaka i urodzic mu stadko dzieci Ja mam nadzieje, że niedługo zdrowa będziesz, więc kuruj się Nawet mi nie mów ile my sie jeszcze uczymy... Bo mi słabo. AAAaaaa, przypomniałaś mi o maturze :d I wiesz co ten Giertych wymyślił? Będę zdawać francuski i łacinę w jeden dzień... Żeby szybciej poszło... Kretyn, niech sobie sam zdaje w ten spobób... Wrrr
Bardzo Wam dziękuję za te komentarze. Może to nudne, że się tak powtarzam, ale one naprawdę bardzo pomagają w pisaniu kolejnych części
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
styśka
Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 295
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z wyimaginowanego świata marzeń i iluzji.
|
Wysłany: Czwartek 11-01-2007, 20:44 Temat postu: |
|
|
Ha! Czarnobyll - wszelkie prawa zastrzeżone do niego xD
Słowo autorstwa mojego wspaniałomyślnego kuzyna, ale odsprzedał mi prawa xD
Tak, tak, tak.
Komentarze pobudzają do pisania dlatego piszę.
Pobudziłam?
Chyba jeszcze nie.
Otóż to opowiadanie jest jednym z moich ulubionych i z utęsknieniem czekam na siódmą część.
Nie pozostawiaj mnie w niepewności.
Co moją ulubioną bohaterką?
Ja czekam...
Pamiętaj.
- Styśka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Holly Blue
Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Piątek 12-01-2007, 14:23 Temat postu: |
|
|
Cytat: |
Holly Blue, wiesz jak mi się oczy świeciły, kiedy czytałam Twój komentarz? Ho, ho, ho Faktycznie, może Venke było trochę za mało, ale za to w następnej części będzie jej więcej. Już mam połowę napisaną Nawet nie wiesz, jakie ja mam problemy ze wstawaniem rano, a codziennie muszę się wykopywać z łóżka o szóstej... No, chyba, że jest weekend |
Serio? Ale... to chyba dobrze ;]
Połowę? Ale taką połowę, długą połowę?
Maaatko. O szóstej?
Jak juz pisałam ja o 7 mam wielkie problemy xD
No dobra pisz, bo znów zacznę nękac na pw :devil:
Pozdrawiam,
Holly Blue.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
CoL@
Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 183
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Sobota 17-02-2007, 22:30 Temat postu: |
|
|
Taaa...
Nie było mnie długo jak cholercia.
Dłuuuuuuuuugo, dłuuuuuuuugo. Ale jestem oto dziś xD
Nadrobiłam i powiem tak:
Że fullserwis to zostaje i trzymasz klasę w każdym odcinku, co mi się niezmiernie podoba
Podobaja mi się też te spontaniczne reakcje, z młotkiem i w ogóle
Było kilkanaście momentów w których parskałam śmiechem - kocham Twoje poczucie humoru, i to, że w opowiadaniu nie ma przesadzonej ilości żartów i śmiesznych tekstów. Ten umiar jest jak najbardziej odpowiedni
Świetnie opisywałaś chłopaków - nie mogłam się powstrzymać od śmiechu - Bill cos powie, reszta kiwa głowami. Bill 'lubi czarny' i reszta w zasadzie 'też' (Dobra, moze ja jestem nienormalna, ale ja też często sobie ich tak wyobrażam; że to takie małe, niepełnosprytne sierotki xD)
Mwahaha, a ten tego, Arnim, czy jak mu tam, to niech uważa, bo dziewczyna w końcu w akcie desperacji się na niego rzuci i potem będzie miał w papierach, że nieudana róba samobójcza po zetknieciu się z niejakim menelem... A kobiety potafią być naprawde niebezpieczne, jak się im nie mówi miłych rzeczy xD
Jak Venke chce, to ja jej mogę pomóc szkicować Tomasza, albo oddam jej moją lewą dłoń i jakże zgrabne paluszki, bo ja mańkut jestem, to jak ją prawa zaboli to niech pisze, to ja jej dam swoją lewą i będzie rysować dalej, tylko uprzedzam, ze ja zmysłu artystycznego nie mam, a talentu (do czegokolwiek xD) tym bardziej. Och, och, jak nieskładnie.
A co do...
Albo wiesz, ja już skończę. I położę się trochę. Moze będzie mi lepiej?
Tylko pamietaj - twoje opowiadanie jest fullserwis, nic go nie przebije, a ja je kocham <3
I ma być niuuuuuuuuu. Ja tak ładnie proszę. <trzepocze rzęsami>
Czekam, z nieudawaną niecierpliwością.
Dobra, będę szczera.
Z pożadaniem...
Eee... coś mi spadło dziś na głowę xD
Paaa!
luv.
EDIT:
o f***!
