|
Tokio Hotel Forum o zespole Tokio Hotel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
CaroLLa xD
Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ...zapomniałam _-_
|
Wysłany: Wtorek 29-08-2006, 9:35 Temat postu: "Sława to nie wszystko" 3 OdC. =) |
|
|
No i reaktywuję moje opowiadanie "Sława to nie wszystko".
A wszystko to dzięki kochanej ~ddm i Falce
Myślę, że jest jeszcze ktoś taki, aby przeczytał to opowiadanie?
Będą lepsze pomysły. Realniejsze.
A kogo zasługa? Falki I za to jej bardzo, ale to bardzo dziękuję.
No to proszę part rozpoczynający to wszystko...
Właśnie idę po wybiegu i kręcę, jak zawsze, biodrami i tyłkiem… Pogardliwie wydęte usta, spojrzenie utkwione w jednym punkcie i te denerwujące błyski fleszy.
No cóż... Taka rola modelki.
Najgorsze jest to, że są tu przeważnie gwiazdy dużego formatu, które sądzą, że z ich pozycją w światku show biznesu przysługuje im tytuł "Władca Świata". Szkoda, że nie mogę się teraz przewrócić. Byłoby nieco ciekawiej. Tylko... jak ja bym to zrobiła w japonkach?
Dobra... Teraz jestem na końcu wybiegu i rzucam powłóczyste spojrzenie gdzieś w dal. Pierwsza zasada bycia modelką: "Nigdy nie nawiązuj kontaktu wzrokowego z zaproszonymi na pokaz gośćmi". O uśmiechu w ogóle nie ma już mowy. Wezmą cię za niekompetentną słodką idiotkę i możesz szukać pracy w innym zawodzie. Nawet w tej chwili słyszę słowa mojej trenerki: "Pamiętaj, jeżeli coś sknocisz, to o karierze w Niemczech możesz zapomnieć!". Nigdy nie twierdziłam, że to jest sprawiedliwe.
Ale zmieńmy temat. Lepiej opowiem coś o mnie, w skrócie oczywiście, bo zaraz będę już w garderobie. Jestem piętnastoletnią modelką, z dość pokaźnym, jak na mój wiek, bagażem doświadczeń zawodowych. Mam duże oczy w dziwnym, z braku innych określeń, morskim kolorze i długie blond włosy, opadające aż do łokci. Co do wzrostu to ciągle jeszcze rosnę, ale jak na razie wszystkie pomiary wykazują 173 centymetry. Wymiary nie powinny Wam być potrzebne, prawda? Czasem, gdy mam trochę wolnego czasu, gram na gitarze elektrycznej lub na perkusji. Lubię śpiewać i tańczyć, kocham też sport.
I to już chyba wszystko, bo i wybieg powoli się kończy.
- Andy, byłaś wspaniała! - zaczęła mnie chwalić moja kochana trenerka.
- Wiem... - powiedziałam z ironią, uznając słowa pani Beate za komplement.
- Ekhem... no więc... Gina, ustawiaj się do kolejki, bo zaraz wychodzisz! - Co za wredne babsko, jak szybko zainteresowała się innymi... A Giny nie znosiłam w szczególności.
- Głupia pinda - powiedziałam pod nosem.
- Mówiłaś coś kochaniutka? - I jak szybko mnie zauważyła.
- Tak, że boli mnie kostka. - Jedno kłamstwo nie zaszkodzi.
- Ale... zaraz następne wyjście na wybieg. A w którym miejscu cię boli ta kostka? - zaczęła panikować Beate.
- O... już przestała - uśmiechnęłam się z wyższością do niej.
- No to leć się przebrać. Szybko, raz dwa! - zaczęła rozkazywać piękna Beate.
- Spoko stara... - Niestety, to usłyszała i zmierzyła mnie morderczym wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Na szczęście.
Poszłam jak najszybciej do przebieralni, bo jeszcze by mnie tym strasznym wzrokiem zjadła. Jedno mnie dziwi... W jaki sposób ona ze MNĄ wytrzymuje? Może bierze jakieś tabletki na chorobę o imieniu „Andy”? Jeżeli tak, to powinna się też podzielić z moją mamuśką.
Więc założyłam jakieś szmatki na siebie i pobiegłam, a raczej poturlałam się do wyjścia. I wszystko zaczęło się na nowo... Wydęte usta, kręcące się biodra i tyłek, błyski fleszy i...ops! Zapomniałam zmienić buty. Niby pasują, ale...
No to wreszcie Beate zacznie się na mnie wydzierać.
Bardzo lubię ten moment, w którym zaczyna skrzypieć, tak pod koniec kazania.
Czy to tak strasznie widać, że lubię denerwować ludzi?
Chyba nie... Muszę jeszcze nad tym popracować.
Ale, ale - najpierw powinnam sobie znaleźć nowa ofiarę.
- Dlaczego nie zmieniłaś tych cholernych japonek?! - zaczęło się.
- Bo nie miałam czasu...? Zapomniałam? - Ironia to pierwsza oznaka zbliżającej się kłótni.
- Raz dwa przebrać się i załóż inne buty, bo właśnie kończy się kolejka i za chwilę wychodzisz! - krzyk, pisk i skrzyp.
- A jeżeli nie?
"Zbijesz mnie? A może powiesz mojej mamusi?" Zastanawiam się, czy coś mi zrobi.
- Jeżeli nie... Jeśli nie to nie, ale ja na pewno nie zabiorę cię do Niemiec, jeżeli nie wyjdziesz! - i znów ten skrzyp.
- No to wychodzę - powiedziałam oschle i zaczęłam kierować się do wyjścia z tego cyrku.
- Dokąd idziesz?! - Beate już nie panowała nad sobą.
- Przecież powiedziałaś, że jeżeli nie wyjdę, to nie pojadę do Niemiec... Więc wychodzę, pa. - posłałam całusa w powietrzu i po prostu poszłam.
Kilka minut później siedziałam już w szatni, zbierając swoje rzeczy. Po chwili wyszłam.
Już wiem, co będzie jutro rano. Jak zawsze, poranny telefon z przeprosinami od mojej trenerki. To się nazywa luksus.
Wiem, że jestem pewna siebie, ale za każdym razem scenariusz jest ten sam. Beate chyba szalenie mnie lubi, albo po prostu rozumie, że dzięki mnie, może zajść wysoko. Ja natomiast i bez niej sobie poradzę. Więc czasami zachowuję się skandalicznie. Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie potrafię nad tym zapanować.
A jeżeli nie zadzwoni, to mam inna pracę na oku. Mogę wrócić do bycia tancerką. Nawet mi się to podobało i byłam w tym całkiem niezła.
Wszystko mi jedno. Umiem zadbać o siebie.
W moim domu cicho jak makiem zasiał.
Chyba mamę gdzieś wywiało i podejrzewam, że nie spędza czasu samotnie.
Pomyłka.