Sporo tego wyszlo xD
Wyyybacz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
BlackAngel
Dołączył: 09 Cze 2006
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź.
|
Wysłany: Niedziela 18-02-2007, 3:24 Temat postu: |
|
|
Jestem cooooooool i przeczytałam całość xD! Strasznie mi się podoba charakter Vanke. Taka fajna, spontaniczna z niej osoba, wiesz? I Tokio Hotel, z wiecznym grymasem na twrzy . Ach, Faleńka, Faleńka...
A swoją drogą, to zauważyłam, że parta nie ma już miesiąc.
Skarbie, może 7 odcinek zaszczyci nas swoim bytem, hmm?
B.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Niedziela 18-02-2007, 18:38 Temat postu: |
|
|
Coluś, ale mi niespodziankę sprawiłaś takim komentarzem Fullserwis powiadasz? No to ja się bardzo cieszyć Oj, ja sobie tez ich tak często wyobrażam. Małe sierotki zupełnie do nich pasują Co do umieru, to żartów jest tak (I hope) w sam raz, bo ja też specjalnie żartować nie umiem Czasem coś mi wyjdzie i wtedy...
A ja pisze prawą ręką i czuję się tak nieoryginalna... Moja przyjacióła pisze lewą, jak siedzimy razem w ławce, to się trącamy łokciami podczas pisania
Bardzo dziękuję za komentarz i fullserwis i w ogóle
<333
Blackuś nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wpadłaś Też lubie Venke I jeszcze jak mówisz do mnie Faleńka Ty mówisz Faleńka, a helka z wesela mówi Falusia
I jasne, że jesteś coooool
Pozdrawiam
Wiem, że długo nie dawałam nowej części, ale olimpiada z łacińskiego i szkoła i w ogóle... Ale dzisiaj skończyłam pisać, część długa, czy bez błedów to nie wiem, niby sprawdzałam, ale z moimi oczami to łatwo coś przegapić, więc jakby były błędy, to piszcie, poprawię
Nie przynudzam Miłego czytania
Sobota o wschodzie słońca…
Oczywiście Lena nie dała się przekonać, kiedy do niej wczoraj dzwoniłam i powiedziała, że mam z nią biegać i już. Żadnych apelacji nie będzie…
Siedzę więc teraz na łóżku i słyszę, jak Lenka rzuca małymi kamyczkami w szybę. Nie mam wyjścia, muszę wstać… Jeszcze mi tego brakuje, żeby wybiła mi okno w pokoju. Rodzice daliby mi pewnie szlaban na wszystko do sześćdziesiątego roku życia. Problem polega na tym, czy dam rady wstać. Po wczorajszej przebieżce moje mięśnie nóg chyba się trochę… zbuntowały. Na razie udało mi się podnieść jedną nogę. Może, jak zacisnę zęby, drugą też mi się uda…
Wieczorem…
Już dawno nie czułam się tak zmęczona… Biegi, pies, Armin, Tokio Hotel… Całe szczęście, że jutro jest niedziela, a w niedzielę to już na pewno nie muszę nigdzie wychodzić. I nie wyjdę. Pobiegam sobie tylko z Leną, żeby mi nie groziła końcem przyjaźni, a potem będę sobie odpoczywać.
No i znowu wyszło na moje. Kusi mnie, żeby napisać nieśmiertelne „A nie mówiłam?”, ale ze względu na moją wieloletnią przyjaźń z Leną nie napiszę. Te biegi nie przyniosły nam, jak na razie, niczego dobrego. Najadłyśmy się tylko wstydu, a przynajmniej ja, ale Lenka uparcie twierdzi, że co nas nie zabije to nas wzmocni. Nie byłabym tego aż taka pewna…
Najpierw wszystko szło gładko. Małe rozciąganie, kilka okrążeń dookoła mojego domu, a potem Lena sobie wymyśliła, że pobiegamy w parku… Właściwie było mi wszystkie jedno gdzie mnie będą bolały nogi i kręgosłup, więc wyraziłam aprobatę.
W parku było pusto, zresztą nie ma co się dziwić, o tej porze wszyscy, nawet najbardziej nawiedzeni miłośnicy joggingu śpią. Zrobiłyśmy kilka rund dookoła fontanny, zapuściłyśmy się w jakąś alejkę, a na końcu znowu nadszedł czas na rozciąganie. I już miałyśmy wracać do domu, kiedy nagle, kilka metrów przed nami pojawił się pies. Prawdziwy pies, taki z krwi, kości i sierści. I żeby było śmieszniej z całkiem przyzwoitymi ząbkami. Duży też był, łapy miał długie i po wyszczerzonych kłach łatwo było stwierdzić, że nie przychodzi w pokojowych zamiarach. A kiedy zaczął warczeć… Ho, ho, ho… Jeszcze w życiu nie słyszałam, żeby Lena tak głośno wrzasnęła.
- W NOGI!!!
Pomysł wydał mi się całkiem sensowny, więc pobiegłyśmy. Prosto przed siebie i ile sił w nogach. Pies nie był w ciemię w bity i też pobiegł. Bardzo szybko na dodatek. Na całe szczęście znajdowałyśmy się w parku, więc drzew ci tam było dostatek. Do wyboru, do koloru. Dopadłyśmy jedno z nich i ponieważ nie było szczególnie wysokie, a gałęzie miało dość nisko, łatwo się było na niego wdrapać. Co prawda od dawna nie wchodziłam na drzewa, ale jak widać, tego się nie da zapomnieć. Chwila moment i już patrzyłyśmy na tego psa z góry.
I teraz zagadka. Ile taki pies może siedzieć sobie pod drzewem? Pięć minut, dziesięć minut, kwadrans? Okazuje się, że dużo dłużej. On siedział, patrzył się na nas wygłodzonym wzrokiem i poszczekiwał, a my koczowałyśmy na tym drzewie i modliłyśmy się, żeby ta bestia już sobie poszła.
Niestety, modlitwy zostały wysłuchane nieco inaczej, niż byśmy sobie tego życzyły. Bo pies co prawda nie poszedł, ale za to zjawił się jego właściciel. Biorąc pod uwagę mojego potężnego pecha tym właścicielem mogła być tylko jedna osoba.
Armin…
Szybkim krokiem podszedł do tej bestii wcielonej i zapiął jej smycz na karku. Potem spojrzał na nas… O ludzie… Cóż to był za wzrok. W jego oczach wypadłyśmy, jak totalne idiotki. Po prostu dno i kilometr mułu…
- Możecie już zejść – powiedział w końcu, kiedy się napatrzył. Lena wygłaszała pod nosem litanię o niebezpiecznych psach i ich pokręconych właścicielach, a ja skupiłam się na tym, żeby z gracją zejść z tego drzewka. Jakoś mi się udało, najwyraźniej w bieganiu po drzewach jestem zupełnie dobra. Swoją drogą, ileż to człowiek ma ukrytych talentów…
- Nie pogryzł was? – zapytał Armin, patrząc z ciekawością na Lenę, która otrzepywała się, dalej coś mamrocząc.
- NIE – odparła ze złością, poprawiając włosy. – Następnym razem uważaj na niego. Może trafić na kogoś, kto nie biega tak szybko i nie umieć się wdrapywać na drzewa. A wtedy będzie gorzej – dodała z jadem w głosie.
- W życiu by mi nie przyszło do głowy, że ktoś o tak wczesnej porze będzie tu w parku – powiedział szybko. Lena zmrużyła oczy.
- Może masz za małą głowę? – zapytała złośliwie. Jęknęłam cicho.
- Lenka… - szepnęłam, mając nadzieję, że jakoś uda mi się załagodzić sytuację.
- No CO? Mam być dla niego miła po tym, jak ten mutant prawie nas zamordował?!
- Nie nazywaj Mike’a mutantem – warknął Armin, lekko zdenerwowany. Wcale mu się nie dziwiłam…
- A jak mam go nazywać??? – Lena machnęła rękami z oburzeniem na twarzy.
- W ogóle o nim nie mów. Będzie najlepiej, jak dasz nam spokój – wzruszył ramionami.
- Nie rób z siebie poszkodowanego – ostrzegła go, znowu żywo gestykulując. – I to WY dajcie spokój NAM – dodała, ciągnąc mnie za rękę. Wszystko wszystkim, ale Armin mógłby mi nie dawać spokoju. Z takimi oczami…
Ale Lena była widać innego zdania. Może miała rację z tym psem mutantem, rzeczywiście z Mike’iem nie chciałbym zawierać bliższych znajomości, ale co do Armina przesadziła…
A na dodatek on pewnie sądzi, że jestem beznadziejna. Ja się chyba odizoluję od świata na jakiś czas…
W każdym razie postanowiłam wyciągnąć z dzisiejszych biegów ile się da.
- Widzisz, jak się ten twój jogging skończył? – zapytałam z wyrzutem, kiedy wychodziłyśmy z parku. – Mało nie straciłyśmy nóg, albo innych części ciała….
- Nawet nie myśl, że to koniec z biegami! – odparła natychmiast. – Byle piesek mnie nie wystraszy – prychnęła.
Na wspomnienie „byle pieska” ciarki mi przeszły po plecach, ale widać Lena jest bardziej odporna psychicznie niż ja.
- A jeśli spotkamy go po raz kolejny w tym parku?
- Nie będziemy już biegać w tym parku. Wolałabym spotkać przypadkiem Hannibala Lectera, niż tego chłopaka po raz drugi. Widziałaś jego tępy wyraz twarzy?!