Mama miała dzisiaj wyjechać do Hiszpanii na wcześniejsze wakacje. No to wyjechała.
Jakby co, to jeszcze zatelefonuję do niej, aby się upewnić.
Nie, jednak nie będę się musiała upewniać. Zostawiła mi kartkę w sypialni, że wyjechała i wraca za dwa tygodnie.
Czyli mam dom tylko dla siebie. O lepszym obrocie spraw nie mogłam marzyć.
Ale jestem już mądrzejsza, niż wtedy, gdy po raz pierwszy zostałam sama w domu na dłużej. Na pewno nie zrobię żadnej balangi, bo znów się wszyscy upiją i każdy pokój będzie wyglądał jak po przejściu średnich rozmiarów tornado. A sprzątanie zostanie tylko na mojej głowie, bo nikt nie będzie się palił do tego, by pomóc mi w porządkach.
Idę się wykąpać, czuję się nieświeżo po tym pokazie...
No i ta dam...konieec
Jeżeli się spodoba, dodam kolejne części.
A dedykejszyn jest dla...
~ddm
Mod-Falka
Ikuś
Love-Tomuś
Gaga
Juleczka
MarTiT
Merca koffanego
...i dla tych co o nich zapomniałam
Pozdrawiam i całuję
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez CaroLLa xD dnia Piątek 01-09-2006, 15:11, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Jolie
Dołączył: 28 Kwi 2006
Posty: 759
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Wtorek 29-08-2006, 9:50 Temat postu: |
|
|
"łihihihi"(pozwoliłam sobie zacytować xD) dede dla mnie oh jaka kochana jesteś
a teraz przejdę do opowiadania:)
Błedów nigdy no prawie nie zauważam to na ich temat sie nie wypowiem.
Pomysł hmm całkiem fajny (jako że czytam mało opowiadań z takim sie jeszcze nie spotkałam xD)
Wykonanie nawet ladne już czekam na więcej
Pozdrawiam J.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Falka
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 1631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza światów...
|
Wysłany: Wtorek 29-08-2006, 12:26 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za dedykację
Nawet nie wiesz jak mi miło.
A co do podziękowań, to nie masz za co dziękować. Dla mnie to była czysta przyjemność
Błędów w tej części nie widziałam Ach, ta skromność... No, chyba, że są tylko je przeoczyłam.
Ja czekam na te części, których jeszcze nie czytałam. O.o.
Buziak i do następnej części
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mod-Negai
TH FC Forum Team
Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 1797
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w Tobie tyle zła?
|
Wysłany: Wtorek 29-08-2006, 17:09 Temat postu: |
|
|
No.
I chwała Ci kochanie za to.
Wreszcie reaktywacja.
Szanowałam Twoją decyzję o usunięciu, ale mimo wszystko zakuło mnie, gdy to opowiadanie zniknęło.
Ale jest, jest, jest.
I jest dobrze
Bardzo dziękuję za dedykacje, bo to piękny gest
Kocham Cię mój LoFFku.
Czekam co wymyślisz.
Pozdrawiam:
~ddm
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
YaNoU
Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Pod LaTaRnIą <3
|
Wysłany: Wtorek 29-08-2006, 17:16 Temat postu: |
|
|
No to pisze już co sądzę:
Bardzo podoba mi sie opowiadanie i nie wiem w ogóle jak mogłas je wcześniej usunąć!! Dobrze, że je reaktywowałas bo...<cenzura> Będe twoja stałą czytelniczka. Narazie dodałas tylko jednego parta dlatego ocenę za całokształt opka dostaniesz za ukazaniem sie dalszych części. Narazie wstrzymuje sie od jakiejs większej oceny, napisze tylko, że pierwszy part doskonały. Pozdrawiam i całuję. Papa!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
malineczka
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 1135
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Night Club 8)
|
Wysłany: Środa 30-08-2006, 7:15 Temat postu: |
|
|
nie ma błędów opko ogólnie biorąc też w pożądku
co ja tu będe gadać inni lepiej skomentują
czekam na nastepnego parta i trzymam kciuki ;*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
CaroLLa xD
Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ...zapomniałam _-_
|
Wysłany: Środa 30-08-2006, 16:17 Temat postu: |
|
|
No i znowu dodaje
Też poprawiony odcinek.
Mam nadzieję, ze nie ma błędów.
Jak są to prosze je wymienić, a poprawie
Idę się wykąpać, czuję się nieświeżo po tym pokazie...
Zawsze czuję się lepiej po orzeźwiającym, zimnym prysznicu. Zwłaszcza, gdy mam za sobą niezbyt przyjemny dzień. W takich chwilach marzę tylko o tym, żeby pobyć sama. Z dala od znajomych, propozycji spotkań i telefonów. No właśnie... Coś słyszę, tylko, co to jest? Jakaś dziwnie znajoma melodia. Och tak, zapomniałam, że zmieniłam dzwonek w komórce.
Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoni mój przyjaciel, Julius. To właśnie on wciągnął mnie w TO wszystko. Dzięki niemu zostałam modelką. Julius jest doceniany w branży, też pracuje na wybiegu i dzięki jego pomocy, a także kontaktom udało mi się zacząć pracę w znanej agencji modelek. Nawiasem mówiąc, Julius to marzenie prawie każdej mojej znajomej. Właściwie wszystkie dziewczyny, które miały okazję go poznać, traciły dla niego głowę. Cieszę się, że to on jest moim najbliższym przyjacielem. Julius poświęca mi dużo czasu, znosi moje humory jak nikt inny. Jemu mogę się wypłakać w koszulę, wyżalić, zdradzić moje najskrytsze sekrety i marzenia. Ja o nim również wiem dużo, mam wrażenie, że jesteśmy dla siebie powiernikami tajemnic. Julius jest starszy ode mnie o cztery lata, pamiętam jeszcze, jak kilka tygodni temu świętowaliśmy jego dziewiętnaste urodziny. Właściwie, traktuję go jak starszego brata. Już wiele razy mi pomógł, często wyciągał mnie z tarapatów. On sprawia, że wszystkie moje problemy stają się mniejsze i z czasem same znikają. Jeszcze nigdy się na nim nie zawiodłam i... Mam nadzieję, że to się nie zmieni.
- Słucham cię, kochanie? - Wychodzę jednak z założenia, że mały flircik nie zaszkodzi.
- Kochanie? Miło mi...- Oto cały Julius, rozmarzony i oczywiście uroczy.
- No więc... po co dzwonisz? Stęskniłeś się? - Pytań nigdy za wiele.
- Bardzo. Stęskniłem się za tobą i mam dla ciebie wiadomość, ale... - już zamierzałam coś powiedzieć, lecz przerwał mi - ...to nie jest rozmowa na telefon. Będę u ciebie za dziesięć minut. Pa - pożegnał się. Zaczęłam się zastanawiać, o czym on chce ze mną pogadać. Mógłby uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć co nieco przez telefon, ale to przecież Julius. Lubi robić ludziom niespodzianki i za to go lubię.