Nie… Ale widziałam jego śliczne oczęta. Tylko, że tego nie mogę powiedzieć Lenie. Czasami powinnam być bardziej asertywna…
Kiedy wracałyśmy do domu minął nas jakiś czarny van. Po kilkunastu sekundach cofnął się trochę i zatrzymał tuż koło nas. Byłam prawie pewna, kto siedzi wewnątrz. I ta prawie-pewność nie poprawiała mi samopoczucia…
- Chcą nas porwać – powiedziała nagle Lena, łapiąc mnie za rękę. Westchnęłam głęboko, bo mój szósty zmysł podpowiadał mi, że to nie byli porywacze. Czarnym vanem, o tak wczesnej porze w sobotę, w kierunku ulicy, na której mieszkam może jeździć tylko Tokio Hotel z Davidem Jostem na czele… Jakby się nad tym zastanowić, brzmi to nieco fantastycznie…
- Hej, Venke! – ryknął David, wychodząc z samochodu, potwierdzając moje przeczucia. – Poranny bieg? – zapytał rześkim głosem.
- No tak… - bąknęłam, czując, jak Lenka szczypie mnie w ramię.
- Chyba troszkę zbyt wcześnie przyjechaliśmy, ale to tak na wszelki wypadek. Gdybyśmy się zgubili czy coś… Rozumiesz?
- Jasne, rozumiem – odparłam, patrząc jak Bill i Georg wystawiają głowy z samochodu. Oboje wyszczerzyli zęby w moim kierunku i z zaciekawieniem zlustrowali Lenę wzrokiem.
- To może ja… Pójdę do siebie, wezmę prysznic, przebiorę się, a wy zaczekacie chwilę?… -zaproponowałam, patrząc na Davida.
- Jasne, jasne, biegnij. My tu sobie postoimy – dodał, szczerząc swoje ząbki w uśmiechu. Rzuciłam szybkie spojrzenie w kierunku chłopaków. Dalej gapili się na Lenę. Chyba powinnam być zazdrosna, we mnie tak wzroku nigdy nie wlepiali…
- To jest Lena – przedstawiłam ich sobie. Lena uśmiechnęła się lekko, a w oknach samochodu pojawiły się jeszcze dwie głowy. Tom i Gustav wyglądali na wyjątkowo uradowanych. No wiecie co? Ja rozumiem, żeby jeden, czy dwóch, ale wszyscy?
Muszę się zapytać Lenki, jak ona to robi.
- Dobra, to ja zaraz będę – powiedziałam w końcu i pociągnęłam Leną za rękę. Moja intuicja mówiła mi, że oni i tak się gapią na nas. A właściwie na Lenę i jej, notabene, bardzo ładne pośladki.
- Jak ci się podobają? – zapytałam po chwili.
- Kto? Oni? Wiesz… nic specjalnego. Jakby się tak zastanowić, to aż tacy przystojni nie są. To już Marcel lepiej od nich wygląda…
Zaczęłam kaszleć. Marcel?!
- Lena, czy ty aby na pewno mówisz o moim starszym bracie? – postanowiłam się upewnić.
- Venke, a czy my znamy jeszcze jakiegoś innego Marcela? – odpowiedziała pytaniem.
- No nie… Ale Marcel? Przecież on w ogóle nie jest przystojny.
- Tak mówisz, ponieważ patrzysz na niego oczami siostry.
- A ty patrzysz oczami?…
- Kobiety… - odpowiedziała z godnością, prostując się i podnosząc głowę do góry.
- Lenka… Ty to tak na serio mówisz?
- Tak, Venke, na serio. Serio serio, może być? – zapytała, patrząc na mnie kątem oka.
Wzruszyłam ramionami, nic już nie mówiąc. Świat stanął na głowie. Lena mówi, że Marcel jest przystojnym facetem. Bardziej przystojnym niż pożeracze serc niewieścich z Tokio Hotel. Się porobiło…
Wzięłam prysznic i ubrałam z prędkością światła. Nie miałam nawet czasu na śniadanie, więc wrzuciłam do torby dwa jabłka i wybiegłam z domu. Kiedy dotarłam do vana, drzwi otworzyły się jak za pomocą czarodziejskiej różdżki i wsiadłam. Ulokowałam swoje zmęczone ciało pomiędzy Billem, który rozwalił się tak, jakby w vanie jechał tylko on, a Gustavem, czytającym jakąś książkę. Ukradkiem spojrzałam na okładkę. „Kości Księżyca” Carrolla. No kto by przypuszczał, że on czyta takie książki?…Ludzi potrafią zaskakiwać.
- To gdzie masz nas zamiar zabrać, David? – zapytał Tom, zdejmując z głowy daszek w brązowym kolorze.
- Myślałem o jakiejś przyjemnej łące za miastem. Moglibyśmy sobie piknik zrobić! – powiedział głosem Świętego Mikołaja, wyciągającego z worka kolejny prezent.
- Piknik? – powtórzył słabym głosem Bill.- Piknik na łące?
- Dokładnie! Kupimy trochę jedzenia, koc już spakowałem, będzie super! – odparł David, patrząc na nas z olbrzymim uśmiechem. Właściwie było mi wszystko jedno… Ale po minach chłopaków stwierdziłam, że oni zbyt często na łonie natury nie przebywali.
- David, czyś ty oszalał? – zapytał Tom, a Bill pokiwał gorliwie głową.
- Nie, a co? Przecież będzie świetnie, przekonacie się. A poza tym, Venke będzie miała dobre światło do rysowania – dodał tonem, który ucinał wszelką dyskusję. Widać, jeśli David coś sobie postanowi, to nikt nie ma prawa się sprzeciwiać. Nawet bliźniacy, chociaż oni lubią się kłócić.
Reszta podróży upłynęła w milczeniu. Bill, dalej rozwalony na siedzeniu, wpatrywał się z uparta miną w okno. Gustav czytał, Tom gapił się na swoje buty, a Georg słuchał muzyki. David rozmawiał o czymś z kierowcą, a ja, żeby nie usnąć z nudów wyjęłam z torby „Sklepik z marzeniami” Kinga, który kupiłam kilka dni temu i zagłębiłam się w lekturze. Kiedy doszłam do momentu, w którym Nettie Cobb i Wilma Jerzyck zaczęły się bić na noże, Bill szturchnął mnie i powiedział jedno krótkie „Wysiadamy”. Ach te gwiazdy i ich humorki…
Wyszłam z vana i pomyślałam, że ten piknik może nie będzie taki straszny. Łąka wyglądała na zupełnie przyzwoitą, trawa nie była zbyt wysoka, kwiaty wszelkiego koloru gdzie by człowiek nie spojrzał… Sielankowo jednym słowem. Że takie miejsce istnieje niedaleko Berlina… Niesamowite.
Gustav i Georg też chyba byli całkiem zadowoleni z życia, ale Kaulitz i Kaulitz mieli mniej uradowane facjaty. Właściwie wyglądali tak, jakby im ktoś powiedział, że od dzisiaj będą na tej łące mieszkać.
- No to… Idziemy znaleźć jakieś fajne miejsce, żeby się rozłożyć ze wszystkimi klamotami – powiedział David, wciskając każdemu do ręki jakieś pudełka, pakunki i różne tego typu rzeczy. Ja, jako kobieta, nie dostałam niczego do dźwigania. Aż miło było patrzeć, jak to chuchro Bill ugina się pod ciężarem dużego, wiklinowego kosza. Przy okazji spojrzałam na zegarek, była już dziewiąta rano. Trochę czasu minęło na zakupach, a reszta na dojazd… Czyli musieliśmy być kilka ładnych kilometrów od miasta.
- Następnym razem jak wymyśli sobie piknik, to niech sam dźwiga te ciężary. Ja nie jestem tragarzem – mamrotał Bill, mocując się z koszem. Uśmiechnęłam się pod nosem. W zasadzie… mogłam mu pomóc, ale niech on też raz na jakiś czas zrobi coś sam. Nie zaszkodzi mu.
Gustav i Georg szli obok siebie, niosąc kosze, wyglądające podobnie jak ten, który targał ze sobą Bill. „I to są prawdziwi faceci” pomyślałam z rozmarzeniem. Ciężary nie są im straszne, uniosą je bez problemu i narzekania. Pewnie kobietę też by wzięli na ręce…
W końcu David zatrzymał się. Stał mniej więcej na środku tej łąki i machał do nas ze szczęśliwą miną. Georg i Gustav stanęli obok niego i położyli kosze na ziemi, Bill też się w końcu zjawił na miejscu i tylko Tom szedł powoli, co jakiś czas przekładając kosz z ręki do ręki.
- David, coś ty tu napakował? – zapytał wreszcie Tom słodkim głosem.
- A takie tam różne… Cegły, kamienie i te inne – odparł Jost. – Venke, pomóż mi z tym kocem – powiedział błagalnie. Uśmiechnęłam się i pomogłam mu rozścielić koc na ziemi. Usiedliśmy, a ja poczułam się jak na jakimś harcerskim ognisku, czy czymś w tym stylu.
- No, to teraz tak… Kierowca przyjedzie po nas wieczorem – oznajmił David, a bliźniaki wydały z siebie przeciągłe westchnienie. – W tych koszach jest jedzenie, powinno tego wystarczyć na cały dzień – powiedział i zaczął to wszystko wyciągać. Według mnie to mogłoby wystarczyć dla całej amerykańskiej armii w Iraku na co najmniej tydzień, ale wolałam się ze swoim spostrzeżeniem nie wychylać.