A tak nawiasem, to jestem w pidżamie... Julius będzie tu za kilka chwil, a ja ciągle mam na sobie moją ukochaną, trochę za dużą pidżamę, która opada mi na stopy i całkiem zakrywa dłonie. Właściwie mogłabym się przebrać, ale... ładnemu we wszystkim ładnie, chyba się mnie nie wystraszy. Przecież tragicznie nie wyglądam.
Puk, puk!
Spojrzałam na zegarek. Czyżby to był Julius? Pięć minut przed czasem?
Dziwne... To do niego nie podobne.
I mam rację, to jednak nie on, tylko mój dawny chłopak, Daniel. Swoją drogą, co ja w nim widziałam? Przecież to głupi, zazdrosny i zarozumiały bogacz, który myśli, że skoro ma mnóstwo pieniędzy, może mieć wszystko. Myli się.
- Cześć - przywitałam się z nim. Daniel rzucił szybkie spojrzenie na moją zbyt dużą pidżamę. Miałam nadzieję, że nie przyszedł w tej sprawie, o której myślałam.
- Muszę ci coś powiedzieć Andy... Ja cię...- a jednak właśnie w tej sprawie się tu zjawił. Oczywiście mu przerwałam, Nie miałam ochoty tego słuchać.
- Daruj sobie, co? Mówiłam ci już, żebyś tu nie przyłaził, bo i tak wszystko przepadło dzięki tobie, Daniel. Do widzenia. - Przywitanie i pożegnanie.
- Ale...- nie zdążył dokończyć, bo zamknęłam mu drzwi przed jego wielką, zapatrzoną w siebie gębą. Staram się być miła dla ludzi, ale kiedy widzę Daniela, w ogóle mi to nie wychodzi. Zresztą, nawet się zbytnio nie staram.
Stał jeszcze przez chwilę przed moimi drzwiami. Przykleiłam się do szyby w drzwiach i zaczęłam pokazywać najróżniejsze miny. Daniel, gdy to zobaczył, stracił nadzieję na rozmowę i odszedł. A zanim ja zdążyłam się od tej szyby odkleić, ujrzałam Juliusa. On uśmiechnął się tylko i położył dłoń na szybie. Puściłam mu oczko i oderwałam twarz od szkła.
Otworzyłam drzwi z wielkim uśmiechem na ustach i rzuciłam mu się na szyję.
Był trochę zdziwiony moim powitaniem, ale gdy powiedziałam o co chodzi, od razu się uśmiechnął.
- Więc, kiedy wraca twoja mama? - Nasza rozmowa, jak zawsze, zaczyna się od pytań, a najczęściej zadaje je Julius.
- Za dwa tygodnie, chyba, że jej się tam spodoba, to nie wróci. Jak ją znam, to się jej na pewno spodoba, więc te dwa tygodnie się przeciągną. Przyjedzie, kiedy się strasznie stęskni. Swoją drogą, może lepiej będzie, jeśli tam zostanie trochę dłużej. Powinnyśmy od siebie chwilę odpocząć - posłałam w jego stronę rozbrajający uśmiech.
- Widać, że kochasz swoją mamę - zauważył, poruszając przy tym brwiami tak, że od razu wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
- No kocham, ale czasem między nami robi się nieznośna atmosfera. A teraz mów, o co chodziło z tą sprawą nie na telefon? - przypomniała mi się nasza rozmowa.
Julius zaczął mi tłumaczyć, o co chodzi. Zrobiło mi się strasznie smutno. Dowiedziałam się, że Julius wyjeżdża za granicę, do
Anglii z rodziną i najprawdopodobniej zostaną tam na dłużej. Na jak długo, wolałam się nie dopytywać, żeby nie usłyszeć "na stałe"...
Pojutrze już go tu nie będzie... Czuję, jak oczy zachodzą mi łzami, ale próbuję nie płakać. Mój przyjaciel wyjeżdża... a co ze mną? On mówi, że są komórki, komputery, Internet, ale wcale mnie to nie podnosi na duchu. Przecież maile nie zastąpią mi prawdziwego Juliusa. Wiedziałam już, że nie powstrzymam łez. Słone kropelki zaczęły spływać po moich zarumienionych policzkach. Julius zaczął mnie tulić do siebie i powtarzać:
- Zobaczysz... wszystko się ułoży i na pewno nie zapomnę o tobie, diabełku...- ale mi to nie wystarczyło. To niesprawiedliwe. Zawsze to co dobre, szybko się kończy.
- Gdybym mógł, to zabrałbym cię ze sobą, ale ty tutaj masz wszystko. Rodzinę, dom, to, co zawsze pragnęłaś czyli sławę... - przerwałam mu, potrząsając głową. - Sława to nie wszystko - wyznałam z goryczą.
- Jeżeli będę miał czas, to odwiedzę cię...
Zapadła cisza... Tak bolesna dla mnie i dla niego. Nigdy nie lubiliśmy ciszy, kiedy byliśmy ze sobą zawsze coś się działo. A teraz... tylko to milczenie zawieszone między nami.
- Nie zapomnisz o mnie? - spytałam niepewnie.
- Słonko... jasne, że nie! Ja o tobie nigdy nie zapomnę! Jesteś moim oczkiem w głowie i nigdy nie było ważniejszych osób od ciebie - uśmiechnęłam się przez łzy, wiedząc, że Julius mówił prawdę. Chłopak przychodził na każde moje zawołanie...
- Więc... Przestańmy o tym myśleć i smucić się, i zróbmy coś sensownego - zobaczyłam iskierki w jego oczach.
- Hm... możemy robić wiele rzeczy - Julius uśmiechnął się i złożył mi na ucho dziwną propozycje. Zachichotałam i zaczęłam go tarmosić i okładać poduszką. On też nie został mi dłużny i począł okładać mnie poduszką. Wojna domowa, a raczej poduszkowa rozpętała się na dobre. Kiedy zrzuciłam go z sofy, on próbował się podnieść, a wówczas ja skorzystałam z okazji i włączyłam wieżę. Muzyka była głośna, ale nam to nie przeszkadzało. Tańczyliśmy z poduszkami i wygłupialiśmy się, jak małe dzieci. W końcu przestaliśmy, co za dużo, to niezdrowo. W czasie tańca z poduszką niebezpiecznie się zachwiałam i... spadłam na sofę. Miałam pecha, że Julius, akurat wtedy podbiegł do mnie z poduszką i trach... upadł na mnie. Zapanowała dziwna atmosfera. Poczułam jak mięśnie mojego ciała napinają się. Jego wargi tak nagle znalazły się niebezpiecznie blisko moich. Po chwili zbliżyły się jeszcze bardziej... Jeszcze milimetr miedzy naszymi ustami i...
Puk, puk!
Kto to?! Kto zniszczył taki piękny nastrój?