- A tutaj? – zapytał Gustav, wskazując na inne pakunki.
- A tutaj jest piłka do siatkówki, do nogi… Jakieś paletki do badmintona… Żebyście mieli co robić – ucieszył się.
Spojrzałam na chłopaków. Teraz na twarzach wszystkich widać było niepomierne zdziwienie. Przyznaję się, że i mnie David nieco zaskoczył… Paletki?!
- David, przecież my nie mamy pięciu lat. Venke miała coś narysować i mieliśmy wrócić. Do miasta, do cywilizacji… - powiedział Bill zbolałym głosem.
- Jeden dzień w plenerze dobrze wam zrobi. Przecież nikt was tutaj nie zobaczy, możecie się trochę powygłupiać! – żachnął się David. A myślałam, że skoro Jost jeździ z Tokio Hotel po tych wszystkich imprezach to wie, że łąka i badminton nie kręcą chłopaków…
- To na co macie ochotę? – zapytał z uśmiechem. Przymknęłam oczy, a po chwili już wiedziałam, czego chcę.
- Śniadanie – odparłam i rozglądnęłam się z zaciekawieniem. Dwie bułeczki, serek śmietankowy, sałata, pomidor, ogóreczek, trochę rzodkiewki…
- Nie pękniesz? – zapytał kpiąco Tom.
- Nie ma obawy! – powiedziałam, rozkoszując się jedzeniem. Jabłka to stanowczo nie jest mój ulubiony zestaw śniadaniowy.
- My idziemy pograć – powiedział nagle Gustav i razem z Georgiem wstali z koca. Wzięli ze sobą piłkę do nogi, jak to ładnie określi Jost. Po chwili biegali jak małe dzieci, próbując wydrzeć sobie piłkę. Co chwila dolatywały nas salwy śmiechu.
- Widzicie? Oni jakoś potrafią sobie zorganizować wolny czas – powiedział David znad jakiejś naukowej gazety.
Tom prychnął, a Bill zmierzył chłopaków ponurym wzrokiem.
- Macie cykora? – zapytałam, częstując się jeszcze jedną rzodkiewką.
- Nie – oznajmili jednocześnie.
- Nie umiecie grać? – drążyłam temat.
- Nie lubimy – odparł sucho Bill.
- Czyli nie umiecie – zawyrokowałam, sięgając po butelkę wody mineralnej.
- Spadaj, okay? – zapytał Tom, patrząc na mnie ponuro.
- Wedle życzenia – powiedziałam z uśmiechem. Po chwili dobiegł do nas Gustav.
- Idziecie? – zapytał wesoło. Spojrzałam kpiąco na bliźniaków.
- Ja chętnie. Co prawda niezbyt umiem grać, ale co mi szkodzi… - odparłam. Gustav wyszczerzył zęby, a Tom i Bill spojrzeli na mnie spod byka.
Po jakimś kwadransie, tudzież dwudziestu minutach stwierdziłam, że piłka nożna jest strasznie męcząca. To już chyba lepsze są te biegi poranne. Nie do wiary ile się trzeba nabiegać za taką jedną małą piłeczką. Na dodatek Gustav i Georg praktycznie ani na chwilę nie oddali mi piłki. W końcu zmęczona oklapłam na trawę.
- Ja muszę chwilę… odpocząć – sapnęłam, ocierając pot z czoła. Usiedli koło mnie, uśmiechając się zawadiacko.
- Jakbyś trochę poćwiczyła to może coś by z ciebie było – powiedział Georg.
- Daj spokój, umarłabym po kilku godzinach treningu – odparłam, oddychając ciężko.
- A niech mnie… - zaczął Gustav, trącając mnie i Georga. Spojrzeliśmy w kierunku, który nam wskazał. Przetarłam oczy ze zdumienia.
Bill i Tom wolnym, dostojnym krokiem podążali w stronę tylko im wiadomego miejsca z paletkami do badmintona w dłoniach.
- Widzicie to samo, co ja? – zapytałam po chwili.
- Najwyraźniej – odparł Gustav, uśmiechając się lekko.
Zaczęli grać. Szło im zupełnie dobrze, wiatru nie było, lotka wędrowała sobie spokojnie między nimi. Co jakiś czas tylko spadała na ziemię i wówczas któryś z bliźniaków podnosił ją i gra zaczynała się na nowo. Po jakimś czasie rozkręcili się jednak, odbicia były mocniejsze i szybsze, i chłopcy musieli podbiegać, żeby odbić lotkę. Wreszcie Tom, któremu jego workowate spodnie musiały przeszkadzać w bieganiu, potknął się i runął jak długi. Ja, Gustav i Georg zaczęliśmy się śmiać, Bill zresztą też. Byliśmy pewni, że Tom, kiedy już podniesie się z ziemi, rzuci paletkę i rozzłoszczony wróci na koc. On jednak wstał i ze śmiechem zaczął otrzepywać spodnie. Podeszliśmy do nich.
- Niezła gra – pochwalił Georg ciągle chichocząc.
- Wiem – odparł Tom z dużym uśmiechem na twarzy. – Kurczę, chyba załatwiłem swoje nowe spodnie – wskazał na dwie wielkie zielone plamy, widniejące na kolanach.
- Jak kupisz dobry wybielacz, to może je jeszcze kiedyś założysz – powiedziałam przyjaźnie.
- Na co mu wybielacz, skoro on nie wie, gdzie u nas w domu jest pralka? – zaśmiał się Bill. Tom zachichotał i trzepnął go lekko w bok.
- Głodny jestem, a wy? – zapytał Gustav. Spojrzeliśmy na zegarki. Było już południe. Niesamowite, jak ten czas szybko zleciał.
Na kocu ciągle siedział David. Kiedy nas zobaczył, uśmiechnął się.
- Fajnie jest, prawda? – zapytał. Pokiwaliśmy głowami. – No dobra, to teraz obiad, a potem bierzemy się do pracy. Venke, tak sobie obmyśliłem wszystko i wydaje mi się, że gdybyśmy się przenieśli tam, na ten mały pagórek, miałabyś lepsze światło. Bo wiesz, światło w tym wypadku…
Przestałam go słuchać i całkowicie zainteresowałam się jedzeniem. Znając Davida powtórzy to jeszcze kilka razy, więc nawet gdybym bardzo chciała, nic mnie nie ominie.
Szkicowanie okazało się bardzo przyjemne. Dobry humor pozwolił chłopakom ignorować Davida, który ustawiał ich w najdziwniejszych pozach. Tom poprosił tylko, żebym nie uwieczniała na papierze jego malowniczych plam na spodniach. Kiedy skończyłam, okazało się, że rysunki wyszły naprawdę nieźle.
- No, Venke, dobra robota – pogratulował mi David. – Mam wrażenie, że to powinno nam wystarczyć – dodał.
- Wystarczyć? – zapytałam z nadzieję. Koniec szkicowania i wypłata?
- Właściwie mam już wszystko, co trzeba. Teraz pozostaje mi tylko wypłacić ci pieniądze – powiedział, uśmiechając się tymi swoimi białymi ząbkami.
Nic lepszego nie mogło mnie dzisiaj spotkać.
- Gdyby coś jeszcze trzeba było domalować, mogę liczyć na ciebie? – zapytał po chwili.
- Jasne – odparłam z radością. W myślach zaś zaczęłam liczyć pieniądze, które dostanę od Davida. Wyszło mi na to, że już prawie uzbierałam na te dwa tygodnie w Londynie. Praca u państwa Marske dopełni resztę braków na moim koncie. Żyć nie umierać!
- To co, zbieramy się? – zapytał David, widząc zbliżającego się w naszą stronę czarnego vana. Miny chłopaków nieco zrzedły, kto by pomyślał, że może im być trochę smutno z takiego powodu…
Kiedy wracaliśmy, znowu nikt nic nie mówił. Siedziałam przy oknie, wpatrując się berlińskie ulice. Gustav znowu czytał, Georg słuchał muzyki, Tom i Bill gapili się na siebie. W pewnym momencie wydało mi się, że widzę Lenkę, spacerującą po mieście z jakimś chłopakiem za rękę. Co dziwniejsze, chłopak był łudząco podobny do Marcela, ale to mi się musiało wydawać. Lena i Marcel? Lena i jakikolwiek chłopak? Jeszcze kilka dni temu zarzekała się, że faceci są do niczego…
- No, Venke, jesteśmy – powiedział David dziarskim tonem, kiedy van zatrzymał się przed moim domem. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się.
- Miło było was wszystkich poznać. I pracować z wami – powiedziałam ciepło.
- Nam też było miło – powiedział Tom, a reszta pokiwała głowami i odwzajemniła mój uśmiech. Zanim wysiadłam, doszłam do wniosku, że jednak całkiem fajni z nich ludzie. Może Tom ma humory, Bill to chuchro, Gustav jest czasem zbyt spokojny, Georg niekiedy śmieje się jak nienormalny, a David to maniak, ale mimo wszystko… Chyba ich polubiłam.