Julius zszedł ze mnie i poszłam otworzyć drzwi. Za nimi ujrzałam sąsiadkę.
- Dziecko, ścisz tą muzykę! W całym mieście słychać ten hałas! - dlaczego akurat ona mówi mi takie rzeczy?
- Po co? Ciszy nocnej jeszcze nie ma. Do widzenia - odparłam i zamknęłam drzwi.
Strasznie bałam się wrócić do salonu i Juliusa. Ciekawe, dlaczego chciał to zrobić? Pocałować mnie... Nie mogłam w to jeszcze uwierzyć, przecież byliśmy przyjaciółmi.
Kiedy weszłam do pokoju, Julius siedział na sofie z uśmiechem na twarzy. Spojrzał mi prosto w oczy. Już wiedziałam, że chcę to powtórzyć. Choćbym potem miała tego żałować. Podszedł do mnie i przytulił. Ciągle patrzył w moje oczy... W tej chwili bałam się go, obawiałam się, że jednym głupim ruchem możemy zniszczyć to, co budowaliśmy przez tyle czasu.. Znów zbliżył swoje usta do moich i... Tym razem nikt nie zadzwonił do drzwi. Nasze wargi złączyły się. Prze ułamek sekundy miałam wrażenie, że to nie jest możliwe, a jednak... Całuję się z moim najlepszym przyjacielem!
Oderwałam się od niego jak oparzona i spuściłam wzrok na moje kapcie.
- Wiem, że nie powinniśmy... ale... nie umiałem się opanować i ja po prostu już nie umiem tego dusić w sobie. Ja...ja cię kocham.
Zatkało mnie. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Przecież nie powiem mu tego samego... Nawet nie wiem, czy coś do niego czuję, a poza tym on wyjeżdża... Już wkrótce zniknie z mojego życia. To byłoby bez sensu.
- Ja... Och, nie wiem co powiedzieć Julius... Nie wiem, co do ciebie czuję, ale przecież ty wyjeżdżasz - odparłam, nie patrząc na niego.
- Rozumiem... - w jego głosie zabrzmiał żal. Zrobiło mi się głupio. Czułam, że ta rozmowa nigdzie nas nie zaprowadzi.
- Komm und rette mich... - zaczęłam nucić z bliźniakiem z Tokio Hotel, którego piosenka właśnie popłynęła z głośników.
- Ich verbrenne innelich... - Julius znał tą piosenkę, nauczyłam go jej.
Zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki, przytulając się jak najmocniej.
- Gdybyś nie był moim przyjacielem to... pewnie dałabym ci kosza - wyznałam, próbując się uśmiechnąć.
- Widzisz... mam szczęście - on też się uśmiechnął, po czym wtulił twarz w moje włosy.
- Pamiętaj... ja zawsze tutaj będę. Będę czekać na ciebie...- szepnęłam chłopakowi do ucha i odsunęłam się.
- Wiem i jestem ci za to wdzięczny. Ale masz swoje życie. Bierz z niego to, co najlepsze i nie zawracaj sobie mną głowy.
- Nie umiem tak... Chcę się przekonać co do moich uczuć. Ty jesteś tym, na którym mi zależy. Jeszcze nie wiem, czy to miłość... Może kiedyś... - powoli mój głos słabnął.
- Proszę... nie opuszczaj mnie teraz... - powiedziałam, kiedy Julius był przy drzwiach wyjściowych.
- Wybacz... - podszedł do mnie. Znowu! Znowu to robi. Bawi się ze mną w podchody. Czasem naprawdę go nie znoszę!
- Nie... - nie dokończyłam, ponieważ nasze usta znów się spotkały.
Próbowałam się wyrwać, ale... nie umiałam. Jego siła zawładnęła mną i moim ciałem. Czułam jego ciepło. Na chwilę zapomniałam o wszystkim... Zupełnie, jakby Julius o niczym mi nie powiedział.
Gorzka, wielka, słona łza wypłynęła spod moich powiek.
Zawsze kryłam swoje uczucie... Nigdy się nie poddawałam, chociaż nie zawsze udawało mi się dopiąć swego.
Czasem było gorzej, ale zawsze jakoś to przechodziłam. Nie sama, lecz z Juliusem.
To był mój wielki skarb, którym nigdy z nikim nie chciałam się dzielić. Chłopak był atrakcyjny, zwariowany, czasem marzycielski. Zawsze sprawiedliwy. Po prostu świetny przyjaciel. Gdybym mogła wyjechałabym z nim, ale nie zrobię mu tego. Niech się cieszy wolnością i zapomni o mnie raz na zawsze. Tak będzie lepiej. Dla niego i dla mnie.
- Mam do ciebie wielką prośbę i chcę, abyś ja spełnił - szepnęłam.
- Taak? - Julius chyba się domyślił, o co chodzi.
- Zapomnij o mnie i o tym ile przeszliśmy. Było minęło... Będzie o wiele lepiej, uwierz mi. - spuściłam wzrok w „interesujące” panele, aby nie widział, że mam ochotę wybuchnąć płaczem. "Nie Andy, opanuj się. Nie możesz tego zrobić, nie teraz, nie w tej chwili" myślę, zaciskając pięści.
- Andy nie potrafię i nie chcę o tym zapomnieć. I na pewno nie zerwę kontaktów z tobą, nawet o tym nie myśl - te słowa sprawiły, że poczułam się trochę lepiej.
Spojrzałam w jego bladą twarz i zaczęłam jej się przyglądać, aby zapamiętać najmniejszy skrawek, lecz... chwilę później odszedł. Nie pożegnał się tylko... po prostu wyszedł.
- NIE! NIE! NIE! - zaczęłam krzyczeć, jak opętana i wybuchłam płaczem. Miałam do niego żal, że nie powiedział mi wcześniej o wyjeździe, że zostawia mnie samą.
Nie miałam prawa wściekać się o to, ale nie potrafiłam opanować emocji.
Pośpiesznie wyjrzałam przez szybę w drzwiach, aby go jeszcze zobaczyć i co ujrzałam?
Juliusa stojącego za moją furtką, machającego w moim kierunku. Wiedziałam, że chociaż on wyjeżdża, to nie koniec naszej przyjaźni. Otworzyłam drzwi, chcąc podejść do niego, ale usłyszałam tylko:
- Nigdy cię nie zapomnę... Za bardzo cię kocham diabełku.
I odszedł.
Nigdy mi nic nie mówił o tym, że czuje coś do mnie. Dlaczego wybrał ten moment?
Z jednej strony poczułam się lepiej, gdy to usłyszałam, a z drugiej... Chyba wolałabym, żeby on nigdy tego nie powiedział. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a przyjaciele nie powinni się w sobie zakochiwać.
"Dość, weź się w garść i zacznij żyć bez niego" zganiłam się w myślach.
Nie miałam tylko pewności, czy bez Juliusa sobie poradzę...
Wróciłam do domu i ściszyłam muzykę.
Poszłam do kuchni i próbowałam nalać sobie soku, ale nie udało mi się, ponieważ szklanka wylądowała na ziemi. Nie sprzątnęłam jej, bo znając siebie szybciej bym się pokaleczyła, niż zrobiła porządek. Nic nie widziałam przez łzy, które co raz zatrzymywały się w kącikach ust. Biłam się z myślami i histeryzowałam, dlaczego powiedziałam mu prawdę. Gdybym skłamała, byłoby o wiele lepiej. Czasu nie cofnę... szkoda. Podeszłam do wierzy i wyłączyłam ją. Chwilę później byłam już na górze, w moim pokoju. Spojrzałam na ściany utrzymane w tonacji szaro-niebieskiej, obklejone plakatami. Bardzo lubiłam tu przesiadywać i wpatrywać się w te plakaty. Meble zrobione z drewna, czarna pościel na łóżku. W jednym z kątów pokoju siedział ogromny różowy królik. Był strasznie miły w dotyku i zawsze, kiedy czułam się fatalnie, tuliłam go mocno do siebie. On odganiał moje wszystkie złe myśli. Dostałam go na trzynaste urodziny od... Juliusa. Kiedy przytuliłam misia, poczułam się tak, jakby obok mnie był ten, którego kochałam... i kocham.
„Jutro pójdę do niego i przeproszę...” to była moja pierwsza myśl, kiedy weszłam do pokoju. „Albo nie, nie pójdę... Wolę nie pogarszać sprawy! Ma za swoje!” druga myśl prawie natychmiast zagłuszyła pierwszą.
Trzeciej już nie było, ponieważ podeszłam do okna i zaczęłam przyglądać się gwiazdom i pełni księżyca. Stałam tak jakiś czas, może nawet godzinę, nie mając żadnych myśli w głowie. Była to dla mnie wystarczająca odpowiedź na wszystkie moje wcześniejsze pytania. Czułam się samotna i marzyłam o kimś, kto by mnie przytulił wtedy, kiedy bym tego potrzebowała. Może chciałam, żeby tym kimś był Julius... Sama już nie wiem. To wszystko tak nagle zaczęło się plątać...
Kiedy tak stałam w bezruchu, usłyszałam, jak coś porusza się między krzewami hortensji, rosnącymi pod oknem. Serce podeszło mi do gardła, byłam pewna, że to jakiś włamywacz. Jakże byłam zdumiona, kiedy moim oczom ukazał się, nie złodziej, tylko... kot.
No i jak?
Podobało się?
A....no i de-de
Dla Falki mojej kochanej
Pa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
*:Love_Tomuś:*
Dołączył: 02 Mar 2006
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z dworca z.o.o
|
Wysłany: Środa 30-08-2006, 18:11 Temat postu: |
|
|
Omg... Nawet mnie nie powiadomić? Ale kocham Cię tak
Nie widziałam błędów... Przynajmniej ja... Ale raczej ich nie było
W ogóle chce Ci podziękować za de-de w pierwszej części Normaln9ie koFFam Cię LoFFku
Tak w ogóle to mi się podoba.
No i... i... i...
i...
No.... Kocham Cię, nie?
LoVuśka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
CaroLLa xD
Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ...zapomniałam _-_
|
Wysłany: Piątek 01-09-2006, 15:09 Temat postu: |
|
|
Następny odcinek jest dedykowany Falce mojej kochanej
Odcinki są wydłużone i oczywiście pozmieniane. Nie wiem jakim cudem, ale tak jakbym pisała takie krótkie odcinki to to był by nie 3, ale 7.
Dziekuję tym osobom, które są ze mną i wspierają mnie. Dziękuję...
No to proszę
Zwykły biały kotek w czarne plamki. Gdy go ujrzałam, nie mogłam się powstrzymać i szybko wybiegłam z domu, po czym skierowałam się w stronę zwierzątka. Byłam blisko, ale chyba jemu to nie przeszkadzało, ponieważ po chwili podszedł do mnie. Oczka świeciły mu się, jak małe latarenki. Był bardzo malutki i najwyraźniej młody, nie miał nawet roku. Wzięłam go na ręce i zaniosłam do domu. Dawno temu, jeszcze jako przedszkolak, miałam kotka...
Zaraz po wejściu do mieszkania, zrobiłam legowisko dla małego lwa. Wyjęłam nieduże szklane miski, do pierwszej wlałam mleko, a do drugiej włożyłam kawałki pasztetu.
- Myślę, że na razie ci to wystarczy - powiedziałam do kotka, który wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem.
Położyłam wyżywienie w kuchni, obok „łóżka” zwierzątka.
Kiedy tak na niego spojrzałam, coś mi wpadło do głowy. Zdałam sobie sprawę z tego, że on nie ma imienia. Zaczęłam myśleć nad jakąś nazwą, bo przecież nie mogę mówić na niego "Kotku". Usiadłam przy stole w kuchni i myślałam. Na małej kartce wypisałam wstępne propozycje; Tygrys, Kitty, Krowa, Bzyku, Plama, Diabeł, Kitka, Ziutek, Kurwiszon, Bogdan, Tereska...
Jak zwykle mam dylemat, jeśli chodzi o wybranie jednej rzeczy spośród innych.
- No to tak...Tygrys odpada, bo nie pasuje do ciebie... yyyyy, Krowa też, Plama nie, Kitka nie, Ziutek...hm...mogłoby być, ale nie... - zastanawiałam się na głos - ...Bogdan i Tereska nie... No to teraz Kurwiszon, Diabeł czy Kitty?- wciąż mówiłam do siebie.
Po kilku minutach wahania, wybrałam opcję "Diabeł". To do niego pasuje, bo właśnie zaczął grzebać w doniczce z kwiatkami.. A teraz doniczka się przewróciła i cała podłoga pokryta jest ziemią. Kot też. Czyli imię pasuje jak ulał, Diabeł jest teraz cały czarny i faktycznie wygląda, jak mieszkaniec piekieł.
- No Diabełku, czeka cię kąpiel - powiedziałam, a zaraz potem kot rzucił się mnie, wbijając pazurki w moje ubranie.
Zaczęłam się wydzierać w niebogłosy, bo jego małe pazurki są naprawdę niesamowicie ostre. Bolało koszmarnie, ale opanowałam się i wzięłam go na ręce. Kotek od razu się uspokoił i wtulił w moją szyję. Zaczęłam go głaskać za uszami, a ten odwdzięczał się i mruczał z zadowoleniem. Usiadłam z nim na kanapie, a on ciągle leżał niewzruszony przy mojej szyi. Miałam złe przeczucia, ale podobno przeczuciami nie powinno się przejmować.
- Diable jeden... najpierw mi doniczkę wziąłeś i przewróciłeś, a teraz spokojnie leżysz. Pewnie zaraz zrobisz coś innego - kiedy tylko skończyłam to mówić, kot ugryzł mnie w szyję.