Niewiarygodne…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
*AnIoŁeK*
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 845
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: TaRnÓw
|
Wysłany: Niedziela 18-02-2007, 22:52 Temat postu: |
|
|
Widze ze ty w ***** < wiadomo o co mi lotto> nie proznonujesztylko zagospodaruj troche czasu na FB gdzie od prawie portora miesica zalegasz twoim odcinkiem i moim moja ty puci mysi zolzo;) Part hmmmmm<mysli> jakis taki niedopracowany, albo ja nie wyspanan wiadomo zj akiego skutku<ściana>
Wart o tyle ciekawe co zabraklo troche smichu co pokrzepiloby mojewyjscie do szkole;/ 24 zadan z niemca i jeszcze jutro trzy godziny sluchania mojego germnisty od historii niemieckij pozyc mi jeden dzien wolnego Bylabym najszczeslisza dziewczyna;d;]
No ale juz nie gledze part samy msobie ladny, podobal mi sie mimo ze ni bylo smiechui czkeam n kontynuacje FB o ilez losku nie zapomnialam Twoj kochajacy Cie Aniołek
PS. chyba dobrze ze zmienilam nicka bo duzo osob teraz pisze na ciebie faleńka co zawsze bylo do mie pisane na gg cyz nawet na forum jak nie Fall to aniolek a zachwilke falenku ty moj.... ;*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Immortelle
Gość
|
Wysłany: Poniedziałek 19-02-2007, 16:33 Temat postu: |
|
|
Zaklepuję, klepu, klep.
Czytam.
EDIT:
Mod-Falka napisał: |
Problem polega na tym, czy dam rady wstać. |
radę
Cytat: |
Może trafić na kogoś, kto nie biega tak szybko i nie umieć się wdrapywać na drzewa. |
umie
Cytat: |
- Chcą nas porwać – powiedziała nagle Lena, łapiąc mnie za rękę. |
oO
Cytat: |
Ludzi potrafią zaskakiwać. |
ludzie
Cytat: |
David rozmawiał o czymś z kierowcą, a ja, żeby nie usnąć z nudów wyjęłam z torby „Sklepik z marzeniami” Kinga, który kupiłam kilka dni temu i zagłębiłam się w lekturze. |
Aaa, 'Sklepik z marzeniami'!
Cytat: |
W końcu David zatrzymał się. Stał mniej więcej na środku tej łąki i machał do nas ze szczęśliwą miną. |
Jak sobie go wyobraziłam... Och, nieee
OCh, tak, to by było na tyle .
Ogółem - świetnie, jak zwykle.
Ale jak dla mnie lepsze były poprzednie części. Nie wiem czemu, odniosłam wrażenie, że było to pisane tak jakoś na szybko . E tam, nie wiem xD.
W każdym bądź razie czekam na więcej, życzę dużo weny i czasu ,
Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony przez Immortelle dnia Poniedziałek 19-02-2007, 17:09, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sara Portman
Dołączył: 12 Lip 2006
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z MARZEŃ i DOKONAŃ
|
Wysłany: Poniedziałek 19-02-2007, 16:34 Temat postu: |
|
|
No, nareszcie nowa notka
Podobała mi się, nie powiem. Taka... ciepła (?)
Właśnie, no bo co z tego, że Topiony (mózg mu się stopił ) ma humory, Bidon to chuchro, Gucio za spokojny, a Drożdż śmieje się jak opętany? Przecież to nawet lepiej. Gdyby byli supesłiit różowi, to możnaby się było dopiero podoczepiać a tak? Bez zarzutu.
Zauważyłam chyba dwie literówki, nie potrafię w tej chwili powiedzieć, w którym miejscu, ale jak przeczytasz notkę jeszcze raz, to powinnaś wyłapać.
Pozdrawiam...
Sara Portman
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Beata
Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Poniedziałek 19-02-2007, 23:23 Temat postu: |
|
|
Ojej, moja wina, moja wina <bije się w pierś>
Przegapiłam chyba ze trzy odcinki, sierota losu.
Ale fajnie się to wszystko rozwinęło. Akcja z portretowaniem chłopaków była zabawna, najlepszy był Bill ze swoim rozczarowaniem
Wogóle, opowiadanie jest przesympatyczne, piszesz takim ciepłym stylem, czyta sie z przyjemnością. Jest odrobinkę dowcipne, fabuła leciutka, bohaterowie dobrze wykreowani.
Z jednej strony to dobrze, że przeczytałam tyle na raz, nie musiałam długo czekac na kolejną część.
Pozdrawiam. B.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
CoL@
Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 183
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Wtorek 20-02-2007, 19:01 Temat postu: |
|
|
Jestem pewnie osmiotysieczna, ale zaklepuję
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
BlackAngel
Dołączył: 09 Cze 2006
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź.
|
Wysłany: Wtorek 20-02-2007, 20:07 Temat postu: |
|
|
Faleńka, kochanie, to było... ciepłe.
Tak cholernie ciepłe, że aż brak mi słów.
Wiesz, Lenka zakochana, chłopaki uśmiechnięci.
Ale... smutno się robi, że Vanke kończy już współpracę.
Kaszl, kaszl.
Wybacz, że komentarz nie dłuższy, ale bolą mnie oczki i mam gorączkę...
Buziaki,
B.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|