W pierwszym momencie pomyślałam sobie, że powinnam dać mu na imię Wampir. Ale w gruncie rzeczy... koty mają to do siebie, że czasem gryzą i drapią właściciela i trzeba się do tego przyzwyczaić. W końcu położyłam kota na kanapie i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Na miejscu okazało się, że coś jest nie tak. No dobra, cała łazienka była nie w porządku, wyglądała jak po przejściu małego tornado. W kabinie prysznicowej poprzewracane były wszystkie butelki z szamponami, odżywkami i podobnymi rzeczami, gąbki do mycia porozrywane, w moim koszyczku na spinki, frotki i dodatki do fryzur panował totalny chaos. Wszystko porozciągane i obślinione. A na samym środku łazienki widniały odchody jakiegoś (łatwo zgadnąć jakiego) zwierzaka.
- DIABEŁ!!! - krzyknęłam w przypływie złości.
Wróciłam do salonu, ale kota już w nim nie zastałam. Właściwie wiedziałam, gdzie mogę się go spodziewać, ale wolałam obejrzeć najpierw całe mieszkanie, żeby zobaczyć, czy nie narobił innych szkód. Zwiedzanie pokoi nie wykazało obecności Diabła, porządek był niemal wzorowy.
Okazało się, że kot polubił mój pokój. Kiedy tam weszłam, on spał sobie grzecznie na moim łóżku. I niczego nie zepsuł.
Po prostu kocham tego Diabełka... tylko dlaczego wydobywa się to z moich ust tak jakoś... niezbyt przekonująco? Znowu czuję, że on mi się jeszcze da we znaki.
Chociaż, kiedy tak leżał słodko i spał, wydawał mi się całkiem sympatyczny. W pewnej chwili pomyślałam o tym, żeby go oddać mamie, gdy wróci z Hiszpanii, ale rozmyśliłam się. Jaki by nie był, to mój kot i zostanie ze mną. W pewnym sensie pasujemy do siebie. On jest niesforny i rozrabia jak tylko może, a ja mam wredny charakter i często wpadam w sam środek najróżniejszych kłopotów. Tak, jesteśmy dla siebie stworzeni.
Pozwoliłam mu spać na moim łóżku i weszłam na balkon. Zawsze tu jestem, ilekroć potrzebuję chwili wytchnienia i ciszy. Patrzyłam na ulicę, kiedy nagle pod nasz dom zajechała taksówka. Na początku myślałam, że kobieta, która wysiadła z samochodu to moja matka. Ale później oprzytomniałam i dotarło do mnie, że moja rodzicielka spędza teraz czas w innym kraju. "Masz omamy, idź spać" poradził mi jakiś cichy głosik w mojej głowie. Pomyślałam, że to najlepsze wyjście i wróciłam do pokoju. Ubrałam moją ukochaną pidżamę z Kubusiem Puchatkiem, którą kiedyś kupił mi Julius, tak dla żartu i już miałam wskoczyć na łóżku, gdy zobaczyłam kota... No tak, nie ja jedna jestem śpiąca.
- Posuń się, Diabeł - powiedziałam do kota, ale on nawet mnie nie usłyszał.
Położyłam się więc obok niego i zaczęłam go głaskać. Całkiem przyjemni śpi się z kotem. Zwłaszcza z takim ciepłym i miłym w dotyku. W pewnej chwili poczułam jego pyszczek na mojej szyi. Najpierw myślałam, że znowu chce mnie ugryźć, ale on tylko zamruczał i spał dalej. Chyba chciał mnie przeprosić za swoje grzechy. Przynajmniej on czasem sprawia wrażenie dobrze wychowanego.
Następnego dnia zostałam obudzona przez telefon o skandalicznie wczesnej porze. To moja komórka. Numer nieznany. Nie miałam ochoty odbierać, zwłaszcza tak wcześnie, ale w końcu wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo? - wychrypiałam do telefonu.
- Andy?
- Nie, wróżka - odparłam ironicznie.
- Przepraszam pomyłka.
- Żartowałam, to ja - powiedziałam szybko, rozpoznając w końcu głos pani Beate.
- No więc... Przepraszam... Poniosło mnie wczoraj na tym wybiegu.
- Nie ma sprawy, każdemu się zdarza. Ja też byłam niezbyt w porządku... - ja to powiedziałam? Nie wierzę, że mogłam być aż tak miła.
- No tak... To będziesz dzisiaj na próbie?
- Będę, jak zwykle.
- Okay. Próba zaczyna się o 13:15. Do zobaczenie.
- Tak, do widzenia - zakończyłam rozmowę. Ja byłam uprzejma... Niemożliwe. Może zaczęłam dorastać?
Rozmowa przebiegła pokojowo, ale mnie przyjemnie będzie, gdy dowie się o wszystkim moja mama. Bo, że Beate jej powie o wszystkim, tego jestem pewna. Coś się wymyśli na usprawiedliwienie, jeszcze mam trochę czasu. Pełna nadziei, skierowałam się do kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie.
Niewiele rzeczy miałam do wyboru, właściwie oprócz płatków kukurydzianych z mlekiem nie było nic.
Już miałam się zabrać za jedzenie, gdy telefon znowu zaczął dzwonić. Zwariowali dzisiaj wszyscy, czy jak? Dzwoniła mama, więc wolałam nie odbierać. Pewnie już wie o wczorajszym i chce mi powiedzieć co o tym myśli. Dziękuję, powie mi to i tak, kiedy wróci. Dwa razy nie będę słuchać jednego kazania.
No, ale skoro byłam już u siebie w pokoju, postanowiłam się ubrać. Założyłam jeansowe rybaczki, czarny T-Shirt z nadrukiem mojego imienia i przygotowałam moje kochane czarne balerinki z mini szpilką. W między czasie zrobiłam sobie makijaż i zeszłam na posiłek. W kuchni wyszło na jaw, że nie mam już czego jeść.
- Diabeł, ty pasożycie jeden! Moje płatki! - zaczęłam wydzierać się na kota
- Miaaaaał... - zwierzak wydobył z siebie jęk, mówiący "Dziękuję za śniadanie, jest pyszne" i ponownie wpakował pyszczek do miski.
Boże, przecież ja zapomniałam mu naszykować jedzenia i nie ma mleka w misce.
Biedny koteczek. Pewnie umiera z głodu. Idę mu nalać mleka i dać kawałki jakichś wędlin.
Miałam sobie też zrobić coś do jedzenia, ale kiedy spojrzałam na zegarek, okazało się, że jestem spóźniona. Najwyżej zjem coś na mieście.
Zamknęłam drzwi na klucz i w podskokach pomaszerowałam do sali prób.
Kiedy weszłam do sali okazało się, że innych dziewczyn jest wyjątkowo dużo. Zauważyłam kilka twarzy, których wyjątkowo nie znoszę. Spokojnie... wdech, wydech, trzeba być opanowanym.
- A to jest nasza Andy! - jakaś babsztyl krzyknął do mikrofonu na powitanie.
- Hej! - odparłam kwaśno i podeszłam do jednej z dziewczyn.
- Siedzisz na moim miejscu - opanowałam się i spokojnie powiedziałam co i jak.
- I co z tego? - zapytała dziewczyna, wyjątkowo niemiłym głosem.
- Zaraz się dowiesz - obiecałam, zaciskając pięści ze złości.
Wzięłam głęboki wdech i potrząsnęłam dziewczyną kilka razy, zrzucając ją z mojego krzesła. Okazało się, że naszej rozmowie przysłuchiwały się inne dziewczyny, które zaraz podzieliły się na dwa obozy. Jedno ze stronnictw stanęło po mojej stronie, drugi obóz bronił tej wrednej dziewczyny. Rozpętała się mała bitwa, która zakończyła się, gdy tylko trenerka weszła do sali. Wówczas wszystkie zamieniłyśmy się w aniołki. A ja, znudzona obserwowałam, jak na salę weszło kilku chłopaków. Spojrzałam na nich podejrzliwie i przyszło mi do głowy, że nie powinno ich tu być. Stwierdziłam, że raz się żyje i weszłam na scenę. Oczywiście pani Beate zobaczyła to.
- Andy, wróć na miejsce! - upomniała mi.
- Już, momencik - powiedziałam z uśmiechem.
- Proszę cię... - warknęła, usiłując zachować spokój.
- Zaraz. - odrzekłam i podeszłam do mikrofonu.
- Dzień dobry, nazywam się Andy - palnęłam na wstępie. - A tych czterech typków prosimy o wyjście z sali - dodałam ze słodkim uśmiechem.
Z satysfakcją zeszłam ze sceny, patrząc jak ci czterej natychmiast znikają.
Zwykły biały kotek w czarne plamki. Gdy go ujrzałam, nie mogłam się powstrzymać i szybko wybiegłam z domu, po czym skierowałam się w stronę zwierzątka. Byłam blisko, ale chyba jemu to nie przeszkadzało, ponieważ po chwili podszedł do mnie. Oczka świeciły mu się, jak małe latarenki. Był bardzo malutki i najwyraźniej młody, nie miał nawet roku. Wzięłam go na ręce i zaniosłam do domu. Dawno temu, jeszcze jako przedszkolak, miałam kotka...
Zaraz po wejściu do mieszkania, zrobiłam legowisko dla małego lwa. Wyjęłam nieduże szklane miski, do pierwszej wlałam mleko, a do drugiej włożyłam kawałki pasztetu.
- Myślę, że na razie ci to wystarczy - powiedziałam do kotka, który wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem.
Położyłam wyżywienie w kuchni, obok „łóżka” zwierzątka.
Kiedy tak na niego spojrzałam, coś mi wpadło do głowy. Zdałam sobie sprawę z tego, że on nie ma imienia. Zaczęłam myśleć nad jakąś nazwą, bo przecież nie mogę mówić na niego "Kotku". Usiadłam przy stole w kuchni i myślałam. Na małej kartce wypisałam wstępne propozycje; Tygrys, Kitty, Krowa, Bzyku, Plama, Diabeł, Kitka, Ziutek, Kurwiszon, Bogdan, Tereska...
Jak zwykle mam dylemat, jeśli chodzi o wybranie jednej rzeczy spośród innych.
- No to tak...Tygrys odpada, bo nie pasuje do ciebie... yyyyy, Krowa też, Plama nie, Kitka nie, Ziutek...hm...mogłoby być, ale nie... - zastanawiałam się na głos - ...Bogdan i Tereska nie... No to teraz Kurwiszon, Diabeł czy Kitty?- wciąż mówiłam do siebie.
Po kilku minutach wahania, wybrałam opcję "Diabeł". To do niego pasuje, bo właśnie zaczął grzebać w doniczce z kwiatkami.. A teraz doniczka się przewróciła i cała podłoga pokryta jest ziemią. Kot też. Czyli imię pasuje jak ulał, Diabeł jest teraz cały czarny i faktycznie wygląda, jak mieszkaniec piekieł.
- No Diabełku, czeka cię kąpiel - powiedziałam, a zaraz potem kot rzucił się mnie, wbijając pazurki w moje ubranie.
Zaczęłam się wydzierać w niebogłosy, bo jego małe pazurki są naprawdę niesamowicie ostre. Bolało koszmarnie, ale opanowałam się i wzięłam go na ręce. Kotek od razu się uspokoił i wtulił w moją szyję. Zaczęłam go głaskać za uszami, a ten odwdzięczał się i mruczał z zadowoleniem. Usiadłam z nim na kanapie, a on ciągle leżał niewzruszony przy mojej szyi. Miałam złe przeczucia, ale podobno przeczuciami nie powinno się przejmować.
- Diable jeden... najpierw mi doniczkę wziąłeś i przewróciłeś, a teraz spokojnie leżysz. Pewnie zaraz zrobisz coś innego - kiedy tylko skończyłam to mówić, kot ugryzł mnie w szyję.
W pierwszym momencie pomyślałam sobie, że powinnam dać mu na imię Wampir. Ale w gruncie rzeczy... koty mają to do siebie, że czasem gryzą i drapią właściciela i trzeba się do tego przyzwyczaić. W końcu położyłam kota na kanapie i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Na miejscu okazało się, że coś jest nie tak. No dobra, cała łazienka była nie w porządku, wyglądała jak po przejściu małego tornado. W kabinie prysznicowej poprzewracane były wszystkie butelki z szamponami, odżywkami i podobnymi rzeczami, gąbki do mycia porozrywane, w moim koszyczku na spinki, frotki i dodatki do fryzur panował totalny chaos. Wszystko porozciągane i obślinione. A na samym środku łazienki widniały odchody jakiegoś (łatwo zgadnąć jakiego) zwierzaka.
- DIABEŁ!!! - krzyknęłam w przypływie złości.
Wróciłam do salonu, ale kota już w nim nie zastałam. Właściwie wiedziałam, gdzie mogę się go spodziewać, ale wolałam obejrzeć najpierw całe mieszkanie, żeby zobaczyć, czy nie narobił innych szkód. Zwiedzanie pokoi nie wykazało obecności Diabła, porządek był niemal wzorowy.
Okazało się, że kot polubił mój pokój. Kiedy tam weszłam, on spał sobie grzecznie na moim łóżku. I niczego nie zepsuł.
Po prostu kocham tego Diabełka... tylko dlaczego wydobywa się to z moich ust tak jakoś... niezbyt przekonująco? Znowu czuję, że on mi się jeszcze da we znaki.
Chociaż, kiedy tak leżał słodko i spał, wydawał mi się całkiem sympatyczny. W pewnej chwili pomyślałam o tym, żeby go oddać mamie, gdy wróci z Hiszpanii, ale rozmyśliłam się. Jaki by nie był, to mój kot i zostanie ze mną. W pewnym sensie pasujemy do siebie. On jest niesforny i rozrabia jak tylko może, a ja mam wredny charakter i często wpadam w sam środek najróżniejszych kłopotów. Tak, jesteśmy dla siebie stworzeni.
Pozwoliłam mu spać na moim łóżku i weszłam na balkon. Zawsze tu jestem, ilekroć potrzebuję chwili wytchnienia i ciszy. Patrzyłam na ulicę, kiedy nagle pod nasz dom zajechała taksówka. Na początku myślałam, że kobieta, która wysiadła z samochodu to moja matka. Ale później oprzytomniałam i dotarło do mnie, że moja rodzicielka spędza teraz czas w innym kraju. "Masz omamy, idź spać" poradził mi jakiś cichy głosik w mojej głowie. Pomyślałam, że to najlepsze wyjście i wróciłam do pokoju. Ubrałam moją ukochaną pidżamę z Kubusiem Puchatkiem, którą kiedyś kupił mi Julius, tak dla żartu i już miałam wskoczyć na łóżku, gdy zobaczyłam kota... No tak, nie ja jedna jestem śpiąca.
- Posuń się, Diabeł - powiedziałam do kota, ale on nawet mnie nie usłyszał.
Położyłam się więc obok niego i zaczęłam go głaskać. Całkiem przyjemni śpi się z kotem. Zwłaszcza z takim ciepłym i miłym w dotyku. W pewnej chwili poczułam jego pyszczek na mojej szyi. Najpierw myślałam, że znowu chce mnie ugryźć, ale on tylko zamruczał i spał dalej. Chyba chciał mnie przeprosić za swoje grzechy. Przynajmniej on czasem sprawia wrażenie dobrze wychowanego.
Następnego dnia zostałam obudzona przez telefon o skandalicznie wczesnej porze. To moja komórka. Numer nieznany. Nie miałam ochoty odbierać, zwłaszcza tak wcześnie, ale w końcu wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo? - wychrypiałam do telefonu.
- Andy?
- Nie, wróżka - odparłam ironicznie.
- Przepraszam pomyłka.
- Żartowałam, to ja - powiedziałam szybko, rozpoznając w końcu głos pani Beate.
- No więc... Przepraszam... Poniosło mnie wczoraj na tym wybiegu.
- Nie ma sprawy, każdemu się zdarza. Ja też byłam niezbyt w porządku... - ja to powiedziałam? Nie wierzę, że mogłam być aż tak miła.
- No tak... To będziesz dzisiaj na próbie?
- Będę, jak zwykle.
- Okay. Próba zaczyna się o 13:15. Do zobaczenie.
- Tak, do widzenia - zakończyłam rozmowę. Ja byłam uprzejma... Niemożliwe. Może zaczęłam dorastać?
Rozmowa przebiegła pokojowo, ale mnie przyjemnie będzie, gdy dowie się o wszystkim moja mama. Bo, że Beate jej powie o wszystkim, tego jestem pewna. Coś się wymyśli na usprawiedliwienie, jeszcze mam trochę czasu. Pełna nadziei, skierowałam się do kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie.
Niewiele rzeczy miałam do wyboru, właściwie oprócz płatków kukurydzianych z mlekiem nie było nic.
Już miałam się zabrać za jedzenie, gdy telefon znowu zaczął dzwonić. Zwariowali dzisiaj wszyscy, czy jak? Dzwoniła mama, więc wolałam nie odbierać. Pewnie już wie o wczorajszym i chce mi powiedzieć co o tym myśli. Dziękuję, powie mi to i tak, kiedy wróci. Dwa razy nie będę słuchać jednego kazania.
No, ale skoro byłam już u siebie w pokoju, postanowiłam się ubrać. Założyłam jeansowe rybaczki, czarny T-Shirt z nadrukiem mojego imienia i przygotowałam moje kochane czarne balerinki z mini szpilką. W między czasie zrobiłam sobie makijaż i zeszłam na posiłek. W kuchni wyszło na jaw, że nie mam już czego jeść.
- Diabeł, ty pasożycie jeden! Moje płatki! - zaczęłam wydzierać się na kota
- Miaaaaał... - zwierzak wydobył z siebie jęk, mówiący "Dziękuję za śniadanie, jest pyszne" i ponownie wpakował pyszczek do miski.
Boże, przecież ja zapomniałam mu naszykować jedzenia i nie ma mleka w misce.
Biedny koteczek. Pewnie umiera z głodu. Idę mu nalać mleka i dać kawałki jakichś wędlin.
Miałam sobie też zrobić coś do jedzenia, ale kiedy spojrzałam na zegarek, okazało się, że jestem spóźniona. Najwyżej zjem coś na mieście.
Zamknęłam drzwi na klucz i w podskokach pomaszerowałam do sali prób.
Kiedy weszłam do sali okazało się, że innych dziewczyn jest wyjątkowo dużo. Zauważyłam kilka twarzy, których wyjątkowo nie znoszę. Spokojnie... wdech, wydech, trzeba być opanowanym.
- A to jest nasza Andy! - jakaś babsztyl krzyknął do mikrofonu na powitanie.
- Hej! - odparłam kwaśno i podeszłam do jednej z dziewczyn.
- Siedzisz na moim miejscu - opanowałam się i spokojnie powiedziałam co i jak.
- I co z tego? - zapytała dziewczyna, wyjątkowo niemiłym głosem.
- Zaraz się dowiesz - obiecałam, zaciskając pięści ze złości.
Wzięłam głęboki wdech i potrząsnęłam dziewczyną kilka razy, zrzucając ją z mojego krzesła. Okazało się, że naszej rozmowie przysłuchiwały się inne dziewczyny, które zaraz podzieliły się na dwa obozy. Jedno ze stronnictw stanęło po mojej stronie, drugi obóz bronił tej wrednej dziewczyny. Rozpętała się mała bitwa, która zakończyła się, gdy tylko trenerka weszła do sali. Wówczas wszystkie zamieniłyśmy się w aniołki. A ja, znudzona obserwowałam, jak na salę weszło kilku chłopaków. Spojrzałam na nich podejrzliwie i przyszło mi do głowy, że nie powinno ich tu być. Stwierdziłam, że raz się żyje i weszłam na scenę. Oczywiście pani Beate zobaczyła to.
- Andy, wróć na miejsce! - upomniała mi.
- Już, momencik - powiedziałam z uśmiechem.
- Proszę cię... - warknęła, usiłując zachować spokój.
- Zaraz. - odrzekłam i podeszłam do mikrofonu.
- Dzień dobry, nazywam się Andy - palnęłam na wstępie. - A tych czterech typków prosimy o wyjście z sali - dodałam ze słodkim uśmiechem.
Z satysfakcją zeszłam ze sceny, patrząc jak ci czterej natychmiast znikają.
Bye
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|